Wstęp
Współczesny świat jest pełen nostalgii, niespełnionych planów i marzeń, walki o własne dobro, ludzi, którzy błądzą i nie mogą odnaleźć właściwej drogi przez życie.
Brak czasu na miłość, brak czasu na dzielenie się własnymi odczuciami z innymi, brak czasu na… W dzisiejszych czasach nie mamy chwili na przyjemności, gdyż jesteśmy zbyt zajęci realizowaniem swoich planów lub szukaniem sposobu na dokonanie tego.
Wielu ludzi zapomina jakie są najprostsze, a zarazem najważniejsze wartości, którymi powinien kierować się człowiek. Czym jest miłość? Czy życie jest walką, a jeśli tak, to czemu walczymy oraz gdzie powinniśmy szukać wsparcia lub rady jak przezwyciężyć własne słabości? Każdy z Nas, na pewno zastanawiał się niegdyś nad sensem tych pytań i choć odpowiedzi na nie jest tyle ilu odpowiadających to jednak sprowadzają się one do dwóch słów – drugi człowiek!
Miłość… Uczucie, dzięki któremu powstaje nowe życie, istota. („Tu rozpoczyna się nowa przyszłość”). Uczucie tak mocne, że „chroni od śmierci” i potrafi ją przetrwać. Skąd one się bierze i dlaczego ma w sobie taką siłę? Czy każdy może się zakochać? Możnaby napisać setki tomów książek to jak raczył mawiać Adam Mickiewicz „Czucie i wiara silniej mówią do mnie Niż mędrca szkiełko i oko” to nie wyczerpałyby one wielkości i ważności tegoż tematu! Najprościej sprawę ujmując, zależy to od osoby, która pragnie się zakochać. Jej wygląd, system wartości, którymi się kieruje, charakter. „Prawdziwa miłość to akt całkowitego "zatopienia się" w DRUGIEJ OSOBIE”, która doceni wszystkie te pozytywy. {<-czy tylko pozytywy?}
Czym jest walka? Czemu toczymy boje? Już w antyku wielu filozofów zastanawiało się nad sensem życia i opierali swe wywody na wierze w bóstwa „Walka jest ojcem wszelkiego stworzenia” oraz „Nasze życie - to walka” słowa dwóch myślicieli greckich odzwierciedlają potrzebę oraz przyczynę naszego istnienia. Współcześnie traktujemy ją jako bój z DRUGĄ OSOBĄ o jakieś dobro materialne bądź mentalne jakim może być miłość. Walczymy także z samym sobą, własnymi słabościami, przeciwnościami losu, podczas których szukamy wsparcia w DRUGIM CZŁOWIEKU gdyż „czasem jedna rada przyjaciela warta jest więcej niż dziesiątki mądrych ksiąg”!
[Siedziba największej stacji telewizyjnej na świecie. Wysoki na dziesiątki pięter, oszklony budynek. W środku wielu zajętych własnymi sprawami ludzi. Czas biegnie bardzo szybko. Godzina 19.55. Studio C4. Przygotowania prezentera i jego gości do występu. Godzina 19.57. Odpowiednie osoby wchodzą na scenę. Ostatnie szlify. 5,4,3,2,1…AKCJA]
PREZENTER: Witaaam państwa w Waszym ulubionym, najchętniej oglądanym, znakomitym, ekstrawaganckim, zapraszającym najlepsze gwiazdki i gwiazdeczki i… sami dopowiedzcie sobie jakim programie z cyklu
Ludzie tacy jak my!
Już niedługo, w ten przepiękny, ciepły, letni i… sami wiecie jaki wieczór będę miał przyjemność przedstawić państwu super, extra, znakomitych i… nie przedłużając gości! Niedawno w Naszym programie informacyjnym przedstawiliśmy bardzo ciekawą informację dotyczącą Pana Szybkowa, który skonstruował wehikuł czasu. Tegoż samego dnia dostał zawiadomienie z siedzib ONZ, NATO, UE i Samoobrony o wręczeniu najwyższych zaszczytów dla jego osoby. Pytacie się co ma wspólnego tenże wynalazek z naszym programem? Już Wam odpowiadam! Oto przed państwem… Sławomir Szybkow!
[Zza drzwi między siedzeniami dla widowni wychodzi doktor Szybkow - stary, osiwiały, niski człek. Na jego twarzy widać zmęczenie. Publika wstaje, głośno wiwatuje i oklaskuje wynalazcę. Profesor siada na specjalnie przygotowanym krześle naprzeciw prezentera. Podają sobie ręce, zaś w między czasie dostawiane są kolejne trzy krzesła]
SZYBKOW: Witaj Michale. Dobry wieczór państwu.
