Ostatniego lata pojechałam na wakacje do babci. Miałam tam koleżankę o imieniu Julia. Byłyśmy nierozłączne, spędzałyśmy w swoim towarzystwie niemalże całe dnie i wszędzie było nas pełno.
Pewnego razu postanowiłyśmy z Julką wybrać się nad rzekę i tam urządzić biwak. Była to wspaniała okazja, aby wypróbować namiot, który dostałam na urodziny. Z pełnym wyposażeniem wędrowca wyruszyłyśmy w drogę. Szłyśmy wąską, leśną ścieżką śmiejąc się i głośno rozmawiając. Wokół słychać było jedynie szum gęsto rosnących drzew. Kiedy umilkłyśmy, bór zaczął się na wydawać trochę straszny.
Aby dodać sobie odwagi i poczuć się pewniej, z lekkim dreszczykiem na plecach, wzięłyśmy się za ręce. Starałam się podtrzymywać rozmowę i skupić się na jej treści, aby nie poddawać się lękom, które z coraz większą siłą absorbowały moją uwagę. Obecność Julii znacznie dodawała mi pewności siebie. Rozmawiając o samych przyjemnych rzeczach, doszłyśmy do wniosku, że las wcale nie jest taki straszny. Każda z nas czuła się spokojniejsza. Zaczęłyśmy z zaciekawieniem rozglądać się dookoła, zbierać polne kwiaty i jeżyny. Sielankę przerwał mój krzyk:
- Julka!! Julka!! Ratunku!! Aaaa!!
- Co się stało?! Czemu krzyczysz?? ? zapytała koleżanka.
- Zdejmij go ze mnie!! Zabierz to!!
Dopiero teraz moja towarzyszka zauważyła na mojej nodze ogromnego, czarnego pająka, który wspinał się do góry. Wpadłam w histerię, nie wiedziałam co robić. Nigdy nie czułam tak wielkiego przerażenia. Emocje sprawiły, że nie mogłam oddychać. Wydawało mi się, że pająk jest monstrualnych rozmiarów i nie mam w konfrontacji z nim najmniejszych szans. Julka natomiast, bez słowa, za pomocą przewiązanej dotąd wokół bioder bluzy, strzepnęła go ze mnie. Kamień spadł mi z serca. Chciałam jednak jak najszybciej wydostać się z lasu i dotrzeć nad rzekę.
Pół godziny później byłyśmy na miejscu. Ciągle jeszcze nie mogłam przestać myśleć o zwierzęciu, które wywołało u mnie wielki lęk. Rozbiłyśmy namiot i poszłyśmy nad rzekę opalać się. Dzień był niezwykle upalny. Postanowiłam więc zamoczyć nogi w chłodnej wodzie. Spacerowałam brzegiem rzeki, przyglądają dając się rwącemu nurtowi. Prąd wody stawał się coraz silniejszy. W pewnym momencie nie mogłam już utrzymać równowagi i przewróciłam się. Woda znosiła mnie na sam środek a ja nie mogłam dopłynąć do brzegu?
- Aniu?? Słyszysz mnie? ? z głębokiego snu wybudził mnie głos mamy.
Okazało się, że straciłam przytomność i zostałam przewieziona do szpitala. Tam pomału doszłam do siebie.
Od tamtej pory panicznie boję się pająków, sam ich widok przyprawia mnie o uczucie duszności. Na samą myśl o tych w gruncie rzeczy niegroźnych stworzeniach chcę uciekać. Niezależnie od tego, czy są małe czy duże, gryzą lub nie, nie jestem w stanie nawet na nie patrzeć. Przypadłość ta zwana jest w medycynie arachnofobią.
Wypadek nad rzeką sprawił natomiast, że od wody również trzymam się z daleka. Każda wizyta nad morzem czy strumieniem przypomina mi, że wodny żywioł prawie odebrał mi życie.
Wiem, że gdyby nie interwencja Julki, nie byłoby mnie już teraz?