Każdy Polak słyszy codziennie o Unii Europejskiej. Gdzie się nie znajdzie: czy to w domu przed telewizorem, czy w szkole, na lekcji PP i angielskiego, a nawet na przerwie, w pracy – podczas rozmów ze znajomymi. Można powiedzieć że ostatnimi czasy Unia Europejska jest wszechobecna. Każdy wysłuchawszy argumentów za i przeciw stara się wyklarować własne zdanie o tej instytucji. A instytucja ta jest dla każdego Polaka znana, ponieważ Polska nosi się z zamiarem stania się członkiem tej organizacji. Chociaż słowo Polska jest zbyt nieprecyzyjnym określeniem, bo Polskę tworzą ludzie – Polacy, którzy niestety nie są jednolitego zdania w tej kwestii. Interesujemy się tym, ponieważ chodzi o nas samych, a dokładnie o naszą niepewną przyszłość. Jeżeli wybierzemy dobrze - zapewnimy sobie lepszy lub taki sam byt w innym przypadku może być jedynie gorzej. Dookoła wszyscy reklamują Unię, jak się da. Argumentem ma być wstąpienie Polski do Europy, jednak każde dziecko już w przedszkolu wie, że nasza ojczyzna już od bardzo dawna, bo od ponad 1000 lat jest w Europie. Wynika to nie tylko z położenia geograficznego Polski, ale także z naszej historii, kultury narodowej i wyznawanej u nas religii. Wiadomo także powszechnie, że reklamowane są produkty najgorsze – takie, których nikt nie chce kupować, dlatego trzeba bardzo dobrze przeanalizować kwestię naszego członkowstwa w Unii, aby czasem „nie kupić przereklamowanego kitu”.
Przyjrzyjmy się zatem sytuacji Polski w przededniu prawdopodobnego wstąpienia do Wspólnoty:
- Polska nie ma prawa dostosowanego do tego obowiązującego w UE
- wymiar sprawiedliwości jest nieskuteczny i nie odpowiada temu w UE
- fatalny stan dróg i brak autostrad w Polsce oraz brak pieniędzy na przebudowę. W krajach Europy Zachodniej praktycznie wszędzie można dostać się samochodem po wygodnej w jeździe, szerokiej autostradzie. W Polsce poruszamy się po dziurawych drogach, na których zasmalanie nawet nie ma pieniędzy.
- Polska ma zanieczyszczone środowisko w wyniku braku pieniędzy na jego ochronę a także brak konsekwencji w karaniu za zanieczyszczanie środowiska. Wiele razy słyszy się w telewizji, jak to odpadki z innych krajów trafiają na Polskie tereny, a także nieczystości ze statków zanieczyszczają nasze wody morskie.
- Rolnictwo w stanie oplakanym: rolnicy nie mają pieniędzy na innowacje a co za tym idzie nasze produkty rolne są o wiele gorsze od tych z zachodu.
Tak więc widać z tego, że nie mamy najlepszego przygotowania do wstąpienia i mimo dawanych Polsce wspomóg aby „wyprowadzić na prostą” niektóre gałęzie przemysłu, niestety nikt nie odczuwa zmian na lepsze.
Warto by się w takim razie zastanowić także, dlaczego Polska chce wstąpić do Unii:
- najprawdopodobniej jest to nadzieja na to że u nas będzie podobnie jak w Europie Zachodniej
- Polska nie chce być pństewkiem prowincjonalnym Europy i nic nie znaczącym
- Chcemy uzyskać stabilność rynku oraz gospodarki
- Najprawdopodobniej najwięksi aprobaci przystąpienia do Unii (czyli panowie z grubymi portfelami) widzą własne korzyści i upraszczając sprawę, po prostu chcą na tym zarobić
A dlaczego Unia chce członkostwa Polski?
- Unia dąży do tak zwanej globalizacji - jak to określają - ekonomicznej i kulturowej. Europejczycy podają śmieszny argument wysunięty przez francuską minister ds. europejskich Nolle Lenoir : która w odpowiedzi na pytanie dlaczego chcą naszego przystąpienia, odpowiedziała - „bo powiększymy bogactwo kulturowe Unii”. Nasuwa się stwierdzenie, że robią „dobrą minę do złej gry” i nie chodzi tylko o Francuzów.
- Niemcy popierają nas gorąco w staraniach o wejście do UE. Według mnie jest to dla nich jedynie dobra okazja, aby w pokojowy sposób, na mocy prawa, odzyskać swoje ziemie utracone po II Wojnie Światowej. Tworzone już są organizacje niemieckie zajmujące się staraniami prowadzącymi do odzyskania utraconych majątków poszkodowanych lub odszkodowania.
