Bodaj najsłynniejszą w świecie subkulturą młodzieżową był ruch dzieci-kwiatów, zrodzony na początku lat sześćdziesiątych. Potocznie nazywano ich hippisami. W Stanach Zjednoczonych, jak grzyby po deszczu, powstały hippisowskie komuny ze swoim pogodnym nastawieniem do świata i ludzi. Po dziś dzień ruch ten ma na świecie wielu zwolenników. Wprawdzie prawdziwych hippisów jest już niewielu, jednak nadal wśród nas żyją ci, którym bliskie są idee dzieci-kwiatów. Wielu dorosłych, statecznych ludzi nadal w głębi serca czuje się hippisami. Oni długo jeszcze pamiętać będą hasła, które przyświecały podkulturze: Make Love not War (Czyńmy miłość, nie wojnę) czy All People are One (Wszyscy ludzie są jednością). Określenie hippis wywodzi się z angielskiego "to be hip" - czyli żyć na bieżąco, dniem dzisiejszym. Do Polski ruch hippisowski przywędrował w latach siedemdziesiątych. Gazety pisały wtedy o wzmożonych ucieczkach dzieci z domów. Hippisem nazywano każdego, kto nosił długie włosy, kolorowe zwiewne szatki i wiedział, czym są narkotyki. Jednak tak naprawdę niewielu było w Polsce prawdziwych hippisów. Olbrzymia większość sympatyzowała z ruchem jedynie podczas dwóch wakacyjnych miesięcy. Ponieważ hippisi gloryfikowali używanie środków odurzających, przez wiele lat nad Wisłą hippis był synonimem narkomana. Trochę niesłusznie. Znaczna część pospolitych narkomanów do połowy lat osiemdziesiątych chętnie dopisywała ideologię dzieci-kwiatów do brania środków odurzających. Szczyt rozwoju subkultury hippisowskiej w Polsce przypada na połowę lat siedemdziesiątych jednak dopiero kilka lat później ruch ten ujawnił swoje drugie oblicze - walkę o pokój. W Stanach Zjednoczonych pacyfizm był jednym z podstawowych filarów ideologii hippisów. To oni organizowali największe demonstracje pokojowe przeciwko wojnie w Wietnamie i zbrojeniom atomowym. W Polsce największą pokojową demonstrację hippisi urządzili w 1981 roku. Odbył się pod hasłem: "Człowiek nie może jednocześnie planować wojny i pokoju". Wkrótce potem ruch zaczął obumierać, a ponoć ostatnich hippisów widziano na pierwszych rockowych festiwalach w Jarocinie. Obecnie do najbardziej znaczących należą metalowcy, punkowcy i skini.
Raperzy - podobnie jak punki nie akceptują rzeczywistości w jakiej muszą żyć. O ile jednak ci pierwsi odgrywają rolę obrażonych na wszystko i wszystkich, raperzy są bardziej praktyczni. Zbuntowani przeciwko mieszczańskim konwenansom, próbują nagiąć je do swoich potrzeb. A to w ich wydaniu oznacza wykorzystywanie na wszelkie sposoby "bogatych frajerów". Największe skupiska raperów działają w blokowych, peryferyjnych dzielnicach wielkich miast, tzw. "sypialniach". Najłatwiej ich poznać po prowokujących strojach i wulgarnym słownictwie. Ich naczelnym hasłem jest niesforność i indywidualizm.
Heavymetalowcy - z długimi, sięgającymi niekiedy do pasa włosami, podobni są do hippisów. Noszą obcisłe, czarne dżinsy i adidasy, a do tego motocyklowe skórzane kurtki koniecznie z wizerunkami swoich ulubionych zespołów. Częstym motywem ich stroju jest trupia czaszka, przejawiająca się w każdej formie: rysunek, brelok lub znaczek. Łączą ich upodobania muzyczne. Nie mają żadnej "ideologii", jeśli rozrabiają (a dzieje się to coraz częściej), to zwykle bez żadnego powodu, po prostu tak dla hecy. Zbierają się na koncertach rockowych, podczas których piją alkohol i tańczą. Niektórzy z nich lubią prowokować bójki.