PREZENTER: Witam, witam. Wiesz, bardzo się cieszymy że przyjąłeś Nasze zaproszenie. Powiedz Nam jak doszedłeś do tego odkrycia i ile czasu ci to zajęło?
SZYBKOW: To dla mnie zaszczyt, że mogę wystąpić w tak znanym programie i opowiedzieć o własnym wynalazku. Nie będę zbytnio przedłużał, przynudzał i powiem szczerze iż sam nie wiem jak mi udało mi się tego dokonać. Przez przypadek wcisnąłem pewien przycisk, a gdzie indziej przekręciłem napędy i tak doszło do teleportacji mojego „królika doświadczalnego”. Nad tym urządzeniem pracowałem całe życie. Przy jego tworzeniu pomagały mi dzieci, kochana żona i świętej pamięci rodzice, którzy dostarczali mi środków na finansowanie badań.
PREZENTER: Wiem, że przygotowałeś dla Nas coś specjalnego. Cóż to takiego? [z wyraźnym zaciekawieniem]
SZYBKOW: A tak… prawie zapomniałem. Jako pierwszy człowiek na świecie cofnąłem się w czasie by sprawdzić czy podróże te są bezpieczne dla ludzi. Jak widać, tak, przecież jestem tutaj i teraz z Wami [widać wyraźny uśmiech na twarzy]. Do studia przyszli razem ze mną goście z przeszłości. Przyjaciele, wejdźcie! [Mówiąc głośniejszym tonem, by można było go usłyszeć za sceną. Zza kadru wychodzi trójka mężczyzn – pierwszy niski i proporcjonalnie do jego wzrostu chudy, nieco łysy, porusza zabawnie swoim długim i gęstym wąsikiem; drugi średniego wzrostu, dość stary, z długimi wąsami i przy tuszy, oraz trzeci z „płową jak żyto, mocno podgoloną czupryną, smagłą cerą, siwymi oczyma bystro przed siebie patrzącymi, ciemnym wąsem i twarzą młodą, orlikowatą, a wesołą i junacką”]
PREZENTER: Dobry wieczór Panom. Proszę usiąść. [wskazując na wystylizowane krzesła] Mam nieodparte wrażenie, że już gdzieś Panów kiedyś widziałem, zapewne państwo również. Proszę się Nam przedstawić.
[Wpierw wstaje młody mężczyzna. Kłaniając się, mówi]
???_1: Dobry wieczór Paniom i Panom. Nazywam się Kmicic.
[Prezenter patrzy ze zdziwieniem. Następną osobą, która wstaje jest mężczyzna przy tuszy. Wstaje jakby był śpiący, z wyraźnym wysiłkiem]
???_2: „Dzień dobry waszmości!” Jam jest Jan Onufry Zagłoba herbu Czele.
???_3: Witaj towarzyszu miły. Witajcie waszmości.
PREZENTER: Czy mnie słuch nie myli, czy mamy przed sobą wielkich żołnierzy potopu szwedzkiego? Panie profesorze…
SZYBKOW: W rzeczy samej Michale. Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale moja maszyna umożliwia tylko podróż… do przeszłości Co przy tym ważne należy posiadać pewien przedmiot związany z epoką, czasami do których chcemy się cofnąć. Sprowadziłem tychże trzech bohaterów swoich czasów, ze względu na moje przywiązanie i podziw dla ich zasług do jakich się przyczynili. Istnieje jeszcze jeden niezwykle ważny szczegół. Cofając się w czasie i zabierając stamtąd jakikolwiek przedmiot, osobę nie wpływamy na teraźniejszość, a jedynie na inną czasoprzestrzeń… [jego mowa zostaje momentalnie przerwana]
PREZENTER: Dobrze, dobrze… Rozumie pan… mamy ograniczony limit czasowy i musimy się w nim zmieścić, ale do rzeczy. Jak w każdym odcinku tak i w tym zaprosiliśmy również eksperta w dziedzinie psychologii Pana Frimana. [na scenę wchodzi człowiek w średnim wieku, małego wzrostu, z łysiną. Wita się z widzami i gośćmi]. Na pewno jak zawsze przygotowałeś specjalny zestaw pytań dla naszych gości, prawda Gordon?
FRIMAN: Oczywiście Michale. Najlepiej zacznijmy od razu gdyż „czas jest ojcem prawdy”, a my postaramy się ją odkryć przed Naszymi widzami. Panie Andrzeju, czy mógłby Pan powiedzieć coś o sobie?
