Mówiąc o romantyzmie można łatwo zauważyć, iż już nie rozum, lecz dusza i serce, nie wiedza, lecz gorące uczucia, nie księgi są autorytetem, lecz wiara, intuicja, gwałtowne przeczucie. Najwyraźniej klasyczne oświecenie nie mogło być dla uduchowionych i niespokojnych romantyków wzorem. Chętniej spoglądali oni w stronę baroku, gdyż pokrywał się z romantyczną wizją dysharmonii, niepokoju, dążenia do wyrażania uczuć. Jeszcze bardziej pociągało młodych twórców średniowiecze. Tam, wśród opowieści o rycerzach, w świecie symboli, magii i wiary znajdowali to, czego rozumem ogarnąć nie sposób. Wiek XIX były to czasy burzliwe, pełne emocji, namiętności, czasy, w których pojedynek czy samobójstwo z miłości lub rozczarowania światem nie było niczym niezwykłym.
Z epoką romantyzmu związane są nieodłącznie postacie Adama Mickiewicza oraz Juliusza Słowackiego. Obydwaj oni wpisali się już na stałe do księgi historii literatury polskiej, mimo iż prezentowali dwa różne spojrzenia na sytuację narodu polskiego, a szczególnie na sposób w jaki Polska może wydostać się spod jarzma zaborów i odzyskać upragnioną niepodległość. Swoimi poglądami obdarzyli bohaterów swych dzieł.
W słynnej "Wielkiej Improwizacji", jednym z najważniejszych fragmentów literatury polskiej, mającej charakter konfesyjny, Konrad chce rozmawiać z Bogiem. Nie zamierza się jednak spowiadać.
"Wielka Improwizacja" jest nie tylko aktem wielkiego poświęcenia i patriotyzmu, jest nie tylko dowodem niezwykłego talentu, jest też aktem świętokradztwa i buntu przeciw Najwyższemu.
"...Samotność - cóż po ludziach
czym śpiewak dla ludzi?..."
Od tego przepełnionego smutkiem i rezygnacją pytania bije romantyczne poczucie wyobcowania, samotność poety, którego nie chce zrozumieć prozaiczny świat. Konrad radzi sobie z problemem nie zrozumienia przez ogół mówiąc "...Wam pieśni, ludzkie oczy, uszy niepotrzebne...". Według Konrada poezja jest tak ogromnym darem, że z człowieka potrafi uczynić niemalże Boga. Znaczy to, że potrafi stworzyć coś z niczego. Tylko poezja jest tym czynnikiem, elementem, który uprawnia Konrada, by zmierzył się z Bogiem. Nie sposób nie zauważyć, że bohatera romantycznego cechuje z pewnością odwaga i niezwykłość, lecz także wrodzona pewność siebie, a może nawet pycha.
"... Ja mistrz!
Ja mistrz wyciągam dłonie!..."
Pieśń to wielka, pieśń - tworzenie:
"... Taka pieśń jest siła dzielność,
Taka pieśń jest nieśmiertelność..."
Jakże dumny czuje się Konrad, a przecież nieśmiertelność jest kolejnym atrybutem samego Boga. Lecz także poety - na dowód przywołać można samego Horacego z jego słynnym "Non omnias moriar" Zatem i Konrad krzyczy :
"Ja czuję nieśmiertelność,
nieśmiertelność tworzę,
cóż Ty większego mogłeś zrobić - Boże?..."
Nasuną może się pytanie, czy akt kreacji uprawnia go do takiego krzyku ? Czy ma prawo mierzyć się z Bogiem jak równy z równym? Brzmi to mocno, ale można odnaleźć także pewne racje w argumentach młodego poety. Konrad usilnie stara się unieść aż do Boga, by móc opowiedzieć mu o tragedii, jaka spotkała jego ojczyznę. Uważa, że podstawą do jego zachowania jest patriotyzm i miłość do ludzi oraz kraju, który tak zawzięcie próbuje ratować. Nawet za cenę własnego życia.
"... Ja kocham cały naród! - objąłem w ramiona
wszystkie przeszłe i przyszłe jego pokolenia..."
Oto jednak ukazuje nam się Konrad, który chce rządzić, który chce mieć władzę nad ludźmi i nad wszystkim co się z nimi dzieje, co wywnioskować można z jego słów:
"... Daj mi rząd dusz!..."
"...Ja chcę mieć władzę, jaką ty posiadasz!
Ja chcę duszami władać, jak ty nimi władasz!..."
Lecz z góry nie ma odpowiedzi. Nieprzerwane milczenie Boga doprowadza Konrada do szaleństwa.
"... Nazywam się Milijon - bo za milijony
kocham i cierpię katusze..."
Bóg mimo wszystko niewzruszony milczy. Nie odpowiada zachowującemu się jak obłąkany, Konradowi, będącemu w stanie tak ogromnego uniesienia, że zaczyna grozić samemu Bogu!
.
"... Odezwij się! - bo strzelę przeciw twej naturze
jeśli jej w gruzy nie zburzę
to wstrząsnę całym państwem Twoim obszarem
(...)
krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale ..."
W konsekwencji Konrad przegrywa, gdyż postępuje wbrew ludzkiej moralności. Pycha
i obraza Boga z pewnością nie mogą prowadzić do zwycięstwa, choćby i cel był szlachetny.
