Mieszkam w małej wiosce rybackiej na Kubie. Swoją chatkę ma tu też Santiago - mój najlepszy przyjaciel.
Od kiedy pamiętam wypływaliśmy na morze łowić ryby. On mnie wszystkiego nauczył: jak stawiać żagiel, zarzucać sieci. Na łodzi nie rozmawialiśmy dużo. Odzywaliśmy sie tylko, jeśli była tak konieczność. Uważam, że był świetnym rybakiem. Jednak zauważyłem, że od pewnego czasu nie łowi już tak dobrze jak kiedyś. Co rano wypływaliśmy w morze i wracaliśmy z niczym. Dlatego po czterdziestu dniach rodzice zabronili mi pływać z Santiago. Było mi z tego powodu bardzo przykro. Nadal chciałem się nim opiekować. Wierzyłam, że uda nam się jeszcze coś złowić. No ale rodziców trzeba słychać. Musiałem pływać inną łodzią. Mimo tego nadal przyjaźniłem się z Santiago. Rano piliśmy kawę, a wieczorem wspólnie odnosiliśmy sprzęt do jego chaty. Często go odwiedzałem. Przynosiłem mu jedzenie. Dużo rozmawialiśmy. On uwielbiał baseball. Lubił też opowiadać mi o swoich wyprawach i przygodach.
Bardzo się martwiłem kiedy on nie wracał przez kilka dni. Codziennie zaglądałem do jego chaty a jego wciąż nie było. Nigdy nie zwątpiłem w jego szczęście. Tęskniłem za nim. Po powrocie próbowałem go pocieszać ale mi tez było bardzo smutno i czułem się winny z powodu jego niepowodzenia. Gdybym tam był, mógłbym mu pomóc i na pewno dotarlibyśmy z cała rybą. Dlatego od dzisiaj pływam razem. Nie obchodzi mnie co powiedzą rodzice. Będą musieli się z tym pogodzić. Ja nie zostawię mojego przyjaciela!