Skinheadzi - nazwa pochodzi z języka angielskiego i oznacza ostrzyżone, łyse głowy. Skupiają w sobie najgorsze cechy: wulgaryzm, szowinizm i agresję. Grupy skinów rządzą się własnymi, okrutnymi prawami. Nie ma "dobrych" skinów - kto jest zbyt miękki lub łagodny, musi odejść. Subkultura ta nie wytworzyła żadnej własnej ideologii i nieudolnie podszywa się pod już znane nurty jak faszyzm i nacjonalizm, aby w ten sposób uzasadnić swoją agresję. Zresztą większość policjantów twierdzi, że skini biją dla samego bicia... i to jest cała ich filozofia. Ich wygląd już z założenia ma budzić strach - dobrze zbudowani chłopcy o wysportowanej sylwetce, włosy ogolone (niekiedy krótki jeżyk) tak, aby nie przeszkadzały w walce. Czapki z dużym daszkiem (koloru zielonego lub niebieskiego), zwykle kurtki dżinsowe bez żadnych napisów, pas wojskowy lub inny szeroki bez ćwieków, spodnie wąskie typu "rurki", zawinięte 2-3 centymetry nad butami. Obuwie wysokie, typu wojskowego wiązane na sznurowadła, podkoszulka oraz elastyczne szelki. Spotyka się także skinów w butach "masters" - są to półbuty na grubej, ciężkiej podeszwie. Nieodłącznym atrybutem ich ubioru są kurtki flayersy (używane m.in. przez amerykańskich lotników w czasie operacji "Pustynna Burza") - czarne, bordo lub zielone. Najistotniejszym ich elementem jest mała kieszonka na lewym ramieniu i obowiązkowo - pomarańczowa podszewka. Przeciętny skin nie toleruje nikogo, kto różni się od "normalnego" społeczeństwa - głównie przedstawicieli innych subkultur młodzieżowych. Cechuje ich antyklerykalizm i bezkompromisowy rasizm. Dlatego "prawdziwy" skin musi być silny, Odważny, dumny i gotowy do walki, a przede wszystkim - odporny na cierpienia. Stąd mają na ciele liczne ślady po samookaleczeniach, i tatuaże, np. "Adolf Hitler", "SS", trupie czaszki i pająki. Niemal zawsze występują w zorganizowanych grupach, stosując przemoc. W walce posługują się nożami, brzytwami, żyletkami, nunczakami, pałkami i łańcuchami. Często podczas "akcji" zakładają na twarz kominiarki. W odróżnieniu od wielu innych subkultur nie upijają się i nie narkotyzują. Ich ulubionym trunkiem jest piwo. Pierwsi polscy skini pojawili się na początku lat osiemdziesiątych na festiwalu w Jarocinie. Początkowy kult Hitlera i faszyzmu, z biegiem lat ewaluował w kierunku polskiego nacjonalizmu i hasła: "Polska dla Polaków". Początkowo prawie trzy czwarte skinów rekrutowało się z młodzieży robotniczej. Od roku 1993 jest wśród nich coraz więcej młodzieży z renomowanych szkół średnich, dzieci oficerów wojska i policji. Ich liczbę szacuję się w Polsce na 20-25 tysięcy osób, najliczniejsze grupy działają w Gdańsku, Łodzi, na Śląsku i w Warszawie. Skini nienawidzą narkotyków, narkomanów i fanów disco-polo. Ich odwiecznym wrogiem są punkowcy, metalowcy, depeszowcy i wszystkie odłamy "odlotowej młodzieży". Bardzo dbają o kondycje fizyczną ćwicząc w siłowniach, klubach karate, uczestnicząc w obozach przetrwania. Coraz częściej zapowiadają "czyszczenie miast" a ich ofiarami mają być bezdomni, kalecy i kolorowi...
