Witam w naszym cotygodniowym felietonie ”Jak to możliwe?!”, w którym opisujemy najbardziej bulwersujące wydarzenia z naszej szkoły.
Dziś zajmiemy się sprawą dość popularną wśród uczniów naszej szkoły, a mianowicie ściąganiem. Nie chodzi tu oczywiście o ściąganie ubrań lub przedmiotów ze ścian, które również zdarza się, rzadko, ale zawsze. Chodzi mi tu konkretnie o niezwykle irytujący zwyczaj przepisywania zadań domowych od zdolniejszych i bardziej rozwiniętych umysłowo uczniów. Owy inteligentny uczeń, o którym jest mowa, niekoniecznie musi zgodzić się na udostępnienie swojej pracy, ale po dosyć przekonującej perswazji, nie ma innego wyboru jak pomóc słabszemu uczniowi. Według nauczycieli takie zachowanie nie tylko hamuje rozwój ucznia(oczywiście mniej zdolnego), ale także podcina skrzydła uczniowi mądremu, który być może pisał pracę przez dwa tygodnie i teraz dzieli się swoją krwawicą z jakimś osiłkiem. Jednak największy problem mają belfrzy podczas sprawdzania prac. Widząc dwie jednakowe pracę zdarza im się ocenę dzielić sprawiedliwie na połowę, lub karząc mądrzejszemu uczniowi pisać pracę jeszcze raz gdyż to właśnie jego podejrzewa się o ściągnięcie pracy(oczywiście nauczyciel doszedł do takiego wniosku po konsultacji z rodzicem ucznia słabszego). Zadajmy sobie, więc pytanie, czy jest sens ściągać? Oczywiście, że jest, lecz jest to niezgodne z zasadami i dlatego powinno być surowo karane. A teraz inne pytanie- czy jest sens samemu pisać wypracowanie? Być może jest, ale nie przychodzi nam często z tego żadna dostrzegalna korzyść. Apeluję wiec do nauczycieli naszej szkoły – Publicznego Gimnazjum nr.14 w Poznaniu, aby nie dali zastraszać się przez rodziców słabszych uczniów i docenili tych mądrzejszych. A dla uczniów inteligentnych mam prośbę- noście ze sobą gaz obezwładniający do obrony swojej pracy.