Moi drodzy Waćpanowie, choć przez chwilę tej niezwykłej historii o Jędrusiu posłuchajcie. Jakiś miesiąc temu na grzyby poszedłem, bo bardzo się nudziłem. W głębi lasu jakieś głosy usłyszałem, nagle zza drzew Jędruś obejmujący jakąś pannę się wyłonił. Przyjrzawszy się dłużej stwierdziłem, ze to nie Oleńka. Jeszcze tak tam minut kilka postali wkoło powtarzając sobie jak bardzo się kochają, poczym swoje konie zasiedli, na następny dzień się umówili i w swoje strony pojechali.
Następnego dnia tak mnie ciekawość zżerała ze śledzić ich postanowiłem. Płaszcz do kostek i duży kapelusz ubrałem, żeby Jędruś mnie przypadkiem nie rozpoznał. Do wsi Złote Gody do karczmy Dzika Świnka pojechałem, gdzie byli umówieni. Dwa kufle piwa zdążyłem wypić zanim Jędruś z tajemniczą panną przybył. Chwil kilka posiedzieli, poczym wyszli; za ręce się trzymając w kierunku lasu poszli, skoro oni poszli to i ja poszedłem. Doszliśmy, ja z ukrycia oczywiście, do malej chatki w środku lasu, w której jak się domyśliłem owa panna mieszkała. W krzakach siedziałem i czekałem, aż Jędruś pojedzie do swojego domu, w którym biedna Oleńka w ciąży czekała. Tak mi jakoś dziwnie w tych krzakach było, czułem, że to nie moralne, że życie Jędrusia nie powinno mnie obchodzić, to co on robi to tylko jego sprawa, ale jednak coś nie pozwoliło mi iść stamtąd, jakby moje nogi korzenie w ziemie puściły. Po godzinach kilku, gdy Jędruś z tej ledwo stojącej chatki wyszedł, mogłem z tych krzaków wyjść i podejść do drzwi, żeby zapukać i tej urodziwej panny o długich blond włosach w warkocz splecionych zapytać, o co tu chodzi. Drzwi starsza, przygarbiona i mizernie wyglądająca kobieta mi otworzyła.
-- Ja do panny przybyłem – pewnym głosem powiedziałem. Staruszka do skąpo wyglądającej izby mnie wpuściła, gdzie panna ślicznego, małego chłopca karmiła. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, bo przecież pierwszy raz w życiu mnie zobaczyła wiec wytłumaczyłem jej, że w lesie ją z Jędrusiem widziałem i chciałbym dowiedzieć się, co ją z nim łączy, bo przecież on ponoć Oleńkę kocha. Ona wtedy jeszcze bardziej zdziwiona na mnie spojrzała i zapytała, o jakiej Oleńce ja mówię. Dopiero w tym momencie, jakby wszystko do mnie dotarło – Kmicic ma romans! W tym samym czasie Basieńka (bo tak jej na imię) płakać zaczęła, jakby to samo, co ja zrozumiała. Obok niej spocząłem i do swej piersi przytuliłem po tym jak chlopiec do izby obok spłoszony pobiegł, lecz ona płakać nie przestawała. W końcu wszystkie łzy wypłakując uspokoiła się. Nie musiałem nawet prosić, żeby mi wszystko opowiedziała, sama mówić zaczęła. Długą historię mi opowiedziała, którą ja wam teraz przedstawię dodając do niej moje domysły.
Zaraz po klęsce szkłowskiej, kiedy to Jędrek bez wieści zaginął, poznał Basieńkę i to właśnie u niej przez miesiąc przebywał, kiedy nikt o tym nie wiedział. Obiecał jej, że się z nią ożeni, stokroć zapewniał, że ją kocha, że to właśnie z nią spędzi resztę swojego życia. Pewnej nocy kochali się namiętnie w jednej z izb tej ledwo stojącej chatki. Gdy się obudziła jego już nie było. Pewna była, że wkrótce wróci, ale czekała dzień, dwa, tydzień, miesiąc, rok, a jego wciąż nie było. On w tym czasie z Oleńką zapoznać się pojechał i ona jeszcze bardziej niż Basieńka go oczarowała. A biedna Basia nic nie wiedząc na niego czekała z nadzieją, że on będzie obok niej, gdy się rano obudzi. W tym czasie, kiedy on ojczyznę zdradził, a potem wszystko robił, żeby się pozbyć tabliczki do pleców mu przyklejonej z napisem: ZDRAJCA, ona dziecko urodziła, po ojcu na imię Andrzej mu dała, wychowywała i wychowuje go sama z pomocą tej biednej staruszki, która jest jej babcią. O Jędrusiu nadal myślała, nadal go kochała i od dwóch lat nadzieja, że go jeszcze kiedyś zobaczy, ją przy życiu trzymała. I zobaczyła go ponownie właśnie miesiąc temu, w sześć miesięcy po ślubie z Oleńką, kiedy to sobie o Basi przypomniał i postanowił do niej pojechać. Gdy Basieńka drzwi mu otworzyła i Jędrusia zobaczyła nie była w stanie nic powiedzieć, jedynie, co zrobiła, to na szyje mu się rzuciła, dopiero po dłuższej chwili zdołała powiedzieć: Kocham cię razem z naszym synkiem – Andrzejkiem. Oj! Bardzo się zdziwił. Chcąc jakoś wybrnąć z tej sytuacji powiedział, że nagle na wojnę został wezwany, a potem wieziony był, przez dwa lata, że też bardzo za nią tęsknił, i że teraz na pewno już będą razem. Łajdak okrutny! Dopiero, co wszyscy mu zdradę ojczyzny wybaczyli, udowadniając, że po przemianie wewnętrznej życie za ojczyznę gotów był oddać, dopiero, co Oleńka za niego wyszła i teraz w łonie jego dziecko nosi, a on dopuszcza się zdrady Oleńki i za jakąś inną się ugania i noce z nią spędza.
Parę dni temu postanowiłem Basieńkę odwiedzić. Była załamana, powiedziała mi, że od ostatniego spotkania, czyli w tym dniu, w którym ich śledziłem Kmicic po tym jak kolejny raz zapewniał ją, że ją kocha nie pojawił się u niej ni razu. Żal mi się jej strasznie zrobiło, więc skoro mam trochę pieniędzy, dom nie mały też mam, więc wziąłem ją, małego Jędrusia i tą schorowaną staruszkę do mnie i tak od czterech dni mam w domu nowych lokatorów, przynajmniej w domu więcej ludzi i weselej jest z tą moją nową rodzinką. A Kmicic...? To podły łajdak, któremu jedynie pod nogi mogę napluć. Po tym jak Oleńka potomka Kmiciowi urodzi pójdę do niej i na różne tematy z nią porozmawiam. Niech ona go wygna, sama to biedne dzieciątko wychowa, to najlepsze rozwiązanie będzie, bo ten okrutnik serca nie ma i wszystkim na zdrowie wyjdzie jak sobie gdzieś w lesie sam do końca życia posiedzi...