Nie uczyłem się do klasówki i dostałem 5.
Dowiedziałem się w piątek, że w poniedziałek jest klasówka z matematyki. Tak pozatym miałem jeszcze 2 kartkówki z polskiego i biologii. Pomyślałem, że pouczę się do matematyki w niedziele wieczorem. Ale tak mnie głowa bolała, że nic z tego nie wyszło. Szedłem w poniedziałek do szkoły jak na ścięcie. Wprawdzie uczyłem się języka polskiego i biologii, ale co z tym sprawdzianem na pierwszej lekcji? I to jeszcze z matematyki. Miałem same 2 i 1 z matmy. Mogłem się zerwać. Ale zaryzykowałem. Stałem przed klasą i nie spodziewałem się niczego dobrego. Weszliśmy do klasy. Pani rozdała sprawdziany. Jaka ulga! To wszystko wcale nie jest takie trudne. Robiłem po kolei zadania. Miałem 100% pewności, że piszę dobrze. Napisałem wszystko, oddałem pracę przed czasem. Po tygodniu, gdy dowiedziałem się, że pani sprawdziła klasówki cała pewność siebie zeszła ze mnie jak powietrze z przekłutego balonu. „Bardzo możliwe, że wszystko mam źle”-myślałem-„Przecież wcale się nie uczyłem”. Pani po kolei wyczytywała nazwiska. Moi koledzy i koleżanki podchodzili do biurka i wracali z kwaśną miną. Miałem słabą nadzieje, że może ja dostanę przynajmniej 3. Moje nazwisko. O rany…Wstałem, wszyscy się na mnie patrzyli. Oblałem się zimnym potem. „I co teraz będzie?”- myślałem idąc do biurka nauczycielki. Patrzę na moją prace. „Najlepsza praca w klasie”-zadudnił głos pani. Osłupiałem ze zdziwienia. To na pewno nie mogła być moja praca! Usłyszałem od pani „No Mariusz, odbierz swój sprawdzian”. Zaniemówiłem z wrażenia. Nie powiedziałem nawet „dziękuję”. Odszedłem w stronę ławki. Usiadłem na swoim miejscu i słyszałem szepty kolegów oraz ich pretensje, że nie dałem spisać. Uświadomiłem sobie, że ze sprawdzianu otrzymałem 5. Kamień spadł mi z serca. Poczułem nagłą chęć do głębszej nauki tego przedmiotu. Może zostanę matematykiem?