Arystokracja w Lalce
Oto panorama tej warstwy społecznej, zaczerpnięta z rozdziału 5 pierwszego tomu, gdy Wokulski, zakochując się w Izabeli, poznaje ten zamknięty świat: „Ten świat wiecznej wiosny, gdzie szeleściły jedwabie, rosły tylko rzeźbione drzewa, a glina pokrywała się artystycznymi malowidłami, ten świat miał swoją specjalną ludność. Właściwymi jego mieszkańcami były księżniczki i książęta, hrabianki i hrabiowie tudzież bardzo stara i majętna szlachta oboje płci. Znajdowały się tam jeszcze damy zamężne i panowie żonaci w charakterze gospodarzy domów, matrony strzegące wykwintnego obejścia i dobrych obyczajów i starzy panowie, którzy zasiadali na pierwszych miejscach przy stole, oświadczali młodzież, błogosławili ją i grywali w karty. Byli też biskupi, wizerunki Boga na ziemi, wysocy urzędnicy, których obecność zabezpieczała świat od nieporządków społecznych i trzęsienia ziemi, a nareszcie dzieci, małe cherubiny, zesłane z nieba po to, ażeby starsi mogli urządzać kinderbale”....
Reprezentanci
Na pierwszym planie są następujące postacie: Tomasz Łęcki wraz z córką Izabelą. Choć jest bankrutem, to jednak stan, do którego doprowadził, nie zaniża jego poczucia wartości, nie powoduje zmiany trybu życia (oto opis mieszkania podupadłego arystokraty, obecny w rozdziale 5 pierwszego tomu: „Pan Tomasz Łęcki z jedyną córką Izabelą i kuzynką panną Florentyną nie mieszkał we własnej kamienicy, lecz wynajmował lokal, złożony z ośmiu pokojów, w stronie Alei Ujazdowskiej. Miał tam salon o trzech oknach, gabinet własny, gabinet córki, sypialnią dla siebie, sypialnią dla córki, pokój stołowy, pokój dla panny Florentyny i garderobę, nie licząc kuchni i mieszkania dla służby, składającej się ze starego kamerdynera Mikołaja, jego żony, która była kucharką, i panny służącej, Anusi. Mieszkanie posiadało wielkie zalety. Było suche, ciepłe, obszerne, widne. Miało marmurowe schody, gaz, dzwonki elektryczne i wodociągi. (…)Kto tu wszedł, miał swobodę ruchu; nie potrzebował lękać się, że mu coś zastąpi drogę lub że on coś zepsuje. Czekając na gospodarza nie nudził się, otaczały go bowiem rzeczy, które warto było oglądać. Zarazem widok przedmiotów, wyrobionych nie wczoraj i mogących służyć kilku pokoleniom, nastrajał go na jakiś ton uroczysty(…)”, a wręcz przeciwnie – wierzy w swój zmysł do interesów. W rzeczywistości nie wyróżnia go nieprzeciętna żyłka do interesów, lecz niski poziom umysłowy i ślepe zamiłowanie do salonowego życia. Z kolei jego piękna latorośl to osóbka odznaczająca się egocentryzmem i wiarą w swój urok, czar i powab (rozpieszczona przez ojca, Izabela od wszystkich czegoś wymaga, w zamian oferując jedynie znajomość etykiety i dobrych manier (a i to nie pozostaje bez zastrzeżenia).
Kazimierz Starski - amoralny i cyniczny bawidamek, stawiający sobie za cel życia cielesne uciechy i ciągłą zabawę, by gdy przyjdzie czas – poślubić jakąś majętną pannę z posagiem lub bogatą wdówkę (dlatego też tak usilnie zabiegał o względy pani Wąsowskiej). Aby stać się właścicielem majątku umierającej ciotki, prezesowej Zasławskiej, czuwał przy jej łóżku dniami i nocami, a gdy okazało się, że zapisała mu tylko niewielką cześć – zamierzał unieważnić testament.Książę - choć popiera projekt założenia Spółki do handlu ze Wschodem i jako z nielicznych sportretowanych w powieści arystokratów - pragnie coś zrobić dla „nieszczęsnego kraju”, to jednak brak mu energii i zdolności umysłowych potrzebnych do wyprowadzenia ojczyzny ze złej sytuacji (do jakiej doprowadzili ją jego przodkowie).hrabina Karolowa, czyli ciotka Izabeli, będąca kobietą lubującą się w plotkach, rautach i spotkaniach towarzyskich.panna Florentyna, uboga krewna państwa Łęckich, niezdolna do innego życia niż dotychczasowe, upływające na prowadzeniu domu swych krewnych.
