„W kilka dni później widziano Skawińskiego na pokładzie statku, idącego z Aspinwall do New Yorku. Biedak stracił posadę. Otwierały się przed nim nowe drogi tułactwa; wiatr porywał znowu ten liść, by nim rzucać po lądach i morzach, by się nad nim znęcać do woli. Na nowe zaś drogi życia miał także na piersiach swoją książkę, którą od czasu do czasu przyciskał ręką w obawie, by mu ona nie zginęła...” Poemat polskiego wieszcza, Adama Mickiewicza, był dla niego symbolem ojczyzny, domu rodzinnego. Za każdym razem, gdy otwierał grubą księgę i zaczynał czytać budziła się w nim chęć powrotu do Polski. Tym razem jednak było inaczej. Morze kołysało statkiem to w lewą stronę, to znowu w prawą. Słońce chyliło się już ku zachodowi, rzucając słabe promienie na pierwsze słowa utworu. Skawiński przypomniał sobie moment kiedy ostatnio czytał tą książkę. Był to właśnie ten dzień, kiedy to zapomniał zapalić latarnię, dzień, w którym po raz kolejny w życiu mu się nie powiodło. Zrozumiał, że przyjmując posadę latarnika w Aspinwall popełnił może nie tyle błąd, a zboczył z trasy swej wędrówki przez życie. Teraz właśnie, u kresu już swej drogi, dotarło do niego, że jego przeznaczeniem jest nieustanna tułaczka. Jego refleksję przerwał niski, męski głos:
- Przepraszam pana. Przyglądam się panu od jakiegoś czasu i zastanawiam się czy dobrze się pan
czuje, bo wpatruje się pan tak w to morze i wpatruje.
- Nie, u mnie wszystko w porządku.
- To uprzejmie przepraszam, po prostu rzadko spotykam ludzi tak refleksyjnych jak pan.
- Jeżeli miałem to potraktować jako komplement, to bardzo dziękuję. Wie pan, różne rzeczy już
mnie w życiu spotkały. Taki już los człowieka.
Skawiński opowiedział mężczyźnie swoją historię. Nigdy jeszcze nie obdarował nowo poznanego człowieka takim zaufaniem. Czuł się tak jakby rozmawiał ze starym przyjacielem, spotkanym po wielu latach. Mężczyzna słuchał opowieści o kolejach losu Skawińskiego z ogromnym zainteresowaniem, od czasu do czasu notując coś w tajemniczym, zielonym zeszycie. I to właśnie ten notatnik tak zaintrygował Skawińskiego. W pewnym momencie zawahał się, czy powinien był mówi temu mężczyźnie o tym wszystkim. Obudziła się w nim nieufność do obcego.
- Przepraszam, ale czy mógłbym wiedzieć co pan notuje?
- Bardzo zainteresowała mnie pana historia.
- Ale nie tego dotyczyło moje pytanie. Ja nie chciałem się dowiedzieć co pan sądzi o tym co mówię,
pytałem o ten tajemniczy zeszyt.
W głosie Skawińskiego dało się wyczuć ogromny niepokój. Mężczyzna jednak zachowywał się tak jakby tego w ogóle nie zauważył i być może tak było. Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Przepraszam pana serdecznie, to moja wina. Nie przedstawiłem się na początku i nie chciałbym, aby pan potraktował to jako brak kultury osobistej, ale...
- Nie nic nie szkodzi.
- Właśnie, że to kim jestem odgrywa ogromną rolę w tym całym zamieszaniu. Nazywam się
James Potter i jestem powieściopisarzem.
- Miło mi. Moje nazwisko Skawiński, ale nadal nie rozumiem tego wszystkiego.
- Od dawna już nie mogłem znaleźć żadnego ciekawego tematu do napisania nowej powieści, a pana historia bardzo mnie zainspirowała. Ogromnie chciałbym, o ile oczywiście pan na to wyrazi zgodę, napisać o panu powieść. Obiecuję pańskie udziały w zyskach ze sprzedaży.
- Muszę panu coś powiedzieć. Oczywiście nie mam nic przeciwko. Uważam jednak, że obejdzie się bez żadnych moich udziałów w zyskach. Jestem już człowiekiem starym i po co mi pieniądze. Całe życie radziłem sobie bez nich więc nie wiem po co by mi one były potrzebne na stare lata.
- Więc jeśli nie chce pan zapłaty, to może chociaż chciałby pan otrzymać ode mnie mieszkanie?
- Moje całe życie to tułaczka i chęć powrotu do ojczyzny. Moja próba osiedlenia się na stałe nie powiodła się, widocznie nie to jest moi pisane.
- O, przybijamy już do brzegu. Tu chyba nasze drogi się rozchodzą. Dziękuję panu za wszystko. Sprawił pan, że odzyskałem chęć do pisania.
- Ja też dziękuję i do zobaczenia.
I tu drogi ich się rozeszły. Rok później ukazała się powieść o losach Skawińskiego. Zaś sam Skawiński ostatnie chwile swego życia spędzał w brytyjskim szpitalu, umierając w ogromnym cierpieniu, ze świadomością, że już nigdy nie zobaczy swojej ojczyzny.