Neoinstytucjonalizm odrodził się z instytucjonalizmu w latach 50 tych. Jego przedstawicielem jest John Kenneth Galbraith. Jego prace zawierają głęboką analizę gospodarki amerykańskiej i szeroką refleksję historyczno-społeczną, utrzymaną w duchu ekonomiki ewolucyjnej / neoinstytucjonalizm /. Galbraith dowodził, że wprawdzie kapitalizm amerykański rozwiązał problem maksymalizacji produkcji dóbr, ale zaniedbał sferę usług publicznych, niezbędnych do prawdziwego dobrobytu. Z ducha veblenizmu Galbraith wywiódł pojęcie "technostruktura" jako nowej instytucji społecznej, która odzwierciedla relacje grup menedżerskich, dysponujących doświadczeniem, wiedzą i zdolnościami organizatorskimi.
Instytucjonalizm nie chce likwidować ustroju ani dokonywać w nim radykalnych zmian. Proponuje doskonalić istniejący układ gospodarki mieszanej, w której działają dwa sektory - planujący i rynkowy. Pierwszy tworzą wielkie korporacje, których liczba w Stanach Zjednoczonych wynosi ok. 1 tyś. Sektor rynkowy to co najmniej 12 mln. średnich i małych firm, działających dość żywiołowo. Megakorporacja jest tworem pośrednim między przedsiębiorstwem prywatnym a instytucja publiczną i może administrować znaczną częścią podaży i popytu, stając się samoczynnym regulatorem. Jeżeli w działaniach takich korporacji wystąpi trend niezgodny z celami społecznymi, to państwo musi ingerować. Instytucjonaliści wskazują na taką konieczność ze względu na zjawiska bezrobocia, inflacji, stagflacji i deficytu w bilansie płatniczym.
Terapia na wymienione schorzenia wymaga, zdaniem instytucjonalistów, wprowadzenia pewnych instytucji kontroli i planowania na szczeblu narodowym. Należy tworzyć środki gromadzenia informacji i dostarczania jej podmiotom życia gospodarczego. "Niewidzialna ręka" wolnego rynku nie nadaje się także do godziwego podziału dochodu, a przeto należy doskonalić politykę podatkową. Niebezpieczeństwo kryje się w historycznym procesie - najpierw tzw. rewolucji menedżerskiej, kiedy wyodrębniła się technostruktura, a następnie w wyraźnym powstawaniu ścisłych powiązań aparatu państwowego i megakorporacji. Państwo powinno unikać działań bezpośrednich, ale wykorzystywać takie instrumenty, jak negocjacje ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców, elastyczne kształtowanie polityki podatkowej oraz ochrona sektora rynkowego - zwłaszcza interesów małych firm. We wszystkich wariantach polityki społeczno-gospodarczej, wysuwanych przez instytucjonalistów, przewija się postulat planowania. Zwolennicy ekonomiki ewolucyjnej, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, odrzucali system planowania znany z doświadczeń gospodarki realnego socjalizmu, ale byli także sceptyczni wobec planowania pośredniego, wprowadzonego w Holandii, Francji i Szwecji. Natomiast atrakcyjna wydawała się forma planowania czysto informacyjnego, wdrożona w znacznym stopniu w RFN. Podstawą musi być dążenie do humanizacji procesu planowania, współpraca świata pracy, kapitału i rządu, zaczynanie tworzenia systemu od programów lokalnych i regionalnych oraz koordynacji na szczeblu narodowym. Ostatecznie za realne uznano wdrożenie narodowego, demokratycznego systemu planowania indykatywnego. Taki system odpowiada postulatowi kontroli społecznej nad żywiołowym wzrostem gospodarczym i niepewnością potęgowaną przez siły wielkich korporacji. Przymiotnik "demokratyczne" ma oznaczać takie planowanie, które nie ma charakteru autorytarnego - jak korporacyjne, ani totalitarnego - jak komunistyczne - lecz jest planowaniem partycypacyjnym / uczestniczącym / i skierowanym na daleką perspektywę rozwoju. Cele i ich krytyka, sugestie i zarzuty, spływają z dwóch kierunków: z góry - od wybranych władz i ekspertów, i z dołu - od uczestniczących obywateli.
Neoinstytucjonalizm musiał także ustosunkować się do koncepcji polityki monetarnej i fiskalnej głoszonych i ostro dyskutowanych przez keynesistów i monetarystów. Zdaniem przedstawicieli ekonomiki ewolucyjnej współczesny monetaryzm zwalnia ekonomistów i polityków od analizy jakości życia gospodarczego, zalecając tylko czuwanie nad stopą podaży pieniądza, która powinna być zgodna z tempem wzrostu produktu globalnego. Zdaniem Galbraitha polityka kredytowa w Stanach Zjednoczonych dyskryminuje sektor rynkowy tj. najmniej rozwiniętą część gospodarki narodowej. Najbardziej uprzywilejowani pożyczkobiorcy znajdują się w sektorze planującym i to na ich korzyść działa System Rezerwy Federalnej i polityka regulacji stopy procentowej. Natomiast społeczeństwu potrzebna jest polityka pomocy sektorowi rynkowemu, stabilizacja i stopniowe obniżanie stopy procentowej. Obecna polityka pieniężna sprzyja wypieraniu inwestycji z sektora rynkowego, co prowadzi do wzrostu bezrobocia.