„Taka radosna – i taka gorzka. Taka jasna – i taka bezlitośnie rozpaczliwa. Tak łagodnie rozmarzona – i tak okrutnie prawdomówna.”
Pamiętam, że w szkole podstawowej przerabialiśmy na lekcji fragment „Pana Tadeusza”, w którym Wojski opowiada historię Domeyki i Doweyki. Język Mickiewicza dla nas, jedenastolatków, był zupełnie niezrozumiały i choć nasza ukochana pani polonistka bardzo starała się nas zainteresować tym fragmentem poezji (rysowaliśmy na jego podstawie komiksy!), to pozostało w nas wrażenie, że „Pan Tadeusz” to utwór „nie do przełknięcia”.
Podobnie rzecz się miała w gimnazjum. Perspektywa przeczytania lektury – „kobyły” nie tyle przerażała, co napawała raczej rozbawieniem. „Co? Mamy przeczytać „Pana Tadeusza”?” – odpowiedzią na te pytania często bywał śmiech. I choć prawie nikt nie był przekonany, czy to dobry pomysł, aby przeczytać polską epopeję, to jednak panował powszechny szacunek da tych, którzy to zrobili.
W swoim życiu przeczytałam wiele książek. Szczególnie upodobałam sobie „potężne” egzemplarze w błyszczących okładkach. Lubię mieć świadomość, że zostało mi jeszcze dużo kartek do przeczytania, a historia na nich opowiedziana jeszcze długo się nie skończy. Byłam tez jedną z nielicznych, którzy przeczytali w gimnazjum „Pana Tadeusza”. Teraz, w liceum, gdy po raz kolejny spotykam się z tą lekturą, zastanawiam się, co tkwi w tej książce, że tak często się do niej wraca. Czym jest tak naprawdę dla nas, Polaków, „Pan Tadeusz”?
„Pan Tadeusz” został napisany w latach 1832-1834 r. Zastanawiający jest więc fakt, że Mickiewicz osadził akcję utworu kilkanaście lat wcześniej. Wyjaśnił to słowami: „O, Matko Polsko ! Ty tak świeżo w grobie/ Złożona - nie ma sił mówić o tobie". Mickiewicz nie chciał opisywać tragicznych losów Polaków i utraconych nadziei narodu. Sam był już zmęczony ciągłymi kłótniami i intrygami emigracji paryskiej. „Pan Tadeusz” miał krzepić i godzić. Był powrotem do „kraju lat dziecinnych”, wspomnieniem najlepszego okresu życia poety.
Czytając „Pana Tadeusza” ma się wrażenie, że jest to obraz idealnej krainy szczęścia. „Pan Tadeusz” to Polacy - gorący patrioci, stawiający wysoko dobro ojczyzny i chęć odzyskania wolności. To śliczne dziewczęta, upojny zapach kwiatów i śpiew ptaków. To uczty do rana i poczucie prawdziwej wspólnoty. Któż z nas nie miałby ochoty przespacerować się po lasku w Soplicowie? Pojedyncze wątki niechlubnych zachowań Polaków nie wpływają na ogólny odbiór utworu. „Pan Tadeusz” to sielanka, która dla Adama Mickiewicza była marzeniem niemożliwym do spełnienia. Jednak słowa autora o prawdzie „paryskiego bruku”, czyli o kłótniach Polaków – emigrantów, jak powiedział Ireneusz Opacki, zdzierają iluzję „z tej jasnej, radosnej, ale tylko marzonej epopei”.
„Pan Tadeusz” to nie tylko radość i nadzieja z niego wypływająca. To przede wszystkim gorzka prawda o zawiedzionych nadziejach, uświadomienie sobie, że niemożliwe jest spełnienie marzeń wszystkich Polaków. Utwór ten miał krzepić. Wydaje mi się, że pełnił taką funkcję początkowo, gdy we wszystkich tkwiła jeszcze ogromna chęć działania. Po klęskach Napoleona i kolejnych nieudanych powstaniach Polacy byli coraz bardziej zmęczeni walką o coś niemożliwego do zdobycia. Nie mogę wyobrazić sobie, że w takiej sytuacji Polacy sięgali po „Pana Tadeusza” – utwór, który, choć tak łagodny w swoim przekazie, ukazywał bezlitosną prawdę na temat narodu polskiego. Mógł on wtedy, zamiast krzepić, jątrzyć rany niepowodzeń. Obraz ojczyzny idealnej mógł wzbudzać smutek i gorycz. Warto zastanowić się, czy Mickiewicz przewidywał, że tak się stanie.
Myślę, że Ireneusz Opacki doskonale skomentował dzieło Mickiewicza. Nasza epopeja jest, według niego, „Taka radosna – i taka gorzka. Taka jasna – i taka bezlitośnie rozpaczliwa. Tak łagodnie rozmarzona – i tak okrutnie prawdomówna”. To idealna definicja tej prawdziwie polskiej książki. Te kilka słów opisu to kwintesencja jej przekazu. Paradoks tkwiący w „Panu Tadeuszu” jest trudny do uchwycenia, ale warto go odnaleźć. Warto znać tę książkę, choćby dlatego, że było to marzenie samego Mickiewicza.
„O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,
Żeby te księgi zbłądziły pod strzechy...?”
Myślę, że to marzenie się spełniło, Panie Mickiewiczu.