Wielu artystów pisało o samotności i problemach współczesnego człowieka. O pustce, która odbiera sens istnieniu. O poczuciu przegranej i o bezcelowości jakiegokolwiek działania. To taki znak naszego wieku. Przysłowiowa już „samotność w tłumie”. Ludzie skupiają się na podstawowych czynnościach i usiłują wypełnić swój czas właśnie nimi. Taki stan świata opisują głównie kobiety, z natury bardziej uczuciowe i wrażliwsze. Agnieszka Osiecka, Ewa Lipska, Urszula Kozioł czy Julia Hartwig należą właśnie do tych kobiet. Dobrym przykładem takiej poezji jest wiersz „Oda do nicości” wspomnianej Julii Hartwig.
Człowiek w tym wierszu przedstawiony jest jako osobnik żałosny, tragiczny. Wykonuje on podstawowe czynności życiowe – je. I płacze – próbuje rozładować targające nim emocje. Samotność rekompensuje sobie jedzeniem. Jest to pierwszy krok w otchłań. Drugim jest zwątpienie w sens własnego życia. Oba te kroki wyrażone są apostrofami: jedna do „samotności pustych mieszkań” (podkreślona jedynym wykrzyknikiem) a druga do „zwątpienia w sens początku i końca”. Podmiot liryczny utożsamiany z poetką mówi także o nienawiści wypływającej z bezsilności starców, którzy niczego nowego już nie doświadczą, nie przeżyją. Dla kontrastu przedstawiona jest postawa młodych, którzy są zachwyceni sobą samymi a jednak podświadomie dążą do samounicestwienia. Nie ma tu nadziei na lepsze jutro, nie ma nic z „Ody do radości” czy „Ody do młodości”, które poznaliśmy wcześniej. Nowe pokolenie nie niesie ze sobą nadziei. Jest egoistyczne i samolubne, a jednocześnie zagubione, zrozpaczone i dążące do autodestrukcji. Wspólnym mianownikiem ponownie jest samotność i mieszane uczucia w stosunku do własnej egzystencji. Po raz kolejny wyrażone apostrofami („samotności straszna i wspaniała” oraz „ nasze pragnienie życia i nasza nienawiść do życia”). Podmiot liryczny utożsamia sam siebie z ludzkością, czuje się jej częścią, dzieli z nią uczucia i odczucia. Świadczy o tym zaimek dzierżawczy „nasza”. Ale na tym nie koniec. W tej części stychicznego wiersza apostrofy są jednocześnie wyliczeniami. Poetka nadała owemu fragmentowi styl przypominający litanię. Kolejnym dopadającym ludzkość uczuciem jest nuda. Wszechogarniająca i niespodziewana. Nuda jest tu określona epitetem „lepka”, który wydaje się być jak najbardziej odpowiednim, podkreślającym niemożliwość uniknięcia jej w życiu. To kolejne kilka kroków w stronę przepaści. I tu następuje kolejna apostrofa – do owej otchłani, która ciągnie ludzi ku sobie, choć się jej boją. Może ona symbolizować odległość jaka dzieli człowieka od człowieka i trudności by dotrzeć do innych osób, może być metaforą braku porozumienia i wynikającej z tego samotności. Może być symbolem wszystkiego co trudne i złe w ludzkim życiu. Wreszcie może okazać się śmiercią, której często człowiek samotny pragnie, choć panicznie się jej boi. Na koniec swoistej litanii apostrofa do żalu nad sobą i swoim życiem. Zawsze siebie jest nam – ludziom najbardziej żal. Myślę, że w kontekście tego żalu otchłani może być śmiercią. Idąc dalej śmiercią samobójczą. Podobno 90 procent samobójców w chwili dokonywania tego dramatycznego kroku żałuje swojej decyzji. Stąd żal nad sobą po wskoczeniu do przepaści. Jednocześnie cztery ostatnie wersy sprawiają wrażenie, że była to tylko śmierć pozorna. Duchowa. Agonia człowieczeństwa, wrażliwości. Udowodnienie, że człowiek usiłuje zagłuszyć w sobie uczucia i tą nieznośną samotność. Ucieka w pośpiech, mnóstwo obowiązków i spraw wcale nie tak ważnych, w sztuczne plany dni i ich wypełnianie, w tłum. Odwieczna samotność w tłumie. I rozmowy. O niczym, byle głośniej, szybciej. Gdzieś w środku jest to pęknięcie, ten cierń człowieczeństwa. I to nie daje zapomnieć o bezcelowości i jałowości codzienności. Odnoszę wrażenie, że poetka chciała wykrzyczeć swój bunt ustami podmiotu lirycznego – zawdzięczam to formie wiersza białego praktycznie bez użycia znaków interpunkcyjnych. Liryka bezpośrednia, osobista, podmiotu zbiorowego.
Wiersz Julii Hartwig jest ponadczasowy. Myślę, że emocje, lęki i stany opisane przez poetkę były aktualne w czasach PRL-u, transformacji początku lat 90-tych XX w. i są również dziś. Relacje międzyludzkie uległy spłyceniu i sformalizowaniu a stąd wypływa samotność, smutek, gorycz, wrażenie nieprzystosowania do zastanego świata. Gubimy siebie podczas codziennej gonitwy, przygniata nasze człowieczeństwo ogrom spraw, które trzeba ogarnąć. Nie mamy czasu na rozmowę i drugiego człowieka. Coraz więcej otchłani między nami...