Sataniści - na świecie uznani za niebezpieczną sektę, w Polsce postrzegani również jako subkultura - noszą na złotym lub srebrnym łańcuszku czarny i odwrócony krzyż, witają się pozdrowieniem "Ave Satana", lubią muzykę black-metal, znęcają się nad zwierzętami, niszczą miejsca kultu religijnego, lubią duże porcje alkoholu. Wyłonili się z heavy-metalu. Ubierają się w dżinsy i obowiązkowo czarne podkoszulki. Sataniści działają w Polsce co najmniej od dziesięciu lat. Głoszą hasła zniszczenia i czynienia zła. Niektóre z nich przekazywane są w tekstach piosenek heavy-metalowych lub filmach horrorach. Tradycyjny satanizm neguje powszechnie obowiązujące wartości religijne i etyczne propagując w zamian życie tylko dla własnej przyjemności, pobudza żądzę władzy i zemsty. Podczas rytualnych spotkań - tych niby nabożeństw, oddawana jest część szatanowi poprzez picie alkoholu, zażywanie narkotyków, dręczenie zwierząt.
Główne elementy kultu satanistycznego to: 1.pentagram, odwrócony krzyż, rysunek swastyki na torbach, ubraniu zewnętrznym lub noszonej biżuterii; 2.zeszyty i notatniki zawierające opisy rytuałów, zaklęć i teksty przysięgi, książki z zakresu "czarnej magii"; 3.dekorowanie pomieszczeń, gdzie gromadzą się wyznawcy czarnymi tkaninami i symbolami okultystycznymi. Rodowód satanistów wiąże się z wydaniem w 1966 roku tzw. "Czarnej Biblii". Jej autor, Węgier - Anton Szandor La Vey zawarł w niej dziesięć przykazań, stanowiących po dziś dzień podstawę działalności i ideologii satanistów. Uważają, że światem rządzi zło, a szatan jest jedynym elementem sprawczym tego wszystkiego, co dzieje się na świecie ( wojen, zbrodni, egoizmu ). Twierdzą, że nie ma Boga. Celebrują "czarne msze", podczas których składają ofiary z czarnej kury, kota, gołębia itp. Bezczeszczą groby, znęcają się nad zwierzętami i celowo obrażają uczucia religijne innych ludzi. Magiczną liczbą jest 666, stąd największe ofiary poświęcają każdego roku 6 czerwca o godzinie 6 rano. Na kurtkach noszą pięcioramienne gwiazdy i odwrócone krzyże oraz wizerunki diabła lub kozła.
Rockersi - miłośnicy motocykli, którzy ubierają się w skórzane buty i czarne kurtki z napisami: "SS", "WAR", "WEHRMAHT". Naczelną ich dewizą jest kult siły, co dobitnie wyraża hasło: "Jesteśmy kimś tylko dlatego, że ludzie się nas panicznie boją".
Szalikowcy - radykalne grupy kibiców piłkarskich, których najłatwiej poznać po szalikach, czapkach i podkoszulkach z nazwami ulubionych klubów. Doskonale zorganizowani podczas wszelkich imprez sportowych, często noszą przy sobie różne niebezpieczne narzędzia.
Official Hooligans (Oficjalni Chuligani) - cechuje ich wyjątkowa solidarność. Są agresywni, brutalni, nadużywają mocnych alkoholi, często są sprawcami kradzieży, rozbojów i napadów. Ubiorem nie wyróżniają się niczym szczególnym spośród innych ludzi.
