Świat został tak urządzony, że nieodłączną jego częścią, tuż obok radości, jest cierpienie. Nie było go na samym początku, w biblijnym ogrodzie Eden, ale był to bardzo krótki etap w dziejach ludzkości. Pierwsi ludzi, których Bóg stworzył „na obraz i podobieństwo swoje” również doświadczyli cierpienia. Wierzący pytają od wieków, dlaczego dobry Stwórca pozwala na bolesne doświadczenia. Niewierzący też zadają pytania o ich sens.
Nim przedstawię postawy wobec cierpienia wybranych bohaterów literackich XX wieku, przypomnę postacie-symbole, ważne dla kultury śródziemnomorskiej. Archetypem człowieka cierpiącego jest biblijny Hiob; „mąż doskonały, szczery, bojący się Boga, odstępujący od złego” (Ks. Hioba, I), zamożny, otoczony liczną rodziną. Nagle jego życie staje się pełnym obrazem cierpienia, które może człowieka spotkać. Bóg zesłał nań trąd, utratę najbliższych i majątku. Mimo to Hiob nie zaparł się Boga, zachował swoją godność. Jego cierpienie było tajemnicą i zarazem próbą, na którą ludzkość nie ma wpływu, może ją tylko przyjąć: miarą wielkości człowieka jest, jak to uczyni. Z godnością przyjął swoje cierpienie również Prometeusz. Tak jak Hiob doświadczył własnego cierpienia, tak Prometeusz z mitologii greckiej jest mitologicznym archetypem cierpiącego dla ludzkości. Stworzył człowieka z gliny i łez, a potem dla poprawy jego bytu wykradł z Olimpu ogień. Za to został ukarany przez Zeusa – przykuty do skał Kaukazu, gdzie orzeł wyjadał mu odrastającą wciąż wątrobę. Wymiar religijny ma cierpienie innego człowieka, który poświęcił się dla ludzkości. Chrystus, wg religii chrześcijan: Syn Boży i Odkupiciel ludzkości, cierpiał za grzechy wszystkich ludzi. Choć każda z tych postaci wyznacza inny wymiar tego zagadnienia, ich losy do dnia dzisiejszego są dla naszego kręgu kulturowego mitem, symbolem, świętością.
Rozważając postawy bohaterów literackich XX wieku wobec cierpienia, można wyróżnić różne reakcje w chwili próby: przyjęcie z godnością tego, co niesie los, poddanie się, rozpacz, rezygnację, zobojętnienie. Jednak to bohaterowie reprezentujący pierwszą z wymienionych postaw staną się przede wszystkim przedmiotem moich rozważań na temat człowieka wobec cierpienia.
„należy zgodzić się
pochylić łagodnie głowę
nie załamywać rąk
posługiwać się cierpieniem w miarę łagodnie
jak protezą
bez fałszywego wstydu
ale także bez niepotrzebnej pychy”
Z. Herbert „Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu”
Pierwsza z postaw, jakie chcę ukazać, to „postawa wyprostowana” z „Przesłania pana Cogito”. Polega na zachowaniu godności i odwagi, niezależnie od sytuacji, niezależnie od postaw ludzi nas otaczających (klęczących, leżących w prochu, odwróconych plecami do świata wartości). Zwłaszcza trudno przyjąć ją wobec wydarzeń wstrząsających swą intensywnością i konsekwencjami: wojny, żywiołu, choroby, śmierci najbliższych. Obowiązuje także w obliczu tragedii innych, skoro dalej pan Cogito nakazuje wzbudzać w sobie gniew przeciwko złu, pogardzać nikczemnikami, nie przebaczać w imieniu skrzywdzonych. Godne postępowanie nie oznacza więc stoickiego spokoju i dystansu wobec nieszczęść. Cierpienie zostaje potraktowane jako jedna z wielu tajemnic świata, poprzez jej odkrycie życie nabierze głębszego sensu.
