PRACA MATTIEGO
Pewnego dnia w New Yorku spotkałem całkiem przypadkiem Skawińskiego, byłego latarnika z Aspinwall, znałem się z nim bo któż jak nie ja? Przywoziłem mu codziennie porcje świeżej żywnosości. Nie wyglądał zbyt najlepiej. Ubrany był w swój garnitur w którym (jak pamiętam chodził na co dzień) u swej piersi miał przywierzszone swoje krzyże, które otrzymał w poszczególnych wojnach w których brał udział. Gdzieś zaginęła jego żołnierska postawa, specyficzne poczucie humoru, widać było na pierwszy rzut oka, że już poważna starość zaczyna go dopadać . Na twarzy jego malował się smutek i przygnębienie po stracie swojej posady w latarni, lecz mimo tego uśmiechnął się do mnie. Spytałem się - dobrze ci się żyje tutaj?On odpowiedział-jakoś leci, w latarni bywało lepiej. Szkoda mi się go zrobiło, nasz nieustraszony były latarnik który był prawie na wszystkich kontynentach, człowiek który stoczył wiele bitew, abyśmy byli wolni. W pewnej chwili miałem chęć powiedzenia mu ,,Skawiński latarnia znowu na ciebie czeka, wracamy najbliższym promem do Aspinwall”, lecz to nie ode mnie zależało. Dowiedziałem się, że znalazł sobie prawdopodobnie posadę w porcie, jako rybak. . Jeszcze mimo tego wieku wypływa na dalekie morze ( no cóż takie życie) Rozmawialiśmy jeszcze jakieś pół godziny, ze względu na obowiązki jakie na nas spoczywały. Nawet teraz biedny Europejczyk nie zaznał prawdziwego spokoju.