Rok 1864: jedna z najtragiczniejszych dat w naszej historii. Upadło powstanie styczniowe. Kraj jest wyniszczony wojną, wielu ludzi zginęło, wielu trafi na Syberię. Dla pokonanych nie ma litości – wystarczy być podejrzanym o sympatie dla powstania, by stracić majątek. Dramatyczna jest sytuacja wsi; uwłaszczenie chłopów przeprowadzone przez władze carskie ma swoje określone skutki społeczne i gospodarcze. Majątki szlacheckie, źle zarządzane lub po prostu nierentowne w nowej sytuacji ekonomicznej, bankrutują. Chłopi stali się ludźmi wolnymi, ale nie ma im kto powiedzieć, jak z tej wolności korzystać: ciemni analfabeci, nie znający najprostszych przepisów prawa, łatwo dają się zastraszyć sprytniejszym od nich pisarzom gminnym, wójtom czy ławnikom. Społeczeństwo potrzebuje programu dostosowanego do nowych, ciężkich czasów. I program taki powstanie dzięki kontaktowi z myślą europejską. Dzięki Comte'owi, Millowi, Spencerowi, Buckle'owi. Młodzi, którzy mówią o sobie „my” i wyraźnie przeciwstawiają się „starym”, odrzucą ukochane w przeszłości idee romantyczne. Społeczeństwo jest organizmem – stwierdzą – i wszyscy powinni pracować dla wspólnego dobra. Bogacące się jednostki mają uszczęśliwiać zbiorowość. Mówi się o emancypacji i konieczności kształcenia kobiet z warstwy ziemiańskiej, o asymilacji mniejszości narodowych, tolerancji wobec Żydów. Ludzi światłych i odpowiedzialnych zobowiązuje się do szerzenia oświaty na wsi: praca u podstaw miała zmienić panującą tam sytuację. Pozytywiści marzyli o nowoczesnym rolnictwie, polskich fabrykach, szczęśliwym, zgodnym społeczeństwie; opisywali te wizje w artykułach, nowelach, powieściach tendencyjnych.
Wkrótce jednak przyszedł czas rozrachunków. Powstają wielkie powieści: Lalka i Nad Niemnem. Społeczności w nich ukazane przeżywają dramatyczne konflikty. Realizacja haseł programowych okazała się trudna, rzeczywistość – jakże daleka od ideału. Pokolenie pozytywistów było pokoleniem skazanym na dramatyczne wybory. Wychowani w kulcie wartości romantycznych, musieli je odrzucić w imię rozsądku: wykrwawiony naród nie mógł już walczyć. Nie wszyscy potrafili to rozumieć i zaakceptować. Dla wychowanków Szkoły Głównej również nie było to łatwe. Mogli jedynie powtarzać za A. Asnykiem:
Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć!