„Prawda jest prawdą, nawet jeśli wszyscy są przeciw niej, natomiast błąd pozostaje błędem, nawet jeśli wszyscy są za nim”(William Penn).
Wiele moich koleżanek i kolegów przychyla się do stwierdzenia E. Hemingway’ a - „człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”. Dosyć często słyszę jakie to mądre. No cóż - wolność słowa.
Kierując się radą przypisywaną Buddzie: ”nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, ktoś inny to powiedział, że popiera to swoim autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie”, staram się pozbyć lęku przed samodzielnym myśleniem, poszukiwaniem własnej prawdy.
Ernest Hemingway, światowej sławy pisarz, to niewątpliwie autorytet. Za opowiadanie pt. „Stary człowiek i morze” otrzymał prestiżową nagrodę Nobla. W nim właśnie znajdziemy przytoczone wcześniej słowa(dla przypomnienia – „człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”), które mnie (tylko gimnazjalistki) nie przekonują. Podejmuję polemikę ze stwierdzeniem a nie jego autorem (nie wiem nawet czy jest nim E. Hemingway, czy tłumacz dzieła).
„Słownik języka polskiego” słowo pokonać tłumaczy przez zwyciężyć, pobić wroga na polu walki, słowo zniszczyć zaś, przez zburzyć, zrujnować, spustoszyć, uczynić niezdatnym do użytku, unicestwić, zgładzić, zniweczyć, usunąć.
Bohater wspomnianego opowiadania – rybak, uznawany jest za pechowca. Jego zajęcie nie zapewniło mu dobrobytu. Marzy o udanym połowie. Choć sił i zdrowia nieco mu brak, decyduje się kolejny raz wypłynąć w morze. Liczy się z tym, że może zginąć. Wie z jak groźnym żywiołem ma do czynienia. Wie też jak trudna go może czekać walka z wielką rybą. Jednak zdobywa się na odwagę. Przezwyciężywszy swoją słabość, łowi marlina. Nie wróci jednak do wioski w glorii - rekin pożera jego rybę. Starzec naraził się na pogardę i poniżenie ze strony innych rybaków, jednak to nie uznanie otoczenia jest dla niego ważne, a podejmowanie nieustannego trudu, walki, by osiągnąć cel. To mu się przecież udało, wygrał „bitwę” z marlinem i nieważne, że jego triumfowi nie towarzyszyli widzowie. Nie mógł się pochwalić sukcesem, bo kolejną „bitwę” z rekinem przegrał. Został więc pokonany, „pobity przez wroga na polu walki”. Czy to go zniszczyło? Czy zniszczyło jego niezłomne przekonanie, że mimo cierpienia, nie należy ustawać w drodze do celu, udowadniać samemu sobie, że warto walczyć dla chwili szczęścia? Gdyby marzenia starca zostały zniszczone, unicestwione, nie miałby po co żyć. Człowiek pokonany, zwyciężony, powalony, może się podnieść. Przegranie bitwy nie oznacza przecież przegrania wojny. Mamy na to historyczne dowody. Polska nie raz ulegała okupantom (trzy zabory, dwie wojny światowe) i nie raz się odradzała. Polacy bywali pokonani, zwyciężeni, ale nie udało się zniszczyć narodowego ducha, kultury, tradycji, a to pozwalało podjąć trud i odzyskać utracone miejsce na mapie. Można wręcz powiedzieć, iż to wysiłki agresorów zostały zniweczone (zniszczone). Czy zatem śmierć może zniszczyć człowieka? Niewątpliwie unicestwia jego ciało (choć jeśli trochę pofilozofować, z prochu w jaki się obraca, korzystają inne „życia” – nie jest więc niezdatne do użytku). Czy zniweczone musi zostać to, co człowiek stworzył? Chciałoby się krzyknąć-panie Hemingway, pan umarł, a my nadal obcujemy z pana twórczością!
Ostateczne zniszczenie kojarzy się z końcem świata, a Cz. Miłosz przewrotnie notuje w „Piosence o końcu świata”:
„W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji …
Innego końca świata nie będzie”.
Można rozważać czy może coś zostać unicestwione bezpowrotnie, czy tylko przemija, zmienia formę.
W każdym razie, jeszcze raz wnikliwie przyglądając się słownikowym hasłom stawiam własną tezę: człowieka można pokonać, ale nie można zniszczyć (chyba, że sam na to pozwoli, ale to już zupełnie inna historia).