Czym jest miłość? Wielu filozofów na przestrzeni wieków próbowało odpowiedzieć na to pytanie. Moim zdaniem, najlepszym określeniem miłości są słowa Henryka Elzenberga „ Miłość to radość z cudzego istnienia”.
Pierwszym argumentem na poparcie postawionej tezy jest miłość niezwykłych postaci chrześcijańskiego świata. Matka Teresa z Kalkuty, brat Albert – przykłady takich osób można mnożyć w nieskończoność. Pokochali oni bowiem bezdomnych, chorych i odrzuconych. Wchodzili między nędzarzy, żyli ich życiem. Nie nawracali na siłę, starali się pokazać prawdziwe człowieczeństwo a także wzór chrześcijanina i właśnie niesienie pomocy potrzebującym sprawiało im radość.
Kolejnym argumentem na potwierdzenie tezy jest literacka historia Tristana i Izoldy. Mimo rozłąki, mimo wszystkich przeciwności młodzi kochali się na śmierć i życie. Wiedzieli, że prawdopodobnie nigdy nie będą razem, gdyż zarówno Tristan, jak i Izolda weszli w związek małżeński z kimś innym. Jednakże świadomość, że druga połówka wciąż kocha i jest utrzymywała ich przy życiu. Ciężko ranny Tristan zmarł po usłyszeniu pogłoski, że Izolda nie przyjedzie do niego podczas ostatnich chwil życia, dziewczyna zaś umarła u boku nieżyjącego już ukochanego.
Ostatnim argumentem na potwierdzenie tezy jest miłość rodzicielska. Rodzice bezinteresownie kochają swoje dzieci. Nawet gdy pociecha zejdzie na złą drogę lub trafi na nieodpowiednie towarzystwo rodzice nadal będą ją kochali, a przewinienia szybko wybaczą. Darzą też oni swoje dzieci szczególnym, charakterystycznym, niepowtarzalnym uczuciem, gdyż każdy jest inny i oni te różnice potrafią dostrzec i docenić.
Reasumując, miłość to szczęście płynące z zauważania obecności drugiego człowieka, to dostrzeganie jego oryginalności i niepowtarzalności, to widzenie jego zalet, ale też również wad i przywar. Gdy chce się drugą osobę upodobnić do siebie i zrównać ze sobą, to nie jest to miłość. Prawdziwa miłość to akceptacja drugiego takim, jakim jest, jego afirmacja i cieszenie się z samego faktu istnienia drogiej osoby.