Pewnego dnia, gdy słońce już gasło, obległ Mendoga potężnym wojskiem car z Rusi, na całą Litwę błyskawicznie rozniosło się, że dowódca nie ma szans w tej potyczce i będzie musiał się poddać, Mendog jednak nie tracił nadziei i napisał do Tuhana list, w którym prosił o wsparcie. W odpowiedzi przywódca zwołał wojsko liczące pięć tysięcy żołnierzy. Tuhan miał obawy, czy postępuje słusznie, głowił się, czy nie jest błędem pozostawienie w mieście samych niewiast i dzieci. Do wyprawy przekonywała go córka i po długich wahaniach wyjechał ratować krewnego. Gdy tylko się ściemniło, było słychać tętent nadjeżdżających koni oraz groźne krzyki. Przerażone, bezbronne kobiety i dzieci chcąc uniknąć wstydliwej śmierci z rok żołnierzy, błagały Boga o wyratowanie ich z hańby. W momencie, gdy wydawało się, że nie ma już żadnego ratunku, gdy rozpaczliwie wyczekiwały swej zguby, miasto zapadło. Na ziemi, która pochłonęła dwór dotychczas – jak głosi legenda – rosną kwiaty- żony i córy Świtezi.
Równie ekscytująca jest opowieść o wydarzeniach pewnej ciemnej i mglistej nocy. Bohaterami tej legendy jest para kochanków spotykająca się późną porą, przy świetle księżyca, nad jeziorem Świteź. Dziewczyna była piękna, nie wiadomo skąd pochodziła, młodzieniec był strzelcem w pobliskim borze. Oboje wyglądali na zakochanych i szczęśliwych. Młodzieniec był bardzo zniechęcony potajemnymi schadzkami, pewnego razu powiedział swej lubej, iż pragnie z nią zamieszkać w jego małej, skromnej chatce, w której jednak niczego by im nie brakowało, gdzie mogliby być szczęśliwi. Chłopak aż rwie się do składania przysięgi, aby zapewnić o swej miłości, lecz dziewczyna ostrzega go, mówiąc, że „kto przysięgę naruszy, ach biada jemu za życia biada i biada jego złej duszy”. Strzelec mimo słów swej ukochanej składa śluby swej wierności. Dziewczyna znika tak samo jak każdego wieczora, szybko, nagle, tajemniczo. Młodzieniec pozostaje sam ze wspomnieniami ostatnich wydarzeń. Gdy przechodził koło jeziora słyszał kuszący głos, który drwił z jego miłości do panny. Nimfa namawiała młodzieńca do podejścia, chciała wraz z nim być szczęśliwa i po wodnym pląsać krysztale. Chłopiec automatycznie dał się skusić, od razu zapomniał o ślubach składanych przed niespełna godziną, Podbiegł do wody, zrobił po tafli wody kilka kroków i wbrew prawom nie tonął. Gdy był już na środku jeziora rozpoznał, iż nimfą była dziewczyna, z którą spotykał się od dawna, chciała go sprawdzić, a może udowodnić, że jego słowa nie mają żadnego znaczenia, że swą przysięgę rzucił na wiatr. Strzelca spotkała kara, od tej chwili każdy przechodzień może w nocy usłyszeć jęki i żale dobiegające spod modrzewia.
Takie oto wydarzenia miały miejsce dawno temu, nad brzegami jeziora Świteź.