Pojawia się wreszcie w poezji pytanie o konwencję, o to, jak pisać... Czesław Miłosz pisze o tęsknocie do „formy bardziej pojemnej”, pośredniej między poezją i prozą. Autor Traktatu poetyckiego, wypowiadając się na temat kwestii formalnej poezji, podążał za najwybitniejszymi poetami romantyzmu: np. Słowacki chciał, aby język był „giętki”. Pytanie o konwencję dotyczy też jednak innych kwestii, np. problemu obecności brzydoty w poezji. Broni jej bytu w sztuce Mickiewicz w Odzie do młodości (klasycy pisali, że wyrażenia typu „wody trupie” są niesmaczne, nieodpowiednie dla języka poetyckiego), broni także Baudelaire w wierszu Padlina. Programowo wypowiadają się na jej temat poeci zwani turpistami, np. Stanisław Grochowiak:
Wolę brzydotę
Jest bliżej krwiobiegu
Słów gdy prześwietlać
Je i udręczać
(Stanisław Grochowiak, Czyści)
Prawo do portretowania anatomicznych szczegółów, fizjologii i marności człowieka przyznaje też autor Rozmowy o poezji sztuce, pisząc Lekcję anatomii doktora Tulpa. W wierszu tym odwołuje się Grochowiak do słynnego dzieła Rembrandta. Wnioski nasuwają się same – skoro niekwestionowany mistrz malarstwa mógł przedstawiać obrazy tak niesmaczne, jak sekcja zwłok, wolno to też zapewne twórcom współczesnym.