Eksplozja demograficzna
Pisarz science fiction i autor książek z dziedziny demografii Isaac Asimow, już kilka lat temu sformułował dramatyczne ostrzeżenie. "Rosnąca ilość ludności ziemi stworzy w końcu świat bez nadziei, chwycony w kleszcze przez głód i desperację. Będzie on groźniejszy niż ten z czasów pierwotnej dżungli, bowiem dysponujemy bronią nieporównanie groźniejszą i bardziej destrukcyjną niż używane wówczas kły i pazury."
Wielu naukowców i polityków zgadza się z opinią i przestrogą Asimowa. Tylko od 1987 do 1993r. liczba ludności ziemi zwiększyła się o 500 milionów. Dziś, według szacunków ONZ, jest nas 5,8 miliarda i ciągle przybywa,- około 7 milionów 750 tysięcy miesięcznie (tyle wynosi ludność całej Szwajcarii), prawie 93 miliony rocznie. W niektórych krajach liczba urodzeń spada, ale i tak zdaniem demografów, będzie nas wciąż przybywało. Obecni 70-latkowie byli już światkami jak populacja biła kolejne rekordy, przekraczając bariery kolejnego miliarda ludzi.
Eksperci przewidują, że następny rekord padnie już w przyszłym roku i ludność przekroczy 6 miliardów. W 2025r. może nas być już 8,5 miliarda, a w 2050 – nawet 12 miliardów. Ludność Kenii, gdzie przeciętna kobieta rodzi ośmioro dzieci zwiększy się z obecnych 22 milionów do 83 milionów w roku 2025. Podobne tempo wzrostu będzie miało miejsce w:
- Bangladeszu
- Tanzanii
- Meksyku
- Indiach
- Brazylii
- Filipinach
- Indonezji.
Demografowie obliczyli, że w najbliższym półwieczu najwyższą dynamikę wzrostu utrzymają kraje Azji Wsch. i Pd.–Wsch., a także Afryki i Bliskiego Wschodu. Już w 2000r. ponad połowa ludności naszej planety będzie skoncentrowana w 8 państwach tzw.:
· Trzeciego Świata – Chinach
· Indiach
· Indonezji
· Brazylii
· Bangladeszu
· Pakistanie
· Nigerii
· Meksyku
W 2025r. spośród 8,5 miliarda Ziemian ponad 7 miliardów stanowić będą mieszkańcy państw rozwijających się.
Emigracja
Z roku na rok narasta emigrantów, usiłujących przedostać się do bogatszych państw Zachodu. Zjawisko to niekiedy przybiera postać masowego wyjazdu (Albania).
Ludność Czarnego Lądu trzykrotnie przewyższy liczbę stałych mieszkańców Europy. Nikt nie ma wątpliwości, że przepowiadany od dawna okres konfrontacji pomiędzy bogata, ale liczącą coraz mniej mieszkańców Pn. stroną naszego globu, a zaludnionym ponad miarę głodnym i zdesperowanym Pd. będzie przybierać niezwykle dramatycznie.
Już teraz każdego miesiąca tysiące Meksykanów usiłują przedrzeć się przez zapory graniczne nad Rio Grande, by dotrzeć do Stanów Zjednoczonych. Arabowie ruszają na kruchych łodziach, by pokonawszy cieśninę Gibraltarską, dotrzeć do brzegów Hiszpanii. Kutry hiszpańskiej straży przybrzeżnej coraz częściej wyławiaj ciała nieszczęśników, którym nie udało się dotrzeć do brzegu. Przybysze z Maghrebu zalewają miasta pd. Francji, powodując tam wiele problemów, z których najpoważniejszym jest nienawiść na tle rasowym.
Bastion dobrobytu, jakim jest Europa, szturmują od wsch.:
- Pakistańczycy
- Hindusi
- Afganowie
- Chińczycy
- Mieszkańcy Sri Lanki
Przed kilkoma laty były prezydent Lech Wałęsa dobitnie ostrzegał przed napływem gospodarczych emigrantów, którzy "Przyjadą i zjedzą nas". Na razie te ruchy migracyjne mają postać powolnego przenikania, które zmieniło już oblicze etniczne wielkich miast, zamożnych krajów. Niewykluczone, że gdy nędza w krajach Pd. się pogłębi miliony ich mieszkańców wyruszą na pn.
