"Pieniądze szczęścia wprawdzie nie dają, ale bez nich człowiek nie jest szczęśliwy" - to powiedzenie słyszałam od dziecka, przytaczane tonem raczej żartobliwym, niż poważnym. Nie wiem, jak to jest, nie mieć w ogóle za co żyć, nie wiem, jak to jest, kiedy ma się wielkie konto w banku. Oczywiście obie sytuacje jestem sobie w stanie wyobrazić, przypomnieć książki i filmy ilustrujące to powiedzenie, ale szczerze mówiąc problem pieniędzy nie jest dla mnie najważniejszy. Kiedy więc przeczytałam temat "Pieniądze - kluczem do wolności" nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zabrać się do niego. Szczęście - owszem łączę z pieniędzmi, ale wolność? Nigdy o tym nie myślałam. Z miejsca więc uznałam, że napiszę o Wokulskim. Zaczęłam zaznaczać małymi, żółtymi karteczkami miejsca, gdzie bohaterowie wypowiadają się na jego temat i notowałam jakieś uwagi. I wtedy zauważyłam leżące na stole Wysokie obcasy, w których zmieszczono wywiad z Zofią Hertz.
Przeczytałam pierwsze zdanie: Nie powiem, że lubię chodzić w podartych butach. Nie, lubię dobrze zjeść, pójść do fryzjera, ale nie mam pasji do pieniędzy. I olśniło mnie - może pieniądze jednak łączą się z wolnością!? Paryska Kultura i Maisons-Laffitte to kwintesencja wolności. Tej moralnej, a nie ekonomicznej czy politycznej.
Prawdę mówiąc nigdy nie zastanawiałam się szczególnie nad pojęciem wolności. Kojarzyła mi się z wolnością polityczną, może dlatego, że wciąż mówi się o tym, iż pod zaborami walczyliśmy o wolność, odzyskaliśmy wolność itd. Znam pojęcia: wolność przekonań, wolność wypowiadania poglądów, wolność wyznania, słowa. Ale przecież jest jeszcze (jak podaje Encyklopedia) rozumienia pojęcia wolności jako wolności woli człowieka, polegającej na tym, że jego czyny nie są zdeterminowane jakimikolwiek bodźcami zewnętrznymi czy wewnętrznymi. Szukając mądrych książek, które oświeciłyby mnie "w temacie wolność", przypomniałam sobie pewną rozmowę.
W czasie ubiegłorocznych wakacji poznałam niezwykłą dziewczynę i jej rodzinę. Eulalia zajmuje się końmi, wykupuje je z transportów, opiekuje się poza tym innymi nieszczęśliwymi zwierzętami. Mieszka pod Mrągowem. Żyje w biedzie, nie ma nawet mieszkania - mieszka w stajni i potwornie ciężko pracuje. Jest piękna, zdolna, proponowali jej "załatwienie" pracy w filmie. Mogła też robić karierę sportową, ale wybrała inne życie. Pomagają jej rodzice, którzy dla niej zrezygnowali z mieszkania w mieście. Matka Eulalii, pani Almira opowiadała mi dużo o swoich rodzicach. Kiedyś powiedziała mi: " Eulalia, chociaż jest niewolnikiem w tych stajniach, jest najbardziej wolnym człowiekiem, jakiego znam. Robi to co lubi i nie zależy od nikogo. Dla niej wolność polega na tym, że nie musi dla pieniędzy robić nic, co nie zgadza się z jej przekonaniami".
Almira opowiedziała mi, że Eulalia odziedziczyła takie pojmowanie wolności po swoich dziadkach, a jej rodzicach. Mieszkali pod Wilnem, przed wojną mieli dużo stajni i byli polskimi "panami", Rosjanie zabrali im wszystko, nie pozwolili wyjechać do Polski i zrobili z nich kołchozowych chłopów. Ale Dokudowicze w głębi duszy czuli się wolni. Dziadek, żeby nie musiał zależeć od dyrektora kołchozu, został prostym stajennym, nie wkupywał się w łaski, w zamian za dodatkowy przydział kartofli. "Nawet jak nie mieli co jeść, to mogli się czuć wolni. Chociaż jedynym sposobem w jaki mogli zademonstrować tę wolność było obchodzenie nowego roku o dwie godziny wcześniej niż wszyscy, czyli według czasu polskiego, a nie obowiązującego w Związku Radzieckim" - tłumaczyła mi Almira.
