"Siłaczka" to jeden z tych charakterystycznych utworów Żeromskiego, w których szczególnie jaskrawo zostaje przedstawiony problem niezawinionej ciemnoty i ubóstwa chłopstwa polskiego; problem tym bardziej palący, że spotykający się z obojętnością większej części inteligencji, czyli tej warstwy społecznej, która powinna inicjować i przeprowadzać zmiany w społeczeństwie.
Bohaterami swojego opowiadania Żeromski uczynił dwoje ludzi: lekarza prosto po studiach, Obareckiego, i młodą nauczycielkę, Stasię Bozowską. Obydwoje znają się jeszcze z czasów żarliwych rozmów prowadzonych w ciasnym mieszkaniu przyjaciół w Warszawie. Wierzyli wtedy, zgodnie zresztą z obowiązującą modą, w siłę pracy u podstaw. Wierzyli, że wyjeżdżając na wieś i pracując z ludem, są w stanie szerzyć wiedzę i podnieść poziom życia chłopstwa, pozostającego pod wieloma względami wciąż w realiach niemalże średniowiecznych.
W pewnym momencie drogi doktora Obareckiego i Stasi Bozowskiej rozchodzą się. Przetną się jeszcze w przyszłości, ale na bardzo krótko... Doktor Obarecki, postępując zgodnie ze swymi przekonaniami, wyjeżdża na prowincję. Już sama nazwa - Obrzydłówek - wskazuje, jakie było miejsce - małe miasteczko, prawie nie tknięte przez cywilizację. Wygodne życie toczą tu miejscowy aptekarz i felczerzy. Korzystając z nieświadomości ludu, narzucają bardzo wysokie ceny na wątpliwej jakości lekarstwa. Doktor Obarecki, pełen naiwnej wiary w siłę prawdy i swojej wiedzy, postanawia wydać im bezpardonową walkę. Jeździ do chorych z wizytami, wydaje przygotowane przez siebie lekarstwa za bezcen i oczekuje pierwszych efektów. Szybko jednak okazuje się, że chłopi, nie przejmując się zupełnie jego zaleceniami, dotyczącymi zdrowia i higieny, prowadzą dotychczasowy tryb życia.
Co więcej, przeciwko Obareckiemu solidarnie występują miejscowy aptekarz i felczerowie. Jest przez nich szykanowany, podważane są jego umiejętności zawodowe, a w jego domu wielokrotnie zostają wybite szyby. W kosekwencji doktor Obarecki zaczyna stopniowo zmieniać swój stosunek do pracy i otoczenia. Powoli dostrzega, że młodzieńcze ideały mają niewiele wspólnego z szarą i przeraźliwie nudną rzeczywistością. Większą wagę zaczyna przywiązywać do materialnych korzyści, a mniejszą do samego leczenia pacjentów. Krok po kroku, Obarecki zbliża się do aptekarza, felczerów i miejscowego plebana, którzy dostrzegają w nim "pozytywną" zmianę. Dochodzi wręcz do tego, że spotykają się regularnie na partyjkę winta. Doktor przypuszcza, że w przyszłości może się zawiązać pomiędzy nim a aptekarzem nieformalna spółka, która pozwoliłaby im niezbyt uczciwie czerpać wysokie dochody z leczenia.
Po sześciu latach od przybycia do Obrzydłówka, doktor Obarecki zostaje niespodziewanie wezwany do odległej wioski do chorej. Gdy przybywa na miejsce, spostrzega ze zdumieniem i przerażeniem, że tą chorą jest Stasia Bozowska, jego miłość z czasów studenckich. Krótkie badanie wykazuje, że chora ma tyfus i nic nie może jej już pomóc. Żal i smutek Obareckiego są jeszcze większe, gdy okazuje się, że Stasia mieszkała w tej wiosce już od trzech lat, próbując szerzyć oświatę wśród ludu.
Stasia Bozowska, w przeciwieństwie do Obareckiego, nie porzuciła swych młodzieńczych planów. Rezygnując z majątku i własnego szczęścia, postanowiła poświęcić się dla słusznej, jak jej się zdawało sprawy. Pytanie tylko: czy to poświęcenie miało sens?
Pierwszy i najbardziej odruchowy, powierzchowny wniosek, jaki może nasunąć się czytelnikowi po lekturze "Siłaczki" jest taki, że doktora Obareckiego należy potępić za przystąpienie do tych ludzi, którymi początkowo pogardzał. Natomiast Stasia może wydawać się bohaterką, rezygnującą ze wszystkiego dla dobra sprawy. Była przecież dobrze wykształcona, mogła zdobyć posadę nauczycielki w jakimś bogatym domu i wieść dostatni żywot...
Jednak bliższe przyjrzenie się obu postaciom pokazuje, że powyższy "oczywisty" wniosek wcale nie jest taki oczywisty. Zastanówmy się przez chwilę, co właściwie robiła Stasia Bozowska. Największym dziełem jej życia był podręcznik: Fizyka dla ludu. Fizyka dla ludu... W sytuacji, gdy chłopi nie mogli sobie pozwolić na kupienie przyzwoitego ubrania, gdy jedli gnijące ziemniaki i niedojrzałą kaszę, Stasia Bozowska chciała ich uczyć fizyki! Nie wiem, czy mam rację, ale wydaje mi się, że był to nieco błędny kierunek. Należało chyba raczej zacząć od pokazania chłopom, jak można efektywniej uprawiać ziemię, żeby mogli zarobić na przyzwoite utrzymanie siebie i rodzin, a dopiero potem zająć się ich ogólniejszą edukację. Nie można przecież wymagać od głodnego człowieka, żeby zagłębiał się w arkana rozważań fizycznych! W moim przekonaniu, przy całym szacunku dla poświęcenia Stasi, droga, jaką wybrała była niezbyt przemyślana. Wierzę, że mogła ze swej wiedzy zrobić dużo lepszy użytek, nie narażając się przy tym na tak liczne niedogodności, jakie ją spotkały.
Podobny błąd jak Stasia Bozowska popełniał na początku doktor Obarecki - również swą pracę chciał zaczynać nie od tego miejsca, co należało. Jednak różnica pomiędzy nim a Stasią jest taka, że Obarecki w pewnym momencie zdaje sobie sprawę ze swojego błędu i wybiera inną drogę. Fakt, jego wybór może budzić niesmak, ale nie można go za to potępiać. Nie można przecież wymagać od każdego człowieka, aby z prawdziwie żelazną wolą przeciwstawiał się wszystkim przeszkodom, obstając przy swych młodzieńczych ideałach. Jeżeli nie da się naprawić świata, warto może pomyśleć przynajmniej o sobie.
Jak więc należy ocenić Stasię i doktora Obareckiego? Na pewno trudno o jednoznaczny werdykt. Chcieli działać, ale ich działania były raczej chybione. Wydaje mi się, że podstawowy błąd leżał w tym, że zarówno Stasia, jak i Obarecki kierowali się w swym postępowaniu modnymi podówczas hasłami, wzywającymi do pracy z ludem, nie zastanowili się jednak nad tym, na czym ta praca powinna naprawdę polegać. Nie rozpoczęli swojej działalności od poznania problemów chłopów, lecz weszli w ich życie z gotowym propozycjami, nie mającymi nic wspólnego z rzeczywistością. Stasia broniła swoich (czy naprawdę swoich?) przekonań do końca, doktor Obarecki nie, ale to nie ma chyba większego znaczenia. Żeromski zatytułował swoje opowiadanie: Siłaczka. Według mnie ma to wydźwięk raczej ironiczny...
Powodzeniea !!!!