Rozmaite postawy w tragicznej sytuacji można odnaleźć w „Dżumie” Alberta Camusa. Akcja powieści toczy się w Oranie w 194... r. Jest to data symboliczna, co nadaje utworowi wydźwięk uniwersalny. Na miasto spada zaraza – pierwszym symbolem zagrożenia są wypełzające, chore, zdychające szczury. Choroba rozwija się i pochłania coraz więcej ofiar. Miasto zostaje zamknięte, społeczeństwo nie może opuścić ogniska zarazy. Pisarz śledzi czyny tych, którzy zostali. Godną pochwały i podziwu jest postawa doktora Rieux, który jest lekarzem z powołania, niesie pomoc bez względu na wynagrodzenie. Jako jeden z pierwszych stawił czoła potężnemu przeciwnikowi, chorobie i śmierci. Nie opuścił miasta, chociaż miał ku temu okazję. Nie zważał na reakcje innych, np. ojca Paneloux, który głosił, że dżuma jest karą za grzechy i pozostał wobec niej bierny. Rieux zachował powściągliwość w sądzeniu innych. Nie dosięgła go „oschłość serca”, przed którą przestrzegał bohater Herberta. Z pokorą mówił, że powinien pomagać innym jako lekarz i człowiek. Spełnić swój obowiązek – jedna z conradowskich zasad – to czasem zadanie ponad ludzkie siły. On je wykonał. Nie godził się na racje usprawiedliwiające śmierć. Stanął po stronie ofiary, po stronie zwyciężonego, czyli spełnił nakaz pana Cogito. Jego altruizm oddziałał na innych bohaterów powieści. Dołączyli do niego Tarrou, Rambert.
Robert Rambert, dziennikarz z Paryża, przeżywa swoistą ewolucję. Dżuma sprawiła, że nauczył się prawdziwych wartości. Rambert miał pecha, przyjechał do Oranu, by przeprowadzić badania nad życiem Arabów, pozostawił w Paryżu kobietę, którą kochał. Początkowo pragnął uciec, myślał tylko o sobie. Lecz pozostał i przyjął aktywną postawę walki z chorobą. Zwalczył zło tkwiące w sobie. Dżuma czyni również człowiekiem aktywnym Tarrou, tułacza, który zaznał w życiu wszystkiego. Wobec cierpienia innych nie wycofuje się ale walczy z zarazą, staje się organizatorem niosącym pomoc. Tarrou ginie, lecz jego życie w ostatniej chwili nabiera sensu i wartości. Przemianę z postawy pasywnej na aktywną przechodzi również inny bohater „Dżumy”. Przestępca, który nie widział sensu życia i chciał się zabić, Cottard. Epidemia przyniosła mu wyzwolenie, a także możliwość zadośćuczynienia za winy, spłacenia długu wobec innych ludzi. Stąd jego aktywna postawa – wręcz zachwyt zarazą.
Choć mieszkańcy Oranu pokonali dżumę, niektórzy z nich mieli świadomość, że zło może się odrodzić, toteż „trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka”. Wobec tego sens ludzkiej egzystencji stanowi niezgoda na zło, jego aktywne zwalczanie. W tej walce ważną rolę odgrywa przyjaźń i lojalność.
Podobne postawy, solidarność bohaterów tym razem w obliczu cierpienia, jakie przynoszą katastrofy lotnicze, ukazał Saint – Exupery w „Ziemi, planecie ludzi”. Katastrofy sprawiają, że piloci muszą lądować tam, gdzie nie chcieliby: Mermoz na oceanie, Guillaumet w Andach, Saint-Exupery na Saharze. Człowiek człowiekowi podaje wodę, nie pytając o imię – jak Beduin z Libii. Koledzy wyruszają na poszukiwania. Sami poszkodowani muszą zmobilizować jak najwięcej sił, by porcjować sobie wodę i żywność, by iść choć kilka kroków każdego dnia, by przetrwać. Wykazują się odwagą i godnością, których nikt nie widzi. Walczą z własnymi słabościami jak Guillaumet, który szedł sześć dni przez ośnieżone góry, bo chciał umrzeć w widocznym miejscu, by znaleziono jego ciało i by żona otrzymała polisę ubezpieczeniową (w wypadku zaginięcia „śmierć prawna” następowała dopiero po czterech latach). Odpowiedzialność za los żony, pocztę lotniczą i kolegów kierują postępowaniem Henryka. Dla niego samego taki wybór nie jest niczym niezwykłym. „Być człowiekiem to właśnie być odpowiedzialnym. (...) To czuć, kładąc swoją cegłę, iż bierze się udział w budowaniu świata.” Czyż te słowa nie przypominają etyki Conrada, poglądów Camusa wyrażonych w „Dżumie” i. „Przesłania pana Cogito”? Exupry przedstawia akty heroizmu i siły woli, takie, na które nie wiemy, czy samotni, w obliczu natury, pozbawieni żywności i wody, byśmy się zdecydowali.
