Tradycje rodzinne, których jestem spadkobierczynią
Moja rodzina od wielu lat była rodziną wielopokoleniową. Moja babcia Kasia wychowywała się w domu, w którym mieszkała jej babcia. Mamę wychowywała babcia, prababcia i oczywiście mama.
W domu mojej prababci i babci, zgodnie z tradycją, żony nie pracowały. Głową rodziny był ojciec i mąż. Ja także wychowuję się w domu, w którym mieszka babcia, dziadek, a na początku i prababcia. Prababcię niestety słabo pamiętam. Zmieniła się jednak tradycja niepracującej matki i żony, ponieważ moja mama pracuje.
Opisując tradycje mojej rodziny postanowiłam zacząć od domu. Dom dla naszej rodziny to nie tylko schronienie, ale miejsce, gdzie spotykają się pokolenia. Na progu jest przybita podkowa symbolizująca szczęście. Kilka lat temu dobudowaliśmy jedno piętro. Wykorzystaliśmy cegły ze starego domu babci. Nie są one otynkowane i dokładnie je widać. Te cegły przypominają rodzinną siedzibę moich przodków.
Przez całe wieki najważniejszym miejscem w domu była kuchnia. I u nas w domu także tak jest. To tu spotykamy się przy wspólnych posiłkach. Co prawda, kilka lat temu do obiadu siadało sześć osób, razem z prababcią i dziadkami. Teraz prababcia nie żyje, a tata pracuje w Warszawie. Jednak w dni wolne od pracy wszystkie posiłki zjadamy razem. W moim domu można znaleźć dużo rzeczy, które pochodzą z dawnych czasów. Mamy stare meble, porcelanę, nawet stare obrusy. Najstarsze, zrobione przez moją prababcie, używamy tylko w święta.
Tradycja to także wspólne świętowanie. Kiedy zbliżają się święta, wielu spośród nas wpada w podniecenie i rozpoczyna gorączkowe przygotowania: gruntowne porządki, gotowanie, wysyłanie życzeń, kupowanie prezentów. Zwyczaje świąteczne w Polsce stanowią połączenie dawnej obrzędowości ludowej z liturgia kościoła katolickiego. W mojej rodzinie jest bardzo dużo tradycji, kultywowanych od pokoleń.
Zastanawiałam się, od czego zacząć i postanowiłam, że zwyczaje mojej rodziny pokażę zgodnie z porami roku. Zacznę od zimy.
Zima to czas uśpienia przyrody, kiedy ustają wszelkie prace. Wydaje się, że jest to czas smutku, ale pojawiają się również wesołe momenty. Przykładem tego jest wieczór moim domu wieczór św. Andrzeja, tzw. andrzejki. Co prawda, żaden mężczyzna nie ma u nas na imię Andrzej, ale to nie przeszkadza bawić się w lanie wosku i inne wróżby. Kiedyś pokazałam moim koleżankom wróżby na urodzinach i odtąd zawsze ta zabawa jest obecna na moim przyjęciu (ale to już moja mała tradycja).
Naszą tradycją jest także pamiętanie o Adwencie i zapalanie świeczek adwentowych. Te świeczki zawsze w niedziele zapalam u babci. Oczywiście bardzo lubię tradycję Mikołajek, kiedy dostaję prezent. Prezenty dostają także moi rodzice, bo przecież to jeszcze dzieci.
Dawniej moja prababcia, a teraz babcia (wiem to z opowiadań), porządki świąteczne rozpoczynała 13 grudnia, czyli w dzień św. Łucji. Znam przysłowie odnoszące się do tej daty: ”Święta Łucja dnia przyrzuca”.
Od 13 grudnia do Wigilii jest dwanaście dni. Każdy dzień, według przepowiedni, symbolizuje jeden miesiąc. Moja Babcia i prababcia zapisywały, jaka jest pogoda każdego dnia i w ten sposób przewidywały pogodę na najbliższy rok. My z rodzicami także notujemy obserwacje, choć nie do końca wierzymy w te przepowiednie.
Grudzień to także święta Bożego Narodzenia i oczywiście Wigilia. Ten dzień rozpoczynamy od ubrania choinki, a właściwie choinek. Drzewko u mojej babci jest ubrane w tradycyjne ozdoby, bardzo kolorowe. U mnie w pokoju na choince wiszą wykonane przeze mnie. Będąc małym dzieckiem już na początku grudnia siadałam z mamą, lepiłam łańcuchy i inne zabawki świąteczne. Mama robiła to samo, gdy była mała.
