W mojej pracy chciałabym zastanowić się nad odpowiedzią na pytanie zadane w jej temacie. Przede wszystkim, czym jest prawdziwa miłość? Moim zdaniem to oddanie między dwojgiem ludzi, którzy szanują się, darzą się zaufaniem, ale przede wszystkim uczuciem. Bohaterowie książki mimo długiego stażu małżeńskiego też się kochali, nie ulega to wątpliwości, przecież chcieli dla siebie jak najlepiej, dobrze się razem czuli i widać bylo, że "iskrzy" między nimi. Jednak mimo tego uczucia oboje dopuścili się kłamstwa. Nie ufali sobie? Myślę, że nie, poprostu chcieli oszczędzić sobie bólu i ostatnie chwile spędzić razem w szczęściu. Doskonale ukazują to słowa Roberta Heinlein'a "Miłość to taki stan, w którym szczęście drugiej osoby jest podstawą twojego szczęścia."
Argumentem przeciw naginaniu prawdy jest fakt, że związek powinien opierać się między innymi na szczerości, w końcu nikt z nas nie chce być oszukiwany więc dlaczego my mamy oszukiwać.Myślimy, że jesteśmy w stanie przyjąć nawet najgorszą prawdę. Ale czy tak jest naprawdę? I tu przychodzi argument na korzyść. Skoro uważamy, że jesteśmy w stanie przyjąć najgorszą prawdę to czemu często oszukujemy sami siebie? To proste, jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje uczucia, które łatwo zranić i nawet z pozoru najtwardszy człowiek w końcu się złamie, bo coś mu nie wyszło, opuściła go bliska osoba itp.
Kolejnym powodem chęci życia w szczerśći może być egoistyczny strach przed tym, że ukochana nam osoba poprostu się obrazi. Jesteśmy w stanie przekazać jej złe wieści nawet za cene jej żalu, ale czy wtedy to będzie prawdziwa miłość? Jak głosi Wiesław Myśliwski w "Traktacie o łuskaniu fasoli" -"....Miłość to niedosyt istnienia (...). To jakby całe brzemię czyjegoś istnienia pragnąć wziąć na siebie. Jakby pragnąć tego kogoś zwolnić z konieczności istnienia. Jakby pragnąć za tego kogoś także umrzeć, żeby on nie musiał doświadczać swojego umierania" i pojawia nam się kontrargument mówiący, że jak kochasz to oszczędź swej miłości bólu, poświęć się.Więc znów dochodzę do wniosku, że jednak w tym wypadku lepsze jest kłamstwo niż taki egoizm.
Wszystkie powyższe przkłady dotyczą oczywiście "białego" kłamstwa, bo jak się kocha to inne krętactwa nie wchodzą w gre.
Pani nauczycielka, która pojawiła się w "kamizelce" uznała owe "białe" kłamstwo za najlpsze rozwiązanie. Tak kochała męża, że nie była w stanie wyznać mu prawdy o jego stanie zdrowia lub też bała się. Pojawia się tu egoizm jak i troska o partnera. Przecież z jendej strony chciała go uchronić przed całym bólem związanym z pogarszajęcym się jego zdrowiem, a z drugiej mogła poprostu obawiać się konfrontacji i reakcji małżonka.Jak wcześniej wspomniałam jesteśmy tylko ludźmi, a przecież żaden człowiek nie jest ideałem i ma w sobie choć nutkę egoizmu. Więc taki strach jest zrozumiały.Uważam jednak, że w tym wypadku pani dopuściła się kłamstwa ze wzgędu na męża, a nie siebie, bo go szczerze kochała, jak przekonuje nas autor.
Co do pana sprawa jest również nie do końca jasna. Zrobił to dla niej czy dla siebie? Może chciał jej dać nadzieję, że jej tak szybko nie opuści? Możliwe jest również, że chciał pomóc sobie, oszukując samego siebie.W tym wypadku przyszpuszczam, że urzędnik tak kochał żonę, że nie chciał by martwiła się o niego i tym , że może umrzeć i ją opuśić, ale i troszkę ze względu na siebie. W końcu był chory- też potrzebował nadzieji i otuchy, a nie był świadom podstępu żony.
Zbierając te wszystkie argumenty coraz bardziej przekonywałam się, że kłamstwo jest dopuszczalne w miłości, ale tylko w tedy, gdy ma ono chronić. Tak, chronić- chronić przed żalem, bólem, rozpaczą a nawet depresją. Bo gdy kochamy to nic nie jest w stanie nas powstrzymać przed uszczęśliwianiem partnera i ochroną jego przed wszystkim co złe. Jak dobrze wiemy załamanie nie jest czymś miłym ani dobrym. Skoro owe kłamstwa są wartością pozytywną, to czemu nie? Jak najbardziej zgadzam się, że dla uczucia nawet granice morlaności nic nie znaczą i jesteśmy zdolni kłamać, oczywiście zachowując zdrowy rozsądek. Nie namawiam do kłamstwa, ale uważam, że w takim wypadku jak w książce można się go dopuścić i jest ono wybaczalne.
Praca oceniona na 5-