Ogromne cierpienie i znów różnorodność ludzkich postaw wobec niego odnajdujemy także w „Innym świecie” Gustawa Herlinga – Grudzińskiego. Książka faktycznie przedstawia inny świat. Świat łagru sowieckiego, w którym „preparuje się więźnia” – tzn. człowiek popada w stan, w którym „uczucia i myśli obluzowują się”, „pomiędzy skojarzeniami powstają luki” – coś na kształt tępoty, posłuszeństwa, uległości – po to, aby przeżyć lub choćby uniknąć głodu czy bólu. Lecz nie wszystkie postawy więźniów Jercewa są zgodne z wypracowywanym przez ciemiężycieli wzorcem. Nie pasuje do niego Michaił Aleksiejewicz Kostylew, bohater rozdziału „Ręka w ogniu”. Pochodził z Woroneża, osierocony przez ojca, został wychowany przez kochającą go matkę. Wyrósł w atmosferze komunizmu i szczerze (tak jak ojciec) wierzył w jego ideały. Studiował na politechnice w Moskwie, ale na rozkaz partii wstąpił do Akademii Morskiej we Władywostoku. Marząc o rewolucj światowej, zainteresował się życiem na Zachodzie. Poznawał je z książek Balzaca, Musseta, Flauberta, czytanych w oryginale. Dzięki nim zrozumiał, że był okłamywany. W czasie jednej z dyskusji o wyzwalnaiu Zachodu ujawnił swoje poglądy. Za to został aresztowany w 1937 roku. Torturowany w czasie przesłuchań przyznał się, że chciał z „pomocą obcych mocarstw obalić ustrój Związku Sowieckiego”. W styczniu 1939 trafił do łagru w Mostowicy. Dostał wyrok 10 lat. W łagrze starał się pomagać innym więźniom, dając im swoje jedzenie czy zawyżając wydajność pracy. Za to przeniesiono go karnie do brygady leśnej, gdzie zapomniał o innych. Przypomniał sobie o wartościach, kiedy ponownie przeczytał jedną z książek, które czytał podczas studiów. zrozumiał, że rację miał on, nie oficerowie śledczy. Po wypadku przy pracy postanowił codziennie wkładać rękę w ogień. Czynił to także w Jercewie. Lecz nie dla samego uciekania przed wysiłkiem. „Ręka w ogniu” to bunt Kostylewa przeciw zniewoleniu, to manifest człowieczeństwa, to idea: „nie będę dla nich pracował, choćby za cenę swojego cierpienia, zdrowia i życia”. Wyznaczono go jako niezdolnego do pracy do „etapu” na Kołymę, skąd nie było powrotu, i to na kilka dni przed spotkaniem z matką, której Michaił od lat nie widział. Kostylew popełnił samobójstwo, oblewając się w łaźni wiadrem wrzątku.
