Jałmużna jako droga do Nieba
Jałmużna jest jednym z podstawowych chrześcijańskich uczynków miłosierdzia. Także w innych religiach spełnia ważną rolę. Zwłaszcza w islamie uznaje się ją za obowiązek każdego muzułmanina. Pomimo tego, iż wszyscy wiemy, że należy wspomagać biednych, to robimy to stosunkowo rzadko. O wiele częściej i chętniej praktykowany jest post i modlitwa. Dlaczego tak się dzieje? Wielu jest ludzi nieuczciwych, którzy nie potrzebują pomocy, a w ludzkim miłosierdziu upatrują możliwość szybkiego i łatwego zysku. Coraz trudniej odróżnić prawdziwych potrzebujących od oszustów. Powstaje więc pytanie ? praktykować, by spełnić religijny obowiązek i nie zaprzątać sobie głowy konsekwencjami czy zrezygnować z dawania jałmużny, gdyż w większości przypadków prowadzi ona jedynie do demoralizacji i rozleniwienia społeczeństwa, które nie czuje się w obowiązku podjąć pracę i żyje wyłącznie za pieniądze ludzi o wielkim sercu? Musimy wybrać sami. Ja postanowiłam przedstawić kilka postaci, które są najdoskonalszymi przykładami na to, jak pięknie można wypełniać nasz chrześcijański obowiązek, jakim jest jałmużna.
Każdy słyszał o Św. Mikołaju. Mylnie uznaje się, że jest on jedynie legendą czy postacią z bajek dla dzieci. Współczesny obraz Świętego mylnie przedstawia tę, historyczną, postać. Św. Mikołaj nie żył bynajmniej w Skandynawii, nie miał sań z reniferami i czerwonego kubraka. Był biskupem Miry, krainy w Azji Mniejszej. Żył na przełomie starożytności i średniowiecza. Zasłynął jako cudotwórca, ratował żeglarzy i uratował miasto od głodu. Odwagą i sprawiedliwością wykazał się ratując od śmierci niesłusznie skazanych urzędników cesarskich. Według podań po bogatych rodzicach otrzymał w spadku znaczny majątek, którym chętnie dzielił się z ubogimi. Wyróżniał się pobożnością i miłosierdziem. Mieszkańcy Miry wybrali go na swojego biskupa. Po życiu gorliwym i pełnym dobrych czynów, zmarł w połowie IV w., spontanicznie czczony przez wiernych. Znana jest historia o trzech niesprawiedliwie uwięzionych oficerach uwolnionych za jego wstawiennictwem; opowieść o trzech ubogich pannach wydanym za mąż dzięki posagom, których Święty dyskretnie im dostarczył; o trzech młodzieńcach uratowanych przez niego od wyroku śmierci; o żeglarzach wybawionych z katastrofy morskiej. Jeden z utopców statku wiozącego świętego na pielgrzymkę do Jerozolimy miał podobno zostać przez niego wskrzeszonym. Święty Mikołaj wskrzesił też trzech młodzieńców zabitych za nieuregulowanie rachunku za nocleg w gospodzie. Do dziś utrzymuje się zwyczaj składania podarunków w formie niespodzianki, choć obecnie zwyczaj ten jest często łączony z baśniową postacią Świętego Mikołaja.
Podczas, gdy w starożytności ikoną jałmużny był Św. Mikołaj, tak średniowiecze także miało swojego ?Świętego Mikołaja? ? włoskiego świętego, Franciszka z Asyżu. Przyszedł on na świat w rodzinie zamożnego kupca Pietro Bernardone. Wychowywany w luksusie, nie od zawsze był zdecydowany pomagać biednym. Mając 21 lat wziął udział w wojnie pomiędzy Asyżem a Perugią. Na przełomie 1202-1203 roku został uwięziony w Perugii. Uwolniony w 1204, ze względu na ciężką chorobę powrócił do Asyżu. Rok 1205 był początkiem powolnego procesu nawrócenia Franciszka. W czasie wyprawy wojennej do Apulii, w Spoleto przyszły święty miał wizję, która zadecydowała o kolejach jego życia. Ponownie wrócił do Asyżu, gdzie hojnie obdarzył spotkanego po drodze trędowatego. W asyskim kościele San Damiano jesienią tego samego roku słyszał głos Chrystusa przemawiającego z ikony krzyża, który każe mu iść i odbudować Kościół. W tym samym czasie Franciszek popadł w konflikt z własnym ojcem, nieakceptującym postawy syna. Wezwany do sądu biskupiego w roku 1206 wyrzekł się swojej części majątku, rozpoczął życie pokuty, m.in. asystując trędowatych w leprozorium. 24 lutego 1208 roku Franciszek uderzony usłyszanymi w czasie mszy św. słowami dotyczącymi stylu życia apostolskiego, zdjął habit eremicki i włożył prostą brązową tunikę ? typowy strój plebejski ówczesnej Umbrii. Z bosymi stopami zaczął wzywać ludzi do czynienia pokuty. W krótkim czasie przyłączyli się do niego inni pragnący nieść pomoc potrzebującym. Niedługo potem przyszły Święty uzyskał zgodę papieża na utworzenie zgromadzenia zakonnego ? franciszkanów. Żył jak biedak. To, co miał ? rozdał ubogim, tak jak głosiła nauka Chrystusa. Na własne życzenie zmarł położony na gołej ziemi.