- Bardzo Ważne dla Europy jest otwarcie na Wschód integrujące i stabilizujące cały kontynent, przy czym Unia wzbogaci się o nowy rynek
Tak więc po wstępnej analizie można powiedzieć, że nadzieje Polski co do Unii a Unii co do Polski są nieco różne. Zwłaszcza, że nie wiemy tak właściwie, co dokładnie kraje bogatego Zachodu chcą nam zgotować za los, który się być może ukrywa za mydlącymi nam oczy, wręcz sennymi wizjami. Jednak jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze, a w tym przypadku mogłabym powiedzieć, że dodatkowo o władzę, po którą zawsze każdy chętnie wyciąga swe łapy..
I tak:
- Wyniki negocjacji zakończonych na szczycie w Kopenhadze dają Polsce członkostwo drugiej kategorii.
Wolność i samorządność w podejmowaniu decyzji gospodarczych ma być w Polsce kontrolowana i sterowana przez Unię.
- Polska zamiast oczekiwanego limitu 11,6 miliona ton produkcji mleka uzyskała zgodę na produkcję mleka tylko 8,9 mln ton w latach 2004-2005 z możliwością podniesienia produkcji do 9,3 mln ton w roku 2006 co nie wystarcza nawet na pokrycie potrzeb krajowych. Już w latach 1975-1979 spożycie mleka krowiego na 1 mieszkańca wyniosło w Polsce 264 litry (Rocznik statystyczny z 1980r. str. 87). 38.300.000 * 264 = 10.111.200 ton. Nasuwa się pytanie, czy potrzebne mleko na produkcję sera i masła będziemy importować z Unii Europejskiej - od Niemiec czy Holendrów? Po wejściu do Unii będziemy musieli, albo będziemy kupować od nich gotowe masło i ser.
- Unia Europejska na tzw. dostosowaniu Polski do UE zarobiła, gdyż o ile jeszcze w 1990r Polska odnotowała około 1 mld USD nadwyżki handlowej w obrotach z krajami UE, to po podpisaniu tak zwanego traktatu europejskiego, deficyt Polski w handlu z UE w miliardach euro wyniósł:
w 1993r 2 mld,
w 1996r 7 mld,
w 1998r 11,8 mld,
w 1999r 11 mld.
- Z wystąpienia Carla Beddermana 14 listopada 2002r. Nasz Dziennik z 20 listopada 2002r Polska ma być
zmuszona do przystąpienia do Unii jako płatnik netto, to znaczy więcej wpłacić do kasy w Brukseli niż z niej dostać:
Składka członkowska Polski: 2,5 mld euro
Straty celne: 1 mld euro
Nakłady na realizację nowych inwestycjisłużących do realizacji wymogów Unii: 1,5 mld euro
Wpłata do Brukseli i inwestycjewe własnym kraju razem: 5,0 mld euro
dopłaty bezpośrednie dla rolnictwa: 0,60 mld euro
rynkowa polityka rolna: 0,33 mld euro
resorty polityki wewnętrznej: 0,35 mld euro
zarządzanie: 0,28 mld euro
Razem dla Polski około 1,56 mld euro
Wynika z tabeli, że zarząd Unii nie próżnuje i wszystko zostało tak wyliczone, aby Wspólnota nie straciła na tym interesie a wręcz zarobiła. Reszta pieniędzy dla Polski stoi przed znakiem zapytania, bo opiera się na funduszach.
Są to:
Fundusze na dwa lub trzyprzedsięwzięcia strukturalno-polityczne: 3,80 mld euro
Fundusz rolniczy na rozwój terenów wiejskich: 0,83 mld euro
Razem 4,63 mld euro
Jednak można się spodziewać, ze podobnie jak w przedakcesyjnym funduszu SAPARD cyfry te znajdują się tylko na papierze. Unia sama uważa że tylko 10% (a w najlepszym wypadku 20%)z tych 4,63 mld euro dotrze do Polski (tj. 0,5 mld euro, lub w najlepszym wypadku 0,9 mld euro). Przy tym ogromna część tych pieniędzy popłynie do kieszeni obcego kapitału w Polsce, bo tylko on jest w stanie dofinansować fundusze. W związku z powyższym aby zapchać przejściową dziurę budżetową Koalicja Europejska oferuje Polsce 400 mln euro rocznie aby zatuszować płatnika netto.
