PRZESZŁOŚĆ
Pierwsza wojna światowa pociągnęła za sobą śmierć milionów ludzi. Społeczeństwa miały dosyć wyniszczającego konfliktu, a rządy państw postanowiły, że już nigdy więcej nie dopuszczą do takiej tragedii. Oczekiwano, że konferencja pokojowa wprowadzi nowy ład w Europie i na świecie, który zapobiegłby wybuchowi podobnego konfliktu w przyszłości. Było to jednak zadanie bardzo trudne
i, jak widać z perspektywy czasu, nie sprostano mu.
Nowy porządek miał zostać ustanowiony oczywiście przez zwycięzców wojny światowej, a więc przede wszystkim przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Francję. Od początku jednak uwidoczniły się sprzeczności w interesach tych państw, w szczególności dwóch ostatnich. Francja zainteresowana była możliwie maksymalnym osłabieniem pozycji swego niebezpiecznego sąsiada – Niemiec. Popierała w związku z tym nie tylko wszelkie postulaty, które bezpośrednio godziły w pozycję Niemiec, ale państwa, które również były zagrożone z ich strony. Jednym z takich państw była odrodzona Polska.
Wielka Brytania tradycyjnie hołdowała polityce równowagi na kontynencie europejskim. W związku z tym nie mogła dopuścić do osłabienia pokonanych Niemiec kosztem Francji i jej sprzymierzeńców.
Traktat pokojowy podpisano 28 czerwca 1919 roku w Wersalu. W myśl jego postanowień wyznaczona została na nowo mapa Europy. Powstało wiele nowych państw, w tym Polska. Jednakże przyjęte rozwiązania terytorialne budziły spore kontrowersje
i mogły stać się przyczyną przyszłych konfliktów. Ponadto w wyniku kompromisu między mocarstwami sprawa Niemiec nie została należycie zamknięta. Z jednej strony narzucono na nie wiele ograniczeń, w związku z obarczeniem ich winą za wywołanie wojny. Z drugiej zaś nie przeprowadzono do końca demilitaryzacji, pozwalając Niemcom zachować skromne siły zbrojne (100 tys. żołnierzy). Nie dostrzeżono wówczas, że mogą się on stać kuźnią kadr przyszłej potęgi wojskowej.
Mimo to w odczuciu wielu, nie tylko nacjonalistycznych, kręgów społecznych w Niemczech, traktat był upokorzeniem i dyktatem ze strony mocarstw Ententy. Władze nowego państwa niemieckiego od początku zamierzały zrewidować jego postanowienia i przywrócić równorzędne stosunki między państwami europejskimi. Jednak tuż po wojnie Niemcy były na to zbyt słabe i rychło znalazły się w politycznej izolacji.
Podobnie na marginesie polityki międzynarodowej znalazła się wówczas Rosyjska Socjalistyczna Federacyjna Republika Radziecka (RSFRR) przekształcona w grudniu 1922 r. w Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR). Rosja po dojściu bolszewików do władzy wycofała się w marcu 1918 r. z wojny światowej po stronie państw Ententy. Na zachodzie obawiano się rozprzestrzenienia rewolucji komunistycznej, dlatego też postanowiono odizolować Rosję od reszty Europy. Jedną z barier tamujących ekspansję rewolucji na zachód miała być Polska.
Do traktatu wersalskiego włączono także statut Ligi Narodów - organizacji zbiorowego bezpieczeństwa postulowanej przez prezydenta Stanów Zjednoczonych, Thomasa Woodrowa Wilsona. W jego zamyśle miała ona zapewnić trwałe bezpieczeństwo w skali światowej, poprzez wypracowanie pokojowych metod rozwiązywania sporów międzynarodowych i działalność na rzecz rozbrojenia. 10 lipca 1919 r. prezydent przedstawił Senatowi USA traktat wersalski i statut Ligi Narodów. Spotkały się one jednak z krytyką części senatorów. W trakcie kampanii, która miała przekonać do projektu społeczeństwo amerykańskie, prezydent przeszedł wylew i uległ częściowemu paraliżowi. Tak więc z powodów zdrowotnych Wilson nie był w stanie dłużej walczyć o swoje postulaty. 20 marca 1920 r. senatorowie odrzucili w głosowaniu wniosek o ratyfikację traktatów pokojowych. Podpis prezydenta na dokumentach z konferencji w Wersalu został unieważniony. Tym samym Stany Zjednoczone nie weszły do Ligi Narodów.
Zaskakująco szybko okazało się, że Niemcy i ZSRR zechcą wyjść z izolacji. Brak postępów na konferencji gospodarczej w Genui sprawił, że państwa te postanowiły dojść ze sobą do porozumienia i 16 kwietnia 1922 podpisały układ w Rapallo. Na jego mocy nawiązano stosunki gospodarcze i dyplomatyczne, a ZSRR zrezygnował z odszkodowań wojennych należnych mu od Niemiec. Państwa rozpoczęły także tajną współpracę wojskową. W zamian za dostawy surowców dla Rosji, Niemcy mogły na jej terytorium rozwijać zakazane przez traktat wersalski rodzaje uzbrojenia.
Rys. Francuskie oddziały zajmują Zagłębie Ruhry (patrz załącznik)
Niemcy robiły wszystko, by jak najszybciej wyrwać się z izolacji i storpedować ład wersalski. Ociągały się ze spłatą reparacji wojennych, licząc na ich umorzenie. Francja czuła się po wojnie jeszcze na tyle pewnie, by podjąć wraz z Belgią i Włochami, wbrew stanowisku rządu brytyjskiego, środki nacisku wobec Niemiec w postaci okupacji Zagłębia Ruhry. Jednak już w sierpniu 1924, dzięki poparciu Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, przyjęty został plan Dawesa, który zapewniał Niemcom środki na rozwój produkcji w celu łatwiejszego spłacenia odszkodowań. W czerwcu następnego roku Francja musiała wycofać swoje wojska z zagłębia.
Locarno – koniec izolacji Niemiec
Rok 1925, za sprawą konferencji w Locarno, stanął pod znakiem definitywnego wyjścia Niemiec z izolacji politycznej. Konferencja z udziałem Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Belgii i Włoch dotyczyła potwierdzenia zachodniej granicy Niemiec według ustaleń
z Wersalu. Umowa nie wspominała jednak nic o wschodniej granicy. W ten sposób zapalono Niemcom zielone światło do podjęcia ekspansji w tym kierunku. Nie przez przypadek jeszcze w tym samym roku Niemcy wypowiedziały Polsce pomyślaną na gospodarcze wyniszczenie wojnę celną.
Od czasu Locarno Niemcy poczynali sobie na arenie międzynarodowej coraz śmielej. W 1926 r. przyjęto je do Ligi Narodów i zniesiono kontrolę nad zbrojeniami. W cztery lata później siły okupacyjne opuściły Nadrenię. Niemcy skutecznie rozgrywali też sprawę spłat kontrybucji. Plan Younga z 1930 r. przewidywał kolejne złagodzenie restrykcji w tej dziedzinie, a w 1932 r. Niemcy zostały już w zasadzie zwolnione z obowiązku spłat. Kolejne postanowienie traktatu wersalskiego zostało złamane.
