Czy pan prezydent często bywał u panny Bogutówny? Jaki charakter miał ich związek? Od jak dawna to trwa?- krzykliwy Reporter próbował aby jego słowa były najlepiej słyszalne wśród dziesiątków, w zasadzie tych samych, pytań kierowanych do krępego człowieka, który przykurczony, szybkim krokiem, opuszczał teren kamienicy, w myślach przeklinając dzień, w którym jego sąsiadką została niejaka Bogutówna.
Sprawa była z pozoru prosta- myślał Reporter, wzrokiem odprowadzając, ciągle odganiającego się od jego kolegów, starszego pana. Pan Ważny, bo tak w myślach nazywał Ziembiewicza, widocznie zostawił sobie troszeczkę miejsca aby w momentach stresowych móc, oczywiście tylko na mała chwilę, wyskoczyć z gniazdka rodzinnego. Tak... skąd my to znamy?- pomyślał, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech, który z pewnością nie był z typu- „Jak cię dobrze dzisiaj widzieć”. Wszystko byłoby w porządku: wróciłby do domu, obsmarowałby go w jutrzejszym wydaniu i zasnąłby z miną dziecka, które właśnie zjadło caluśki talerz owsianki, dokładnie tak jak chciała mamusia. Właśnie, byłoby! Gdyby nie jedna rzecz- Ważniak po prostu go zainteresował. Patrząc tydzień temu na jego oblicze, zobaczył coś ogromnie dziwnego. Twarzy nie zdobił mu przyklejony, sztuczny uśmieszek, jaki powinien mieć, zważywszy na jego zawód i wygłaszane właśnie przemówienie. Widział w nim człowieka rozdartego, który zdaje się sam nie wiedzieć co właściwie tu robi, mówiąc do ludu. Zachowywał się nerwowo, oglądał się co chwilę za siebie. Jego spojrzenie było nieobecne, nie, raczej po prostu obce, jakby należało do innego człowieka, który stale podejmuje, oczywiście niewłaściwe, decyzje, z którymi Zenon, chcąc nie chcąc, musiał się godzić, a tym samym znajdować się stale w dość niezręcznej sytuacji. Ale oczywiście to tylko spostrzeżenia. Facet mógł po prostu się nie wyspać. Druga sprawa była jednak już mniej mglista. Widział jego żonę w szpitalu. W jej twarzy dostrzegł natomiast cierpienie i smutek, lecz brakowało najważniejszego. Zważywszy na sytuacje, na czole powinna mieć napisane tylko jedno, pulsujące słowo-„Dlaczego”. Kompletny brak zdziwienia- to uderzyło Reportera. Czyżby wiedziała i przyzwalała na jego cichy związek? Tego typu rozważania utwierdziły go w przekonaniu, że nie skreśli tak szybko Ważniaka. Owe myśli miały jednak jeden wielki błąd- wraz z ich narastaniem, coraz szybciej oddalała się wizja przespanej nocy. Przeklął siebie parę razy w myślach, po czym udał się w kierunku, który z pewnością nie prowadził do domu. Kochał tę pracę.
Minął tydzień. Był bogatszy o wiele informacji, podczas których zdobywania jego grymas twarzy przypominał bliżej nieokreśloną mieszankę zdziwienia, frustracji, czy w końcu, rezygnacji. Mimo to, zdołał całość jakoś ogarnąć i powkładać do malutkich szufladek zawieszonych gdzieś w jego świadomości. Lecz był potwornie wściekły. Jakieś pięć minut temu uświadomił sobie, że jeśli chodzi o treść samego artykułu, wie tyle, ile w dzień, w którym odebrał telefon z redakcji mówiący o wypadku. Oczywiście mógł napisać: było tak i tak, lecz wiedział, że takie proste podejście do sprawy nie uspokoi jego ambicji. Chodziło o ocenę Ważniaka i jego rolę w całej aferze.
Podchodził do artykułu w rozmaity sposób. Na początku, podenerwowany ciągłym niedosypianiem, zrobił z Zenona istnego potwora. W drugim dniu stwierdził, iż musi go trochę zmiękczyć, aż w końcu znalazł tyle okoliczności łagodzących dla Ziembiewicza, że stał się on niemal męczennikiem.