Wtedy nie bardzo rozumiałam tę opowieść, ale dzisiaj, gdy zaczęłam się zastanawiać nad związkiem między pieniędzmi i wolnością, przypomniałam sobie wieczorne rozmowy w stajni Eulalii. Doszłam do wniosku, że wolność nie zależy od pieniędzy, ale od tego, czy można być sobą, czy nie; od tego, czy można żyć tak, by być szczęśliwym, spełnionym, zadowolonym. Jeśli pieniądze narzucają styl życia, zależność od kogoś lub czegoś - nie będą kluczem do wolności. Ta zaskakująca dla mnie samej konstatacja sprawiła, że postanowiłam zająć się tym problemem.
Lalka Bolesława Prusa zdaje się potwierdzać tezę, że pieniądze nie są kluczem do wolności. Owszem, mogą ją niektórym dać, ale jeszcze łatwiej mogą człowieka zniewolić. Przy czym sądząc po losach Izabeli Łęckiej i Stanisława Wokulskiego - właśnie tę wolność odbierają.
Podstarzała panna nie ma pieniędzy i jedyną szansą na ich zdobycie jest bogate wyjście za mąż. Oczywiście nie przyznaje się do tego. Mając 18 lat nawet Wiktora Emanuela nie chciała obdarzyć sympatią, gdy ucałował jej dłoń. W tym okresie swego życia zbywała zresztą wszystkich amantów szyderstwem. Dopiero później zrozumiała, że małżeństwo trzeba przyjąć takim, jakim jest. Gdy po kilku latach okazuje się, że ojciec stracił nawet jej posag, Izabela też nie chce z nikim wiązać się dla majątku. Kiedy ciotka Joanna proponuje jej wyjście za marszałka, panna Łęcka protestuje, bo to obrzydliwy, śliniący się starzec. Woli sprzedać serwis i srebra, żeby mieć za co żyć. Na pytanie hrabiny: Czy nie szkoda tak pięknych pamiątek?, odpowiada oburzona: Więc mam wahać się pomiędzy sprzedaniem siebie i serwisu?
Serwis jednak nie wystarczy na życie, jakie Izabeli kojarzy się z byciem wolnym człowiekiem. Przystaje więc na awanse Wokulskiego, który zresztą ma niemal same zalety - bogaty, wykształcony, niezbyt stary (ma 46 lat), a do tego naprawdę zakochany. Ale ma jedną zasadniczą wadę - jest tylko kupcem, Geszefciarzem.
Mechanizm rozumowania Izabeli był stosunkowo prosty. Kiedy zobaczyła Wokulskiego w pierwszy dzień Wielkiejnocy w salonie ciotki, uznała, że ma twarz niepospolitą. Ale - uznała - gdyby ten człowiek zamiast sklepu posiadał duże dobra ziemskie - byłby bardzo przystojnym; gdyby urodził się księciem - byłby imponująco piękny.
Początkowo nie chciała go nawet na opiekuna, co sugerował jej w pewnym momencie ojciec. Nie chciała nawet żadnej pomocy, jej zdaniem poniżającej, bo oferowanej przez człowieka o niższej pozycji społecznej. Uważała, że jest nikczemny, upokarza ją i ojca, kupując serwis na handel i kamienicę za więcej pieniędzy, niż dom był wart. Skoro jednak chce ją mieć, niech cierpi upo korzenienia: Chce mnie kupić? Dobrze, niech kupuje... przekona się, że jestem bardzo droga... Chce mnie złapać w sieci?... Dobrze, niech je rozsnuwa... ale ja mu się wymknę, choćby w objęcia marszałka... Dla niej perspektywa małżeństwa z tym zabawnym bohaterem jest upadkiem, hańbą. Później jednak, zjechawszy do Zasławka, w który gościł Wokulski, zmienia nieco zdanie na jego temat: planowana wzgarda dla Wokulskiego całkiem zniknęła wobec mieszaniny takich uczuć, jak lekki gniew, lekkie zadowolenie i lekka obawa. W tej chwili Wokulski (...) nie był to już jakiś tam kupiec galanteryjny, ale człowiek, który wracał z Paryża, miał ogromny majątek i stosunki, którym zachwycał się on, którego kokietowała Wąsowska...
Choć panna Łęcka w końcu zrobiła wszystko, by Wokulski zrezygnował z małżeństwa, w głębi duszy jednak pogodziła się z tym, że dla pieniędzy będzie dzielić życie kupcem, tak jak później już niemal zaręczyła się z marszałkiem. Może wyobrażała sobie, że pieniądze zabiorą jej honor, ale dadzą wolność postępowania? Nie sądzę bowiem, by zrezygnowała z flirtów po ślubie, tak jak nie zrezygnowała z uwodzicielskich rozmów ze Starskim czy z tajemnych wycieczek w ruiny w towarzystwie inżyniera. (Wtedy co prawda oficjalnym kandydatem na narzeczonego był marszałek, ale nie ma to znaczenia.)
