Postmodernizm zrodził się w połowie lat sześćdziesiątych, kiedy krytyk Frederic Jameson użył owego terminu w odniesieniu do zjawiska łączenia sztuki współczesnej z kulturą masową. Artyści zaczęli wykorzystywać symbole codzienności, zacierając tym samym granicę pomiędzy światem sztuki, a prawdziwym życiem.
Postmodernizm był odpowiedzią na zmiany, czyli modernizację życia, jaka zachodziła w społeczeństwie od połowy XIX wieku. W przeszłości najbardziej uprzywilejowaną grupą społeczną była szlachta, z której „rekrutowali” się artyści. Niezwykle rzadko objawiały się światu wybitne jednostki z niższych klas społecznych. Powodów można się doszukiwać wielu. Głównie przeważał czynnik finansowy blokujący swobodny rozwój talentów takich ludzi.
Wraz z pojawieniem się fabryk i taśmowej produkcji masowej w XIX wieku w świadomości ludzkiej zaczął funkcjonować nowy mianownik jakim była masa. W wiekach poprzednich spotykano się już z tym określeniem, ale w zupełnie innym kontekście. W średniowieczu na przykład krążyło wiele drzazg-relikwii rzekomo z Krzyża Pańskiego, które, chociaż były ręcznie wykonywane, zalały Europę dając podstawę do twierdzenia, iż można byłoby z nich złożyć tysiące takich krzyży.
Rozwój techniki sprawił, że wiele elitarnych produktów zaczęło być ogólnie dostępnych. Zwykły cukier czy sól zaczęły pojawiać się w domach osób, które dwa wieki temu mogły o nich co najwyżej sobie pomarzyć. Podobnie było ze sztuką. Masowy odbiorca stał się krytykiem, a pieniądz nadał nową rangę sztuce. Tak narodził się jeden z czynników postmodernizmu - konsumpcjonizm.
Idea konsumpcjonizmu przekroczyła ramy czasowe i wpłynęła na wiele produktów poprzednich epok. Słynne obecnie „Słoneczniki” Van Gogha zyskały swoją obecną wartość właśnie dzięki konsumpcyjnej masowości. Swobodny dostęp do reprodukcji dla przeciętnego człowieka wywindował tym samym cenę oryginału. A same dzieła sztuki trafiły do masowego obrotu stając się, jak zauważył Edward Lucie-Smith, klasycznym przykładem gospodarki wolnorynkowej. Jedyną miarą kryteriów estetycznych stały się więc pieniądze, a wszelkie potrzeby i gusty zaspokajał rynek. Tę część postmodernizmu Jean-Franois Lyotard przyrównał do eklektyzmu.
Masowość sama w sobie jest jednym z tematów dzieł postmodernistów, przez co komercyjne otoczenie, jakimi były komiksy, gazety czy reklamy, stało się kopalnią tematów. Było to jawne zerwanie z modernistycznym kierunkiem artystycznym, który oddzielał sztukę od wszystkiego, co nigdy sztuką nie było. Według Clementa Greenberga, sztuka okresu modernizmu była zdehumanizowana i abstrakcyjna, a artyści dążyli do przedstawienia czystej twórczości, nieskalanej niczym, co obce i narzucone z zewnątrz.
Główny przedstawiciel postmodernizmu - Andy Warhol czerpał garściami z kultury masowej przedstawiając w swoich pracach takie łatwo rozpoznawalne symbole, jak Marilyn Monroe, Myszka Miki, Coca-Cola czy puszka zupy Campbell’s. Tym co wyróżniało dzieła Warhola było wystawianie dzieła wypranego z wszelkiej własnej interpretacji. Cola była żywcem skopiowana z reklam, a Myszka Miki z filmów Disneya. Warhol usuwał się w cień, by publiczność mogła sama ocenić temat jego prac. Paradoksalnie, im mniejsza była jego ingerencja w interpretacje tym większą wzbudzał sensacje.
Owo działanie przedstawił Roland Barthes w swojej teorii „śmierć autora”. Pogląd, że odbiorca, nie bacząc na intencje autora, sam interpretuje sens i znaczenie danego dzieła. Sam Warhol, jakby w myśl tego rozumowania, prowadził grę z odbiorcą w udzielanych wywiadach i pisanych przez siebie książkach. Stworzył tym samym wizerunek idola kontrkultury, który na stałe zakorzenił się w naszej świadomości.
