profil

Recenzja sztuki pt. „NO SEX”

poleca 85% 714 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Geneza teatru sięga aż starożytności. Za narodziny teatru uważa się moment, gdy Tespis (grecki poeta żyjący w VI wieku przed naszą erą) wprowadził pierwszego aktora, który rozmawiał z chórem. Pierwszą tragedię grecką wystawiono w 534 r. p. n. e., w czasie Wielkich Dionizjów. Od tego czasu aktorów przybywało, sztuki stawały się coraz bardziej rozbudowane. Po pewnym czasie spektakle przeniesiono z amfiteatru na scenę w budynku. Wraz z rozwojem techniki, rozwijał się teatr. Dziś nie są już potrzebne specjalne sceny, wnętrza, które dobrze przenosiły akustykę. Dziś używa się mikrofonów bezprzewodowych, olbrzymich głośników i komputera, który steruje oświetleniem.
Musical „NO SEX” można z powodzeniem nazwać sztuką XXI wieku. Wykorzystuje wiele osiągnięć współczesnej techniki. Tło tworzy obraz z rzutnika cyfrowego, kolejne obrazki przedstawiają scenerię, w jakiej toczy się akcja. Dokładniej, są to obrazy dzielnic Berlina: stare kamienice, ulice, pojawia się nawet fragment muru berlińskiego. Wszystko ubarwione graffiti. W czasie scen śpiewanych, laser daje jaskrawe obrazy na sztucznym dymie wydobywającym się zza sceny. Do tego barwne ubiory, kontrastowe zestawienia kolorów, tłukące się naczynia na scenie, namiętne pocałunki, krótkie filmy w tle obrazujące sceny, których nie wypadało pokazać. Wszystko uderza w odbiorcę i sprawia wrażenie nowoczesności. Bo sztuka rzeczywiście jest nowoczesna. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek uprzedzenia do homoseksualistów, zakolczykowanych mężczyzn, skąpo ubierających się kobiet, krzykliwej muzyki, tematu seksu przewijającego się przez cały czas, to będzie oburzony. Sztuka bowiem jest przeznaczona dla młodzieży, ludzi z poczuciem humoru, ludzi znających dzisiejsze zwyczaje i zachowania młodzieży, znających realia, lub nie bojących się ich poznać.
Przedstawienie rozpoczyna się w kuchni w starym mieszkaniu. Sanya (Turczynka, która mówi tylko po niemiecku) rozmawia z Freddy’m. Dziewczyna jest bardzo rozrywkowa, wygadana, odważna, miła i seksowna. Ubiera się prowokująco, zwraca na siebie uwagę. Temat seksu to dla niej żadna nowość, choć jest jeszcze młoda. Freddy to chłopak, który nie potrafi się odnaleźć. Jest bardzo nieśmiały, zamknięty w sobie, łatwo ulega wpływom Sany’i. Wierzy, że jest homoseksualistą. Oboje wspominają, jak się poznali 4 miesiące temu i wynajęli razem mieszkanie.
W drugiej odsłonie w tym samym miejscu Sanya i Freddy oglądają obskurne mieszkanie w starej Berlińskiej kamienicy. Sanya szuka lokum, gdzie nie będzie spała razem z właścicielem mieszkania, natomiast Freddy chce się wyprowadzić z domu. Jak na razie mieszka ze swoją mamą – Frideriką. Sanya wpada na pomysł wspólnego wynajęcia mieszkania. Freddy nie jest tym zachwycony, ale ulega dziewczynie. Po kilku dniach w odwiedziny przychodzi Friderika. Jak się okazuje jest dobrze wyglądającą rozwódką, która szuka męża. Freddy’ego traktuje jak dziecko i nie ma pojęcia o jego orientacji seksualnej. On sam twierdzi, że to by ją zabiło, dlatego nie chce się przyznać. Matka uważa, że Sanya i Freddy stanowią parę, syn nie jest stanie jej wyjaśnić, że to nieprawda. Po wyjściu matki, Freddy wyjaśnia współlokatorce, że jest homoseksualistą, a przynajmniej tak mu się wydaje. Dla