Dla Izabeli wolność to możliwość wydawania nieograniczonej ilości pieniędzy, bywania, zabawy, flirtu. Musiała zdawać sobie sprawę, że po ślubie będzie bardzo ograniczona w korzystaniu z tej wolności. To, że w końcu wylądowała w klasztorze, wcale nie znaczy, że nie chciała się sprzedać, żeby móc to wszystko zatrzymać. Pieniądze były więc jej kluczem do wolności, ale bardzo dziwnie pojmowanej. O dziwo jednak Wokulski, mądry przecież człowiek, podziela ten pogląd na wolność. Sam czuje się równie niemal jak Wysocki, któremu daje na Powiślu pieniądze. Właśnie wtedy porównuje dwa światy - Izabeli i całą resztę, do której siebie samego zalicza. Zobaczywszy w brudnej uliczce motyla myśli: Motyle istnieją także w rodzju ludzkim: piękna barwa, latanie nad powierzchnią życia, karmienie się słodyczami bez których giną - oto ich zajęcie. A ty robaku, nurtuj ziemię i przerabiaj ją na grunt zdolny do siewu. Oni bawią się, a ty pracuj; dla nich istnieje wolna przestrzeń i światło, a ty ciesz się jednym tylko przywilejem: zrastania się, jeśli cię rozdepcze ktoś nieuważny.
Dziwi mnie, że w tej sytuacji Wokulski chciał kupić sobie miłość za pieniądze. Z własnego życia wiedział doskonale, że majątek to nie wszystko. Chyba nigdy, nawet w Irkucku na zesłaniu, nie był tak bardzo uwięziony, jak w małżeństwie z Małgorzatą Minclową. By nie umrzeć z głodu, wziął ślub z wdową po kupcu, a tym samym wyrzekł się swych młodzieńczych ideałów, wrócił do kupiectwa, choć tak bardzo chciał pracować naukowo. Po trzech latach małżeństwa Wokulski, silny człowiek, zaczął się giąć w aksamitnych objęciach jejmości. Stał się niemal wrakiem mechanicznie wypełniającym kupieckie obowiązki. Oto efekt poślubienia pieniędzy. A czy później sklep i 30 tysięcy rubli, które odziedziczył po śmierci żony, zwróciły mu wolność. Nie! Ten majątek, który zresztą wielokrotnie powiększył, także nie dał mu pełnej możliwości realizowania swych ideałów! Zakochał się bowiem w pannie z arystokracji.
Dlaczego postanowił zrobić to, co jemu samemu tak strasznie doskwierało i uczyniło go więźniem pieniędzy? Dlaczego postanowił kupić sobie ukochaną kobietę, mimo i starał się to robić delikatnie, by nie dać jej tego odczuć. Ale jednak zamierzał uczynić z Izabelą to samo, co Minclowa z nim. Co prawda mówił sobie w duchu wielokrotnie, że oszalał, że robi głupstwa, wewnętrzny głos ostrzegał go unikaj samic innego niż twój gatunku... Ale brnął coraz głębiej. Mając pieniądze, z powodu romantycznej miłości stał się więźniem uczucia i arystokracji, zamiast żeby majątek uczynił go wolnym człowiekiem.
Dziś psychoterapeuta pogrzebałby w jego młodości i pewnie w dzieciństwie pana Stanisława znalazłby wytłumaczenie takiego postępowania. W jakiś sposób na człowieku odbija się wychowanie, a wiemy, że ojciec narzekał na syna, że ten uczy się i wydaje pieniądze na podręczniki, zamiast razem z nim procesować się o spadek. Ojciec Wokulskiego wyobrażał sobie, że gdy znów osiądą na swojej ziemi, będą prawdziwie wolnymi ludźmi, a troski materialne znikną jak sen. Może cały idealizm i zauroczenie nauką, wynalazkami, wrażliwość na biedę i nieszczęście innych, brało się u Wokulskiego z chęci przeciwstawienia się ojcu? Może wiara w to, że pieniądze pomogą mu zdobyć ukochaną kobietę była wynikiem ojcowskich nauk zachowanych w podświadomości? A może to po prostu miłość, która czyni z człowieka - jak mówią - ślepca, a 45 lat to to epoka ostatniej miłości, najgorszej - jak powiedział Wokulskiemu doktor Szuman.