Najważniejsze i zarazem najbardziej krepujące Niemcy ustalenia konferencji pokojowej nadal pozostawały w mocy. Wykorzystywał to w swojej agitacji politycznej Adolf Hitler, przywódca Niemieckiej Partii Narodowo-Socjalistycznej (NSDAP). Dopóki w kraju żyło się w miarę dostatnio, społeczeństwo niemieckie pozostawało w większości głuche na jego nacjonalistyczne i rasistowskie slogany. Po nieudanej próbie puczu w 1923 r., traktowany był raczej jako awanturnik niż godny zaufania polityk.
Rys. Czarny Czwartek na nowojorskiej Wallstreet. (patrz załącznik)
Sytuacja uległa drastycznej zmianie w wyniku wielkiego kryzysu gospodarczego. Wszystko zaczęło się od krachu na nowojorskiej giełdzie Wallstreet w tzw. „czarny czwartek” 24.10.1929 r. Pociągnął on za sobą kryzys gospodarczy nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w Europie, gdzie najsilniej dotknął Niemcy.13 marca 1932 r. Hitler wystartował w wyborach prezydenckich. Przegrał je jednak z sędziwym Paulem von Hindenburgiem, który choć niechętnie, przyjął go na stanowisko kanclerza.
Niemiecka agresja na Polskę, początkowo planowana na 26 sierpnia, została przełożona przez Hitlera na 1 września, w związku z prowadzonymi przez rząd polski pertraktacjami sojuszniczymi z Wielką Brytanią. Drugi termin okazał się być jednak ostatecznym.
Atak rozpoczął pancernik "Schleswig Holstein" o godz. 4.45, ostrzeliwując Westerplatte.
Rys. Pancernik Schelswig – Holstein ostrzeliwujący Westerplatte (patrz załącznik)
Następnie do ataku ruszyła niemiecka piechota, nie spodziewająca się w ogóle oporu. Jej natarcie szybko załamało się pod siłą polskiego ognia. Ostrzał z pancernika został więc wznowiony i wsparty dodatkowo haubicami 150 mm, armatami 82 mm i bronią maszynową. 2 września o godz. 11.50 "Schleswig-Holstein" kolejny raz ponowił kanonadę. Znów zaatakowała kompania piechoty, jednak poniosła wysokie straty i wycofała się. O godz. 18.00 rozpoczął się nalot bombowców Ju-87. Na Westerplatte zerwana została łączność.
Rys. Sucharski – Eberhardt (patrz załącznik)
4 i 5 września do ostrzału przyłączyły się mniejsze jednostki Kriegsmarine i haubice 210 mm. Sytuacja obrońców stała się tragiczna. Dawał o sobie znać brak pomocy sanitarnej, a liczba rannych gwałtownie wzrosła. Pomimo to wszystkie niemieckie próby zdobycia składnicy zostały odparte. 6 września przyniósł chwilę wytchnienia. Obrońcy musieli zmagać się "tylko" z ostrzałem artylerii. Tymczasem dowództwo niemieckie poczuło się skompromitowane. Westerplatte za długo wiązało tak duże siły. Zdecydowano więc rzucić do walki wszystkie dostępne środki. Jednakże polscy żołnierze odparli i te ataki. Był to jednak już tylko łabędzi śpiew. Dnia 7 września o godzinie 10.15 Westerplatte skapitulowało w obliczu przeważających sił niemieckich. Na znak podziwu dla obrońców placówki, ich dowódcy, mjr Sucharskiemu pozwolono nosić szablę przy boku w obozie jenieckim.
Przebieg dalszych walk
3 września dwa niszczyciele kontradmirała Günthera Lütjensa zbliżyły się do Helu i otworzyły ogień do polskich okrętów znajdujących się w porcie. Odpowiedziały im ORP "Wicher" i ORP "Gryf" wraz z baterią im. H. Laskowskiego. Po 5 minutach niszczyciele odpłynęły pod naporem polskiego ognia. Jeden z nich, ciężko uszkodzony, zatrzymał się, ale już poza zasięgiem artylerii obrońców. W wyniku niemieckiego ostrzału zatonął ORP "Mewa". "Gryf" również odniósł uszkodzenia.
Niemcy, zaskoczeni siłą polskiej obrony, rozpoczęli ciężki nalot, w wyniku którego zatonął ORP "Wicher", kanonierka ORP "Generał Haller" i stawiacz min ORP "Gryf". Druga kanonierka odniosła ciężkie uszkodzenia. Polska straciła więc w tym momencie trzon swoich okrętów nawodnych, dzięki czemu wróg mógł nasilić prace trałowe i "odwołać" niepotrzebne już niszczyciele.
Na froncie Armia "Pomorze" wycofała się w kierunku Torunia i Bydgoszczy. 4 września Niemcy wygrali bitwę w Borach Tucholskich i odcięli tym samym wybrzeże od reszty kraju. Stopniowo siły polskie prowadziły odwrót na Kępę Oksywską.
Sytuacja Polaków na terenach okupacji niemieckiej
W wyniku rozbioru ziem polskich, po 28 września 1939 r., w strefie wpływów niemieckich znalazło się 189 tys. km2, to jest 48,5% obszaru Polski oraz 22 miliony ludności, co stanowiło 61,2% wszystkich Polaków mieszkających wtedy na terenie kraju. W czasie działań wojennych i po ich zakończeniu do niewoli niemieckiej dostało się ok. 350 tysięcy żołnierzy i oficerów (zdecydowana większość przeżyła wojnę). Dla porównania do niewoli radzieckiej dostało się ok. 250 tysięcy żołnierzy w tym 15 tysięcy oficerów, z których przeżyło tylko 480. Wśród oficerów było trzynastu generałów, przeżył tylko jeden.
Ziemie wcielone do III Rzeszy
Bezpośrednio do III Rzeszy zostały przyłączone województwa: pomorskie, poznańskie, górnośląskie, większość łódzkiego wraz z Łodzią, zachodnia część krakowskiego, północna część warszawskiego (Płock, Ostrołęka), powiaty: suwalski, augustowski, niektóre powiaty województwa kieleckiego z Zagłębiem Dąbrowskim oraz Zaolzie. Tereny te zajmowały w sumie 92 tys. km2. Zamieszkiwało je ok. 10 milionów mieszkańców, w tym 9 milionów Polaków, 600 tys. Niemców i 600 tys. Żydów. Językiem obowiązującym w urzędach i szkołach stał się język niemiecki. Ludność polską zmuszano do podpisywania Volkslisty, czyli dokumentu wyrażającego ich wolę bycia Niemcem. Ludzi odmawiających podpisania Volkslisty wysiedlano. Ogółem na listę wpisało się 3 miliony Polaków - 250 tys. z nich dostało powołanie do Wehrmachtu. Młodzież zmuszano do wstępowania w szeregi Hitlerjugend, a wielu dorosłych wstąpiło do NSDAP. Część dzieci polskich o "cechach aryjskich" została odebrana rodzicom i przeznaczona do germanizacji.
Generalne Gubernatorstwo
Z pozostałych ziem zdobytych przez hitlerowców na obszarze Polski utworzono tzw. Generalne Gubernatorstwo, składające się z dystryktów: krakowskiego, warszawskiego, lubelskiego i radomskiego. Gubernatorstwo obejmowało 94 tys. km2, zamieszkiwanych przez 12 milionów mieszkańców, w tym ok. 10 milionów Polaków, 1,5 miliona Żydów, 650 tys. Niemców, przeszło 500 tys. Ukraińców i Białorusinów. Stolicę tego obszaru umiejscowiono w Krakowie.