Z chwilą, gdy handlarze i kolekcjonerzy sztuki zaczęli wyznaczać obowiązującą normę smaku artystycznego, Warhol ze swoją kontrkulturowością zdobył najbardziej masowego odbiorcę, przekonując, że to co tanie i codzienne również jest sztuką. Dostrzec tu można niezamierzony trik psychologiczny, przez który widz obcujący ze sztuką Warhola czuł się lepiej ze świadomością, iż przedstawione na obrazach rzeczy nie dość, że są ogólnodostępne to mogą być na dodatek bardzo cenne. Tym samym Warhol ze średniego plastyka przerodził się w artystę, dzięki utrafieniu w zapotrzebowania mas.
Jedną z najczęściej omawianych prac Warhola jest obraz „Marilyn” z 1967 r., będący zwielokrotnionym portretem Marilyn Monroe w różnych kolorach. Jego obraz wpisał się w podręcznikowe rozważania postmodernistycznych filozofów, którzy prześcigali się w próbach zdefiniowania, czym jest symbol. Warhol, biorąc na warsztat gwiazdę Hollywood, skłonił publiczność do nowego spojrzenia na ówczesny symbol kobiecego piękna. Z punktu widzenia filozofii rozróżnić tu można wpływy dwóch trendów; Jacquesa Derrida, który twierdził, że droga do zrozumienia symbolu wiedzie poprzez grę różnic, oraz Thomasa Kuhna, który z kolei wyszedł z założenia, iż kluczem poznawczym jest mnogość danej rzeczy. Owa mnogość Kuhna objawia się poprzez zwielokrotnienie wizerunku Monroe, gra różnic Derrida natomiast - poprzez odmienną kolorystykę poszczególnych części obrazu.
Roger-Pol Droit zaproponował w swojej książce "101 zabaw filozoficznych" interesujące doświadczenie polegające na powtarzaniu w kółko nazwy danego przedmiotu. Jak sam stwierdził: "Po kilku chwilach to znane słowo odrywa się od przedmiotu, kostnieje. Słyszysz zbiór przedziwnych dźwięków. Nic nieznaczącą serię absurdalnych szumów". Droit dowodzi, iż poprzez to doświadczenie człowiek jest w stanie oddzielić nazwę od desygnatu. Taki sam efekt uzyskał Warhol pozbawiając symbol, jakim jest Marilyn Monroe, jego rodzimego kontekstu i prezentując go światu w zmienionych realiach. Połączył on tym samym estetykę postmodernistyczną z hiperrealizmem poprzez kontrastowe wpisanie wizerunku gwiazdy filmowej w karykaturalne otoczenie.
Postmodernistyczna kultura opiera się na parodii, pastiszu i kulturowych krzyżówkach. Owe terminy nie są niczym nowym dla człowieka, jednakże w XX wieku osiągnęły one swoje apogeum. W 1964 roku Francuz Alain Jacquet zaprezentował światu dzieło pod wiele mówiącym tytułem „Śniadanie na trawie”. Była to oczywiście wariacja impresjonistycznego obrazu douarda Maneta pod tym samym tytułem. Różnica polegała na tym, że Jacquet użył techniki drukarskiej zamiast olejnej. Nie było to pierwsze nawiązanie do tego słynnego obrazu. Wcześniej zmierzyli się z nim Claude Monet oraz Pablo Picasso. Warto zauważyć, że obraz Maneta sam w sobie również posiadał zapożyczenia z wcześniejszego okresu. Przez długi czas nikt nie dostrzegał, że malarz wykorzystał kompozycję Rafaela transponując postacie na współczesny mu wygląd. Podążanie od Jacqueta, poprzez Maneta, Moneta i Picassa, aż do Rafaela już samo w sobie jest kulturową krzyżówką, która wchodzi w świat postmodernizmu przekraczając ramy czasowe.
Kolejny znany postmodernista Roy Lichtenstein również uwielbiał sięgać do dzieł innych twórców, jak chociażby Pablo Picasso, czy Paul Cezanne. Lichtensteinowi przypisuje się zasługi wprowadzeni komiksu do muzeów i galerii. Dzięki niemu został przetarty szlak pomiędzy komiksem a sztuką. Bez Lichtensteina nie byłoby w Belgii Uniwersytetu Komiksu, a już na pewno nie byłoby nagrody Pulitzera dla "Maus" Arta Spiegelmana.