Jumole - na pierwszy rzut oka to tylko drobni przestępcy, choć w niektórych regionach Polski jest to wręcz sposób życia tych młodych ludzi. Jumole kradną, żeby żyć, żyją żeby kraść. Nieznana jest liczba młodych ludzi mieszkających w Polsce północnej i zachodniej, która z kradzieży w niemieckich sklepach uczyniła sobie stałe źródło dochodu. Wielu z nich to młodzież dotychczas nie karana, pochodząca z tzw. przeciętnych domów. Kochają drogie samochody, eleganckie ubrania, modne dyskoteki, restauracje, drogie alkohole. Na te wszystkie zachcianki "zarabiają" kradnąc w Niemczech artykuły spożywcze i przemysłowe. Dobre jest wszystko co ma jakąś wartość materialną. Towar sprzedają później paserom za najwyżej połowę rzeczywistej wartości. Od kilku miesięcy przyszły ciężkie czasy dla jumoli. Niemieckie i polskie służby graniczne wzmogły kontrolę młodych Polaków przekraczających granicę.
Faszyści - wzorują się na ugrupowaniach neofaszystowskich, działających w krajach Europy Zachodniej, choć - jak wynika z ustaleń policji - od kilku lat nie tworzą zwartej podkultury. Głoszą kult siły i przemocy. W związku z tym stosują szantaż i zmuszają innych do upokarzających zachowań. Propagują również kult Hitlera twierdząc, że za jego władzy to był dopiero porządek. Preferują mundury hitlerowskie i marsze wojskowe. Faszyści farbują włosy na czarno lub jasny blond.
Ubierają się w białe koszule, wąskie krawaty, skórzane płaszcze, wysokie czarne buty i mundury kolejarskie, które ich zdaniem... przypominają umundurowanie SS. Chętnie skupują pohitlerowskie hełmy, bagnety, monety i mapy z czasów III Rzeszy Niemieckiej.
Killersi - potocznie nazywani czcicielami śmierci. Włosy farbują na kolor popielaty, twarz tatuują lub malują na żółto, a wargi na czarno. Preferują kult siły fizycznej, przemocy, agresji i śmierci. Na szczęście to jedna z najmniej licznych subkultur młodzieżowych.
Grunge - noszą kozie bródki, podobne do tej jaką miał Lenin. Noszą wyjątkowo rozciągnięte swetry, wojskowe spodnie i „rozciapane” buty. Są pokojowo nastawieni do całego świata.
Sprejowcy - czasami powołują się na tradycje zakorzenione jeszcze od czasów starożytnego Rzymu, czy też pierwszych rysunków na skalnych ścianach sprzed 25 tysięcy lat. Są tacy, którzy napisy typu: "Ruskie czołgi do Wołgi" uważają za artystyczny bunt pomieszany z polityką, humorem, a czasami i uzdolnieniami artystycznymi. Doświadczeni sprejowcy, z zacięciem artysty - plastyka, zostają "graffiti". Malują wielkie obrazy zwykle pod osłoną nocy - np. na murach, na podmiejskich pociągach, płotach itp. Natchnienie czerpią z czołówek gier komputerowych lub programów graficznych. Sprzęt, który stosują - farby w rozpylaczu - nie należy do najtańszych. Cena jednej puszki ( 200 ml ) wynosi od 10 do 16 złotych. Przy oszczędnym użytkowaniu wystarcza do pomalowania około 2 metrów kwadratowych. W ciągu jednej nocy zgrana grupa "artystów" potrafi na przykład pomalować trzy wagony kolejki podmiejskiej - każdy długości 15 metrów i wysokości 2, 5 metra. Swoje prace, jak na artystów przystało, sygnują zawsze pseudonimami.
Grafficiarze - dzielą się na dwie grupy: malujących z szablonów i tych, którzy robią to z tzw. wolnej ręki. Szablonowcy w większości popierają punków. Malarze "z wolnej ręki" sympatyzują z kibicami piłkarskimi i skinheadami. Dlaczego tak jest - nie wiadomo. Podział dotyczy nie tylko techniki malarskiej, ale także tematyki dzieł. Rysunki "obcych" grafficiarzy, którzy wtargnęli na czyjeś terytorium, są błyskawicznie zamalowywane.
