Witaj w piekle...
Zamknięte koło- chcą, ale nie mogą. Pracują uczciwie, intensywnie i długo. Wyczerpująco. Jednak co najsmutniejsze, ich uczciwa praca zapewnia najwyżej wegetację. Powiśle- najbiedniejsza dzielnica Warszawy. Widać tu fatalne warunki w jakich przyszło żyć mieszkańcom, ich choroby, szerzącą się prostytucję. Trud życia. Jakże trudno tu przeżyć. Jak trudno wstać rano wraz ze wschodem słońca i położyć się spać długo po zachodzie. Jak nie łatwo oszukiwać dzieci, że jutro dostaną jedną kromkę chleba więcej. Bo tutaj, na Powiślu, już nie będzie lepiej. Nie będzie żyło się łatwiej. Stąd nie da się wybić. To miejsce biedy, która nie upokarza, ale zabija. Zmęczone ciało po całodziennej pracy jest zbyt wyczerpane, by walczyć z odwiecznym wrogiem- głodem. W tym miejscu przyszło żyć Mariannie i Węgiełkowi- naszym dzisiejszym bohaterom.
Marianna to niewysoka kobieta. Z jej wielkich przygnębionych oczu wyziera rozpacz. Ona już nie ma nadziei na zmianę losu. Opowiada mi historię swojego życia. O swojej prostytucji. Opowiada że zmusił ją do tego głód. Że "ona nie chciała". I z każdym jej słowem, głos staje się coraz cichszy. W końcu spada pierwsza łza, spogląda na mnie i mówi : "Ty nie wiesz jak to jest. Nie wiesz co czułam, gdy musiałam po raz pierwszy sprzedać swoje ciało, by przeżyć. Wiesz, zamknęłam wtedy oczy i myślałam co kupię sobie za te 3 korony. Wiesz... nie wystarczało na długo. Musiałam zrobić to jeszcze raz". Pytam o moment w którym zaczęła traktować prostytucję jako coś "normalnego", jako swoją pracę. Ona kiwa tylko głową, szepcze tak cicho, że ledwie mogę ją usłyszeć: "Długo to trwało". Na jej twarzy rozkwita uśmiech, gdy pytam o Wokulskiego. Od razu widać że to jej bohater, człowiek wielki sercem: "Tak, to on mnie uratował. Na początku nie rozumiałam. Potraktowałam go jako zwykłego klienta. Nie chciałam przyjąć jego propozycji bym poszła sióstr magdalenek". Spogląda na mnie wesoło." To dzięki niemu poznałam Węgiełka... hm... to mój mąż"- dodaje w celu wyjaśnienia. Milczymy, Marianna siada na mostku koło brudnej rzeczki. Spogląda na stare kobiety- praczki, piorące bielizny swych mężów i dzieci. Mydliny szybko płyną z nurtem rzeki. Płyną w rytm głośnych sprzeczek kobiet. Naszą ciszę przerywa Marianna: "Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie pan Wokulski. Uratował mnie, choć nadal żyję w nędzy. Sprawił, że odzyskałam własną godność. Wiesz... bo Wokulski znalazł dla mnie uczciwą pracę... Dał pieniądze na moje mieszkanie, bym zaczęła normalnie funkcjonować". Po chwili stanowczo dodaje: " Uratował mnie".
Jest mi żal kobiety, która by przeżyć sprzedawała swoją godność. Jednocześnie dostrzegam, że dostając uczciwą pracę, Marianna nie zapewniła sobie lepszego życia. Jednak jest pewna, że jej życie zmieniło się o 180 stopni. Chociaż jego zmiana polegała tylko na znalezieniu nowego źródła zarobku i wyjściu za mąż. Tylko? To ?aż? tyle. Dla tej kobiety to wszystko. Dostrzegam niemożność wydostania się z tej najniższej warstwy.
Węgiełek spóźnia się na umówione spotkanie. Przychodzi zasapany. Tłumaczy że nie spał od 2 dni. Pracuje tyle, bo chce kupić Mariannie prezent. Niespodzianka- tłumaczy z uśmiechem. Tylko żebyś się nie wygadała- przestrzega mnie. Zapala papierosa i zaczyna opowiadać, nie czekając na moje pytania: "Nie mieszkam tu, na Powiślu od zawsze. Kiedyś mieszkałem w Zasławiu, marzyłem o nauce tu, w stolicy. Kiedy Wokulski sprowadził mnie tutaj, pomyślałem ze jestem w raju". Zaśmiał się charczystym śmiechem: " Powiśle to miejsce dalekie od raju. Tu nie ma miejsca na odpoczynek. To miejsce nędzy, rozpaczy i bezradnych frustracji. Tu nic nie zmienisz. To miejsce ciągnie cię na dół. Żebyś przypadkiem nie była syta dzisiejszego wieczoru. To miejsce, które radość omija szerokim łukiem". Popatrzył na mnie ponuro, gasząc niedopałek: "Witaj na Powiślu". Nie odpowiedziałam więc Węgiełek z nienawiścią powiedział:" Tu nie ma miejsca na życie".
Spojrzałam na przeludnione domy, zaśmiecone podwórka, czułam choroby w powietrzu. Wiedziałam co chce powiedzieć Węgiełek: To nie tak, że ludzie nie chcą pracować, że każdy wieczór kończy się w pobliskim barze. To nie tak, że ludzie akceptują swoją biedę. Że nie chcą zmian, bo tak im wygodnie. Poznałam to miejsce, czułam ból z głodu tych ludzi i słyszałam każdą ich łzę. Próbowałam zasłonić uszy, ale płacz głodujących dzieci i konających starców wdzierał się w nie. Brzęczał w moich uszach. Nie pozwalał zostać głuchą. Miałam ochotę wykrzyczeć do ludzi: Co wy tu robicie? Przecież tu nie ma miejsca na życie! Jednak z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Pomyślałam tylko, że sam Wokulski nie uratuje tego przeklętego miejsca. Zasłoniłam oczy, by nigdy więcej nie pamiętać widoku Powiśla. Zasłoniłam oczy rękoma, jednak jakimś cudem dziury w moich dłoniach pozwalały mi widzieć.