„Przeminęło z wiatrem” jest klasyką światowej literatury pięknej. Margaret Mitchell przedstawiła nam niezwykłą historię rozgrywającą się na tle wojny secesyjnej.
Wojna secesyjna podzieliła Stany Zjednoczone na południowe i północne. Gdzieś tam, na rolniczym południu nasza główna bohaterka dorasta, nie świadoma zbliżających się potyczek i zagrożeń świata. Istnieją dla niej jedynie bale i przyjęcia. Tym zimniejsze było przebudzenie się ze snu, w którym dotąd żyła. Na przestrzeni lat, opisanych w książce świat zmienił się zupełnie. Południe, jakie znali plantatorzy i ludzie tam mieszkający, odeszło na zawsze.
W powieści został nam narzucony porządek. Konfederaci zostali przedstawieni jako ludzie dobrzy, pełni szacunku, stateczni. Jankesi jako okrutni i bezmyślni. Jednak czy naprawdę tak jest. Obraz wojny został nam przedstawiony z widoku południa, gdzie niewolnictwo i rolnictwo było dobrym wyjściem. Jednym z dowodów jest chociażby Ku-Klux-Klan. W książce został potraktowany dosyć niewinnie, narzuca się nam akceptację działań klanu. Mimo, iż też postępował okrutnie i zabijał ludzi jedynie przez kolor skóry. W takich czasach żyła zachwycająco piękna Scarlett O’Hara. Książka pokazuje jak z młodej, samolubnej dziewczyny, wręcz podlotka, stała się doświadczoną, wyrafinowaną kobietą, potrafiącą zadbać o siebie i o swych bliskich.
Jest to wyjątkowo ciekawa postać. Posiadała w sobie wybuchową mieszankę krwi – irlandzką po ojcu i francuską po matce. Nie pochodziła z południa. Jednak dzięki uporowi jej ojca udało im się zostać zaakceptowanym i dołączyli do grona plantatorów. Scarlett nie była niewinną, nie potrafiącą radzić sobie z życiem kobietą. Gdy trzeba było pracowała równie ciężko jak niewolnicy. Wojna nauczyła ją, by szanować wszystko co posiada. Korzystała z dóbr życia, dbała o rodzinę i bliskich. Posiadała wszystkie cechy potrzebne do przetrwania wojny – upór, energię, egoizm, który dyktował jej cykl życia. Odwaga i spryt. Cechy te są godne podziwu zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie jak żyły kobiety w XIX w. i jak została wychowana Scarlett. Miała być miła, posłuszna, uległa. Zawsze stać koło męża. Umysł bohaterki buntował się takiemu rozwiązaniu. Nauczyła się udawać i wykorzystywać mężczyzn w takim stopniu, w jakim to możliwe.
Nie potrafiła odróżnić zauroczenia Ashleyem z miłością, którą czuła do Retta. I to właśnie miłość pomagała jej przetrwać najcięższe chwile. Szkoda tylko, że zbyt późno odkryła, iż zniszczyła uczucie mężczyzny, który był w stanie ją pokochać i uszczęśliwić.
Książka ta uczy wielu rzeczy – przetrwania oraz głupoty. Bo czymże jest życie bez miłości? Nie zauroczenia, lecz prawdziwej, gorącej miłości. Niczym. Główna bohaterka próbowała żyć bez serca, stłumić je w sobie i działać jedynie rozumem. Nie wiedziała, że tak nie można. Pozbawić się serca to odebrać sobie zdolność do myślenia, czucia. Człowiek staje się rośliną i niczym więcej. Historia Scarlett pokazuje nam dwa oblicza uczuć. Raz namiętne i silne, dające szczęście, innym razem nieszczęśliwe i nieodwzajemnione.
Margaret Michell zakończyła książkę nie rozstrzygając do końca losów Scarlett i Retta. Mimo, iż powstała kontynuacja powieści pióra innego autora, dla mnie historia ta zakończyła się na ostatniej stronie dzieła Mitchell. Jedynie ona znała ciąg dalszy, a my możemy się jedynie domyślać, co się stało, gdy kartek zabrakło...