Tren, to pieśń pogrzebowa, forma lirycznego wyrażenia żalu po utracie kogoś bliskiego, ważnego. Treny Jana Kochanowskiego są cyklem, który składa się dziewiętnastu utworów złożonych w jedną logiczną całość napisanych z iście renesansowym kunsztem. Powstały one dopiero dwa lata po przedwczesnej śmierci ukochanego dziecka poety – Urszuli. Można je obrazowo przedstawić jako parabolę negatywnych uczuć, które z każdym trenem, począwszy już od pierwszego, rosną, ich kulminacja, eksplozja następuje w Trenach IX, X oraz XI, a później od XII do XIX Trenu, możemy zauważyć bardzo powolny spadek rozpaczy, próby godzenia się poety z otaczającą go rzeczywistością.
Do tej pory w Pieśniach i Fraszkach Kochanowskiego mieliśmy do czynienia z przedstawianiem przez poetę swojego typowo renesansowego światopoglądu. Chwalił on boską harmonię świata, opanowanie charakterystyczne dla stoików, epikurejską radość z życia, a także starożytną zasadę carpe diem.
Zwracał on uwagę na dystans, jaki należy mieć do własnego życia. We fraszkach porównywał je do teatru, widowiska karnawałowego, w jednej nawet („O żywocie ludzkim”) do nieistotnego przedstawienia kukiełkowego, do samej fraszki.
W swoich utworach podkreślał również zmienność losu. Nie należy ufać Fortunie, pisał w Pieśni IX, ponieważ to co tak łatwo dała, może i z równą łatwością odebrać. Człowiek nie powinien zajmować się rzeczami materialnymi. Są one bowiem ulotne, mogą zniknąć w każdej chwili. Winien jednak przykładać wielką wagę do rzeczy najważniejszych, najdroższych takich jak cnota i dobra sława, ponieważ tylko one pozwalają człowiekowi stać się nieśmiertelnym. W tej pieśni topos fortuny przeplata się z poglądami stoików, nie należy ulegać skrajnym namiętnościom – zarówno euforii jak i rozpaczy.
Jednak jak się okazuje, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Utrata córki zupełnie wywróciła do góry nogami życie Jana Kochanowskiego. Dotąd wierny chrześcijanin, radosny stoik stał się człowiekiem pozbawionym chęci do życia. Po kolei załamuje się cały światopogląd poety. Jego filozofia legła w gruzach, wszystko jest teraz przez niego poddawane wątpliwości.
W Trenach Kochanowski daje upust swojej rozpaczy. Pokazuje jak cierpi ojciec, po stracie najukochańszego, wyjątkowego dziecka, przed którym widział wielką przyszłość. Mimo, że Urszula jest głównym tematem oraz adresatką, to tak naprawdę sam poeta staje się bohaterem trenów. Spisuje on wszystkie swoje przemyślenia, zawiera w nich swoje najskrytsze uczucia.
Buntuje się przeciw światu, uważa, że to co się stało musi być pomyłką popełnioną przez Boga. Stawia oskarżenia wobec Urszuli za to, że tak szybko go opuściła („Moja wdzięczna Orszulo, bodaj ty mnie była / Albo nie umierała lub się nie rodziła”). Ogromny żal i tęsknota stały się głównymi towarzyszami jego życia. Mamy tu do czynienia z człowiekiem, który stanął na krawędzi życia, pod wpływem emocji powoli zaczyna tracić rozum.
W Trenie IX, zwraca się do Mądrości. Nie ma w nim ani słowa o Urszuli. Kochanowski dyskutuje sam ze sobą na wartością jaką jest wykształcenie. On, intelektualista, filozof, poeta doctus dochodzi do wniosku, że mądrość, która pozwala człowiekowi wynieść się ponad innych, jest bez znaczenia. Albowiem tak samo cierpi człowiek inteligentny, przeciętny i głupi. Ma wrażenie, że zmarnował życie na bezsensownym kształceniu się, ponieważ rozumem nie można pojąć tego co się stało. Próbując tego, wpada się w pułapkę. Mądrość okazała się zawodna. Swój upadek intelektualny Kochanowski przedstawia jako spadanie ze stopni drabiny, stacza się na samo dno.
