Czy obojętni są niewinni??
Jak wiadomo, wszelkie uogólnienia bywają niebezpieczne. Trudno jednoznacznie stwierdzić czy osoba obojętna jest osobą niewinną. Jednak uważam, że łatwiej byłoby mi „przykleić” jej kartkę z napisem „winny”. Postaram się przekonać czytelników do mojego zdania.
Niesłusznym byłoby stwierdzenie, że wszyscy Niemcy podczas wojny popierali faszyzm i zgadzali się z tą ideologią. Życiem wielu z nich rządził zupełnie inny od faszystowskiego system wartości. Wraz z momentem wybuchu wojny musieli więc znaleźć jakiś sposób, aby ocalić swoje przekonania i żyć w zgodzie z własną moralnością. Niektórzy decydowali się na ryzykowną walkę przeciwko bezwzględnej machinie wojennej, inni próbowali wojnę przeczekać. Do tej drugiej grupy zalicza się również profesor Sonnenbruch, główna postać dramatu Leona Kruczkowskiego pt. "Niemcy". Sonnenbruch zagłębiał się w badania naukowe, które same w sobie wolne są od ocen etycznych. Z tego powodu były dla niego doskonałą ucieczką od rzeczywistości. Profesor udawał jednak, że nie wie, do czego jego badania są wykorzystywane przez hitlerowców. Nie chciał przyznać się sam przed sobą, że pośredniczy w zabijaniu ludzi. Był tylko naukowcem, nie on decydował o wykorzystaniu rezultatów badań. Pozwalało mu to uspokoić własne sumienie.
Również, kiedy dawny żydowski przyjaciel Joachim Peters poprosił go o pomoc, profesor nie udzielił mu jej. Mimo, że miał możliwości uratowania asystenta nie zrobił tego. Uznał, że lepiej nie mieszać się, pozostać, jak twierdził, "neutralnym", niż zadać sobie trudne, ale ważne pytanie: "Po czyjej jestem stronie?"
Warto też zastanowić się, co właściwie pozwoliło Hitlerowi dojść do władzy. Jego partia liczyła w szczytowym okresie kilku milionów członków, czyli bardzo dużo. Jednak z drugiej strony stało kilkadziesiąt milionów ludzi, którzy nie manifestowali tak bardzo swego poparcia dla Hitlera, mieli wątpliwości, co do jego polityki. Niestety, brak im było odwagi lub energii, by wyrazić swe wątpliwości. To oni, w gruncie rzeczy pozwolili Hitlerowi dojść do władzy i prowadzić zbrodniczą politykę na światową skalę. Oczywiście byli tacy, którzy otwarcie sprzeciwiali się faszyzmowi, ale było ich za mało, aby pokonać tak wielka siłę. Wojna pokazała, jak straszliwe skutki może nieść za sobą "niewinna" bierność.
Następnym przykładem ukazującym, że bycie obojętnym nie załatwi sprawy jest sytuacja, kiedy rodzic bądź jakikolwiek inny opiekun, który, mimo, że wie o problemach wychowanka, nie reaguje w żaden sposób. Dziecko, które ma problemy, nie umie poradzić sobie z nimi, o wiele łatwiej może wpaść w złe towarzystwo preferujące niebezpieczne zabawy z alkoholem czy narkotykami.
Dość podobnym przypadkiem jest alkoholizm, z którego bardzo trudno jest wyjść samemu, bez niczyjej pomocy. Wtedy nawet najmniejsze wsparcie jest ważne. Pomoc ta nic nas nie kosztuje, a na pewno jest lepszym wyjściem niż obojętność.
Bierność z całą pewnością nie oznacza niewinności, choć w świetle prawa nie jest widziana jako przestępstwo. Tak jest np., gdy będąc świadkiem napadu, nie udzielimy pomocy poszkodowanemu. Nie można człowiekowi za takie zachowanie postawić oficjalnego, umotywowanego prawnie zarzutu. Ale ocena moralna takiego zachowania nie jest już jednoznaczna.
Nie można także mylić bierności z bezsilnością, bo co ma począć małe dziecko, kiedy np. trwa wojna między jego rodzicami? Ma zdecydować, które z nich bardziej kocha? Które jest to "lepsze" a które "gorsze"? Czy w takiej sytuacji można w ogóle mówić o jakiejkolwiek winie? Moim zdaniem absolutnie nie. W tym przypadku obojętność nie jest niczym złym.
Jak już wcześniej napisałam, uważam, że obojętni są winni. Lepiej jest zająć jakieś miejsce niż krążyć bez celu. Choć może lepiej nie przyczyniać się do niczego, niż przyczyniać się do złego?