KMICIC: Oczywiście. Jak już powiadałem, jam jest Andrzej Kmicic. Moje drogi losu były dość przewrotne i tak z szlacheckiego warchoła, zabijaki, który jako ostatecznego argumentu dla przeforsowania swoich racji używał siły, stałem się szlachetnym, honorowym patriotą, gotowym poświęcić swe życie dla ojczyzny i mojej kochanej Oleńki!
FRIMAN: Zatrzymajmy się na chwilę właśnie przy pańskiej miłości. Prosimy opowiedzieć Nam coś o niej, jak się rozwijała i czym była spowodowana?
KMICIC: Od pierwszego razu gdy zobaczyłem Panią Aleksandrę, znalazła w mym sercu specjalne miejsce. Jej rumiane policzki, jej błoga nieśmiałość, radość i uśmiech. Potrafiła postawić na swoim. Panna jakich mało wtedy kroczyło po polskiej ziemi. Jednak początkowo nie byłem godzien jej ręki, gdyż utraciłem ją z własnej głupoty i porywczości. Kiedy zdecydowałem się zrobić wszystko by zostać przy Oleńce, Butrymowie zabili w walce mych kompanów, zaś ja będąc przekonanym o konieczności odwetu spaliłem Wołmontowicze – wieś Butrymów za co ukochana ma postawiła jednoznaczny warunek. Przeto postanowiłem robić wszystko dla niej i co wróciłoby ją mi. Rzuciłem się w centrum walki, aby zdobyć sławę człowieka prawego, walecznego i prawdziwego obrońcy ojczyzny pod osłoną innego człowieka – Babinicza - gdyż byłem poszukiwany za zdradę narodu polskiego. Wszelako przez lata rozłąki pozostałem wierny swojej ukochanej i wciąż myślałem o niej, zaś wspominając ją serce biło mi szybciej i dodawało mi to sił i chęci by dążyć dalej przez życie, które jest miłością, a ona jest największą jego wartością. „Miłość jest sercem całości. Kiedy serce stanie, umiera wszystko inne, wszystko staje się zbędne, bezużyteczne”. Gdy po latach zasłużony i okryty sławą spotkałem się z Billewiczówną „chwilami płacz radości chwytał mnie za gardło, to znów porywało mnie takie uniesienie dziękczynnej modlitwy, że aż świadomość traciłem”.
FRIMAN: Dziękuję Panu bardzo. Jestem pod wielkim wrażeniem Pańskiej wierności, honorowości i szczerej miłości do swej ukochanej! Widzowie zapewne również podzielają moje zdanie. Przejdźmy teraz do Pana Wołodyjowskiego. Proszę powiedzieć parę słów o swojej historii.
WOŁODYJOWSKI: Jak już powiadałem, zwą mnie Wołodyjowski zaś na imię mam Michał Jerzy. W Polsce moich czasów nazywany jestem „pierwszą szablą Rzeczypospolitej”. Skąd wziął się ten przydomek? Zapytajcie moich druhów, gdyż ja nie mam bladego pojęcia. Ludzie mówią iż jestym odważnym i walecznym mężem. Trzeba jednak przyznać im rację iż jak toczę boje to zawsze w słusznej sprawie, a przy tym jak raczył rzec wielmożny Zagłoba - „kąśliwy jak gadzina, misterny jako igła”. Ze względu na mój niski wzrost nazywany jestem również ‘małym rycerzem’, co według mnie nie pogardą „albowiem to Bóg jest w nas sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą”. Osobiście oceniam siebie jako zasłużonego patriotę, więc najważniejszą istotą jest zawsze dobro ojczyzny oraz honorowa walka w jej obronie gdyż „życie odarte z honoru nie jest życiem” a „walka jest wychowawczynią wolności”. Dlatego też od najmłodszych lat, wychowywany byłem na wojownika, który miał bronić naszą Polskę całą i z tego powodu mym zamiarem było do perfekcji opanować szermierkę, by w pojedynkach zawsze zwyciężać. Ostatnim przydomkiem, jaki pamięć mi przywołuje jest określenie ‘polskiego Hektora’.
FRIMAN: Zapewne Pan nie wie, ale bardzo sławny pisarz – Henryk Sienkiewicz, który dostał najważniejszą nagrodę literacką naszych czasów napisał o was, iż w walce z Kannenbergiem pańska postać podniesiona była przez moment niemalże do sacrum - „zachodzące słońce grało mu na szabli, więc otoczyła go jakoby tarcza świetlana” oraz jako idealnego wojownika, odważnego, doświadczonego wojskowo, świetnie wyszkolonego i oddanego ojczyźnie...