Rys. Generalny Gubernator Hans Frank (patrz załącznik)
12 października nominację gubernatora z rąk Hitlera otrzymał Hans Frank, główny twórca nazistowskiego systemu prawnego. Strefę okupacyjną oddzielała od "faktycznej" Rzeszy granica nie tylko policyjna, lecz również walutowa, celna i dewizowa. Gubernatorstwo było zaplanowane jako obszar rezerwy siły roboczej, stopniowo skazany na zagładę. Obowiązywał w nim język niemiecki oraz polski i w tychże językach wydawano dokumenty i obwieszczenia.
Zlikwidowano szkoły wyższe i średnie, zostały tylko podstawowe i zawodowe. Zamknięto muzea, teatry, polską prasę, pozostawiono jedynie kina, w których wyświetlano filmy propagandowe. Zachowano kilka innych instytucji, jak: PKO, PCK, Radę Główną Opiekuńczą, kluby sportowe itp. Również pozostała policja polska, zwana granatową.
Rys. Łapanka (patrz załącznik)
Ludność zamieszkująca Generalne Gubernatorstwo, odczuła pogorszenie warunków bytowych, gdyż Niemcy zamrozili płace na przedwojennym poziomie, ceny tymczasem wzrosły (do 1942 roku prawie 13-krotnie). Wprowadzili także kartkowy system nabywania żywności, który nie odpowiadał normom żywieniowym społeczeństwa. Widmo głodu stanęło przed wieloma większymi miastami. Ta sytuacja sprzyjała rozwojowi czarnego rynku i bogaceniu się wsi. Hitlerowcy dbali o interesy regionów rolniczych, wiedzieli bowiem, że to na nich spoczywa obowiązek wyżywienia Wehrmachtu. Obłożyli jednak chłopów wysokimi kontyngentami tj. systemem ściągania nadwyżek rolnych po niekorzystnej, przedwojennej cenie. Doszło również do zmian w strukturze rzemiosła, gdzie Polacy przejmowali wiele pożydowskich zakładów i mogli opanować dzięki temu tę dziedzinę gospodarki. Okupant przyczynił się do praktycznego zlikwidowania bezrobocia, gdyż wprowadzono obowiązek pracy dla wszystkich od 16 do 60 roku życia. Ponadto wywieziono w przeciągu wojny ok. 1,3 miliona mieszkańców na roboty przymusowe do Rzeszy.
W Generalnym Gubernatorstwie Niemcy od początku stosowali zbiorowy terror w stosunku do ludności polskiej. Polskim Żydom zabierano majątki, przesiedlano ich do gett, gdzie później umierali stłoczeni w nieludzkich warunkach. Do innych przykładów terroru można dodać: rozstrzelanie kilkudziesięciu mieszkańców Bydgoszczy i ocalałych pocztowców gdańskich, aresztowanie profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, mord zbiorowy w Wawrze (107 zabitych), masowe rozstrzelania w Palmirach w lipcu i sierpniu 1940 roku. Rozpoczęto także działania przygotowawcze do masowej eksterminacji Żydów - wysłano pierwsze 2000 Polaków do budowy obozu w Oświęcimiu, zbudowano także wiele dalszych zakładów dla ludzi różnej wiary i narodowości (Brzezinka, Majdanek, Treblinka, Sztutowo, Sobibór), gdzie od 1942 roku rozpoczęła się masowa fala mordów.
Rys. Więźniowie przywiezieni do Palmir na egzekucję (patrz załącznik)
Sytuacja Polaków na terenie okupacji radzieckiej
17.09.1939 r. Armia Czerwona wkroczyła na tereny wschodnie II Rzeczpospolitej, realizując tajne postanowienie paktu Ribbentrop-Mołotow. ZSRR wzbogacił się na Polsce o tereny zajmujące 200 tys. km2. Zamieszkiwało je ok. 14,3 mln ludności, w tym 4,7 mln Polaków. Resztę stanowili Ukraińcy, Białorusini, Żydzi i Litwini. Zajęcie Kresów Wschodnich było dla Stalina pierwszym krokiem do realizacji planu światowej rewolucji. Działaniom militarnym towarzyszył masowy terror, mający na celu sowietyzację zdobytych terenów, zrabowanie bądź likwidację dóbr materialnych i wprowadzenie radzieckiego systemu politycznego. Ludność polska miała ulec eksterminacji i wynarodowieniu, a inne narody zostać całkowicie podporządkowane Stalinowi. Interwencja ZSRR była szokiem dla Polaków. Tylko nieliczni komuniści cieszyli się z nowego "protektora".
Władze ZSRR umiały bardzo dobrze wykorzystywać dla własnych celów napięcia pomiędzy narodami. Dlatego też już na początku wojny udało im się wymusić na Litwie zgodę na wpuszczenie wojsk sowieckich na jej terytorium, a także na udostępnienie eksterytorialnej linii kolejowej. Dzięki ustępstwom Litwy, ZSRR przyznało jej Wileńszczyznę z półmilionową ludnością, z czego 60% stanowili Polacy. Pod koniec października Litwini zajęli Wilno i rozpoczęli lituanizację miasta. Chciano pozbyć się wszelkich śladów polskiej obecności.
Rys. Niemiecki plakat propagandowy obrazujący zbrodnię w Katyniu (patrz załącznik)
Wraz z pojawieniem się Rosjan na Kresach Wschodnich NKWD rozpoczęło akcje przeciwko prywatnym właścicielom i przedsiębiorcom. Masowo zamykano lokale rozrywkowe, banki, przedsiębiorstwa handlowe i zakłady przemysłowe. Przeprowadzono konfiskatę majątków ziemskich, nacjonalizację przemysłu, transportu i banków, a w końcu kolektywizację wsi wraz z represjami skierowanymi przeciwko zamożniejszym chłopom. Wprowadzono rubla na miejsce złotówki stosując sztuczny przelicznik 1:1. Równocześnie zablokowano wszystkie konta bankowe, w wyniku czego ludzie stracili wieloletnie oszczędności. Odbieranie mieszkań i kradzież mienia też należały do codzienności. Wszystko to przyczyniło się do powstania skrajnej biedy i bezrobocia. Tylko handel targowiskowy uległ ożywieniu, gdyż zdesperowani tragiczną sytuacją ludzie wyprzedawali cały swój dobytek. Fala represji dotknęła jednak przede wszystkim znienawidzone przez komunistów wyższe warstwy społeczeństwa, inteligencję i ludzi aktywnych społecznie. Aresztowania objęły żołnierzy i oficerów wszystkich służb mundurowych, przedstawicieli administracji państwowej, terytorialnej, lekarzy, nauczycieli, młodzież gimnazjalną i akademicką, członków środowisk kulturowych, politycznych, religijnych, przemysłowców i ziemian. Nawet przedwojenni komuniści zostali dotknięci aparatem represji w myśl uchwały III Międzynarodówki o likwidacji KPP.
Kościół, zarówno katolicki jak i prawosławny, poddany został brutalnej ateizacji. Zamykano świątynie, konfiskowano majątki kościelne, prześladowano księży i zakazano nauki religii.
