Ten stary ogród - tak przyjazny za dnia - nocą zmieniał się nie do poznania. Znikały gdzieś wszystkie kolorowe kwiaty, natomiast na pierwszy plan wysuwały się stare i pomarszczone drzewa. Wiatr nie gwizdał już wesoło wśród gałęzi, tylko zawodził ponuro jak upiór. Rosnące tu i ówdzie kępy chwastów, odważniej wychylały swoje głowy, zagłuszając wątłe trawy. Każde miejsce w ogrodzie, każda roślina i każda rzeźba wyglądały zupełnie inaczej.
Główna ścieżka, niegdyś wysypana suchym piachem lśniła w świetle księżyca. Na jej końcu znajdowała się stara, rozpadająca się fontanna. W nocy, z daleka wyglądała jak kształt olbrzymiego ciemnego zwierza, który przyczaił się upatrując zdobyczy. Z bliska sprawiała wrażenie siedliska najokropniejszych istot. W niskim otaczającym ją murku ziały czarne szczeliny. Ozdobne rzeźbienia wyglądały jak ostre i szpiczaste zęby. Czarne zacieki i plamy mchu przypominały przypominał krew. Ten ponury obraz dopełniały gęste, smętnie powiewające pajęczyny, które pająki na próżno starały się naprawić. Obok wyrastał mały zagajnik z młodych drzewek. Wyrósł on zupełnie sam, z nasion, które leżały w ziemi od lat. Rosły w nim głównie małe kasztanowce. Były one chyba najbardziej ruchliwymi roślinami w ogrodzie. Ich gałęzie nieustannie się chwiały, liście okręcały się zwijały i rozwijały, nie zawsze zgodnie z ruchem wiatru. Czasem nawet wiatr ucichł a zagajnik wciąż się poruszał. Stare drzewa patrzyły na to ze zdziwieniem. Ich czarne powykręcane gałęzie nigdy się nie poruszały, czasem tylko drgał jakiś mały listek. Drzewa te były olbrzymie. Wyglądały jak najprawdziwsi entowie, którzy weszli do ogrodu prosto ze Śródziemna. Czasem miało się wrażenie, ze wśród gałęzi dostrzega się błyszczące oczy, a ciemne listowie to tak naprawdę włosy lub broda. Żadne zwierzęta nie odważyły się na nie wchodzić, jednak w rozłożystych krzewach, których pełno było w ogrodzie odbywało się prawdziwe nocne życie. Zawsze słychać w nich było ciche szelesty, piski, trzaski i mlaskania. Zwierzątka były jednak niewidoczne i tak naprawdę nie wiadomo było, kto wydaje te wszystkie odgłosy. Wśród największego skupiska krzewów, nieopodal kasztanowego zagajnika stała najstarsza rzeźba w ogrodzie. Przedstawiała ona wysokiego mężczyznę. Inne rzeźby w ogrodzie były pokryte ptasimi odchodami, jednak ta pozostała nietknięta. Tylko nieubłagany czas nie potraktował jej z należytym szacunkiem. Była obtłuczona jeszcze bardziej niż fontanna. Postaci brakowało prawej ręki i całego ucha. Mchy zarosły już prawie cały postument, jednak nadal można było przeczytać stare, rzeźbione litery: "hr. Vlad Dracula Palownik - założyciel ogrodu".
Nocą, ogród godny był swojego założyciela. Nieprzystępny i nieprzyjazny nie życzył sobie żadnych gości. Stare drzewa były dobrymi strażnikami. Tworzyły wokół ogrodu zaporę nie do przebycia. Wyciągały przed siebie ostre gałęzie, jakby w geście ostrzeżenia. Ogród w nocy nie chciał nikogo wpuszczać. Po to, aby w dzień znów stać się przyjaznym zakątkiem, jakby fragmentem starej puszczy.