W opowiadaniu „Wieża” Herling – Grudziński także obnaża paradoksy ludzkiej psychiki postawionej wobec cierpienia, w tym przypadku jest to postawa bohatera wobec własnego cierpienia i wobec cierpienia kogoś bliskiego. Mieszkańcem tytułowej wieży, tzw. Wieży Strachu, wrośniętej od stuleci w okolice Piemontu, w XVIII wieku był Lebbroso. Chorował na trąd, chorobę, która poraża, zniekształca twarz, lecz nie zabija tak szybko, skazuje na samotność. Wraz z nim cierpiała te męki jego siostra. Pomagała mu siłą swojej wiary. Gdy zmarła, nie mogąc znieść cierpienia, chciał w buncie podpalić wieżę, popełnić samobójstwo. Jednak pozostawiony w Biblii ostatni list od siostry powstrzymał go. Jej słowa stały się dla niego nakazem. Wbrew rozpaczy i beznadziejności przyjął „postawę wyprostowaną”. Przestał złorzeczyć losowi, z godnością przyjmował cierpienie. Patrzył na świat z franciszkańską pogodą ducha: kochał ludzi, zwierzęta, przyrodę. Jeszcze razem z siostrą opiekował się psem, którego potem ukamienowali ludzie w obawie przed zarazą. Hodował róże, ale sam ich nie dotykał, by mieszkańcy okolicy mogli je zrywać. Z radością przyglądał się przechodzącym i dzieciom pojawiającym się po kwiaty. Nie kontaktował się z nimi, choć tęsknił do nich, bo nie chciał ich zarazić. Nawet w obliczu tragedii myślał o innych. Zatriumfowała postawa aktywna wobec wyzwania przygotowanego przez los – cierpienia, choroby, śmierci.
Taką postawę chcieli przyjąć uczestnicy powstania w gettcie warszawskim, o którym opowiada Marek Edelman w rozmowie z Hanną Krall w powieści-reportażu „Zdążyć przed panem Bogiem”. Gniew przeciw masowej zagładzie, cierpieniu, złu świata wojennego, niemożność przebaczania oprawcom, miłość życia zmusiły ich do podjęcia walki nie o istnienie, lecz o godność. Ich heroizm miał odcień tragiczny. „Byli odważni, gdy rozum zawodzi”, mimo świadomości klęski, poczucia beznadziejności. Cogito mógłby być z nich dumny. Tak jak i z niektórych więźniów obozów koncentracyjnych i gułagów, którzy wbrew nieludzkim warunkom chcieli zachować człowieczeństwo. Różne były jego przejawy: modlitwa, gniew, samookaleczenia, prośby o przeniesienie do innego obozu za kochaną osobą (taką decyzję podjęła pielęgniarka Jewgienia Fiodorowna, zakochana w byłym studencie politechniki w Leningradzie; zmarła przy porodzie), głodówki protestacyjne (podjął ją narrator „Innego świata” z kilkorgiem towarzyszy wobec odmowy zwolnienia z łagru po traktacie Sikorski-Majski), oddanie życia za innego więźnia (ojciec Maksymilian Kolbe) z powodu miłości bliźniego i poczucia ludzkiej solidarności. „Postawa wyprostowana” przyjęta w obliczu tragedii, jaką była II wojna światowa ze stworzonymi przez jednych ludzi dla innych miejscami masowej zagłady, budzi szczególny podziw i szacunek.
W rozważaniach na temat postaw bohaterów literackich XX wieku wobec cierpienia należy wspomnieć o innym jego wymiarze. Cierpienie egzystencjalne, które dotyka duszę psychikę, bardziej niż ciało, nie było obce młodym ludziom z pokolenia Kolumbów. Odnajdujemy je w poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, pierwszego wśród pokolenia Kolumbów poety. Dla niego i jego rówieśników, którym historia przerwała dzieciństwo i kazała wziąć do ręki broń, walka to ponury, tragiczny obowiązek, który trzeba dopełnić, choć się wcale tego nie chce. Wojna nie jest wzniosłym porywem, lecz czasem antywartości, krwi i dojmującej grozy. „Czas wielkiej rzeźby”, kształtowania losów i psychiki, budził wewnętrzne konflikty, kazał łamać biblijne przykazanie „nie zabijaj”. Oduczał litości. Litość i przebaczenie jako postawa wobec wrogów jest, zdaniem pana Cogito, niedopuszczalna, natomiast poeta-żołnierz uznawał wartości ewangeliczne i z trudem przyjmował wymagania czasu, w jakim żył („Pokolenie”). Marzył o przeżyciu miłości i możliwości tworzenia, ale zbyt silnie brzmiały w jego świadomości „wielkie słowa”: wolność i ojczyzna. Szedł więc śladami przodków: bohaterów walk i powstań narodowych („Historia”), śladami postaci z eposów starożytnych i średniowiecznych, Gilgamesza, Hektora, Rolanda. Stawił czoła otaczającemu go złu: śmierci niewinnych, zbrodni, absurdowi historii. Lecz czy pozostał wierny sobie? Wybór, którego dokonał, był tym trudniejszy, że okupiony cierpieniem i niepokojem, czy czyny Kolumbów będą bliższe eposom, czy może zasłużą tylko na postawiony z litości krzyż na zbiorowym grobie („Pokolenie”). Ci, którzy przeżyli, cierpieli jeszcze długo po wojnie. Pozostała bolesna drzazga w duszy, która nigdy nie pozwoliła tak jak dawniej patrzeć na świat, o czym przypominał Tadeusz Różewicz, m.in. w wierszu „Ocalony”.