Pozbycie się warstwy przywódczej narodu pozwoliło Rosjanom na wprowadzenie własnej administracji. 22 i 24 października przeprowadzono wybory do Zgromadzeń Ludowych Zachodniej Ukrainy i Białorusi, wbrew postanowieniom prawa międzynarodowego. W wyborach tych można było oddać głos tylko na wyznaczonych kandydatów, pochodzących głównie z partii komunistycznej. Głosującym towarzyszyli funkcjonariusze NKWD i milicji. Sfałszowane dane mówiły, że w wyborach uczestniczyło 95 % ludności uprawnionej do oddania głosu. Następnie w ten sposób "wybrane" Zgromadzenia Ludowe wypowiedziały wobec Rady Najwyższej wolę połączenia się z ZSRR. Rada oczywiście przystała na to i tym samym włączyła utracone przez Polskę terytoria do ZSRR. Równocześnie przeprowadzono przymusową paszportyzację, czyli nadawanie obywatelstwa radzieckiego. Paszportyzacją objęto osoby, które w dniach 1-2 listopada 1939 r. zamieszkiwały na ziemiach polskich włączonych do Rosji. Następstwem tego działania było powołanie ok. 150 tys. Polaków do Armii Czerwonej.
Działania Sowietów wymierzone zostały też przeciwko polskiej kulturze. Dzieła sztuki, zabytki i inne dobra kulturowe były niszczone bądź kradzione. Aby zsowietyzować naród jako język oficjalny wprowadzono białoruski i ukraiński. Wydawnictwa i polska prasa były likwidowane. System szkolnictwa został zmieniony na wzór radziecki. Ponadto starano się ograniczyć do minimum aktywność społeczną ludzi, rozwiązując organizacje polityczne, społeczne, gospodarcze, kulturowe i młodzieżowe.
Rys. Zesłańcy w Kazachstanie (patrz załącznik)
Radziecki aparat terroru spowodował, że więzienia były przepełnione, a skazańców i podejrzanych stale przybywało. Dlatego też, by ostatecznie pozbyć się niepożądanych jednostek, podjęto akcje deportacyjne. Działanie to pozwoliło również na oczyszczenie pasa przygranicznego ZSRR z zawsze "podejrzanych" i skorych do buntów Polaków. Pierwsza fala deportacji objęła ok. 220 tys. osób. W dniach 9-10 lutego 1940 r. wysiedlono je z domów i skierowano w rejon Archangielska. Następne masowe przesiedlenia odbyły się 12-13 kwietnia 1940 r. i objęły 320 tys. osób, głównie z rodzin aresztantów. Trafili oni do Kazachstanu. Trzecia akcja deportacyjna objęła uchodźców z ziem zachodniej i centralnej Polski (ok. 200 tys. osób) i odbyła się w dniach 29-30 czerwca 1940 r. Przesiedleńcy trafili tym razem na Syberię. Ostatnia, czwarta fala deportacji trwała od maja do czerwca 1941 r. Rosjanie wysiedlili 300 tys. osób i skierowali je w różne miejsca sowieckiego imperium. Szacuje się, że z Kresów Wschodnich deportowano łącznie ok. 1 mln ludzi, z czego Polacy stanowili 60 %.
Przesiedleńców czekał ciężki los. Mieli oni krótki czas na spakowanie najważniejszych rzeczy i opuszczenie domostw. Następnie ładowano ich do wagonów towarowych i przewożono w wyznaczone miejsca. Podróż trwała nieraz po kilka miesięcy, a warunki panujące w wagonach były zaprzeczeniem nie tylko wszelkich zasad higieny, ale i humanitaryzmu. Najsłabsi nie byli w stanie wytrzymać tego wysiłku i umierali. Tych, którzy przeżyli podróż, czekało życie na odludziu i walka o przetrwanie.
Jeszcze cięższy los mieli ci, którzy zostali zesłani do obozów katorżniczej pracy - kołchozów. Przetrzymywano tam głównie więźniów politycznych, jeńców wojennych i pospolitych kryminalistów. Polacy trafili do ok. 130 łagrów, rozsianych po odległych rejonach ZSRR. Czekała ich tam praca w kamieniołomach, kopalniach, zakładach przemysłowych, przy wyrębie lasów, budowie połączeń komunikacyjnych. Wobec kobiet często nie stosowano żadnej taryfy ulgowej. Kontrolę nad tym procederem sprawował gen. Iwan Sierow. Tragiczne warunki bytowe sprawiły, że spośród 400 tys. Polaków, którzy trafili do łagrów, powrócili tylko nieliczni.
Jednakże z największym bestialstwem spotkali się jeńcy wojenni, głównie oficerowie, przetrzymywani w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Podlegały one bezpośrednio szefowi NKWD, Ławrientijowi Berii. Warunki, w jakich jeńcy odbyli podróż, a następnie mieszkali, były równie upokarzające, jak więźniów w łagrach. 5 marca 1940 r. najwyżsi dygnitarze ZSRR wydali rozkaz rozstrzelania 22 tys. Polaków, głównie jeńców z tychże obozów. Rozkaz wykonywano począwszy od 3 kwietnia 1940 r. W Katyniu zlikwidowano jeńców z Kozielska, w Charkowie z Ostaszkowa, a w Miednoje ze Starobielska. Miejsca spoczynku innych zamordowanych Polaków nie zostały do tej pory ujawnione. Z tej zbrodni ocalała zaledwie garstka oficerów z obozu Pawliszczew Bor. To oni mieli stać się w przyszłości zalążkiem korpusu oficerskiego armii polskiej gen. Władysława Andersa.
Z nastaniem coraz trudniejszej sytuacji politycznej i militarnej dla ZSRR, stosunek Stalina do tzw. sprawy polskiej uległ zmianie. Zaczął on snuć wobec Polaków dużo korzystniejsze dla jego imperialnej polityki, dalekosiężne plany.
"Dziwna wojna", czyli wojna na niby
3 września 1939 roku Wielka Brytania, a następnie Francja, zrealizowały swoje zobowiązania sojusznicze wobec II Rzeczpospolitej, wypowiadając Niemcom wojnę. Za nimi poszły Australia i Nowa Zelandia, zaś kilka dni później Afryka Południowa i Kanada. Światowy charakter konfliktu stał się w ten sposób faktem.
Polacy z euforią przyjęli tę wiadomość, spodziewając się od aliantów konkretnej pomocy. Niemcy tymczasem, zaangażowawszy w kampanii w Polsce większość sił (ok. 60%, w tym wszystkie dywizje pancerne i szybkie), nie byli w ogóle przygotowani do odparcia ewentualnej ofensywy Francji. Wzdłuż zachodniej granicy Rzeszy rozlokowana była tylko Grupa Armii C, wsparta dwoma flotami powietrznymi. Dlatego też jeszcze 3 września Oberkommando der Wehrmacht zakazało przeprowadzania jakichkolwiek nalotów na Francję i Wielka Brytanię, aby nie prowokować aliantów do działań na większą skalę. Tak też w istocie się stało, bowiem sprzymierzeni ograniczyli się do zajęcia kilku mało istotnych miejscowości w rejonie Saary, na wschód od linii Maginota. Ostatecznie o wszystkim zadecydowało posiedzenie Rady Najwyższej Sprzymierzonych w Abbeville 12 września 1939 roku, które przypieczętowało decyzję o nieudzielaniu Polsce pomocy. Należy podkreślić, że o postanowieniu tym nawet nie poinformowano władz Rzeczpospolitej. W ten sposób dziwna wojna została oficjalnie zatwierdzona, a Polska pozostawiona na niełaskę dwóch agresorów.
Bezczynność aliantów na froncie zachodnim (w kwestii działań ofensywnych, wymierzonych bezpośrednio przeciwko III Rzeszy) trwała zatem praktycznie od 3 września 1939 do 10 maja 1940, kiedy to Wehrmacht ponownie ruszył do ataku – teraz jednak już na zachód, na Holandię, Belgię, Luksemburg i Francję.
