Bajka ta ma dłuższą, narracyjną formę, a opowiada o starej, zniedołężniałej czapli, która miała trudności z łowieniem ryb. Wpadła więc na pomysł, który miał doprowadzić do tego, że same wskoczą jej do dzioba. Rozpuściła mianowicie pogłoski, że rybacy zamierzają spuścić wodę w stawie i pozbierać je z dna. Wówczas naiwne ofiary kłamstwa same poprosiły przebiegłą czaplę o przeniesienie do drugiego stawu, na co ta zgodziła się z udawaną niechęcią. Oczywiście, ryby nigdy nie dotarły na miejsce, po drodze bowiem zostały przez czaplę zjedzone. W końcu jednak trafiła kosa na kamień". Kiedy czapla chciała skosztować raków, jeden z nich postrzegł czaplę udusił". Tak zdrajcom bywa"; głosi morał bajki.
Wina wiarołomnej czapli była niewątpliwa, okazała się ona podstępna, chciwa, okrutna i w efekcie stała się ofiarą własnej intrygi. Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada"; chciałoby się powiedzieć. Czyn raka jest oczywiście usprawiedliwiony, bo pomścił on zdradę, a ryby przypłaciły życiem naiwność i brak wyobraźni. Stąd domyślny morał bajki w tym względzie mógłby brzmieć: Na głupotę nie ma lekarstwa". Sens bajki nie jest więc jednoznaczny, skoro tragiczny los ryb był wynikiem nie tylko przebiegłości czapli, ale również głupoty samych poszkodowanych.