Nie każdy bohater literacki w chwili cierpienia, które odczuwa jako ból fizyczny, spowodowany wyniszczającą pracą, licznymi chorobami, głodem, torturami, czyli wszystkim tym, czego doświadczali więźniowie łagrów i obozów koncentracyjnych, zachowuje bohaterską postawę.
Różnorodne postawy więźniów z precyzją i dokładnością przedstawił Gustaw Herling – Grudziński w „Innym świecie”. Za drutami łagru obowiązują inne prawa, jest to machina całkowicie nastawiona na całkowite wyeksploatowanie człowieka w niewolniczej pracy i pozbawienie go indywidualności. W tych nieludzkich warunkach dochodzi do szeregu aktów utraty człowieczeństwa. Nasuwa się refleksja: jak łatwo jest o podłość, o zbrodnię, byleby uratować swoje życie. Zaprzeczeniem człowieczeństwa były gwałty i przedmiotowe traktowanie kobiet. „Generalska doczka” została zmuszona głodem do tego, by zrezygnowała z cnoty. Dziewczyna mimo swoich wcześniejszych zasad nie wytrzymała cierpienia, jakim był brak jedzenia, oddała się. Potem stało się jej obojętne: z kim, kiedy i gdzie – byle zdobyć jedzenie. Szybko straciła urodę i jasność myślenia, przez współtowarzyszy niedoli, którzy zamiast współczuć i pomóc wykorzystują cierpienie dziewczyny, by ją wykorzystać i zaspokoić swoje fizyczne żądze. Kradzieże, donosy (w przypadku Grudzińskiego wsypał go najlepszy przyjaciel, Machepatian) i wewnętrzna hierarchia (w potrzebie choć odrobiny ludzkiego uczucia Marusia niewolniczo oddaje się Kowalowi, a ten, by nie zrazić do siebie kolegów, oddaje ją im jak rzecz do użytkowania), katorżnicza praca i walka o każdy kęs jedzenia, „wyrzekanie się” przez rodzinę więźnia – aby „nie mieć nic wspólnego z przestępcą” to tylko niektóre przykłady odrzucenia zasad moralnych. To tragiczny przypadek Pamfiłowa – bezgranicznie pogrążonego w miłości do syna, który wyrzeka się go, by nie być rodziną przestępcy – lecz sam potem trafia do obozu.
Można wspomnieć jeszcze o obozach koncentracyjnych. Taki świat przedstawiają w swoich utworach Tadeusz Borowski czy Zofia Nałkowska. Człowiek zlagrowany, podobnie jak złagrowany, żyje najczęściej zobojętniały na ból i rozpacz, egoistyczny w obronie życia. Rzeczywistość obozowa z opowiadań Borowskiego okazuje się sumą przemocy, a ludzie, którzy w niej uczestniczą, to mocni i słabi, ci, którzy gwałt zadają i mu ulegają. Co się dzieje z ich psychiką wobec tak silnego zagrożenia, które niesie cierpienie? Obojętnieją na śmierć – w obliczu masowości i codzienności śmierci; obojętnieją na cudze cierpienie – w obliczu ciągłego cierpienia. Zapominają także o dawnym życiu i wartościach – w obliczu jedynego i sensownego teraz celu: przeżyć, przetrwać, ocalić siebie. W ich psychikę wkrada się cynizm, nawet cwaniactwo, inne kategorie ocen i odniesień. Vorarbeiter Tadek jest najlepszym tego przykładem i dowodem zbrodni równie strasznej jak zabijanie. Borowski pokazuje istotę cierpienia zadawanego przez hitlerowską zbrodnię – deformację psychiki więźniów, którzy wcale nie pozostają szlachetni i heroiczni. Czy możemy oceniać te postawy? Możemy raczej ocenić w sposób druzgocący totalitaryzm, system hitlerowski, który dopuścił do powstawania obozów i wypaczenia psychiki ludzkiej.