Rastafarianie - mają na głowach wielkie, wełniane czapki spod których wystają "dredy" czyli długie skudłacone włosy splecione w kilkadziesiąt wąskich "tulejek" lub warkoczyków. Noszą luźne stroje o barwach zielonej, żółtej i czerwonej (barwy narodowe Etiopii). W Polsce są jeszcze dość rzadko spotykani. Nazwa tego ruchu wywodzi się od imienia cesarza Etiopii - Rasta Farii I, bardziej znanego światowej opinii publicznej jako Hajle Sellasje. Rastafarianie to ludzie bez ojczyzny, pozbawieni swojego kraju. Głoszą miłość do ludzi, z reguły są wegetarianami. Są fanami muzyki reggae. Ich wypowiedzi to głównie metafory, aluzje i przenośnie. W słowach piosenek często pojawiają się pojęcia Babilonu i Antychrysta. Twierdzą, że świat opanowali faryzeusze, ludzie Babilonu, ukrywający się pod maską dobrych chrześcijan. Określenia te dotyczą polityków, urzędników, wojskowych, a niekiedy zwykłych ludzi. Świat Babilonu to według nich świat ludzi zła: nienawiści, przemocy, kłamstwa i zdrady.
Rolkarze (Skateboard) (na zachodzie nazywani też niekiedy hip-hop generation) zajmują się wyłącznie jeżdżeniem na deskorolkach. Wyróżniają się ubraniami... większymi co najmniej o trzy numery. Na początku lat dziewięćdziesiątych jazda na desce lub rolkach przestała być tylko jedną z sympatycznych młodzieżowych atrakcji. W dużych miastach stała się stylem życia, subkulturą wyniesioną wprost z amerykańskiej ulicy. Rodzimi deskorolkowcy oglądają głównie zachodnie, muzyczne kanały TV, spośród których do najpopularniejszych należą MTV i VIVA. Starają się w ubiorze naśladować luźny styl życia na Zachodzie. W codzienny polski język wplatają jak najwięcej obcych zwrotów. Jeśli coś jest kiepskie mówią "sucks", jeśli świetne - "cool", nawet zwykłe pozdrowienie "cześć" zastępują obcym "hi". Z MTV dowiadują się jaka moda panuje wśród ich nowojorskich kolegów. Przed warszawskim kinem "Capitol" popisują się więc umiejętnościami jazdy na deskach w bluzach firmy "Droors", spodniach "Chocolate" i butach "Etniesa". Obuwie zastępują markowym sprzętem firmy Roller Derby, Bauer czy Roces. Kolana i łokcie zabezpieczają kolorowymi ochraniaczami. Pokolenie deskorolkowców najchętniej słucha muzyki w wykonaniu ciemnoskórych raperów.
Popersi - dzisiaj niemal już całkowicie wymarły gatunek stałych bywalców dyskotek, wyróżniających się tlenionymi grzywkami opadającymi na prawe oko i nieskazitelnym ubiorem: biała koszula, wąski krawat, czarne spodnie koniecznie w kant. Niektórzy twierdzą, że ich "dalekimi krewnymi" są dzisiejsi fanatycy muzyki disco-polo.
Dresiarze – trudno nazwać ich subkulturą, aczkolwiek są najbardziej rozpowszechnioną grupą młodzieżową w Polsce. Jest to zazwyczaj młodzież wiejska lub pochodząca z ubogich dzielnic dużych miast. Nie mają żadnej ideologii. Większość z nich to pospolici chuligani. Niektórzy dresiarze nieudolnie podszywają się pod przedstawicieli innych podkultur. Wyróżnia ich wygląd – różnego rodzaju dresy (najczęściej podróbki znanych firm), kolczyk w uchu lub w nosie (nie więcej niż dwa), utlenione włosy ścięte na jeża (czasem dłuższa grzywka). Dresiarze nie stronią od alkoholu i papierosów. Nie biorą narkotyków (ze względu na sytuację materialną). Chętnie wdają się w bójki. Ich ulubiona broń to kije baseballowe.