PREZENTER: Dobrze, dobrze… Zostało nam parę minut. Panie Zagłoba, proszę zacząć… [mówi podenerwowanym tonem, zdaje się być niezaciekawiony postaciami i opowiadaniami gości, stara się jak najszybciej skończyć program, który w jego mniemaniu jest zupełną klapą]
ZAGŁOBA: „Pośpiech bywa ojcem powierzchowności”. „Chcesz wiedzieć o sobie prawdę? Policz, ile masz krawatów, a ile książek”! „Ludzie uczą się mówić, a przecież najważniejsze jest kiedy milczeć a kiedy nie”. Pan nie ma taktu i od razu widać iż waść jest ignorantem lub elegantem bo „nawet żeby czemuś przyklasnąć, trzeba mieć poczucie taktu”! Wróciwszy do tematu. Polscy Sarmaci zwą mnie Onufry Zagłoba. Urodzony jam jest pod herbem Wczele. Jak wiele razy powiadałem, jestem dumny z tego iż jestem Polakiem oraz szlachcicem i choć jestem przywiązany do „złotej wolności” to nie gardzę - jak inni członkowie mego stanu – ludźmi z niższych sfer. Nigdy nie postępuję według zasady nie dawaj za dużo, bo zbyt mało cię będą cenić i oddaję siebie całego innym, staram się im pomagać, radzić, wspierać w przykrych, nieciekawych sytuacjach. Przeto należy pamiętać, że doradzając przyjacielowi, trzeba starać się mu pomóc i dlategoż w zabawie ujawniamy, jakimi jesteśmy ludźmi starając się rozweselić niemiłe okoliczności. Na wieść o potopie Szwedów wraz ze druhem Skrzetuskim wyruszyłem walczyć przeciw najeźdźcy. W czasie uczty kiejdańskiej stanąłem po stronie tych, którzy sprzeciwili się Radziwiłłowi, a ten zaś uwięził mnie wraz z przyjaciółmi. „Dla kochanej Ojczyzny w nieszczęście to popadłem”, ale wmówiłem jednemu z pilnujących nas żołnierzy – Rochowi Kowalskiemu – iż jestem jego krewnym. Po pomysłowej akcji upiłem go, przebrałem się w jego ubranie i sprowadziłem pomoc. Potem zostaliśmy towarzyszami broni, bo jak powiadają „przyjaźń jest największym darem, jaki mądrość może ofiarować, aby uczynić całe życie szczęśliwym”. Na zakończenie swych wywodów, chciałbym zacytować anegdoty Wergiliusza, specjalnie dla mojego najlepszego przyjaciela – Andrzeja i jego pięknej żony Oleńki. „Praca wytrwała zwycięża wszystko”, a „Miłość wszystko zwycięża. I my ulegamy miłości”.
PREZENTER: Bardzo wzruszające [wyraźnie wymuszone słowa], prosimy o brawa dla naszych drogich gości. [publiczność zaczyna oklaskiwać gości, po chwili nastaje cisza] Oddajmy teraz głos naszego psychologowi. Doktorze Friman, czy nasi dżentelmeni to
Ludzie tacy jak my?
Opowiadanie, a raczej dialog ten, jest jak wiadomo tylko wytworem wyobraźni i nigdy nie miał i nie mógłby mieć kiedykolwiek miejsca, gdyż trzej główni bohaterowie Trylogii Sienkiewicza nigdy nie istnieli. Byli oni tylko wyimaginowanymi, bądź stworzonymi na podstawie biografii, zapisków historycznych innych postaci, jak np. Pan Wołodyjowski był
”reinkarnacją” prawdziwego człowieka o tym samym nazwisku – Jerzym Wołodyjowskim. Czy jednak podczas lektury owych książek nie nasuwa nam się pytanie „czy jestem podobny do…?”. Każdy z nas powinien odpowiedzieć sobie na to pytanie. Dostrzeglibyśmy wtedy jak bardzo różni się nasz świat od tego sprzed trzystu lat. Jak bardzo zmienili się ludzie. Jak bardzo staliśmy się ubodzy w uczucia. Jak bardzo jesteśmy zabiegani w poszukiwaniu rzeczy, których albo w ogóle nie ma bądź są one niemożliwe do osiągnięcia za życia. Postawmy sobie pytanie:
Jaki jestem i co powinienem w sobie zmienić, by żyć lepiej?!