Zawsze marzyłem żeby być ptakiem. Wolnym, szybkim, nie mającym trosk stworzeniem, którego podczas lotu nie są w stanie dościgną, ani człowiek, ani jakiekolwiek kłopoty czy problemy.
Pewnego dnia moje marzenie się spełniło. Nie znaczy to oczywiście, że zamieniłem się z człowieka w ptaka, ale mogłem pofrunąć skrzydłach w nieznaną mi dotąd przestrzeń. Spytacie zapewne, jak to zrobiłem? No cóż, to nie do końca moja zasługa, tak na prawdę doświadczyłem tych wszystkich wrażeń dzięki mojemu ojcu- Dedalowi. To on wszystko zaplanował, a przede wszystkim skonstruował skrzydła, które umożliwiły nam lot w świat, jakiego jeszcze nikt oprócz bogów nie znał ani nie widział. To pewnie dlatego czułem takie podekscytowanie przed lotem, podczas startu i w czasie szybowania. Kiedy wraz z ojcem oderwaliśmy nasze stopy od ziemi, poczułem strach. Moje serce zaczęło bić szybciej, a nogi zrobiły się jak z waty. Zapewne spowodowane było to tym, iż uświadomiłem sobie, co tak na prawdę się działo- moje marzenie stawało się jawą, zaczęło się spełniać. Ale nie tylko. Zdałem sobie sprawę również z tego, że jako pierwszy człowiek oderwałem stopy od ziemi nie tylko po to, by podskoczyć. I jako pierwszy doświadczę czegoś tak niebywałego, wspaniałego, a zarazem budzącego wielką grozę. Gdy wznieśliśmy się już na kilka metrów w górę, strach minął, ale serce nadal biło mocno i bardzo szybko. Im wyzej się wzbijałem, tym bardziej kierowały mną emocje
. Kiedy byłem na wysokości około 15 metrów zacząłem zastanawiać się nad możliwością upadku. Co by się stało, gdyby skrzydła przestały nieść, a zamiast tego sprowadziłyby mnie na ląd i zapewniły tym samym brutalny powrót do rzeczywistości, a nawet śmierć?Jednak nawet wątpliwości nie były w stanie przyćmić mojej fascynacji lotem. Po chwili pytania ucichły, a ja zupełnie odciąłem się od świata. W momencie gdy zobaczyłem ośnieżone szczyty gór zaparło mi dech w piersiach. Od tej chwili wiedziałem, że może być już tylko lepiej. Nie myliłem się. Najlepszym punktem było ujrzenie obłoków. Tym razem już nie nade mną lecz pode mną. Wszystko stało się takie małe, wydawać by się mogło, że jeśli tylko wyciągnę rękę, będę mógł chwycić w nią to, co na lądzie było takie duże i nieosiągalne. Słyszałem już tylko własne myśli, czułem, iż zaczynam coraz szybciej oddychać, a uśmiech sam nie wiedzieć kiedy, pojawił się na mojej twarzy. Nagle usłyszałem głos ojca- cichy, bezradny, prawie nic nie znaczący. Bo czymże są rady, rozkazy i polecenia nawet najbliższej lub najbardziej wpływowej osoby wobec bezgranicznej przestrzeni, którą w moim wypadku było niebo?
Gdy ujrzałem przed sobą Słońce, aż włosy zjeżyły mi się na głowie. Wygrałem! Dopiąłem celu. Dotarłem tam, gdzie inni nie byli, poczułem się wolny i cieszyłem się tą wolnością. To, o czym do niedawna śniłem, teraz działo się w rzeczywistości.