Była godzina 10:50. Siedziałam wtedy w ostatniej ławce w klasie A-45.
Do sali weszła pani Wiktorowska. Otworzyła dziennik i oznajmiła:"Kowalski- do odpowiedzi!" Zapanowała głęboka cisza. Adrian, wystraszony, potulnie podszedł do nauczycielki.
Z ostatniej ławki najlepiej można było obserwowac cały przebieg wydarzeń, mających wtedy miejsce.
Niezainteresowana częśc klasy grała po cichu w "kropki", inna siedziała jak na szpilkach, wertując zaciekle książkę, a jeszcze inni, w osłupieniu, śledzili wypowiedź Kowalskiego.
Po pięciu minutach Adrian usiadł z ponurą miną do ławki.
Nagle p. Wiktorowska wstaje z krzesła i zaczyna nam tłumaczyc, że jak tak dalej pójdzie i nie będziemy się uczyc na historię to pół klasy nie zda. Po tych słowach spuściliśmy posępnie głowy.
W tym momencie rozlega się dźwięk przewróconego krzesła. To gwałtowanie wstający Adrian. Bierze swój plecak, mówiąc:"trudno!" i wychodzi z klasy.
Kilka minut po jego wyjściu wszyscy nadal patrzymy na zamknięte drzwi. "Co on najlepszego zrobił..."- przeszło mi przez myśl- "Przecież on nie zda." Chłopak zgrożony z jednego przedmiotu mógł przecież rozegrac to inaczej... Iśc do nauczycielki poprosic o możliwośc poprawy ocen lub nawet zgłosic sie do odpowiedzi na następnej lekcji. On jednak wolał wyjśc i zostawic to tak jak jest... Dlaczego?