"Folwark zwierzęcy", Georga Orwella, opowiada o państwie stworzonym przez zwierzęta. Jest to powieść parabola- można ją odczytywać jako przenośnię. Sam folwark zwierzęcy wydaje się być karykaturą komunistycznej Rosji.
"Folwark..."jest też antyutopią - pokazuje, jak żałośnie kończą się próby wprowadzonia UTOPIJNYCH pomysłów w życie.
Jedne ze zwierząt, świnie wymyślają idealne państwo, w którym wszystkie zwierzęta byłyby równe i szczęśliwe. Żeby wprowadzić swój pomysł w życie, buntują się przeciwko ludziom i wypędzają ich z gospodarstwa. Teraz mogą zacząć tworzyć swój nowy, wspaniały świat.
W porządku. Tylko czy równość jest tutaj możliwa? Problem zaczyna się już w mózgach bohaterów "Folwarku": świnie są inteligentniejsze od reszty towarzystwa, uczą się czytać i pisać, podczas gdy inne zwierzaki, np. Boxer -koń pociągowy- jest w stanie opanować tylko cztery pierwsze litery alfabetu. Czy ci, którzy różnią się poziomem wykształcenia, mogą być równi? Według mnie nie... Poza tym w folwarku każdy pełni taką rolę w społeczności, na jaką pozwalają mu jego "kwalifikacje". Podstawową kwalifikacją świń okaże się intelekt, a kwalifikacją konia Boxera - mięśnie. W związku z tym świnie sprawują władzę, urzędują w salonach i patrzą na wszystkich z góry. Zaś Boxer haruje od rana do nocy i postrzega świata z pozycji chlewa....
Według mnie zwierzęta z folwarku bardzo dziwnie rozumieją szczęście. Przede wszystkim, chodzi im o to, by mieć dużo jedzenia i by ktoś nie przywłaszczał sobie owoców ich pracy. Jednak nie jest to możliwe. Jeśli ma obowiązywać zasada, która głosi: KAŻDEMU WEDŁUG POTRZEB, to logiczne jest, że znajdzie się ktoś, kogo potrzeby będą większe niż jego wkład pracy. Wątpię czy zwierzęta będą szczęśliwe pracując dwa razy ciężej po to aby zaspokoić głód świń. Czy tak ma wyglądać idealny świat?
Świnie zaczynają zachowywać się jak ludzie... zakładają fraki, chodzą na tylnych łapach. A przecież chodziło o to żeby pozbyć się ludzi a nie stworzyć ich "świńskie" kopie.
Folwark- to idealne państwo, które same wymyśliły- wygląda mniej więcej tak: najbardziej oddany farmie pracownik koń Boxer słabnie z wycieńczenia, a zamiast pod opiekę lekarza trafia pod nóż rzeźnika. Inne zwierzęta chodzą głodne i zmęczone, ale boją się odezwać, bo nad poprawnością myślenia czuwają warczące psy, a świnie popijając whisky zabawiają się w domu. Jeśli to ma być idealne państwo to ja wolę żyć w naszym kraju.
Można zadawać sobie pytania, jak to się stało że z folwark przekształcił się w państewko totalitarne. Możliwe są dwa warianty: albo władza tak demoralizuje tych którzy ją sprawują, albo winę za taki stan rzeczy ponoszą obywatele-analfabeci, którzy dali sobą manipulować.
Mi osobiście książka ta nie podobała się, chociaż podziwiam pomysłowość z jaką autor przeniósł politykę w życie zwierząt. Czytelnik po przeczytaniu tego dzieła może myśleć , że przeczytał dziecinną wręcz opowieść o zwierzętach zamieszkujących jedną z wielu farm - ale tak nie jest.
Dlaczego mi się nie podobało?
Za dużo było krwi, i drastycznych zachowań tak typowo zwierzęcych - nie odpowiadało mi to. Poza tym sam temat nasuwający się po przeczytaniu: polityka, nie jest jednym z moich ulubionych. Inaczej nie umiem wytłumaczyć niechęci do tej książki, ale z ciekawości zamierzam przeczytać "Rok 1984".