Mimo wszystko trzeba zwrócić uwagę na dobre intencje bohatera. Nie pragnął on władzy, by samemu z niej korzystać, lecz by ratować polski naród, swój kraj. Uważał, że ma taką właśnie misję do spełnienia, a jego szaleńcze wyzwania rzucane Bogu spowodowane były z pewnością żalem i goryczą, którą czuł, gdy Pan mu nie odpowiadał. Można uważać go za człowieka pysznego, dumnego, ale chyba nie sposób nie zauważyć, że jego intencje nie były w gruncie rzeczy złe, a jego celem nie było obrażanie Boga.
Kordian - tytułowy bohater dzieła Juliusza Słowackiego także przeżywa uniesienie - na szczycie góry Mont Blanc. W akcie II (poprzednim) podróżuje on po świecie i co chwila doznaje nowych rozczarowań ze strony ludzi. Ten młody chłopiec, pełen ideałów nagle odkrywa inną stronę świata niż tą, którą dostrzegał dotychczas.
"...Uczucia po światowych opadały drogach,
gorzkie pocałowanie kobiety - kupiłem
wiara dziecinna padła na papieskich progach..."
W Londynie zauważa zmaterializowanie świata, oraz wykorzystanie snobizmu arystokratów przez sprytnego dozorcę. W dalszej kolejności igranie z prawem przez bankruta. To, co wydało mu się najgorsze to fakt, że wszystko można kupić. Czy to "krzesła w parlamencie" czy "groby w Westminsterze". Nie ma już żadnych głębszych wartości, a wszystko na świecie jest na sprzedaż. Potem w Dover, czytając "Króla Leara" Kordian uświadamia sobie, jak wielka jest przepaść między światem poezji a zakłamaną rzeczywistością. Kolejnym rozczarowaniem jest idealizowana przez romantyków miłość. Jakże zawiedziony musi być Kordian, kiedy zauważa, że to, co do tej pory słyszał o miłości, to puste frazesy, nic nie warte słowa, a jedyną niezachwianą wartością są pieniądze, gdyż za nie można posiąść także kobietę. Przy następnej wizycie - tym razem na audiencji i papieża w Watykanie- bohater jest już inny. Energiczny, gwałtowny, uparty. Brak w nim tej melancholii, którą znamy ze scen poprzednich. Na ręce papieża składa ziemię z ojczystego kraju, z prośbą o jej poświęcenie. Ten wymiguje się jak tylko może, proponując Kordianowi zwiedzanie Rzymu i innych miejsc. Chce także, by wysłuchał występów artystycznych w "chorze Bazyliki" co w kontekście błagania Polaka o "łzę jedną" brzmi ironicznie. Karze także Polakom "modlić się, czcić cara i wierzyć" oraz ostrzega ich przed ideami jakobińskimi. Świadczy to albo o nie rozumieniu papieża za co właściwie giną Polacy, albo o jego wyrachowaniu cynizmie i celowym fałszowaniu historii.
Epilog sceny u papieża wskazuje na bezskuteczność idei męczeństwa w wyrachowanym świecie polityki, co jest oczywistą polemiką z ideą mesjanizmu Adama Mickiewicza.
W rozgoryczonym Kordianie zachodzi przemiana. Oto na szczycie góry Mont-Blanc rozpoczyna się jego wielka improwizacja, spontaniczny monolog-spowiedź, ("Czarne skrzydła myśli rozwinę") w którym jednocześnie zwątpienie splata się z entuzjazmem, a rozpacz z nadzieją. Podobnie jak Mickiewiczowski Konrad - Kordian szuka harmonii świata. Znajduje ją w porządku natury, w bezkolizyjnym ruchu ciał niebieskich, w krystalicznie czystym górskim powietrzu. Rozdarty między żądzą czynu a bez wolą, w samotnym monologu "nad przepaścią świata" szarpiący się Kordian doznaje poczucia ogromnej mocy.
"... Jam jest posąg człowieka, na posągu świata..."
Jako poeta chce "wedrzeć się na umysłów górę, stanąć na ludzkich myśli piramidzie". Wierzy, że siłą swojego uczucia może obalać trony, zwoływać ludy, budzić narody. Kiedy jednak Konrad z III części "Dziadów" zmagał się z Bogiem o władzę nad światem, to słaby w gruncie rzeczy Kordian łamie się z własną niemocą i z brakiem wyrazistej idei ("posągu piękność mam - lecz lampy brak").
Nagle jednak młody poeta dostrzega upragniony cel :
"...Spojrzałem ze skały szczytu
Duch rycerza powstał z lodów..."
W Szwajcarskiej tradycji narodowej Kordian odnajduje bohatera, Arnolda Winkelrieda. Polska ma stać się właśnie Winkelriedem narodów, poświęcić się i ... upaść "jak dawniej! Jak nieraz!". Jako kraj "przedmurza" niegdyś broniący chrześcijaństwa przed inwazją muzułmańską - ma teraz bronić się przed ekspansją caratu. Nie do końca jasna wizja przyszłej klęski może sparaliżować wolę walki Kordiana. Samotny bohater jest jednak gotowy poświęcić własne życie za naród. Zagubiony hrabia odnajduje wreszcie swój życiowy cel, którym staje się walka o wolność swojego kraju. Kordian otoczony zostaje przez chmurę i przeniesiony przez wiatry w "mgłę" do Polski.
Reasumując ani Konradowi, ani Kordianowi nie udało się odwrócić losu ojczyzny, czy choćby własnego przeznaczenia. W swojej bezsilności pozostają bohaterami tragicznymi, w mniejszym lub większym stopniu nie potrafiącymi przystosować się do rzeczywistości. Powodem jest to, iż mimo zapału brakowało im zdolności przywódczych, dzięki którym mogliby pociągnąć za sobą cały naród. W przeciwnym razie na zawsze pozostaną samotnymi herosami, pogrążonymi w bólu niespełnienia.