Wyobrażam sobie jednak, że po otrząśnięciu się z tego szalonego, romantycznego, ale niszczącego, uczucia, rozdawszy swe pieniądze, pojechał do Geista współpracować przy jego niezwykłych wynalazkach i znalazł wolność oddając się całkowicie temu, co kochał - nauce, idei, budowaniu przyszłości. Jak mówił Ochocki: Cywilizacji nie stworzyli ani filistrowie, ani geszefciarze, lecz właśnie tacy wariaci jak Wokulski.
Myślę, że właśnie Juliusz Ochocki zbliża się w Lalce najbardziej do wolności - nazwę ją - ducha. Ten niezamożny młodzieniec z wyższych sfer odrzuca wszystko, byleby móc stworzyć maszynę latającą. Nie chce być spętany miłością, konwenasami, chyba nawet pieniędzmi, chce realizować swoją ideę. Zwierza się Wokulskiemu: Już ujarzmiliśmy wiatr, ciepło, światło, piorun... Czy więc nie sądzisz pan, że nadeszła pora nam samym wyzwolić się z okowów ciężkości? (...) Co mnie ciotka z jej radami i prawidłami dobrego tonu!... Co mnie żeniaczka, kobiety, a nawet mikroskopy, stosy i lampy elektryczne?... Oszaleję, albo przypnę ludzkości skrzydła... Dodaje jednak, że chce to zrobić nie tyle dla dobra ludzkości, co dla sławy, jakiej nie dosięgnął jeszcze żaden człowiek, To moja żona, moja kobieta - oświadcza. A sława, podobno, także zniewala człowieka, bo wpycha go na inne co prawda, ale też bardzo ograniczające życie, tory.
Wolną duchem kobietą wydaje mi się też prezesowa Zasławska. Dziwna arystokratka, która jest przekonana, że urodzenie jest najmniejszą zasług tych, którzy się rodzą i która woli uczciwego kupca aniżeli dziesięciu austriackich hrabiów. Ta stara dama prowadzi wzorowe gospodarstwo (pozytywistyczne, bo można na jego przykładzie tłumaczyć pojęcia pracy organicznej i pracy u podstaw) i nie ma wątpliwości, że żyje w zgodzie ze swoim sumieniem i przekonaniami. Podkreśla, że wiek pozwala jej na wypowiadanie kontrowersyjnych poglądów. Pieniądze na pewno także ułatwiają jej, korzystanie z dobrodziejstw wolności, ale sądzę, że kobieta z takim charakterem i bez pieniędzy czułaby się niezależna.
Oczywiście mówienie o niezależnej kobiecie w roku 1880 to absurd, wszystkie zależały od mężczyzn, a o ich usamodzielnienie dopiero walczono. Lalka jest między innymi głosem w walce o równouprawnienie kobiet. Pani Stawska, ta pozytywna bohaterka, która potrafi sama zarobić na swoje utrzymanie, jako jedyna nie zależy od mężczyzny, czy rodziny. Za udzielane lekcje dostaje znacznie mniej, niż nauczyciel płci męskiej, z trudem wiąże koniec z końcem, w obliczu procesu sądowego i fałszywego oskarżenia jest bezradna, ale jest wolna, bo nie zależy od kaprysów męża, ojca czy stryja, jak to zwykle bywało z samotnymi matkami.
Wolnym człowiekiem jest też moim zdaniem Rzecki - nie ma majątku, a wcale nie chce go mieć. Robi to, co lubi, czuje satysfakcję ze swej pracy. Zależy od innych, ale w bardzo ograniczony sposób, z własnego wyboru. Mógł zebrać tyle pieniędzy, by - kiedy sklep był wystawiony na sprzedaż -kupić go, a nie dopuścić do tego, by właścicielem został Szlangbaum. Tymczasem stary subiekt znajdował radość w pracy dla ukochanego Stasia, we wspomnieniach, czasem w grze na gitarze i podśpiewywaniu słabiutkim głosikiem, ale nie w gromadzeniu pieniędzy. One nie były dla niego ważne. Gdyby dawały wolność, pewnie zatroszczyłby się o nie.
Sądzę też, że w Lalce nawet studenci, biedacy, są wolniejsi, niż Wąsowska czy Krzeszowscy, ludzie zamożni, ale uwikłani w problemy, konwenanse, intrygi i w zależności od swej sfery.
Oczywiście nie znaczy to, że pieniądze nie pozwalają być człowiekowi wolnym. Na pewno pozwalają lepiej, pełniej i ciekawiej korzystać z wolności, ale to bynajmniej nie one są do niej kluczem.
niezła praca!! heh pozwolę sobie skorygować co nieco ale chętnie skorzystam :P thx..na serio mi siem przyda (czuję w kościach że dostanę 5 :>)
upss nie napisalam we wszesniejszym komciu oceni - oczywiscie ze 5