Na drugim planie powieści występują: Skłócone małżeństwo baronowstwa Krzeszowskich (baron, zamiast wspierać żonę po stracie jedynej i ukochanej córeczki, roztrwonił majątek grając na wyścigach, a znerwicowana żona, nie mogąc liczyć na jego wsparcie, wplątała się w zatargi z sąsiadami),baron Dalski. W chwili poznania go w książce, ten podstarzały mężczyzna zachwyca się urodą swej dużo młodszej narzeczonej, wypełniając sobie oczekiwania do sakramentu meblowaniem domu i wizytami w majątku prezesowej Zasławskiej, babki dziewczyny. Potem w następnych rozdziałach dowiadujemy się o rozwodzie zakochanego niegdyś barona z niewierną Eweliną (zdradziła go z przystojnym Kaziem Starskim). W efekcie przedstawia się nam jako zdziecinniały, zaślepiony uczuciem do młodziutkiej wybranki swego serca, a potem jako ośmieszony rozwodnik.
Jedynymi pozytywnymi postaciami pochodzącymi z tej grupy społecznej są: Starsza pani, prezesowa Zasławska, zakochana niegdyś w stryju Stanisława Wokulskiego, a w momencie akcji powieści dająca przykład wzorowo prowadzącego majątku (z ochronkami dla chłopskich dzieci, dbałością o służbę i fornali). Pozytywne cechy tej postaci uwypuklają się w wyniku nie zaaprobowania sposobu, w jaki Izabela traktowała głównego bohatera. Kobieta nie darzyła wybranki lubianego Stanisława względami twierdząc, iż w prawdziwej miłości nie istnieją klasowe bariery,Julian Ochocki, pozytywistyczny entuzjasta nauki i wynalazca,Przy pierwszym poznaniu na kartach powieści wydała się odrobinę cyniczna i kokietująca wszystkich pani Wąsowska (pozbawiona nadziei ze strony głównego bohatera na przyszły romans, skierowała swą pozorną życzliwosć w stronę swego stałego adoratora – fircyka Starskiego), a tak okazała się mądrą i ciepłą kobietą, zaufaną prezesowej Zasławskiej.
Prócz tej trójki, Prus oskarża całą arystokrację o poważne przewinienie, a mianowicie o przyczynienie się do upadku kraju, o dbanie jedynie o własne sprawy, kosztem narodowych interesów. Przypisuje arystokracji w powieści takie cechy, jak: pasożytnictwo („- Nie, pani, nie mogę być wrogiem tych, którzy w niczym mi nie szkodzą. Sądzę tylko, że zajmują oni uprzywilejowane miejsca bez zasługi i że dla utrzymania się na nich apostołują w społeczeństwach pogardę dla pracy, a cześć dla próżniaczego zbytku” [Wokulski w rozmowie z Izabelą], próżniactwo („Czym jestem w jej [Izabeli] oczach obok tych wykwintnisiów, dla których pusta rozmowa, koncept, kompliment stanowią najwyższą treść życia”; rozdział drugi, tom II),egoizm, nihilizm, tępota panien, których czas upływa na plotkach i szukaniu męża („Podczas pewnego balu rzekła [Izabela Łęcka] do panny Pantarkiewiczówny: - Nigdy tak dobrze nie bawiłam się w Warszawie jak tego roku.- Bo jesteś zachwycająca - odpowiedziała krótko panna Pantarkiewiczówna zasłaniając się wachlarzem, jakby chciała ukryć mimowolne ziewnięcie... - Panny "w tym wieku" umieją być interesujące - odezwała się na cały głos pani z de Ginsów Upadalska do pani z Fertalskich Wywrotnickiej. Ruch wachlarza panny Pantarkiewiczówny i słówko pani z de Ginsów Upadalskiej zastanowiły pannę Izabelę. Za dużo miała rozumu, ażeby nie zorientować się w sytuacji, jeszcze tak jaskrawo oświetlonej. "Cóż to za wiek? - myślała. - Dwadzieścia pięć lat jeszcze nie stanowią <>... Co one mówią?...” , degeneracja („- Niestety!... - westchnął Ochocki. - Wyobraź pan sobie klasę ludzi majętnych lub zamożnych, którzy dobrze jedzą, a niewiele robią. Człowiek musi w jakiś sposób zużywać siły; więc jeżeli nie pracuje, musi wpaść w rozpustę, a przynajmniej drażnić nerwy... I do rozpusty zaś, i do drażnienia nerwów potrzebne są kobiety piękne, eleganckie, dowcipne, świetnie wychowane, a raczej wytresowane w tym właśnie kierunku... Toż to ich jedyna kariera...” zbytkowny tryb życia („- A tak rachowałem - prawił pan Łęcki - że od pięćdziesięciu