Tak, doskonale pamiętał swoją pierwotną złość po rozmowie z Wąbrowiczem, który wypiwszy za dużo, opowiedział mu o... jak jej tam było....Adeli! Ważniaczek nie tylko rozkochał w sobie schorowaną, zdesperowaną, dziewczynę, lecz nawet nie starał się dać szansy ich związkowi. „Chciał mieć zawsze czyste sumienie”- czy nie takich słów użył jego kolega z Paryża? Z dalszego „śledztwa” okazało się, iż ów fortel, który Reporter nazwał-„Ja przecież nikogo, do niczego nie zmuszałem”, wyjątkowo przypadł Ziembiewiczowi do gustu. Młoda dziewczyna, która spędziła całe życie u boku matki, mająca dość naiwny charakter, wspaniale spełniła zasady Zenonowej gry. Skoro drań wiedział, że oba związki są moralnie chore, a tym samym skazane na niepowodzenie, to jedno słowo „nie” mogło uzdrowić sytuacje. Zaraz, zaraz... powiedzieć „nie” dwóm zakochanym w tobie, zapewne pięknym, młodym dziewczynom?- pomyślał Reporter, po czym nieprzerwaną dotychczas ciszę, zawieszoną nad biurkiem z lezącą na nim, ciągle nie zapisaną, kartką papieru, przerwał wybuch histerycznego śmiechu. Starzeje się- przez chwilę próbował pogodzić się z tym przykrym faktem. Gdy doszedł do wniosku, do którego doszło jakieś parę miliardów ludzi przed nim, że jeśli jeszcze chwilę będzie „godził się” ze starością to zwariuje, wrócił do przerwanych rozmyślań o Zenonie, na którego niekorzyść podziałała także rozmowa z jego matką. „On tylko pragnął uczciwie żyć, w zgodzie z samym sobą, z własnym ja”- czyż nie tak właśnie mówiła? Pomijając fakt, iż owo zenonowe „ja” było samo w sobie wątpliwej jakości, to życie z nim w zgodzie także nie wychodziło Ważniakowi w zamierzony sposób, o czym dowiedział się od matki, opowiadającej o liberalnych zapędach młodego Zenonka. Gdy to mówiła cudem powstrzymywał się od śmiechu, ponieważ znał, aż nadto dobrze, tajniki kariery Ziembiewicza, która z pewnością nie była wzorem dla młodych liberałów. W końcu całkowicie kaleki związek z Elżbietą zawieszony gdzieś pomiędzy miłością, a zazdrością, nad którym górowała nieprzerwanie postać Justyny, niczym złowrogi antyczny bożek, który nie hołubiony potrafi być całkiem nieprzyjemny. Był draniem i tyle- pomyślał po czym jego głowa sennie opadła na nie zapisaną kartkę.
Lecz następnego dnia, myśli stawiające Ziembiewicza w lepszym świetle same wpełzały do umysłu Reportera, złośliwie ratując dziewiczą biel kartki. Najpierw pomyślał o rzeszy mężczyzn, którzy często nie dotrzymywali słowa danego partnerce i w jego zestawieniu Zenona wyprzedzało naprawdę wiele osób. Paradoksalnie, on faktycznie nie nakazał żadnej z nich aby go kochały, de facto, nawet tego nie chciał. Nie należy zapominać, że patrząc na własnego ojca, Zenon mógł mieć prawo do nieco innego poglądu na temat uczciwości w związkach. Ciekawe kiedy mały Zenonek zorientował się, że owe panie, z którymi przebywał jego ojciec, nie są tylko znajomymi? Poza tym, jeśli każdego mężczyznę za kłamstwo spotykałaby taka kara, płeć brzydsza bałaby się w ogóle spojrzeć na kobietę. Reporter wzdrygnął się, gdy przed oczyma stanęła mu twarz Zenona po wypadku. Myśląc o uległości Zenona względem własnych ambicji sięgnął pamięcią wstecz, przeglądając szybko kariery znanych mu osób. Nie mógł znaleźć nikogo, kto by zupełnie bezkompromisowo przeszedł przez życie, oczywiście, przy okazji coś osiągnąwszy. Jeśli człowiek ma dość słabą wolę, życie potrafi wyrzucić go na brzeg, o którego istnieniu nawet nie wiedział. Jako prezydent rządził ambitnie, ale nazbyt optymistycznie. Lecz za nadmiar dobrych chęci nie należy chyba nikogo karcić? Chociaż z drugiej strony, osoba na jego stanowisku, winna rządzić racjonalniej. Znowu ta przeklęta druga strona! Czy ten człowiek nie potrafił zrobić choć jednej rzeczy jednoznacznie złej lud dobrej?- pomyślał i nerwowo zgniótł leżącą przed nim kartkę, ciskając ją w kąt. Następnego dnia oddał artykuł wypełniony suchym streszczeniem życiorysu Zenona Ziembiewicza.
Uważam, że większość z czytelników przegrałaby walkę z białą kartką papieru i szczerze współczułaby Reporterowi. Autorka książki postarała się aby Zenon nie był zwykłą czarno- białą postacią. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że Nałkowska daje Zenonowi także swoiste alibi na jego złe występki. Pierwotne spostrzeżenie Reportera o „obcym” wzroku Ziembiewicza, moim zdaniem, było trafne. Czytając książkę odnosiłem wrażenie, iż bohater często nie zdaje sobie sprawy ze swoich czynów. Wielokrotnie obserwowałem także jego swoiste „przebudzenia”, podczas których był w stanie racjonalnie ocenić sytuacje, co było równoważne z wyrzucaniem sobie przeszłych poczynań. Podsumowując, mogę zarzucić Zenonowi brak konsekwencji oraz determinacji. Właściwie w każdym momencie swojego życia mógł silną wolą zmienić jego bieg. Znajomości z Justyną nie sprzyjało zawieszeniu w tak nieokreślonych stosunkach. Także mógł znaleźć granice swoich życiowych kompromisów. Zenon zbyt łatwo poddawał się losowi, często zapominając o przyszłościowym myśleniu. Kiedy w końcu to zrozumiał, umknęła mu bardzo ważna rzecz, iż przed budową wymarzonego życia, jakim był związek z Elżbietą, należy rozliczyć się z błędami młodości. Jedno jest pewne- dziś, w świecie, w którym ludzie już od dziecka z ślepym zapałem dążą do swoich celów, świecie pełnym zdeterminowanych ludzi, Ziembiewiczowi zrobienie kariery nie przyszłoby tak łatwo.