"Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej można uznać bez wątpienia za sztandarową powieść polskiego pozytywizmu. Ukazywała się początkowo w „Tygodniku Ilustrowanym” (1887), rok później wydano ją również w postaci książkowej. „Nad Niemnem” porusza wszelkie podstawowe zagadnienia związane z ówczesną epoką (pracę organiczną, pracę u podstaw, emancypację kobiet, asymilację Żydów, utylitaryzm), a także stanowi przekrój popowstaniowego społeczeństwa.
Utwór ma układ dwuwarstwowy – główną osią wydarzeń są lata 80. XIX wieku, ale częste retrospekcje przenoszą czytelnika do okresu zrywu narodowego. W „Nad Niemnem” ani razu nie użyto przy tym słowa „powstanie” – ze względu na ówczesnych cenzorów rosyjskich.
Postaci występujące w powieści są zbudowane kontrastowo i często zestawione na płaszczyźnie pokoleniowej. Kontrast to równowaga przeciwności, sprzeczność lub ostro uwydatniająca się różnica pomiędzy dwójką bohaterów powieści (w tym przypadku). W „Nad Niemnem” takie pary to m.in. Benedykt i Emilia oraz Andrzejowa i Zygmunt Korczyńscy.
Różnice charakterologiczne w odniesieniu do pierwszej pary, uwydatniają się już w podstawowych cechach, a także samej ideologii życiowej. Benedykt Korczyński jest człowiekiem wykształconym, pracowitym, szlachetnym i rozsądnym. To przywiązany do ziemi patriota, który próbuje dostosować się do nowej, pouwłaszczeniowej rzeczywistości. Musi jednak odejść od swych młodzieńczych ideałów, zrywając przy tym znajomość z Bohatyrowiczami.
Emilia z kolei to egoistka. I przy całym samouwielbieniu, nieszczęśliwa. Jest przekonana o swoim słabym zdrowiu, obawia się wysiłku, w końcu odcina się rozpaczliwie od pełnego trudności świata.
W przytoczonym fragmencie Benedykt przychodzi do rozłożonej na ogrodowej ławce Emilii („ładna, trzydziestoletnia brunetka w białym negliżu”). Rozmowa, która wywiązuje się między nimi przypomina odbijanie piłeczki dwóch różnych zawodników na osobnych stołach pingpongowych. Benedykt stara się porozmawiać z Emilią o swoich problemach („Uf! Te żniwa! Dopóki je człowiek przebędzie, sto upałów go spali i sto strachów po nim przejdzie”). Wywody Benedykta przechodzą jednak przez mózg jego żony, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Pomimo swojego młodego wieku, Emilia woli uskarżać się na brak duchowego spełnienia („Ja ciągle żyję na pustyni”), zaś jej hipochondria staje się, jeśli nie hobby, to z pewnością psychozą.
W rezultacie dialog kończy się poirytowaniem Benedykta, który wypomina Emilii jej egoizm („Wiedziałem od razu, że nie jesteś do pracy stworzoną (...) i nie wymagałem jej nigdy od ciebie (...), ty robisz to tylko, co chcesz... Dzieci masz, przywiązanie moje... książki... robótki...”). Ona zaś czuje się niczym ten więdnący kwiat, który chce wokół siebie widzieć poezję, piękno i artyzm, a dostrzega jedynie popiół ze spalonych kartek lecący po szarych pustkowiach.
Zastanówmy się w interludium, czemu Orzeszkowa stworzyła bohaterów tak odmiennymi.
Odpowiedzi przynosi niezawodna (jak zawsze) Biblia, w której czytamy mniej-więcej tak: Zaprawdę, powiadam wam, dzięki istnieniu zła, daleko bardziej docenicie łaskę Bożą, jaka spadnie na wasze dusze. Czyli, to po pierwsze, człowiek jest w stanie lepiej zauważyć dobro, gdy zestawi się je ze złem. Drugi powód twórczyni zespawała z utylitarną filozofią kreacji powieści pozytywistycznych. Utilitas,atis według matki języka polskiego oznacza „pożytek, korzyść”. „Nad Niemnem” miało więc za zadanie przekazać wartości dydaktyczne czytelnikom, które są o wiele łatwiejsze do odczytania przy wyraźnym rozgraniczeniu na dobro i zło.
Drugą kontrastującą parę stanowią Andrzejowa Korczyńska wraz z jej synem Zygmuntem. Andrzejowa od wielu lat jest wdową po swoim zmarłym mężu. Pragnie zachować w synu pamięć po ojcu-bohaterze, lecz jej wszelkie próby wychowawcze kończą się fiaskiem. Jest to przy tym kobieta religijna, poważna, zamknięta w sobie, powściągliwa, wzniosła i pełna przywiązania do rodzinnej ziemi.
Po negatywnej stronie kontrastowej równoważni mamy z kolei Zygmunta – osobę (a raczej – osobnika) przekonanego o własnej wyższości, oderwanego od codzienności, próżnego i egoistycznego, pozbawionego szacunku dla ojca. Otoczenie codziennego życia przytłacza go.
Przedstawiając w taki sposób swoich bohaterów, Orzeszkowa w zdecydowany sposób opowiada się za ideologią propozytywistyczną. Osoby wystające spoza sztywnych ram bliskich kalwinizmowi (pod pewnymi względami oczywiście), zostają przez nią skazani na wieczne potępienie. Osobiście uważam, że takie kryterium oceny nieco umniejsza obiektywną wartość książki, ponieważ moglibyśmy wysunąć z niej błędny wniosek o ludziach, którzy nie trzymali się ściśle zagadnień pozytywizmu. Przeciętny człowiek mógłby pomyśleć, że takie osoby są rzeczywiście jednoznacznie negatywne. A to już teoria daleka prawdzie.
Nie mogę za to odmówić Orzeszkowej doskonałego ukazania, jak traktowano jednostki odbiegające od XIX-wiecznej kultury masowej. Na dobrą sprawę, młodego Zygmunta moglibyśmy w dzisiejszych czasach scharakteryzować, oczywiście tylko do celów pokazowych, następująco: „jest to osoba pewna siebie, przebojowa, lubiąca bujać w obłokach i rozmyślać o swojej przyszłości. Własny rozwój z pewnością zaprocentuje sukcesami w dorosłym życiu. Odcina się od wydarzeń z przeszłości, patrząc ku zachodowi, dokąd zamierza wyjechać tuż po zakończeniu nauki w kraju”. Z kolei jakiś ignorant przechodząc obok współczesnej Andrzejowej, mógłby rzucić do kolegi: „O, patrz, moherowy beret idzie”.
Zastosowany tu kontrast charakterystyki jest typowy dla Orzeszkowej i tak samo jak u niej - nieprawdziwy. Ludzie są jak proch, w który się obracają – nigdy biały, nigdy czarny.
Szkoda, że szarość nie służy dydaktyce, bo ze wszystkich kolorów ludzkich jest najbardziej autentyczna.