Olga Tokarczuk w zadziwiający sposób pisze o „Lalce” Bolesława Prusa, co więcej pisze tak, że trudno się z nią nie zgodzić. Bardzo trudno było mi wyłapać fragmenty, w których mogę się do czegoś przyczepić, a jeszcze gorsze w tym wszystkim jest to, że sprawia to wrażenie szukania dziury w całym. Nie da się ukryć, że najbardziej interesującą częścią w książce Olgi Tokarczuk są rozdziały poświęcone Wokulskiemu i Łęckiej. Nie wciągnął mnie natomiast opis miasta-Paryż, gdzie pada porównanie do gąsienicy, dlaczego akurat gąsienica? Nie można było wybrać jakiegoś bardziej sympatycznego zwierzątka? Wtedy może Paryż był by przedstawiony w bardziej przyjaznym świetle, a tak mam przed oczami wielkie, obślizgłe miasto gdzie nigdy nie świeci słońce, jest mokro i pochmurnie. Poza tym gąsienica jest przecież larwą motyla, czyżby to była aluzja do tego, że Paryż nie rozwinął jeszcze w pełni swoich skrzydeł i do pięknego motyla jeszcze mu daleko. O wiele lepsza od gąsienicy była by stonoga. Tak samo nie za bardzo rozumiem, czemu Olga Tokarczuk nie widzi w „Lalce” planu. Plan to także pomysł jakiś zamysł, trudno jest, więc oskarżać kogoś o brak koncepcji i nazywać jego pracę „sklejaniem epizodów” i „nie do końca kontrolowaną i zaplanowaną, w dużej mierze spontaniczną grę aktywnej wyobraźni”.
Moim zdaniem miłość w „Lalce” wyeksponowana jest na pierwszy plan. Jest to przede wszystkim uczucie do kobiety, ale istnieje również zjawisko miłości do pieniędzy. Prawdą jest, że Wokulski starał się zrobić fortunę, która zresztą nie była mu potrzebna do życia. On potrzebował Izabeli, której niestety bez odpowiedniego kapitału nie mógł zdobyć. Podobnie jest ze sprawą arystokracji, za wszelką cenę chciał aby go przyjęto do grona burżuazji, ale nie dla samego snobizmu bycia członkiem tej grupy, tylko był to jedyny sposób zdobycia Łęckiej. Również Łęcką można by posądzić o miłość do pieniędzy, chociaż nie do końca, ponieważ nie brak pieniędzy, był powodem wątpliwości do Wokulskiego. Był on przecież bardzo bogaty, mimo tego nie odważyła się oddać mu swojej ręki, a przeszkodziła jej w tym duma. Przeogromna duma i zapatrzenie w arystokrację. Wokulski, który próbował się do niej zbliżyć głównie przez podnoszenie poziomu materialnego, naiwnie wierzył, że walczy o uczucie.
Wokulskiemu nie podoba się jego życie i chce je zmienić, ale sam nie wie jak. Miewa myśli samobójcze z powodu niskiego poczucia własnej wartości, mimo wszystko widzi się zawsze trochę lepszym od innych. Wokulski działa tak jakby wychodził z założenia, że miłość, przyjaźń, szacunek innych można otrzymać tylko za to, co się robi, a nie za to, kim się jest. Olga Tokarczuk twierdzi, że u podstaw takiego przekonania leży poczucie niskiej wartości, które musiało powstać bardzo wcześnie, dotyczy, bowiem dziecięcego „ja”.
Wokulski sprawia wrażenie jakby pojawił się w niewłaściwym czasie i w niewłaściwym miejscu, przez to nie za bardzo wie, kim chce być a już na pewno nie wie, kim jest. Wydaje mi się, że Wokulski nie szuka kobiety swojego życia, on przede wszystkim szuka własnego „ ja”, własnej osobowości, tylko jeszcze o tym nie wie, nie potrafi tego zrozumieć. Dopóki tego nie odkryje będzie błędnie szukał miłości myśląc, że to ona odpowie mu na pytania, nie wie, bowiem, że odpowiedzi są w nim samym.
Poza tym Wokulski postrzegany jest jako obcy z kilku powodów, które wymienia Olga Tokarczuk. Po pierwsze z racji niskiej pozycji społecznej, po drugie pobytu w Rosji i po trzecie poglądów czy też działań, jest, bowiem posądzony o niedostosowanie się do wartości tradycyjnie obowiązujących. Wypomina mu się np. brak patriotyzmu, albo pozbawiony uprzedzeń stosunek do Żydów. To jak widzą go inni nie byłoby jeszcze takie straszne, najważniejsze jest to, co Wokulski myśli sam o sobie. Tu pojawia się przykra sprawa, ponieważ Wokulski także postrzega siebie jako obcego, instynktownie szuka swojego świata, przeczuwa jego istnienie i wie, że jest on przeciwstawny do obecnego. Wierzy w lepszą rzeczywistość, którą lokuje gdzieś w przyszłości.
„Każda osoba, w której się zakochujemy, nosi cechy nas samych. To właśnie, dlatego Wokulski widząc Izabelę po raz pierwszy w teatrze, ma wrażenie, że ją rozpoznaje” To by było logiczne, bo, mimo że Stanisław i Izabela tworzą opozycję, człowiek, który stwarza siebie i człowiek stworzony, łączy ich jedna wspólna rzecz. Oboje tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą od życia. Izabela wydaje być się być trochę dalej od swojego celu niż Wokulski. „Cała wiedza Izabeli o świecie bierze się ze słuchania tego, co mówią inni, albo jak coś jest oceniane przez zbiorowy podmiot zwany światem. Są to zlepki sądów, przeświadczeń, uprzedzeń, ocen. Ich źródło mieści się zawsze na zewnątrz. Izabela nie jest podmiotem, który tworzy własny świat wartości. Ona zbiera poglądy od innych i komponuje z nich własne. Wokulski zakochuje się z Izabeli, kiedy nawet jej nie zna. Kocha nadal, coraz dramatyczniej, rozmawia z nią zaledwie kilka razy, zawsze oficjalnie. Tworzy sobie jej osobę według własnych oczekiwań i potrzeb, taką, jaką on by chciał, żeby była, a nie taka, jaka jest naprawdę. W chwili, kiedy Izabela zawodzi go, Wokulski nie powinien mieć do niej pretensji. Może je mieć jedynie do siebie a raczej do swojej wyobraźni.
Olga Tokarczuk porusza też kwestie tajemniczego głosu, po czym na samym końcu stwierdza „myślę, że Wokulski, choć sam o tym nie wie, rozmawia z Bogiem”. Ów głos odzywa się zawsze wtedy, gdy Wokulski mierzy się ze światem Izabeli. Gdyby mnie przypadła rola sprecyzowania „owego głosu” bliższa byłabym stwierdzeniu, że jest to głos rozsądku.
Mimo tego, że Tokarczuk oskarża Bolesława Prusa o brak planu, przyznaje mu chociaż to, że jest w tej powieści cel. Bohater zanurzony jest w jakimś czasie. Podlega jakimś zdarzeniom i przemianom, wychodzi z jakiegoś punktu i zdąża do innego, a efektem jego podróży jest przemiana świadomości. Taki jest sens każdej opowieści.