Tren X jest zaprzeczeniem wszystkich idei, które do tej pory były dla Kochanowskiego tak ważne, oczywiste. „Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest” w tych słowach poeta wyraża zwątpienie w nieśmiertelne życie oraz istnienie nieba.
Jego, do tej pory, ogromna wiara w Boga ulega zachwianiu. Zaczyna poszukiwać córki nie tylko w raju, wśród aniołków, ale także innych sferach metafizycznych – w Hadesie, na mitycznych wyspach radości, ucieka się nawet do reinkarnacji. Właśnie tu, wpada w pułapkę rozumu. Nurtuje go pytanie dotyczące ludzkiego istnienia, nieśmiertelnej duszy oraz cierpienia. Oczekuje jakiegokolwiek znaku od Urszuli, tęskni za nią, jak każdy kochający ojciec, chce poczuć bliskość swojego dziecka.
W Trenie XI cynicznym tonem podważa natomiast cnotę, tę wartość, która była najważniejsza, wciąż podkreślał jej znaczenie w swoich wcześniejszych dziełach. Podobnie jak z mądrością, zauważa, że nie ważne czy człowiek cnotliwy, czy nie, zawsze cierpi tak samo. Porównuje cnotę do fraszki, jest to jednoznaczne z tym, że nie ma już dla niego wartości.
Widać, że Kochanowski, który wiedział, iż fortuna zmienną jest, na nic nie można liczyć, tutaj, zdaje się, miał jednak nadzieję na nagrodę za dobre życie, jakie prowadził. Jednak nie otrzymał jej od losu. Stwierdza więc, że nie warto jest być dobrym. I zacnego, i złego dosięgnie nieszczęście. Zatapia się w swoim bólu i zamyka przed innymi. Sam zauważa w jakim jest stanie. Opisuje, jak zaczyna odchodzić od zdrowych zmysłów. Jeśli taki stan utrzyma się dalej straci zarówno radość z życia jak i rozsądek. Jest to apogeum jego cierpienia.
Bunt Kochanowskiego przeciwko wszystkiemu w co wcześniej wierzył i załamanie się całego światopoglądu zostają jednak przezwyciężone w Trenie XIX „albo Sen”. Poeta jest uspokojony, ponieważ ukazała mu się jego matka z Urszulką na rękach. Pomaga ona udźwignąć się synowi z duchownego upadku, odbić się od dna. Od tej pory poeta uczy się żyć z wydarzeniami, które go dotknęły. Ten utwór dobitnie wykazuje nam zaakceptowanie przez Kochanowskiego zaistniałej sytuacji.
Treny Jana Kochanowskiego można porównać do Księgi Hioba. Również tu występuje motyw niezawinionego cierpienia, bowiem cóż winny jest ojciec, który utracił najdroższą sercu córeczkę mającą przed sobą całe życie? Także i tu, bohater zostaje wystawiony na próbę. Nie można powiedzieć, że otrzymuje nagrodę, za to, że wytrwał w cierpieniu, ale zaczyna na nowo odnajdować sens życia.
Ten cykl literacki maj charakter uniwersalny i jest ponadczasowe. Na początku widzimy cierpienie człowieka, który nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca, nic nie rozumie, a następnie mamy do czynienia z coraz to innymi stanami emocjonalnymi – od wielkiego bólu, po powolne godzenie się z rzeczywistością. Kochanowski uczy więc innych, że nawet śmierć najbliższych nie jest absolutnym końcem świata. Owszem, niesie to ze sobą wielki ból i pustkę, ale trzeba sobie z nimi poradzić. Na nieszczęście dla najbliższych, ale na szczęście dla rzeczywistości, życie toczy się dalej. Trzeba się dźwignąć i próbować żyć normalnie, a nawet cieszyć się z tego co pozostało. Odnosi się to do wszystkich, ponieważ życie ludzkie jest kruche i w każdej chwili możemy stracić kogoś, kto jest nam bliski, o którym myślimy i wierzymy, że nigdy nas nie opuści.