Czas ten został przez aliantów zmarnowany. Po pierwsze, pozwolono, aby Polska upadła. Tym samym zaprzepaszczono okazję do walki z Rzeszą na dwa fronty, co mogłoby się okazać dla niej zbyt trudnym wyzwaniem w 1939 roku i szybko zakończyłoby wojnę.
Po drugie, z przegranej Polski nie wyciągnięto żadnych wniosków. Tylko nieliczni dowódcy zrozumieli, że nadchodząca wojna będzie miała zupełnie odmienny charakter od pierwszej wojny światowej. Wśród nich był dowodzący dywizją pancerną generał Charles de Gaulle. Jednakże jego dramatyczne apele pozostały bez odpowiedzi.
Po trzecie, dano Niemcom możliwość odbudowy potencjału militarnego, który został uszczuplony w trakcie kampanii wrześniowej aż o 1/3. Odbudowa sił Wehrmachtu stałaby pod znakiem zapytania, gdyby Rzesza miała walczyć na dwa fronty. Hitler otrzymał jednak od sprzymierzonych bardzo cenny czas, który właściwie spożytkowano na reorganizację, wzmocnienie i przegrupowanie armii.
Należy jednak pamiętać, że dziwna wojna, zdominowana przez akcje propagandowe, odnosi się zasadniczo do sytuacji na dość wąskim obszarze pogranicza niemiecko-francuskiego. Nie można bowiem zapominać co się w tym czasie działo w powietrzu i na wodzie. Od samego początku nad Morzem Północnym i wybrzeżem Niemiec miały miejsce zażarte walki powietrzne, które już wkrótce objęły także tereny przygraniczne. Od 3 września do 9 maja piloci francuscy zestrzelili 70 wrogich maszyn. Lotnicy Luftwaffe strącili zaś 160 alianckich samolotów.
Jeszcze więcej działo się w tym okresie na morzach i oceanach. Królewska Marynarka Wojenna, Royal Navy, przystąpiła do blokady morskiej Niemiec. Kriegsmarine dążyła za to do przerwania linii zaopatrzeniowych wiodących do Wielkiej Brytanii. Do walki Niemcy rzucili wszystkie dostępne środki - okręty podwodne (U-booty) oraz nawodne. Już 21 sierpnia pancernik kieszonkowy Admiral Graf Spee, dowodzony przez kmdr Langsdorffa, wyruszył na ocean, by „na miejscu” oczekiwać na rozkaz rozpoczęcia działań korsarskich przeciwko alianckiej żegludze. Jego śladem wysłano wkrótce następne jednostki.
Ważniejsze wydarzenia i bitwy okresu dziwnej wojny, rozgrywające się na morzu, to:
- zatopienie 3 września przez U-30 brytyjskiego statku pasażerskiego s/s „Athenia” (niezgodnie z umowami konferencji londyńskiej z 1930 roku, dotyczącymi prowadzenia wojny podwodnej, podpisanymi także przez Niemcy),
- wprowadzenie przez aliantów systemu konwojowania (6 września),
- zatopienie brytyjskiego pancernika HMS Royal Oak przez U-47 w bazie Royal Navy w Scapa Flow,
- bitwa pod La Plata, zakończona zniszczeniem niemieckiego pancernika kieszonkowego Admiral Graf Spee,
- incydent ze zbiornikowcem Altmark
- operacja Weserübung, czyli zajęcie przez hitlerowców Norwegii.
Należy pamiętać, że w zmaganiach z Niemcami potężną Royal Navy od samego początku wspierała także Polska Marynarka Wojenna.
Wobec wrześniowej klęski
Błyskawiczne natarcie wojsk niemieckich we wrześniu 1939 r. zaskoczyło nie tylko Wojsko Polskie, ale i władze Rzeczpospolitej. Już 4 września władze zostały zmuszone do rozpoczęcia ewakuacji z Warszawy. Trzy dni później stolicę opuścili premier Felicjan Sławoj-Składkowski oraz Naczelny Wódz marszałek Edward Rydz-Śmigły. Wraz z postępami Wehrmachtu przedstawiciele polskich władz wycofywali się coraz bardziej na południe, ku polsko-rumuńskiej granicy. W połowie wrześnie klęska wydawała się być nieunikniona, nie wszystko jednak jeszcze było stracone. Wciąż pozostawała szansa na zachowanie ciągłości władz państwa polskiego, zamierzały one bowiem przenieść się do Francji i tam organizować dalszy opór Polaków przeciwko niemieckiemu najeźdźcy. Droga na zachód miała wieść przez neutralną Rumunię, której ambasador zapewniał, że polskie władze uzyskają prawo tranzytu i zostaną przepuszczone bez przeszkód.
Decyzję o ewakuacji przez Rumunię do Francji przypieczętowała agresja Związku Radzieckiego na Polskę, dokonana 17 września 1939 r. Dopiero wówczas minister spraw zagranicznych Józef Beck podjął starania o uzyskanie oficjalnej zgody Bukaresztu na przejazd władz Rzeczpospolitej. Jednakże do tego czasu stanowisko rządu rumuńskiego zdążyło ulec zmianie, a to za sprawą nacisków dyplomatycznych ze strony Niemiec, a być może również Francji. Francuzi nie chcieli współpracować z ekipą sanacyjną, która dopuściła do klęski Polski. Woleli sprowokować sytuację, zmuszającą Polaków do wyłonienia nowych władz, w pełni oddanych i nie naznaczonych „skazą” przegranej.
Dlatego też władze rumuńskie obiecały jedynie ministrowi Beckowi, że rządowi polskiemu zostanie udzielona gościna, ale jego przedstawiciele będą traktowani w sposób nieoficjalny. Władze Rzeczpospolitej zrozumiały to jednak jako pozwolenie na przejazd i w nocy z 17 na 18 września przekroczyły granicę z Rumunią na moście na Czeremoszu w Kutach. Co ważne, z kraju udało się także wywieźć złoto Banku Polskiego o wartości 325 milionów złotych. Wkrótce po tym ministrowi Beckowi przedstawiono żądania zrzeczenia się przez władze polskie atrybucji politycznych. Wobec odmowy Rumunii internowali rząd, prezydenta Mościckiego i Naczelnego Wodza Rzeczpospolitej.
Ciągłość prawna władz państwa polskiego stanęła więc pod znakiem zapytania. Tymczasowe reprezentowanie Polski na arenie międzynarodowej przejęli jej najważniejsi ambasadorowie – Edward Raczyński w Wielkiej Brytanii, Juliusz Łukasiewicz we Francji oraz Bolesław Wieniawa-Długoszowski we Włoszech. Utrzymywali oni kontakt z prezydentem za pomocą ambasadora RP w Rumunii – Rogera Raczyńskiego. Mościcki stanął przed koniecznością wyznaczenia swojego następcy, w przeciwnym razie ciągłość polskich władz zostałaby przerwana. Dodajmy, że takie rozwiązanie było w ogóle możliwe dzięki postanowieniom konstytucji kwietniowej z 1935 r. Okazało się, że ta ustawa zasadnicza, będąca zwieńczeniem wprowadzania w Polsce władzy autorytarnej przez ekipę sanacyjną, uratowała Rzeczpospolitą przed utratą legalnej reprezentacji.