Głód i bezrobocie.
"Rozpocznie się największa od starożytności wędrówka ludów. Trawy wypełnią cieśninę Gibraltarską, a masy zdesperowanych biedaków przerwą graniczne kordony. Między wieloma krajami wybuchną wojny o zasoby żywności i wody "Pesymiści wróżą, że nasza planeta w XXIw. Będzie przeżywać nie okres prosperity, lecz straszliwy głód i bezrobocie na wielką skalę.
W jednym tylko 2000r. dla wchodzącej w wiek produkcyjny młodzieży trzeba będzie stworzyć w krajach rozwijających się co najmniej 630 milionów nowych miejsc pracy. Wszystko to w sytuacji, kiedy nawet w rozwiniętych państwach coraz trudniej znaleźć zajęcie dla wchodzących w dorosłe życie nowych roczników:
- Brytyjczyków
- Amerykanów
- Francuzów
- Polaków
Jedno z bardziej dramatycznych ostrzeżeń w tym kontekście brzmi: "W końcu zabraknie żywności.” Wielu w ten czarny scenariusz nie wierzy.
Sceptycy przywołują przykład angielskiego ekonomisty Tomasza Maithusa, który już w 1798r. ostrzegał przed nadmiernym rozrostem populacji i wynikającym z tego powszechnym głodem, ale jego ponure prognozy nie ziściły się. Najwybitniejsi specjaliści od spraw rolnictwa twierdzą jednak, że dziś sytuacja jest inna.
Już w latach 60–dziesiątych naszego wieku nad światem zawisła pierwsza realna groźba głodu. Wtedy zażegnała ją tzw. "Zielona rewolucja", która pozwoliła rozszerzyć zasięg upraw i prawie podwoić plony z hektara. To dzięki niej większość mieszkańców ziemi nie musi jeszcze toczyć walk o kromkę chleba. Czy podobny sukces uda się powtórzyć? Naukowcy twierdzą, że nie. Rejony upraw zmniejszają się systematycznie od lat 80–dziesiątych, ponieważ ziemię uprawną przeznacza się pod budownictwo miejskie. Od lat spada wysokość połowów ryb, a wiele gatunków morskich zwierząt jest pod ochroną. Na ostatnich bogatych w ryby morzach dochodzi do konfliktów o prawo do łowienia.
Według znanego amerykańskiego demografa, pomimo ograniczeń, jakie ludzkość zaczyna sobie narzucać "już teraz gołym okiem można zauważyć niedostatki w całym niezbędnym dla naszego istnienia biosystemie, jaki tworzą powietrze, woda i ziemia.' Inny naukowiec ostrzegł, że na progu trzeciego tysiąclecia w 64 krajach Trzeciego Świata nie będzie żadnej możliwości wykarmienia wszystkich mieszkańców bez pomocy międzynarodowej.
Wiele mówi się przy okazji analizy trendów demograficznych o dewastacji środowiska naturalnego i rozwoju wielkich miast, przekształcających się w chore, coraz bardziej niszczące urbanistyczne molochy. Co będzie gdy szybko bogacące się Chiny wejdą w erę powszechnej motoryzacji i około 2025r. będą miały na swoich drogach 720 milionów aut? Jeśli zanieczyszczenie środowiska odpadami przemysłowymi będzie nadal rosnąć w obecnym tempie, już za kilkanaście lat nasza planeta stanie się zdewastowanym wrakiem bez jakiejkolwiek naturalnej urody, przynajmniej tam gdzie znajdują się większe skupiska jej mieszkańców.
Eksperci są zgodni – jedynym naturalnym ratunkiem jest ograniczenie liczby urodzeń. Ludzie wiedza o tym od dawna, ale sposoby, jakich w tym celu używają, są niedoskonałe albo wywołują moralny sprzeciw.
Mieści się w tej grupie mi.:
- praktykowanie w krajach afrykańskich pozbawienie małych dziewczynek łechtaczek
- zabijanie rodzących się dziewczynek w Azji.
- przerywanie ciąży
- stosowanie środków antykoncepcyjnych.
Celem, według demografów, powinna być rodzina typu 2+2, która pozwoli utrzymać ludność na mniej więcej takim samym albo powoli rosnącym poziomie.