Widać z tych obrazów, że nie zawsze siła i heroizm człowieka biorą górę w obliczu cierpienia, wartości moralne łatwo ulegają także zniszczeniu. A jak nazwać zachowanie młodego człowieka z opowiadania „Przy torze kolejowym” Nałkowskiej, czy jest to „akt dobrodziejstwa”. Przy torach leży ranna kobieta, która uciekła z transportu, budzi lęk otoczenia. Pewien mężczyzna zdobywa się na „odwagę” – zabija kobietę, by zakończyć jej męki. Czy strzały, które do niej oddał, były zbrodnią, czy dobrodziejstwem? Jak zinterpretować postawę tego człowieka wobec cierpienia: jako pasywną czy aktywną?
Tu przypomina mi się znany cytat z poezji Wisławy Szymborskiej – „tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono”. Różne są przecież granice ludzkiej wytrzymałości. Cierpienie może stać się niewątpliwie chwilą próby i miernikiem człowieczeństwa, ale może też być usprawiedliwieniem postępków nieetycznych. Kiedy – musimy sobie odpowiedzieć sami, analizując wszystkie opisane postawy.
Jeszcze inną postawą wobec cierpienia innych jest zupełna obojętność. Taką wstrząsającą scenę przedstawił Tadeusz Borowski w opowiadaniu „U nas w Auschwitzu...”. Pewnego dnia zgromadzono na apelu dziesięć tysięcy mężczyzn – po chwili nadjechały samochody pełne kobiet, wiezionych do gazu, krzyczących i błagających o pomoc. Żaden z patrzących nie poruszył się, żadna ręka nie uniosła się w geście protestu, bo żywi zawsze mają rację przeciw umarłym. Te kobiety, jeszcze żywe i błagające o pomoc, w oczach stojących na apelu więźniów były już martwe, skazane przez prawo obozu na „komin”. Liczą się tylko żywi.
Problem śmierci jeszcze żyjących porusza też Czesław Miłosz w wierszu „Campo di Fiori”. Zestawia on dwa place, dwa społeczeństwa i dwa wydarzenia historyczne. Pierwsze to spalenie na stosie Giordana Bruno w 1600 roku na Campo di Fiori. Filozof jest w tym momencie najsamotniejszym z ludzi, nikt nie zwraca uwagi na jego odejście. Nim stos przygasł, Rzymianie wrócili do zabawy i handlu. Drugie podobne, choć dużo późniejsze wydarzenie to rok 1943 – powstanie w getcie Warszawy, salwy za murem a tuż obok, na placu, w piękną niedzielę „bawił się tłum przy dźwiękach melodii...”. Poeta podejrzewa, że możemy wyczytać z utworu morał o odwiecznej obojętności tłumu na śmierć, o tym, że gdy jedni giną i cierpią, życie i tak trwa dalej... Lecz czy tylko to? Utwór jest refleksją poety nad samotnością ginących, nad tym, że tracą oni wspólne słowo z tłumem, dla którego walczą, lecz stają się zarzewiem, które w każdej chwili może wywołać pożar. Karuzela warszawska obok getta pojawia się również w „Początku” Szczypiorskiego, płonące mury getta i skaczący z niego ludzie – w „Rozmowach z katem” Moczarskiego.
Pozwolę sobie w tym miejscu przypomnieć postać nauczyciela z Sycylii z opowiadania Grudzińskiego „Wieża”. Stracił podczas trzęsienia ziemi rodzinę. Pragnął popełnić samobójstwo. Odratowano go. Zamieszkał samotnie i twierdził, że „żyje, bo nie może umrzeć” – mówił prawdę o swojej duszy. Lecz gdy życie stworzyło mu godzinę próby – stchórzył. W momencie ataku hitlerowców mężczyźni ze wsi ukryli się. SS-man zażądał choć jednego mężczyznę w zamian za życie proboszcza. Nauczyciel wyrzekł się mieszkańców, twierdząc, że niedawno sprowadził się w tę okolicę. Proboszcza został zabity. Nauczyciel wrócił do domu i zmarł. W chwili cierpienia nie przyjął „postawy wyprostowanej”.
