„Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie”, powiada Konrad w Wielkiej Improwizacji. Jego poetycka kreacja jest ograniczona. Słowo nie zdoła wyrazić całej głębi umysłu, wewnętrznych przeżyć i uczuć. Słowo nie przemówi do ludzi, bo nie zdoła zawrzeć w sobie bogactw serca i umysłu, nie sięgnie przestworzy. Słowo może wyrazić jedynie zewnętrzną powłokę uczuć, nie dosięgnie jednak ich metafizycznej istoty. Cóż więc począć z ową nieznośną niemożnością wyrazu?
„Ja mistrz!” – woła Konrad. Mistrz, „najwyższy z czujących”, nieśmiertelny dzięki swej pieśni, dzięki uczuciu i twórczości. „Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę” – cóż wobec takiej potęgi może znaczyć Bóg-rozum? To uczucie ociera się o niebiosa, o metafizyczną głębię, o boskość; to uczucie dosięga tego, co ukryte, wewnętrzne. Konrad-twórca, prometejski buntownik, pragnie swym uczuciem przewyższyć Boga-rozum.
„Tam dojdę, gdzie graniczą stwórca i natura”, „po promieniach uczucia” – cóż wobec tak wielkiej siły uczucia znaczą wszyscy poeci i mędrcy? Żaden z nich nie dotknął absolutu, żaden nie posiadł tego ogromu uczucia, zdolnego zrównać go z Bogiem. Konrad jest jednakże nie tylko czujący, ale i rozumny. Zdaje sobie jednak sprawę z zawodności rozumu w kwestii poznania boskiej natury i walczy z nim „na serca” .
Konrad przemawia do Boga w imieniu całego narodu, jako „najwyższy z czujących”, który mocą swego uczucia zdołał ogarnąć wszelkie jego cierpienie. Staje się duchem narodu, uosobieniem jego nieszczęścia, uczuciem w najczystszej postaci. Prosi Boga o nadanie mu owej boskiej mocy kreacji, przewyższającej słowo: „Jeśli mnie nad duszami równą władzę nadasz, Ja bym mój naród jak pieśń żywą stworzył, I większe niźli Ty zrobiłbym dziwo, Zanuciłbym pieśń szczęśliwą!”. Jednakże jego mową zawładnęła pycha. Bóg milczy. „(…) wiem teraz, jam Cię teraz zbadał, Zrozumiałem coś Ty jest i jakeś władał. – Kłamca, kto Ciebie nazwał miłością, Ty jesteś tylko mądrością” – Konrad wątpi w jego miłość do ludzi i wspaniałomyślność, pojmuje Boga deistycznie, jako wyrodnego ojca, jako tego, co stworzył świat i pozostawił ludzi samych sobie. Nadal prosi go o przyznanie mu części swej władzy, z tą samą pychą, jednak z mniejszą już nadzieją i większym tragizmem.