„Matrix – Rewolucje”
Recenzja by: Chater_
Matrix to świat, który jest na poziomie naszego. „Matrix – Rewolucje” to ostateczna walka pomiędzy ostatnimi ludźmi zepchniętymi do podziemi świata, a całą kolonią Maszyn, które chcą zdziesiątkować ludzkość. Wychodząc z kina stwierdziłem, że „Matrix – Rewolucje” to istna, naszpikowana do granic możliwości bomba efektów specjalnych. Tylko szkoda, że na tym koniec. W ostatniej części mamy do czynienia nie tylko z wielkim rozmachem efektów „X” ale także z codzienną „rutyną miłości”... są tu romantyczne pocałunki, na tle światowej wojny ludzkości, etc. Można powiedzieć... klasyka, a z tego, co się zapowiadało miało wyjść coś nowego. Przecież to ostatnia część trylogii! A tu Wachowscy wyskakują z romantycznymi pocałunkami typu: „- Oh... myślałam, że nie wrócisz... Jon...” czy coś w tym stylu. Neo wraz z Triniti mają zakończyć wojnę. Po dotarciu do miasta maszyn, Triniti umiera, a Neo zaczyna pertraktować z Matką wszystkich Maszyn. Ma pokonać na zawsze program „Smith”; Po czym Matka – Robot udostępnia mu wejście do Matrix’a. I tu się dopiero zaczyna. Efekty specjalne dosłownie przy każdym ruchu. Wszystko jest doskonale pokazane. To jest punkt kulminacyjny filmu. Walka Neo, pomiędzy żądnym zniszczenia i ludzi, i robotów programem „Smith”. Ale... kiedy oglądałem tą walkę ( fantastycznie powtarzam przyprawioną w efekty „X” ) przypomniała mi się kreskówka „Dragon Ball Z”. Dokładnie z tym można było to trochę porównać... ale poza tym, scena walki, nie ma nic do ujęcia. Ostatecznie, Neo wygrywa ze „Smith’em”, ale sam zostaje też pokonany, i pochowany przez maszyny. Ludzkość została uratowana, a film zakańcza spektakularny wschód słońca nad miastem – uratowanym. I znowu mamy do czynienia z rutyną. Jak zwykle, zło zostaje powalone przez dobro, a bohater umiera, i pośmiertnie zostaje okryty chwałą.
Załoga statku, na którym przebywa cała ekipa zapoznana z pierwszej części ( Morpheusz, Neo oraz Triniti ) jest przyprawiona o bardziej sztywną obsadę. Dodani są sztywni Amerykanie – niestety. Poza tym, w „Matrix – Rewolucje” obsada zostaje nie zmieniona.
W „Matrix – Rewolucje” zostało jeszcze coś odjęte. W „Matrix” ( pierwsza część ), na pytania odpowiadane było pytaniem, lub / i zagadką. „Matrix – Rewolucje” jest pozbawiony tego... no... może jednak w scenie, jak Neo rozmawia z Wyrocznią – można było posłuchać jeszcze tych niesamowicie trudnych dialogów, jak z pierwszej części trylogii.
Po obejrzeniu filmu nie mogłem sie otrząść z tego, co zobaczyłem. Film jest zrobiony z wielkim rozmachem. Stawiam mu w skali na 10... 8.5 punktów. Ponieważ, parę elementów ( wyżej wymienionych przeze mnie ) wpłynęło na moją ocenę.
Myślę, że opłaca się iść na ten film. Ja sam pójdę jeszcze na niego nie raz.