Specjalne miejsce w rozważaniach na temat cierpienia należy się także tym, którzy są obok cierpiętników, a ból ich wcale nie musi być mniejszy. Przedstawię przykład dwóch utworów, które eksponują właśnie głównie cierpienie tych, którzy zostali, którzy są obok. Taki motyw znajduje się w „Elegii o chłopcu polskim” K.K. Baczyńskiego. Czy cierpiąca matka miała wpływ na taki los syna? Pytano ją, czy chce być matką bohatera? Za cenę jego cierpienia? Nie wiadomo wszak, co by wybrała. Cierpienie jest jedną z tajemnic tego świata, jest próbą – jak uczy Księga Hioba. W tym nurcie sytuuje się także wiersz Anny Kamieńskiej z 1984 roku „Matce księdza J. Popiełuszki”, który rozpoczyna się od żalu matki: „żeby nie był odchodził od domu, żebym nie miała tej łaski być matką kapłana”. Anna Kamieńska zwraca uwagę w wierszu na coś, obok czego często przechodzimy nieuważni i nieostrożni, zapatrzeni w wielkich bohaterów; a tymczasem wielkie tragedie rozgrywają się obok, tylko ciszej, choć może w sposób bardziej przejmujący. Jak mówi matka księdza Popiełuszki w wierszu Kamieńskiej „...ja jestem prosty ból do samego nieba”.
Swoje rozważania chcę zakończyć symbolicznym ujęciem ludzkiego cierpienia z „Wieży”. To posąg kamiennego pielgrzyma z ziemi kieleckiej, który według legendy wciąż podąża ku szczytowi Świętego Krzyża. Co rok przesuwa się o ziarenko maku. Jego mozolna wędrówka to obraz ludzkiego życia – drogi wypełnionej trudem i cierpieniem, ale drogi do Boga. On będzie kresem cierpień i wybawieniem.
Powodów cierpienia jest wiele. Jakkolwiek byśmy spojrzeli na cierpienie ludzkie, jakiekolwiek będziemy dostrzegali jego aspekty, czy uznamy, że jest ono dla człowieka próbą, czy wynikiem kary za bunt, czy dobrowolnym poświęceniem, z całą pewnością cierpienie wymaga określonej postawy od obserwatorów, piszących, oceniających. Podsumowaniem takiej godnej postawy jest przesłanie Herbertowskiego pana Cogito: przyjmij aktywną postawę wobec świata, nie wolno być obojętnym, wobec łotrostwa, przemocy, obłudy wystosuj Gniew i Pogardę; oddziel dobro od zła i potęguj dobro; bądź odważny w obliczu cierpienia innych i własnego, naśladując szlachetne wzorce; nie wybaczaj w imieniu ludzi skrzywdzonych, bo tylko oni mają do tego prawo. Jest to swoisty dekalog na prawe życie nawet w obliczu cierpienia. Przyjmijmy więc postawę szacunku, bowiem „wiemy o spokojnych pochodach ludzi idących na śmierć. O skokach w płomienie, o skokach w przepaść. Ale jesteśmy po tej stronie muru”. (Z. Nałkowska „Medaliony”)
jawna11 Świetna praca... pierwsza ktora ta właściwie pokazała mi jakąs wizje mojej przyszlej pracy maturalnej.... :) czy mogla bym prosic o bibliografię, poniewaz praca naprawde bardzo szeroko przedstawia dużo wątków tematu... z gory bardzo dziekuje :) moj mail : [email protected]
odpowiedz
gosia_ciepluch Swietna praca tylko przydalaby sie do niej biografia! Jesli ktos posiada biografie na dany temat prosze oprzeslanie jej na moj adres: [email protected]
odpowiedz
ma ktoś moze bibliografie do tego wypracowanka ?? przeslijcie mi pliska moj mail to : [email protected] z góry dziekuje :):)