Dopłaty bezpośrednie dla rolników polskich wyniosą w pierwszych latach 2004-2006 - 55,60% i 65% w tym 25,30% i 35% z pieniędzy Unii powiększone o 20% środków z funduszu rozwoju wsi co pozwala zwiększyć wyjściowy poziom do 36,39 i 42% zaś reszty teoretycznie możemy dołożyć rolnikom z własnego budżetu ale tylko do poziomu 55,60 i 65% podczas, gdy rolnicy Unii Europejskiej obecnej otrzymują i będą otrzymywać 100% w/w dopłat. A nawet jeśli wspomniane dopłaty wynosiłyby 100%, i tak nie zrekompensuje to strat związanych z likwidacja ponad 1,5 miliona małych, kilkuhektarowych gospodarstw rolnych, z których utrzymuje się około 4 mln. rolników. A tego właśnie żąda Unia. Aby się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć do jednego z ostatnich raportów Komisji Europejskiej. Dla rolników wejście do Unii, oznacza również kolejne obciążenia związane z podwyżką podatku VAT na maszyny rolnicze (do 22%). Wygląda na to, ze eurokraci zdają sobie sprawę, ze w dobie zapotrzebowania w Europie na tanią, zdrową i ekologiczną żywność (a nie na droga, modyfikowana genetycznie i nafaszerowana antybiotykami, z choroba szalonych krów i pryszczyca), polscy rolnicy stanowią realna konkurencje, i właśnie dlatego nakładają na nas takie wymogi, które rujnują polska wieś. Trudno im się dziwić, oni po prostu twardo chronią swoich interesów. Szkoda, ze my tego nie potrafimy...
Jest jeszcze jedna sprawa, szeroko poruszana, która jest bardzo ważna, mianowicie Polska, jako rynek zbytu. Wiele polskich przedsiębiorstw na skutek zbyt silnej konkurencji upadnie lub nastąpi ograniczenie produkcji, gdyż nie są w stanie konkurować z silnymi koncernami i przedsiębiorstwami zagranicznymi. Powiększy się liczba bezrobotnych. Rynek polski po zlikwidowaniu ceł, zostanie zalany tanimi produktami z wysokorozwiniętych krajów członkowskich. Staniemy się po prostu rynkiem zbytu dla różnych towarów, których jakość jest o wiele niższa od jakości produktów produkowanych na rynki Europy Zachodniej, tak jak niegdyś Polacy eksportowali wiele towarów marnej jakości na niezwykle chłonny rynek rosyjski.
Oprócz tego, że Polska, jako i tak nie bogaty kraj straci mnóstwo pieniędzy na samo przyjęcie, to jeszcze bez zagwarantowanego polepszenia sytuacji w kraju już po wstąpieniu. Warunki, które nam proponuje unia uderzają w nasz rodzimy przemysł i rolnictwo: spośród dwóch milionów gospodarstw rolnych w Polsce ma pozostać zaledwie 200-300 tysięcy. W wyniku tego przybędzie 2 do 3 milionów bezrobotnych pracowników rolnych, jeśli wszystko przebiegnie według planu Brukseli. Rolnicza polityka Unii osiągnęłaby w ten sposób to, czego nie udało się osiągnąć gospodarce socjalistycznej w ciągu 45 lat. Należy dodatkowo się zastabowić, dlaczego do Unii Europejskiej należy jedynie 15 z 44 państw europejskich. Na świecie jest 190 państw i tylko 15 z nich postanowiło, że się same konstytucyjnie zlikwidują. Z tego wynika, że 175 państw jest poza UE, w tym najbogatsze kraje Europy - Norwegia i Szwajcaria. Według mnie z tego wynika, że rozwiązania problemu złej sytuacji gospodarczej Polski nie należy szukać we wstąpieniu między bogate państwa i zatracanie własnej kultury oraz ofiarowanie wszystkiego co mamy, w zamian za „przebywanie wśród najlepszych”. Mogę teraz Polskę porównać jedynie do biednego cygana ze slumsów, który wydając swoje skrzętnie zbierane grosze kupuje herbatę w kawiarni dla ViPów tylko po to, aby poczuć się bogato i uciec od szarej, biednej rzeczywistości. Państwa bogate, które nie rpzystąpiły do Wspólnoty potrafią same utrzymać się na rynku, same decydować o sobie. Według mnie niestabilność gospodarcza Polski wynika jedynie ze złej formy prowadzenia państwem przez organy rządzące.
Polacy muszą także zawsze pamiętać, że jeśli ktoś chce podbić jakiś kraj, sprawia by wszystko, co w nim jest dobre i silne, stało się śmieszne, jak np. wiara i patriotyzm, bądź zniszczone, jak np. stocznia gdańska, szczecińska, Fabryka Kabli w Ożarowie, przemysł spożywczy, huty, kopalnie itd itd.
Polacy nie mogą dać wiary sprzymierzeńcom i pomocnikom Unii występującym w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Czołowi urzędnicy reprezentujący Polskę, którzy już teraz rozmawiają ze sobą po angielsku i z zachwytem powtarzają każdą głupotę zaproponowaną przez Unię i niewolniczo próbują wprowadzić ją w życie (Beddermann). Są to kosmopolici a moim zdaniem państwem powinni się opiekować patrioci.
Agnieszka Kowalewska. Zamieściłam tu punkty zpochodzące ze strony pana Dariusza Komorowskiego.