Świętoszek XXI w to dobre określenie mojego stylu życia. Mam na imię Adam i jestem mężczyzną w średnim wieku tj. trzydziestu trzech lat. Interesuję się sportem, motoryzacją, i lubię spotykać się z kolegami. Niczym szczególnym się nie wyróżniam, dlatego wiele osób nic nie podejrzewa. Ufają mi także dzięki mojej zdolności do przekonywania. Wiele osób postrzega mnie jako drobnego sprzedawcę zajmującego się dodatkowo polityką. Jednak nie jest to moje prawdziwe oblicze.
Z zewnątrz zwyczajny, szary człowiek, a w głębi zupełnie inny, chytry kłamca. Bo jak inaczej mam się nazwać, jak inaczej nazwać człowieka obdarzonego zaufaniem przez ludzi, który okrada ich mówiąc, że nic się nie dzieje, że tak jest lepiej? Polityka to dziedzina pracy, w której najbardziej liczy się zaufanie i poparcie zwolenników partii. Jeżeli takie poparcie istnieje to dana partia ma zysk – zarabia pieniądze. Dlatego ważne jest, aby mieć taki dar przekonywania, jaki ja posiadam. W Trzeciej Rzeczpospolitej do władzy bardzo łatwo dojść. Wystarczy wprowadzić program obiecujący szarym ludziom dobrobyt i wpajać im go dopóki w niego nie uwierzą. Każdy człowiek pragnie zamożności, a jej przejawem są pieniądze. Ja także zapragnąłem poprawić jakość własnego życia i nie bacząc na nic wzbogacić się jak najszybciej. I dlatego stworzyłem partię, która swoim planem szybko podbiła serca zwolenników, których z czasem przybywało. Pieniądze płynęły zarówno od strony Państwa jak i od sojuszników partii. Dla pozoru cieszący się z napływu gotówki otwierającej drogę przed tętniącą życiem i rozrastającą się partią. Z drugiej strony łakomy na każdy grosz i żądny pieniędzy krwiożerca. Jednak i to mi nie wystarczyło. Pewny swojego stanowiska i zaufania fanatycznych sprzymierzeńców partii rozpocząłem proces kontaktów z ludźmi, którzy w zamian za otworzenie im polskiego rynku i niszczenie konkurencji odwdzięczają się mi sporymi sumami pieniędzy i drogimi „prezentami” rzeczowymi. Oczerniając przed kamerami osoby zagrażające „moim ludziom” nie tylko zarabiam, ale i zyskuję większe poparcie wśród zwolenników. To, że w krótkim czasie zyskałem tyle gotówki zaczęło dziwić innych. Ale nie przejmowałem się tym, bo poparcie dla mnie rosło i kiedy stałem się prezydentem Polski nic nie mogło mi przeszkodzić w bogaceniu się. Częste wywiady, wystąpienia utwierdzały zaślepionych moją osobą ludzi, że jestem „czysty”, że dobro tego kraju i ludzi w nim żyjących jest dla mnie najważniejsze. Moje wypowiedzi, gesty mówiły jakby za mnie: „Zależy mi na Was”, a w myślach dodawałem „…na Was – pieniążki”. Mimo wszystko pierwsze lata prezydentury skupiały się na zdobyciu poparcia. Ale pod koniec mojego „panowania” myślałem tylko o moim budżecie, jakim będę dysponował po odejściu. Ciągle miałem mało i mało. Coraz więcej kontaktów z osobami postronnymi, coraz to śmielsze wypowiedzi, wręcz obelgi przeciw zagrażającymi mi osobami. A ludzie słuchali i wierzyli mi, bo nigdy o nich nie zapomniałem, nie zapomniałem wspomnieć o nich, a nie pomóc im. Ciągle uważany za niewinnego, dobrego, a nawet doskonaego przez opinie publiczną. Nieustannie wychwalany, komplementowany, na zawsze wyśmienity dowódca, którego imię było synonimem niepokalanego kierownika państwa. Prawdziwe oblicze ukrywał pod taką właśnie maską. Aż w końcu typowy ciekawski dziennikarz chcąc opisać życie sławnego polaka odkrył jego prawdziwą twarz – łakomego, chytrego, żądnego pieniędzy oszusta. Potem już każdy nawet najmniejszy przekręt był piętnowany i służył jako gwóźdź do trumny. Kochający naród odwrócił się ode mnie i pozostawił mnie naprawdę bezbronnego przed obliczem bezstronnego Sądu.
Tryumfowałem, byłem wielki, ale przegrałem z kretesem. Teraz, kiedy wspominam okres mojej świetności żałuje, że w taki sposób się zachowałem wobec potrzebujących ludzi.