Książka Antoine De Saint- Exupery pt. "Mały książę" jest bardzo interesująca. Przeczytałam ją w ok. 2 godziny. Bardzo mi się spodobała. Autor zadedykował ją swojemu przyjacielowi - Leonowi Werth, który przebywał w powojennej Francji, cierpiąc głód i chłód.
Pewnego razu złotowłosy Mały Książę znalazł się na Saharze. Spotkał tam pilota i poprosił go o narysowanie baranka. Złotowłosy chłopiec opowiedział mu jego przygodę jak znalazł się na pustyni. Mały Książę mieszkał na gwieździe B-612. Na niej była mieszkała również róża - egoitska. Myślała ona tylko o sobie, jednak dla Małego Księcia stanowiła sens życia. Chłopiec jednak zostawił różę i wyruszył w podróż. Na każdej z pięciu planet poznał dorosłego, który prezentował swój światopogląd. Ostatnią planetą, na jakiej znalazł się Mały Książę była Ziemia. Jeśli chcecie dowiedzieć się co wydarzyło się na tych planetach, przeczytajcie książkę. Dla mnie najbardziej wzruszającym fragmentem było zakończenie i spotkanie z lisem.
Z tej książki możemy się dowiedzieć wielu ciekawostek: czy wiecie, że "Ziemia liczy sobie stu jedenastu królów (nie pomijając oczywiście królów murzyńskich), siedem tysięcy geografów, dziewięć tysięcy bankierów, siedem i pół miliona pijaków, trzysta jedenaście milionów próżnych? Krótko mówiąc: około dwóch miliardów dorosłych?"
(oczywiście dane to dotycząc końca lat 40.)
Wydaje mi się, że "Mały Książę" to powieść o dorosłych dla dorosłych, którzy zapominają o wartościach niewidocznych dla oczu, które dostrzega się sercem. Zachęcam wszystkich do przeczytania.