Już po wszystkim. Właśnie pochowałem żonę, syna i niedoszłą synową. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę tak płakał. Że w ogóle uronię jakąś łzę. Ale co mi pozostało? Zostałem zabójcą. I to kogo? Własnych bliskich….
Zaczęło się od tej biednej dziewczyny. A tak właściwie od jej braci. Tragiczna wojna zabrała ich obu. Tyle, że oni nie byli dla mnie równi. Jeden był władcą, kimś zasłużonym. Drugi zaś stał się dla mnie symbolem zdrady. Myślałem tylko, o tym, że ktoś kto napada na swoją własną ojczyznę, nie jest wart niczego. Nawet marnego posypania ciała piaskiem. A czy nie uczono mnie w dzieciństwie, że trzeba wybaczać? A co ja bym zrobił gdyby ktoś bliski mojemu sercu został skazany na niepokój ducha i wieczne tułanie się po świecie? Czy zachowałbym się tak jak Antygona? Miałbym odwagę?
O bogowie! Co ja sobie myślałem sprzeciwiając się wam? Chciałem udowodnić, jaki jestem mądry? Pragnąłem pokazać jak bardzo potrafię być stanowczy? Przeze mnie umarło troje kochanych mi ludzi. Popełnili oni samobójstwo znienawiści do mnie. Nie ma nic gorszego dla ojca, jak chować własne dziecko. Nie zazna nikt bólu, który czuje mąż organizując pogrzeb własnej żony. Nie zrozumie nikt strachu o przyszłość, towarzyszącemu wujowi żegnającemu własną siostrzenicę.
O życie! Dlaczego zmusiłeś mnie do podejmowaniu tak trudnych decyzji? Rodzina czy państwo? Prawo moralne czy własne?
Nie wiem jak będę żył ze świadomością, że jestem winny czyjejś śmierci…, Za swoją głupią upartość zapłaciłem najwyższą cenę.Kochani, czy wybaczycie mi kiedykolwiek? Zrobiłbym wszystko żeby cofnąć czas, żeby móc tego, nie przeżyć. Nigdy.
Życie jest dla mnie teraz jedną, wielką udręką. Czy warto więc żyć?