tysięcy dasz mi z dziesięć tysięcy rocznie. Na utrzymanie domu wychodzi mi sześć do ośmiu tysięcy, więc za resztę moglibyśmy z Belą co roku wyjeżdżać za granicę. Obiecałem nawet dziecku, że za tydzień pojedziemy do Paryża... Akurat!... Sześć tysięcy rubli ledwie wystarczą na nędzne istnienie, a o podróżach ani myśleć... Nikczemny Żyd...Nikczemne społeczeństwo, które tak ulega lichwiarzom, że nie śmie z nimi walczyć nawet przy licytacji... A co mnie najwięcej boli, powiem ci, to okoliczność, że za tym nędznym Szlangbaumem może ukrywać się jaki chrześcijanin, nawet arystokrata...”,gonitwa za rozrywkami („Wielki post nie był tak nudny, jak obawiano się w modnym świecie. Naprzód Opatrzność zesłała wezbranie Wisły, co dało powód do publicznego koncertu i kilku prywatnych wieczorów z muzyką i deklamacją. (…)We wszystkich tych filantropijnych zajęciach panna Izabela przyjmowała czynny udział. Bywała na koncertach, zajmowała się wręczeniem bukietu uczonemu krakowianinowi, występowała w żywym obrazie w roli anioła litości i grała w sztuce Musseta Nie igra się z miłością. Panowie Niwiński, Malborg, Rydzewski i Pieczarkowski prawie zasypali ją bukietami, a pan Szastalski zwierzył się kilku damom, że prawdopodobnie w tym jeszcze roku będzie musiał odebrać sobie życie.”), brak energii (tę cechę wytyka arystokracji Ochocki w rozmowie z Wokulskim w rozdziale jedenastym tomu I: „- Winszuję panu zupełnego triumfu - rzekł półgłosem. - Książę formalnie zakochany w panu, obaj hrabiowie i baron toż samo... Oryginały to są, jak pan widział, ale ludzie dobrych chęci... Chcieliby coś robić, mają nawet rozum i ukształcenie, ale... energii brak!... Choroba woli, panie: cała klasa jest nią dotknięta... Wszystko mają: pieniądze, tytuły, poważanie, nawet powodzenie u kobiet, więc niczego nie pragną. Bez tej zaś sprężyny, panie Wokulski, muszą być narzędziem w ręku ludzi nowych i ambitnych... My, panie, my jeszcze wielu rzeczy pragniemy (…)”), nieuzasadniona pycha z powodu swego arystokratycznego pochodzenia („-Szacunek!... - zawołał śmiejąc się Wokulski. - Czy książę sądzi, że nie zrozumiałem, na czym on polegał i jakie zapewniał mi stanowisko między wami?... Pan Szastalski, pan Niwiński, nawet... pan Starski, który nigdy nic nie robił i nie wiadomo skąd brał pieniądze, o dziesięć pięter stali wyżej ode mnie w waszym szacunku. Co mówię... Lada zagraniczny przybłęda bez trudu dostawał się do waszych salonów, które ja musiałem dopiero zdobywać, choćby... piętnastym procentem od powierzonych mi kapitałów!... To oni, to ci ludzie, nie ja, posiadali wasz szacunek, ba! mieli nierównie rozleglejsze przywileje... Choć każdy z tych wyżej oszacowanych mniej jest wart aniżeli mój szwajcar sklepowy, bo on coś robi i przynajmniej nie gnoi ogółu...” [Wokulski w rozmowie z księciem], pogarda dla ludzi pracy, dla służby („- Proszę pana!... - odparła pani Misiewiczowa trzęsąc ręką. Znamy tu jedną magazynierkę, której te panie dają roboty, bo jest bardzo zręczna i tania. Łzami się nieraz zalewa, kiedy od nich wraca. Ile się trzeba naczekać z przymierzeniem sukni, z poprawieniem, z rachunkiem... A jaki ton w rozmowie, jakie impertynencje, jakie targi... Ta magazynierka mówi (jak dobrze życzę!), że woli mieć do czynienia z czterema Żydówkami aniżeli z jedną wielką damą. Choć teraz i Żydówki psują się: gdy która zbogaci się, zaraz zaczyna mówić tylko po francusku, targować się i grymasić” ),brak patriotyzmu,brak własnej godności (gonitwa za posagiem), czego przykładem jest fragment traktujący o zajęciach arystokracji: „Od południa składano sobie i oddawano wizyty i rewizyty albo zjeżdżano się w magazynach. Ku wieczorowi bawiono się przed obiadem, w czasie obiadu i po obiedzie. Potem jechano na koncert lub do teatru, ażeby tam zobaczyć inny sztuczny świat, gdzie bohaterowie rzadko kiedy jedzą i pracują, ale