Pierwszym kandydatem prezydenta Mościckiego był ambasador RP we Włoszech, zagorzały piłsudczyk, Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Nie spotkał się on jednak z pozytywnym przyjęciem ze strony rządów Francji i Wielkiej Brytanii, które popierały antysanacyjną opozycję, skupioną w Paryżu wokół osoby gen. Władysława Sikorskiego, działacza Frontu Morges. Wobec tego Mościcki wysunął nową kandydaturę – Władysława Raczkiewicza, prezesa Światowego Związku Polaków z Zagranicy, byłego marszałka Senatu i ministra spraw wewnętrznych. Tym razem rządy sojusznicze nie miały żadnych zastrzeżeń i 30 września 1939 r. Władysław Raczkiewicz objął urząd prezydenta Rzeczpospolitej.
Wyłonienie nowych władz
1 października prezydent Raczkiewicz powierzył misję stworzenia rządu gen. Władysławowi Sikorskiemu. Teoretycznie miał być to rząd jedności narodowej, jednakże w głównej mierze opierał się on na partiach politycznych, będących w opozycji wobec sanacji: Stronnictwie Ludowym, Polskiej Partii Socjalistycznej, Stronnictwie Pracy, a także Stronnictwie Narodowym. Sikorski oprócz prezesury rządu objął ministerstwo spraw wojskowych oraz sprawiedliwości. W skład rady ministrów weszli początkowo także: wicepremier Stanisław Stroński, minister spraw zagranicznych August Zaleski oraz minister skarbu Adam Koc. Już wkrótce gabinet trzeba było rozszerzyć, aby spełnić ambicje ugrupowań go popierających. Rząd na początku rezydował w Paryżu, a od 22 listopada w Angers. Władze wojskowe zaś zainstalowały się w paryskim hotelu „Regina”. Tutaj też najczęściej przebywał Władysław Sikorski.
Rys. Obrady rządku polskiego na emigracji (patrz załącznik)
7 listopada 1939 r., po ustąpieniu marszałka Rydza-Śmigłego, gen. Sikorski został mianowany przez prezydenta Naczelnym Wodzem i Generalnym Inspektorem Polskich Sił Zbrojnych. Jego organem wykonawczym był Sztab Naczelnego Wodza. Ponadto, na mocy tzw. umowy paryskiej, Sikorski uzyskał od Raczkiewicza zapewnienie, że prezydent będzie realizował swoje prerogatywy, wynikające z konstytucji kwietniowej, tylko w porozumieniu z premierem. Tym samym gen. Sikorski skupił w swoim ręku olbrzymi zakres władzy i stał się najważniejszym politykiem reprezentującym Rzeczpospolitą na emigracji.
9 grudnia prezydent powołał Radę Narodową – namiastkę polskiego parlamentu. Weszło do niej 22 przedstawicieli stronnictw udzielających poparcia rządowi. Na czele Rady stanął, jako przewodniczący, sędziwy Ignacy Jan Paderewski, wiceprzewodniczącymi zostali: Stanisław Mikołajczyk z SL, Herman Liberman z PPS oraz Tadeusz Bielecki z SN. Pierwsze posiedzenie Rady Narodowej odbyło się 23 stycznia 1940 r. Działalność tej instytucji miała głównie charakter doradczy.
Dzięki zachowaniu ciągłości prawnej polskie władze emigracyjne rychło zostały uznane, zarówno przez państwa koalicji antyhitlerowskiej jak i neutralne, nie będące pod naciskiem III Rzeszy i Związku Radzieckiego.
Program polityczny polskich władz
Zadania i program polityczny nowych władz zostały zawarte w deklaracji rządu polskiego, ogłoszonej przez gen. Sikorskiego 18.12.1939 r. Pierwszym celem stawało się wyzwolenie ojczyzny, która „będzie państwem demokratycznym, opartym o najszersze warstwy narodu. Swoboda jednostki i prawa obywatelskie zespolą się w niej w zapewnieniu rządów sprawnych, odpowiedzialnych i kontrolowanych przez rzetelne przedstawicielstwo narodowe, wybrane w uczciwych wyborach”. Odrodzona Polska miała urzeczywistnić „zasadę sprawiedliwości społecznej, prawo wszystkich do pracy, ze szczególnym uwzględnieniem praw rzesz pracujących do ziemi i do warsztatów”.
Rząd polski postulował także powrót Rzeczpospolitej do granic co najmniej z sierpnia 1939 r. oraz likwidację Prus Wschodnich, jako zagrożenia dla bytu kraju. Rząd brytyjski nie chciał jednak poprzeć granicy polsko-radzieckiej w jej przedwojennym kształcie i ponownie opowiedział się za granicą etniczną, znaną jako linia Curzona. Problemy rodził również sam stosunek zachodnich sojuszników Polski do Związku Radzieckiego, gdyż nie traktowały one Stalina, na równi z Hitlerem, jako agresora. Dla Polaków i rządu Sikorskiego sprawa była jednak oczywista - ZSRR był takim samym wrogiem jak III Rzesza. Co prawda, w wyniku radzieckiej napaści na Finlandię stanowisko władz francuskich i brytyjskich wobec ZSRR uległo zaostrzeniu, jednak po zawarciu pokoju między stronami konfliktu alianci znów powrócili do dawnej polityki. Francja i Wielka Brytania liczyły bowiem na wciągnięcie Stalina do wojny z III Rzeszą.
Problem stosunków ze Związkiem Radzieckim okazał się być nie tylko zarzewiem konfliktów między sojusznikami i w łonie władz polskich. Była to kwestia, która, jak pokazała przyszłość, miała zadecydować o losach Polski.
Działalność rządu we Francji
Głównym zadaniem rządu gen. Sikorskiego stała się odbudowa Polskich Sił Zbrojnych na obczyźnie. Już 9 września 1939 r. podpisano polsko-francuską umowę o tworzeniu oddziałów W.P. na terenie Francji. Na ich czele stał od 28 września gen. Sikorski. Do dyspozycji Polaków oddano obóz szkoleniowy w Coetquidan w Bretanii, gdzie sformowano m.in. 1. Dywizję Grenadierów i 2. Dywizję Strzelców Pieszych. Jednakże władze francuskie nie doceniały polskich żołnierzy, sądząc, że po klęsce wrześniowej nie będą oni zdolni do walki. W związku z tym jednostki polskie zostały wyposażone w bardzo przestarzały i niewiele warty sprzęt z pierwszej wojny światowej. Ponadto status Wojska Polskiego we Francji nie został uregulowany aż do stycznia 1940 r. Dopiero wówczas określono, że armia miała podlegać polskim naczelnym władzom wojskowym, a taktycznie, w czasie walk, dowództwu francuskiemu. Wojsko miało być sfinansowane z kredytów zwrotnych, udzielonych przez Francuzów.
18 listopada 1939 r. władze Polski i Wielkiej Brytanii zawarły umowę o organizowaniu Polskiej Marynarki Wojennej przy boku brytyjskiej Royal Navy.