dziewczyny to nie szok; postanawia mu pomóc przyznać się przed matką i przed samym sobą. Nagle sprawy zaczynają się komplikować. Sany’i spóźnia się okres, na dodatek przychodzi pismo z urzędu meldunkowego, zawiadamiające, że dziewczyna ma opuścić Niemcy, gdyż jej matka – Turczynka nie wyszła za Niemca, jak planowała. Freddy pomimo olbrzymiego zakłopotania kupuje Sany’i test ciążowy, okazuje się, że nie jest w ciąży – jeden problem mniej. Oboje postanawiają poznać nocne życie Berlina i jak śpiewają, upolują dzisiaj księcia. Ale dla kogo?
Tego już nie zdradzę, zapewniam jednak, że znajdzie się książę, zawiążą się nowe konflikty, nowe miłości, nowe pomyłki.
Dowcipne dialogi towarzyszące dynamicznej akcji, nieprzewidywalne zachowania bohaterów i coraz to nowe problemy sprawiają, że widz z entuzjazmem obserwuje rozwój wydarzeń. Na scenie, tak jak w życiu, wszystko się może zdarzyć. Szereg zaskoczeń, zabawne sytuacje i dobra muzyka – to najkrótszy możliwy opis sztuki.
Osobnym zagadnieniem jest gra aktorów. Choć nie znając scenariusza nie potrafię dokładnie określić, które sytuacje nie były przewidziane, o tyle z bliska zauważyłem niepewność i strach w oczach aktorki grającej Friderikę. Niemalże bez przerwy spoglądała pod nogi, jakby każdy krok był wcześniej wyrysowany na scenie. Nie potrafiła zagrać swobodnie, nie myśląc o następnym kroku. Podczas scen tanecznych patrzyła na ruchy innych aktorów i nieudolnie je naśladowała. Raz wpadła na Sany’ę i nie wiedziała, co zrobić, ale ta uśmiechnęła się i przytrzymała koleżankę przed upadkiem; wyglądało to jak figura taneczna dwóch aktorek. Potem obie dołączyły do tańczących i dla mało bystrego oka, wyglądało to tak, jakby było zaplanowane. Wszystko zasługą młodej, zaradnej aktorki, która nie bała się surowych spojrzeń widzów (nawet, gdy w śmiałej scenie paradowała w samej bieliźnie).
Mężczyźni dali prawdziwy popis aktorstwa. Sceny męskich namiętnych pocałunków zagrali tak realistycznie, że szczerze mówiąc nabierałem obrzydzenia. Ale to tylko dowodzi ich talentu, możliwości i odwagi. Poruszali się swobodnie po scenie; nawet, jeśli coś poszło nie po ich myśli, nie dali tego po sobie poznać – „przedstawienie musi trwać”.
Scenografa wyręczyła technika. Stroje podglądnął na dyskotece. Ubiory z mnóstwem dodatków w postaci łańcuszków, błyszczących pasków, skórzana kurteczka, obuwie sportowe, spodnie dżinsowe – to typowe stroje nastolatków, bardzo realistyczne i na czasie. Nie podobało mi się natomiast to, że w tak żywej sztuce, Freddy i Sanya mieli pomarańczowe koszulki na tle pomarańczowej ściany scenografii. Pośród kontrastowych kolorów ich stroje stawały się wręcz szare, zostawały w tle, a to przecież oni byli w centrum zainteresowania.
Podczas sztuki zdarzył się jeszcze jeden wypadek. Kwadrans po rozpoczęciu jeden z wielkich głośników zaczął wydawać dźwięki niepodobne do muzyki, lecz pracy silnika spalinowego, czasem nic nie było słychać. Po przerwie jednak technik zaradził sytuacji i już do końca sprzęt sprawował się nienagannie.
Najogólniej mówiąc sztuka jest bardzo pomysłowa, śmiała i warta obejrzenia. Umiejętnie korzysta z techniki, gry kolorów i dźwięków. Czterech aktorów rysuje zrozumiałą akcję nawet dla nieznających języka niemieckiego. Zasługuje na miano sztuki XXI wieku.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut

Ciekawostki ze świata