Aby tak się stało, musi zmienić się nie tylko mentalność ludzi. Problem nie polega jedynie na tym, że w wielu krajach Trzeciego świata liczba dzieci jest ważnym wyróżnikiem zamożności rodziny i wskaźnikiem społecznego prestiżu. Poważnym kłopotem jest możliwość dotarcia kobiet, często analfabetek, do wiedzy o metodach zapobiegania ciąży.
Znamienne, że według demografów także w Trzecim Świecie kobiety ze średnim wykształceniem mają średnio po dwoje dzieci, podczas gdy ich niepiśmienne rodaczki minimum czworo. Bariera mogą być także nakazy religijne i swoiste pojmowanie siły narodu.
Wielu muzułmanów uważa , że kontrola urodzin to wymysł zach. , zmierzający do osłabienia potęgi świata Islamu. W efekcie w takich krajach jak:
- Libia
- Arabia Saudyjska
- Irak
- Syria
Rodzi się średnio sześcioro dzieci w rodzinie.
W państwach chrześcijańskich sytuacja jest inna. Katolicy mają "związane" ręce nakazami Watykanu, który oficjalnie popiera inny typ antykoncepcji, jak tzw. Kalendarz małżeński i metody pochodne.
Z krajów, usiłujących "rozbroić bombę" demograficzną, największy sukces odniosły Chiny.
Politycy i naukowcy zastanawiają się gdzie mogli by mieszkać ludzie, jeśli zabraknie dla nich miejsca w miastach i terenach wiejskich.
Futurolodzy wymyślili kilka sposobów zakwaterowania nadmiernej ilości ludzi:
1. wysłanie ziemian w kosmos, by kolonizowali księżyc
2. wykorzystanie nieużytków, a także terenów pustynnych do budowy nowych osiedli mieszkalnych.
3. Skonstruowanie sztucznych wysp , a zwłaszcza gigantycznych statków – bloków mieszkalnych.
4. Budowa w coraz bardziej przeludnionych miastach drapaczy chmur, mających nawet 500 pięter. Każdy z nich mieścił by w swoim wnętrzu co najmniej 150 tysięcy stałych lokatorów.
Tym niemniej urzeczywistnienie tych wszystkich projektów nie poprawi sytuacji na skalę światową. Eksperci twierdzą, że jeśli nie okażemy się zdolni do podobnie zdecydowanych działań co Chińczycy, ludzkość czeka niebawem apokalipsa rodem z najbardziej przerażających powieści science fiction.
Podział na trzy grupy.
Ponad 10% ludności świata zamieszkującej w krajach słabo rozwiniętych wykazuje bardzo wysoki przyrost naturalny. Szybki wzrost liczby mieszkańców w ubogich krajach może przyczynić się wyłącznie do jeszcze większej nędzy – chyba, że nastąpi cud gospodarczy.
Drugą grupę, stanowią 62% ziemian, tworzą takie państwa jak:
- Chiny
- Indie
Tym dwóm krajom udało się uniknąć zagrożenia wielka nędzą poprzez drastyczne ograniczenie liczby urodzeń. Dzięki tym posunięciom oraz polityce rozwoju gospodarczego poziom życia mieszkańców stopniowo się poprawia, wolno – ale regularnie.
Trzecia grupę 28%, stanowią mieszkańcy krajów zamożnych. Przyrost naturalny równoważy tu śmiertelność. Czasami zdarza się, że liczba urodzeń jest mniejsza od liczby zgonów. Taka sytuacja ma miejsce:
- we Włoszech
- na Węgrzech
- w byłej RFN
Granice
Ziemia podzielona jest na wiele odrębnych państw przedzielonych granicami. Systemy gospodarcze poszczególnych państw różnią się od siebie tak bardzo, że nie można mówić o "światowym rozwoju", który byłby wypadkową między krajami bogatymi i biednymi. Nierówności widoczne są wszędzie.
Postęp:
- gospodarczy
- naukowy
- medyczny
- dostęp do wykształcenia i wiedzy
- pieniądze
Nie tak łatwo przekraczają granice. Ponadto państwa odmawiają przyjmowania ubogich sąsiadów pragnących wyemigrować w nadziei na lepsze życie. Obecnie prawdziwym problemem ziemian jest fakt, iż świat nie należy do wszystkich, lecz tylko do niektórych.