Rząd polski zajął się także organizowaniem ruchu oporu i struktur państwa podziemnego na terenie okupowanego kraju. Pierwsza szersza organizacja konspiracyjna powstała w Warszawie, jeszcze przed kapitulacją stolicy, 26 września 1939 r. Była to Służba Zwycięstwu Polski pod dowództwem gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego. W związku z tym, że powstała ona niezależnie od rządu polskiego na emigracji, gen. Sikorski postanowił zastąpić ją nową strukturą i 13 listopada 1939 r. utworzył na jej miejsce Związek Walki Zbrojnej. Na czele całej organizacji stanął gen. Kazimierz Sosnkowski we Francji, a na terenach okupacji niemieckiej i radzieckiej odpowiednio: płk Stefan Grot-Rowecki i gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski. Pomyślano także o oficjalnym przedstawicielstwie rządu emigracyjnego w kraju. W tym celu powołano tzw. Delegaturę Rządu Rzeczpospolitej na Kraj, która miała łączyć ojczyznę z rządem na obczyźnie. Pierwszym delegatem i zwierzchnikiem tajnej administracji został Cyryl Ratajski ze SP. Dzięki tym posunięciom gen. Sikorski mógł skutecznie kontrolować sytuację również na terenie okupowanej Polski.
Kryzys rządowy i odbudowa polskich struktur w Wielkiej Brytanii
Tymczasem sytuacja w Europie szybko się zmieniała i to na niekorzyść aliantów. W maju 1940 r. Hitler skierował dywizje Wehrmachtu na zachód. Jak się okazało, dowództwo francuskie nie wyciągnęło żadnej lekcji z wojny obronnej Polski i nie było w stanie stawić skutecznego oporu niemieckiemu agresorowi. Wraz ze straszliwą klęską Francji, los aliantów, w tym również polskiego rządu, stał się niepewny. Pomocną dłoń wyciągnął do Polaków nowy premier Wielkiej Brytanii, Winston Churchill. Na jego zaproszenie gen. Sikorski udał się do Londynu, gdzie ustalono warunki ewakuacji polskich władz i wojska do Wielkiej Brytanii.
Rys. Prezydent Władysław Raczkiewicz i gen. Kazimierz Sosnowki (patrz załącznik)
Narastające trudności wywołane klęską Francji oraz memoriałem skierowanym do brytyjskiego ministra Halifaxa, postulującym utworzenie 300 tys. armii polskiej w ZSRR, spowodowały, że gen. Sikorski znalazł się w ogniu krytyki. Z zarzutami zaprzepaszczenia polskiego potencjału wojskowego we Francji wobec Sikorskiego wystąpili m.in. były ambasador RP, Juliusz Łukasiewicz, oraz gen. Dąb-Biernacki. 18 lipca 1940 r. prezydent Raczkiewicz zdymisjonował generała Sikorskiego z funkcji premiera i powołał na jego miejsce Augusta Zaleskiego. Do takiego rozwiązania nie zamierzał jednak dopuścić wiceminister spraw wojskowych, gen. Marian Kukiel, który udał się z zaufanymi oficerami do Zaleskiego, by skłonić go do odrzucenia proponowanej mu funkcji. Na zażegnanie konfliktu wpłynęła także mediacja gen. Sosnkowskiego oraz naciski ze strony rządu brytyjskiego. Dzięki temu Sikorski utrzymał się na stanowisku premiera polskiego rządu i mógł pokierować odbudową polskich struktur politycznych i wojskowych w Wielkiej Brytanii.
Już wkrótce, 5 sierpnia, zawarto polsko-brytyjską umowę, która uregulowała status i sposób finansowania Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii. Wprawdzie przez Kanał La Manche udało się ewakuować tylko 28 tys. żołnierzy, ale najbardziej wartościowe Marynarka Wojenna i siły powietrzne zachowały swój potencjał. W Szkocji zaczęto formować I Korpus Polski pod dowództwem gen. Mariana Kukiela. Część sprzętu i zaopatrzenia dla odbudowywanej polskiej armii zapewniły m.in. amerykańskie dostawy w ramach ustawy lend-lease. Postawiono na dynamiczny rozwój lotnictwa - do wiosny 1941 r. utworzono 13 dywizjonów myśliwskich i bombowych. Polscy lotnicy wzięli udział w powietrznej bitwie o Anglię i spisali się wyśmienicie strącając 203 niemieckie maszyny – 11,7% wszystkich strat Luftwaffe w tej kampanii. Alianci wyszli z tego starcia zwycięsko, a gen. Sikorski ugruntował swoją pozycję. Na dalszy wzrost jego prestiżu wpłynęła oficjalna wizyta, którą złożył w Stanach Zjednoczonych w dniach 24 marca – 9 maja 1941 r. Władysław Sikorski pewnie uchwycił ster rządów państwa polskiego. Największe burze były jednak dopiero przed nim.
Utworzenie Wojska Polskiego na Zachodzie
II Rzeczpospolita nie zdołała przeciwstawić się niemieckiej agresji we wrześniu 1939 roku. Polskie władze wyemigrowały z kraju, jednak wbrew wcześniejszym zapewnieniom zostały internowane w Rumunii. Na szczęście, dzięki postanowieniom konstytucji kwietniowej, udało się zachować ciągłość struktur władzy. Następcą prezydenta Mościckiego został Władysław Raczkiewicz. Powołał on rząd polski na uchodźstwie, na którego czele stanął gen. Władysław Sikorski. Podstawowym zadaniem rządu stała się organizacja Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. 28 września 1939 r. dowódcą Wojska Polskiego na Zachodzie został mianowany gen. Władysław Sikorski. 7 listopada objął on także stanowisko Naczelnego Wodza i Generalnego Inspektora Polskich Sił Zbrojnych po marszałku Edwardzie Rydzu-Śmigłym.
PSZ we Francji
Na mocy polsko-francuskiej umowy z 9 września 1939 roku rozpoczęto proces formowania polskich jednostek wojskowych we Francji. Władze francuskie oddały Polakom do dyspozycji obóz Coetquidan w Bretanii. Główny człon kadry oficerskiej wywodził się z oficerów, którym udało przebić się na zachód z Polski. Początkowo jednak alianci nie doceniali wartości polskiego żołnierza. Sądzono, że morale Polaków całkowicie upadło ze względu na klęskę w kampanii wrześniowej. Nie było to oczywiście zgodne z prawdą. 18 listopada 1939 roku zawarto także umowę z rządem brytyjskim o zorganizowaniu Polskiej Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii.
Rys. Wizyta gen. Sikorskiego w obozie szkoleniowym w Coetquidan (patrz załącznik)
4 stycznia 1940 roku podpisano umowy regulujące status Wojska Polskiego we Francji. Polskie struktury zarówno cywilne jak i wojskowe miały być finansowane ze zwrotnych kredytów zaciąganych u Francuzów i Brytyjczyków, bowiem nie zdecydowano się na naruszenie depozytu złota, który udało się wywieźć z Polski. Wojsko miało podlegać dowództwu polskiemu, a operacyjnie francuskiemu. W planach Naczelnego Wodza było utworzenie dwóch korpusów piechoty, silnej jednostki pancernej oraz lotnictwa. Pełną realizację tych planów pokrzyżowała niemiecka agresja na Francję w maju 1940 roku. Do tego czasu zdołano sformować 1. Dywizję Grenadierów pod dowództwem płk Bronisława Ducha, 2. Dywizję Strzelców Pieszych gen. Bronisława Prugara-Ketlinga oraz Samodzielną Brygadę Strzelców Podhalańskich płk Zygmunta Szyszko-Bohusza. Inne jednostki, jak 10. Brygada Kawalerii Pancerno-Motorowej gen. Stanisława Maczka i sformowana w Syrii Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich pod dowództwem gen. Stanisława Kopańskiego nie osiągnęły na czas pełnej gotowości bojowej. Polskie lotnictwo było w maju 1940 roku jeszcze bardzo słabe. Do walki o francuskie niebo gotów był tylko 1. "Warszawki" Dywizjon Myśliwski oraz część 2. "Krakowsko-Poznańskiego" Dywizjonu Myśliwskiego.
