Sprawozdanie ze szkolnego raju (Dostałam za to 5)
18 października 2006r zupełnie przypadkiem odwiedziłam szkolny raj. Wybrałam się na wycieczkę do szkoły i nie bez powodu nazwałam tę placówke rajem.
O godzinie siódmej spakowałam do plecaka niezbędne wyposażenie szkolnego odkrywcy i wyruszyłam. Po drodze spotkałam kilku znajomych, minęłam kilka sklepów i spieszących się do pracy ludzi. Nic nadzwyczajnego. Dopiero kiedy dotarłam na teren szkoły moje oczy ujrzały coś niezwykłego! Najpierw gromada zadowolonych z siebie, rozkrzyczanych dzieci wtragnęłą DO Szatni przepychając się na wszelkie możliwe sposoby a następnie, zostawiwszy w podziemiach swoje kurtki, zmęczeni zmaganiami w szatni rozbójnicy udali się na pierwszą lekcję. Wszystko wskazywałoby na to, że lekcje to znienawidzony element szkoły. Ależ skąd! Dzwonek zadzwonił i wszyscy zrazu weszli do klasy. Lekcja matematyki okazała się idealną okazją do wypróbowania samolotów z kartek zeszytu nowej generacji. Nauczycielka rozpoczęła swój wykład lecz chwilę później zmuszona była go przerwać. Dopóki chłopcy nie skończyli zabawy a dziewczynki wymieniać relacji z sobotnich imprez właściwie nie było sensu prowadzenia lekcji. Kiedy uczniowie ucichli w końcu zabrzmiał szkolny zbawca – dzwonek. W ciągu jednej sekundy wszyscy wybiegli z Sali zostawiając po sobie ogromny chaos.
Przerwa pokazała mi, że szkoła może być dla uczniów najszczęśliwszym miejscem na ziemi. Najpierw grupa szkolnych rozbójników rozpoczęła kontynuację przepychanek a następnie wszyscy pobiegli zająć miejsca w kolejce do szolnego sklepiku. W tym czasie dziewczęta pomknęły do toalety aby zdążyć jeszcze usiąść na wygodnym parapecie i dokończyć plotkowanie. Byli też tacy, którzy zajęli miejsca pod ścianą i konsumowali swoje drugie śniadanie lub pilnie spiwyswali pracę dmową. Nauczycielki patrolowały korytarze czekając aż któryś z uczniów poważnie złamie szkolny regulamin. Jedna z nich idąc dumnie jak paw i wyszukując coraz to gorszych złoczyńców, nie zauważyła podstępnie wysuniętej nogi któ®egoś z uczniów i z hukiem upadła na podłogę. Myślę, że wszyscy tylko na to czekali. Niestety zanim przybiegła pani pedagog a upadła kobieta podniosła się na nogi wszyscy grzecznie stali pod klasą. Tylko kilka osób zastanawiało się jak zrzucić doniczkę z dorodną paprotką żeby nikt nie zorientował się, że to oni są sprawcam tej tragedii. Później zadzwonił dzwonek i ponownie nastal chaos. W tej minucie paprotka została zrzucona, jakiś plecak przefrunął na drugi koniec korytarza, mniejsze dziewczynki chowały się do łazienki a nauczycielki czym prędzej uciekały do pokoju nauczycielskiego.
Kolejna lekcja właściwie niczym nie różniła się od poprzedniej. Po niej znów nastałą przerwa. Tym razem stado wygłodniałych wilków rzuciło się na szkolną stołówkę i ciężar przerwy spadł na personel kuchni. Upłynęły jeszcze dwie lekcje i wszyscy uczniowie opuścili mury szkoły. Najpierw z żalem zeszli do podziemnych szatni a następnie ze łzą w oku przeszli przez szkolną bramę i udali się do swoich domów.
I ja wróciłam z mojej wycieczki ze szkolnego raju. Teraz już wiem, jak ten weoły budynek wygląda od kuchni. Zastanawiam się tlyko czy trafnie nazwałąm go rajem. Być może dokładniejszym określeniem byłąby planeta malp?