Bal bywa też metaforą życia. Tak jest w piosence Agnieszki Osieckiej, brawurowo śpiewanej przez Marylę Rodowicz. Eksponuje ona nietrwałość, kruchość naszej egzystencji („życie, kochanie, trwa tyle co taniec”) i konieczność intensywnego korzystania z danego nam czasu („szalejcie aorty, gdy idę na korty,/roboto, ty w rękach się pal”). Życie traktowane jako „bal najdłuższy, na jaki nas proszą” staje się jedyną i niepowtarzalną okazją do przeżycia pewnych emocji, doświadczenia czegoś... Trzeba więc tańczyć do końca, póki gra orkiestra (aluzja do zatonięcia Titanica?, przemijania?, nagłego kresu, który nas czeka?) i dopóki „drzwi są otwarte” (póki istnieją jakieś możliwości). Mimo wszystko warto się starać, ten bal jest wart „zachodu”, choćby dlatego, że na drugi nie będziemy już nigdy zaproszeni. Ta postawa, eksponująca tu i teraz, jest bardzo dla Osieckiej typowa. Bal budzi różne skojarzenia i emocje, niekoniecznie pozytywne, także lęk przed przemijaniem, poczucie nietrwałości... Zabawa, czyli samo życie zdaje się zabijać ból istnienia, pozwala nam oderwać się od cierpienia.