Chociaż dzisiaj jego obraz „Kiss II” namalowany na kartonie został sprzedany za cenę bagatela 2.5 miliona dolarów to aż do lat 60. ów malarz nie był traktowany poważnie. Rewolucją było wprowadzenie słowa na obrazie. A raczej tendencje do odsłonięcia werbalnego charakteru dzieła. Lichtenstein nie bał się odkrywać przed widzem myśli swoich bohaterów, jak chociażby na obrazie „Drowning Girl”. A werbalizacja myśli to według Katarzyny Bocheńskiej podstawa kontaktów międzyludzkich.
Lichtenstein do końca życia bawił widza swoją niecodzienną perspektywą. Wymyślił własny sposób uzyskania trójwymiarowości. Rok przed śmiercią stworzył słynną instalację „House I” będącą optyczną iluzją, w której kąt domu wyglądający na najbliższy w rzeczywistości znajdował się najdalej obserwatora. Została tutaj wykorzystana koncepcja filozofa i lekarza Hermanna Helmholtza. Helmholtz stworzył pierwszy oftalmoskop do badania dna oka. Jego rozważania o optyce zainspirowały wielu twórców, nie tylko Lichtensteina, ale również Adelberta Amesa, który skonstruował trapezoidalny pokój, w którym dwie osoby podobnej postury stojące obok siebie mogą się wydawać od siebie znacznie różnić pod względem wzrostu.
Hermann Helmholtz, poza konstruowaniem aparatów okulistycznych, zajmował się filozofią. Reprezentował agnostycyzm, według którego istnienie materii, czy Boga jest niemożliwe do udowodnienia. W postmodernizmie takie rozważania są zbędne, gdyż - według Jacquesa Derridy - neguje jakąkolwiek wartość i prowadzi do zaprzeczenia istoty człowieka i samego Boga. Jest to tak zwana „śmierć podmiotu”. O ile inne modele filozoficzne posiadały jakiś punkt odniesienia, który był Bogiem, człowiekiem lub jakimś innym bytem, o tyle w postmodernizmie takiego punktu nie ma. Zaprzeczenie jakimkolwiek wartościom prowadzi do paradoksu, gdzie zaprzeczenie jako wartość samo w sobie jest swoim zaprzeczeniem.
Sztuka i kultura zawsze dryfowały pomiędzy przeciwieństwami a podobieństwami. Każda epoka była antytezą poprzedniej oraz powrotem do wartości i ideałów jeszcze wcześniejszej. W końcu musiano stanąć przed faktem, iż człowiek poznał granice swojej wyobraźni w myśl hasła "wszystko już było".
W obliczu takiego obrotu sprawy nikogo nie powinno dziwić, iż narodził się postmodernizm. Ruch bazujący na zastałych schematach i mieszający, niczym sokowirówka, elementy różnych kręgów kulturowych. Prąd, w którym powiedzenie "z zupełnie innej bajki" nie istnieje.
W dzisiejszych czasach postmodernizm ewoluował w postpostmodernizm - swoją jeszcze bardziej pokraczną formę. Stał się nieodzowną częścią naszego postindustrialnego świata. Świata, gdzie Armię Terakotową - ósmy cud świata - można zobaczyć w centrum handlowym; gdzie coraz więcej osób uważa, że filozof Claude Lvi-Strauss wymyślił jeansy Levi's; gdzie największe przeboje są źródłem kolejnych coverów i remiksów; a zwyczajne skakanie po kanałach telewizyjnych jest traktowane jak indywidualne tworzenie własnego ponowoczesnego widowiska.
Selekcja jakiej dokonuje każdy człowiek w przypadku obcowania ze sztuką jest sprawą czysto indywidualną. Nie jesteśmy w stanie przyswoić sobie nawet ułamka tego, co pozostawili nam w spuściźnie poprzednicy, gdyż dorobek kulturalny naszej cywilizacji rośnie z dnia na dzień. Skupmy się więc na odpowiednim doborze owych dzieł, a nie na dorabianiu filozofii, gdyż - jak powiedział Joseph Kosuth - "istotną cechą sztuki jest trzymać się z dala od twierdzeń filozoficznych".