Wszystkie prace świąteczne zawsze kończymy wraz z ukazaniem się pierwszej gwiazdki. Wtedy siadamy do kolacji wigilijnej. Na stole obowiązkowo kładziemy sianko i zostawiamy jedno wole nakrycie dla wędrowca. Moim zadaniem jest przygotowanie zastawy.
Wieczerzę rozpoczynamy od dzielenia się opłatkiem. W mojej rodzinie opłatek podaje najstarsza kobieta. Obecnie rolę taką pełni moja babcia. Następnie podawane są śledzie i gotowane ziemniaki, a potem pozostałe potrawy - zawsze parzysta liczba, najczęściej dwanaście. Na deser jest makowiec, ciasto drożdżowe i piernik według przepisu mojej prababci.
W ten szczególny dzień, według tradycji ludowej, gospodarze pamiętali o zwierzętach. Mama opowiadała, że po Wigilii jej dziadek szedł do obory i dawał im opłatek. Ja daję opłatek mojemu psu i kotu. Czasem próbuję podsłuchać, czy zaczną mówić ludzkim głosem, ale nigdy ich nie słyszałam.
Po świętach zaczyna się karnawał. W tym czasie w domu pieczemy pączki i faworki (chruściki), to także nasza tradycja rodzinna. Koniec karnawału zwiastuje odejście zimy i początek wiosny. Przed Niedzielą Palmową idziemy zrywać bazie i wspólnie robimy palmy. W niedzielę cała rodzina idzie do kościoła z własnoręcznie zrobioną palemką. Zwyczaj robienia palm jest rzadki, ponieważ piękne palmy można kupić.
Wielki Tydzień jest w naszej rodzinie wyjątkowy. To oczywiście przygotowanie do świat, ale i porządki oraz wielkie oczekiwanie na prawdziwą wiosnę. U mojej prababci w starym domy malowano wapnem ściany zewnętrzne i grabiono podwórko. Teraz sprzątamy ogródek, zamiatamy przed domem, sadzimy kwiaty.
W Wielką Sobotę przygotowujemy koszyczek ze święconką, który wszyscy zanosimy do kościoła. W koszyczku są tradycyjne pokarmy. Bardzo ważne jest to, że do malowania używamy tylko łupinek od cebuli, tak jak robiono to u mojej praprababci i prababci.
Na śniadanie wielkanocne przychodzimy odświętnie ubrani. Podobnie, jak w Wigilię, święcone jajka podaje wszystkim moja babcia. Na stole są borówki, jajka i oczywiście tradycyjne potrawy takie, jak: żurek, biała kiełbasa, chrzan, mazurki i inne ciasta.
Tradycją naszej rodziny są specjalnie przygotowane mazurki. Nigdzie nie jadłam takich, jak nasze. W lany poniedziałek oczywiście polewamy się wodą, ale z umiarem. W święta zawsze chodzimy do kilku kościołów, po to by się pomodlić, ale również, by oglądać pusty grób Jezusa.
Tydzień po świętach są tzw. przewody – „na przewody wylej resztę wody”. Przygotowujemy wtedy świąteczne śniadanie, na którym nie może zabraknąć malowanych jajek. O tym zwyczaju mało, kto pamięta i raczej rzadko jest kultywowany.
W naszej rodzinie jest kilka przepowiedni związanych z ptakami: jeśli usłyszymy po raz pierwszy kukułkę i nie mamy przy sobie pieniędzy, to cały rok będzie biedny; jeśli zobaczymy bociana chodzącego po łące, to cały rok będzie leniwy.
W lato także mamy swoje zwyczaje. Najważniejszym jest dzień św. Jana. Mój dziadek ma na imię Jan. Ale nie to jest tradycją rodzinną. Tradycją jest chodzenie do naszego ogrodu i oglądanie robaczków świętojańskich. Kiedyś pokazałam te owady swoim koleżankom. Były bardzo zdziwione i zaskoczone, że one świecą.
Zabierają się do pisanie nawet nie myślałam, że w mojej rodzinie jest tyle zwyczajów i tradycji.