Czasy najnowsze to okres egoizmu i obojętności na ludzkie potrzeby. Obraz współczesnego człowieka przełamuje postać Matki Teresy z Kalkuty. Urodziła się ona w 1910 roku w Skopje w Macedonii w rodzinie katolickiej jako Agnesa Gongea (Antigona) Boiagi. Z pochodzenia była Arumunką. Już w wieku 12 lat poczuła powołanie do służby zakonnej. Sześć lat później wstąpiła do zakonu sióstr loretanek w Irlandii, przyjmując imię zakonne Maria Teresa od Małego Jezusa. Swój nowicjat odbywała w Indiach. Tam od 1929 pracowała w katolickiej szkole dla dziewcząt w Kalkucie, której została później dyrektorką. Śluby wieczyste złożyła 24 maja 1937. W 1946 udała się do Dorjeeling na rekolekcje z Kalkuty. W czasie długiej podróży miała usłyszeć wezwanie od Boga, jak to sama określiła "powołanie w powołaniu", ażeby opuścić zgromadzenie loretanek i poświęcić się pracy dla ubogich, żyjąc wśród nich. W porozumieniu ze swym ojcem duchownym otrzymała od papieża Piusa XII pozwolenie na opuszczenie loretanek. Przywdziała charakterystyczne białe sari z niebieskim obrzeżem i 21 grudnia 1948 wyszła na ulice Kalkuty do slumsów pomagać trędowatym, umierającym i porzuconym dzieciom. 19 marca 1949 dołączyła do niej pierwsza siostra, a potem następne. 7 października 1949 nowe zgromadzenie - Sióstr Misjonarek Miłości zostało zatwierdzone przez arcybiskupa Kalkuty Ferdinanda Periera na prawie diecezjalnym. Po odbyciu nowicjatu 12 pierwszych sióstr złożyło pierwszą profesję zakonną 12 kwietnia 1953, a założycielka profesję wieczystą jako misjonarka miłości. 1 lutego 1965 zgromadzenie otrzymało zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską. Misjonarki miłości prowadzą w Indiach i na całym świecie sierocińce, domy dla chorych i umierających.
Także XXI wiek rodzi prawdziwych Misjonarzy Miłości, którzy ludzkie życie i godność stawiają nad dobra materialne. Bezduszne prawo utrudnia jednak działalność charytatywną i sprawia, że jałmużna na większą skalę staje się trudna, wręcz niemożliwa. Najgłośniejszym przypadkiem ostatnich lat jest działalność Waldemara Gronowskiego ? 54-letniego piekarza z Legnicy. Gronowski dawał chleb za darmo biednym. Urząd Kontroli Skarbowej oskarżył go o niepłacenie podatku od darowizny. Jeszcze w ubiegłym roku sam zatrudniał kilkunastu pracowników, prowadząc dobrze prosperującą piekarnię. Każdego dnia rozdawał po kilkaset bochenków chleba, którego nie udało mu się sprzedać. Korzystali na tym bezdomni i ubodzy z dzielnicy Zakaczawie. Chleb Gronowskiego brały też domy dziecka i szkolne świetlice. Sama stołówka charytatywna przy parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa dostawała 400 bochenków dziennie. Dramat piekarza zaczął się, gdy dostał od legnickiego magistratu tytuł Sponsora Roku 2004. Natychmiast zjawili się u niego kontrolerzy urzędu skarbowego i uznali, że za darowane pieczywo należy się VAT - za sam 2003 r. aż 45 tys. zł - i że piekarz powinien zapłacić 200 tys. zł podatku dochodowego. Na początku roku przypadek piekarza opisały gazety na Śląsku. Interwencję obiecał ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz, a Izba Skarbowa we Wrocławiu nakazała podległemu urzędowi w Legnicy ponowną kontrolę piekarni. W efekcie Gronowskiemu odblokowano 40 tys. zł, jakie miał na koncie. Nie zmieniono jednak zdania w sprawie opodatkowania charytatywnej działalności piekarza. Postępowanie trwa. W ramach nowej kontroli urzędnicy legnickiej skarbówki zaczęli odwiedzać odbiorców piekarza i sprawdzać faktury, które wystawił im Gronowski. Nie ujawniono, czy zachodziły jakiekolwiek nieprawidłowości, ale klienci piekarni się przestraszyli. Przestali zamawiać cokolwiek, na wiosnę obroty piekarni spadły o ponad 70 proc. Gronowski musiał sprzedać zakład, żeby nie popaść w długi. Popłacił pracownikom odprawy, spłacił ZUS co do złotówki. Teraz żyje z pensji żony. Wiele wskazuje na to, że fiskus jednak zażąda 245 tys. zł od Gronowskiego. Ciągle obowiązują przepisy, które wymagają płacenia od osób darujących żywność VAT i podatku dochodowego, tak jakby towar został sprzedany. Dopóki to represyjne prawo się nie zmieni, piekarz z Legnicy stoi na przegranej pozycji.
Jak widać, na przestrzeni wieków wykreowały się postacie, które śmiało możemy stawiać za wzór do naśladowania w zakresie pomagania bliźniemu. Także dzisiejsze czasy rodzą ludzi wielkiego serca, dla których mottem stają się słowa Chrystusa ? ?Idź, sprzedaj, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie?. Cóż bowiem znaczą dobra doczesne wobec życia wiecznego? Po cóż nam więcej, niż musimy mieć? Niektórzy nie mają tyle, by przeżyć. Łatwiej jednak wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego. Trudno się nam rozstać z bogactwem. Zastanówmy się jednak, co jest ważniejsze, istotniejsze: skarby zgromadzone na Ziemi czy wieczna nagroda w Niebie? To, co zgromadziliśmy na Ziemi, na Ziemi pozostanie. Nie zabierzemy ze sobą w ostatnią podróż nic prócz naszych uczynków. Warto więc postarać się, by te uczynki świadczyły na naszą korzyść. W Ewangelii Chrystus wiele mówi o tym, jak nic nie znaczące są dobra doczesne, a w życiu ziemskim pracujemy na wieczną nagrodę w Niebie.