za to wciąż gadają sami do siebie- gdzie niewierność kobiet staje się źródłem wielkich katastrof i gdzie kochanek, zabity przez męża w piątym akcie, na drugi dzień zmartwychwstaje w pierwszym akcie, ażeby popełniać te same błędy i gadać do siebie nie będąc słyszanym przez osoby obok stojące. Po wyjściu z teatru znowu zbierano się w salonach, gdzie służba roznosiła zimne i gorące napoje, najęci artyści śpiewali, młode mężatki słuchały opowiadań porąbanego kapitana o murzyńskiej księżniczce, panny rozmawiały z poetami o powinowactwie dusz, starsi panowie wykładali inżynierom swoje poglądy na inżynierią, a damy w średnim wieku półsłówkami i spojrzeniami walczyły między sobą o podróżnika, który jadł ludzkie mięso. Potem zasiadano do kolacji, gdzie usta jadły, żołądki trawiły, a buciki rozmawiały o uczuciach lodowatych serc i marzeniach głów niezawrotnych. A potem - rozjeżdżano się, ażeby w śnie rzeczywistym nabrać sił do snu życia” . Bolesław Prus na kartach „Lalki” bardzo dokładnie sportretował tę grupę społeczną, pełniącą w dziewiętnastowiecznej Polsce już nie znaczącą rolę, tak jak w czasach Pierwszej Rzeczpospolitej. Płaszczyzną, na której wykazywała się klasa arystokratyczna, nie była już aktywność w dziedzinie polityki czy stosunków międzynarodowych, a jedynie sfera przyjęć czy ogromnych balów, urozmaicających realia tamtej Warszawy. Pisarz doskonałe przedstawił powolny proces, gdy w miejsce zapatrzonych w przeszłość Tomaszów Łęckich czy próżnych i cynicznych fircyków w stylu Kazia Starskiego, wchodzili ludzie typu aktywisty Juliana Ochockiego czy dbającej o godny poziom życia swej służby – prezesowej Zasławskiej. W swym realistycznym spojrzeniu okiem wnikliwego obserwatora nie dokonał jednostronnej, a co za tym idzie prostej oceny arystokratycznego środowiska. Widać to bardzo wyraźnie w postawach postaci wobec ojczyzny: od kosmopolityzmu, zachwytu tym, co obce, przy jednoczesnej negacji tego, co polskie (Starski), poprzez, najczęściej widoczną, obojętność na sprawy narodu (przykładem mogą być poglądy wygłaszane przez Tomasza Łęckiego czy barona Krzeszowskiego, pragnących jedynie przyjęć, dóbr materialnych, i przede wszystkim niezmienności swej społecznej pozycji wśród hierarchii arystokratycznych osobliwości), aż do patriotycznej postawy tajemniczego Księcia (któremu jednak ewidentnie brak zdolności przywódczych do wyciągnięcia kraju z marazmu).... W ich świecie prawdę i prostolinijność zastąpiły obłuda i zakłamanie. Panna Izabela zaangażowała się w działalność filantropijną nie z potrzeby niesienia pomocy, lecz w celu podtrzymania kontaktów towarzyskich i zwielokrotnienia możliwości pokazania się w nowych kreacjach. Dla niej wyznacznikiem wartości człowieka były nie jego czyny, lecz pochodzenie i nazwisko. Ślepo zapatrzona w podrzędnych, lecz popularnych w „wielkim świecie” artystów typu tragik Rossi czy skrzypek Molinari, dawała wielokrotne przykłady nie swej rozgłaszanej wszem i wobec znajomości sztuki, lecz całkowitego braku zmysłu estetycznego. Ta salonowa lalka była do kupienia dla każdego, kto gotów był zaoferować oczekiwane przez nią warunki. Na szczęście Wokulski szybko dojrzał prawdziwe oblicze arystokratki i nie doszło do transakcji, czyli jej pojmowania sakramentu małżeństwa. Była żywym skutkiem zasad panujących w środowisku, w którym się urodziła. Na szczęście arystokracja ma na kartach powieści także pozytywnych przedstawicieli. Jednostką godną podziwu jest między innymi Julian Ochocki, entuzjasta nauki, gotowy poświęcić całe życie dla dobra postępu w technice i wynalezieniu maszyny latającej. Nie interesują go rauty, podróże, wizyty w teatrze czy salonowe miłostki. Jest to w stanie zamienić na ciasną pracownię, w której, pracując nad doskonaleniem niedoskonałego świata, byłby szczęśliwy. „Lalka” to bogaty przegląd salonowych osobistości.