Francja nie potrafiła się przeciwstawić niemieckiej machinie wojennej. Nie wyciągnięto bowiem żadnych wniosków z niemieckiej kampanii w Polsce. W walkach z Wehrmachtem wzięły udział również jednostki polskie. Jednak wobec nieudolnego planu obrony i przewagi taktycznej przeciwnika nie zdołano odeprzeć niemieckiej napaści, za to poniesiono dotkliwe straty.
Rozbiciu uległy: Brygada Strzelców Podhalańskich i 1. Dywizja Grenadierów. 2. Dywizja Strzelców Pieszych po ciężkich walkach została internowana w Szwajcarii. Za to 10. Brygadzie Pancernej gen. Maczka udało przebić się do francuskich portów i stąd ewakuować do Wielkiej Brytanii. Wojsko Polskie znalazło się w rozsypce. Tylko Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich zachowała sprawność bojową i przeszła do wojsk brytyjskich w Palestynie.
Rys. Żołnierze 1. Dywizji Grenadierów we Francji (patrz załącznik)
Podsumowanie
Polscy żołnierze doświadczyli dwóch poważnych klęsk - najpierw upadku własnej ojczyzny, następnie najsilniejszego na kontynencie sojusznika - Francji. Był to na pewno szok, ale mimo to wysokie morale nie załamało się. Polskie Siły Zbrojne stanęły mężnie u boku Wielkiej Brytanii, ostatniego bastionu wolnej Europy, i wspierały ją na wszystkich frontach II wojny światowej, od Atlantyku aż po Afrykę Północną.
Bitwa o Atlantyk
Działania okrętów nawodnych do początku maja 1941 roku
Niemcy, dysponujący stosunkowo nieliczną flotą, rzucili wszystkie rozporządzalne siły do walki o przerwanie życiodajnej dla Wielkiej Brytanii linii dostaw biegnącej przez Atlantyk. U-bootwaffe przyjęła na siebie główny ciężar zmagań. Ale również nawodne jednostki Kriegsmarine brały czynny udział w bitwie o Atlantyk. Ciężkie okręty górowały nad U-bootami pod wieloma względami: rozwijały dużą prędkość, dysponowały dalekim zasięgiem oraz oczywiście posiadały bardzo liczne uzbrojenie. To wszystko predysponowało je do prowadzenia działań na dalekich akwenach. Zasięg okrętów można było dodatkowo zwiększyć dzięki jednostkom zaopatrzeniowym, wcześniej wysyłanym w morze. To właśnie z ich ładowni okręt korsarski (tzw. rajder) mógł pobrać paliwo, a także amunicję i żywność.
Rys. Krążownik ciężki Admiral Hipper w Breście w marcu 1941r. (patrz załącznik)
Wypady niemieckich korsarzy w morze były bardzo niebezpieczne dla brytyjskiej żeglugi, chociaż skuteczność okrętów nawodnych nie była tak wysoka jak U-bootów. Dlatego też Brytyjczycy na wieść, że na oceanie grasował jakiś wrogi okręt, natychmiast wysyłali za nim grupy pościgowe i robili wszystko, by go zatopić. Do tego zadania potrzebne były jednak olbrzymie siły i nawet potężna Royal Navy nie dysponowała zawsze odpowiednią ilością jednostek w danym rejonie. Dlatego musiała wzywać na pomoc swoje okręty z innych rejonów świata. Gdy zebrane siły były już odpowiednie, zaczynało się długie przeszukiwanie oceanu, wielokrotnie bezskuteczne, gdyż niemieccy piraci nie dawali się zazwyczaj osaczyć. Takie wiązanie sił Royal Navy gdzieś daleko w morzu było bardzo na rękę Niemcom, sami zaś Brytyjczycy zużywali w poszukiwaniach bardzo duże ilości paliwa, o które było coraz trudniej w Wielkiej Brytanii. Tak wyglądała ogólna sytuacja w bitwie o Atlantyk do maja 1941 roku.
Rys. Pancernik ostrzeliwuje brytyjskie statki (patrz załącznik)
Działania niemieckich krążowników pomocniczych
Krążowniki pomocnicze były to specjalnie przerobione, średniej wielkości, statki handlowe. Na ich pokładach instalowano działa 150 mm, wyrzutnie torped oraz działka przeciwlotnicze. Całe uzbrojenie było doskonale zamaskowane, tak by krążownik pomocniczy mógł się bezpiecznie zbliżyć na odległość strzału do alianckiego statku, po czym otworzyć ogień i zatopić go. W marcu 1940 r. Niemcy wysłali w morze pierwsze krążowniki pomocnicze - "Atlantis" i "Orion". Później do akcji weszły: "Widder", "Pinguin", "Thor" (na przełomie maja i czerwca), "Komet" (w lipcu) oraz "Kormoran" (w grudniu). Okręty działały głównie na wodach Południowego Atlantyku, Oceanu Indyjskiego i Spokojnego. Do końca 1940 roku krążowniki pomocnicze zatopiły 30 statków. Do połowy 1941 roku do kraju powróciły dwa rajdery: "Widder" z dziesięcioma statkami na koncie oraz "Thor" z jedenastoma. Alianci do tego momentu zdołali zniszczyć tylko jednego korsarza - "Pinguina" (8 maja 1941 r. na Oceanie Indyjskim).
Działania ciężkich okrętów Kriegsmarine
Oprócz wyżej wymienionych krążowników pomocniczych Niemcy zaangażowali w zmagania morskie również "prawdziwe" okręty wojenne. 29 października w morze wyszedł pancernik kieszonkowy (później nazwę pancerniki kieszonkowe przemianowano na ciężkie krążowniki) "Admiral Scheer" pod dowództwem kmdr Krancke. Działając na Atlantyku i Oceanie Indyjskim zatopił lub zdobył 16 statków o tonażu 99059 BRT oraz brytyjski krążownik pomocniczy "Jervis Bay". Do akcji wysłano także ciężki krążownik "Admiral Hipper", który jednak w początkowym okresie swego wypadu nie odniósł żadnych sukcesów. Częste awarie maszyn i ponoszone uszkodzenia zmuszały go wielokrotnie do wycofywania się z oceanu i powrotu na naprawy do bazy. Dopiero 1 lutego 1941 r., w trakcie trzeciej próby podjęcia walki z brytyjską żeglugą, szczęście bardziej mu dopisało i zatopił 7 statków o tonażu 32806 BRT. Stosunkowo niewielki zasięg i częste awarie zmusiły go ponownie do rychłego zawinięcia do Brestu.
Rys. Pancernik podczas wypadku na Atlantyku (patrz załącznik)
Na przełomie 1940 i 1941 roku w ramach operacji "Berlin" wyszły w morze dwa bliźniacze krążowniki liniowe "Scharnhorst" i "Gneisenau". Zespołem tym dowodził adm. Günther Lütjens. Po początkowych trudnościach okręty przedarły się na Atlantyk przez Cieśninę Duńską i 22 lutego zatopiły pierwsze 5 statków. W ciągu ośmiotygodniowego rejsu posłały na dno lub zdobyły w sumie 22 statki o tonażu 115600 BRT. Ich działalność odwróciła uwagę Royal Navy od "Admirala Hippera" i "Admirala Scheera", dzięki czemu pozwoliła im "odetchnąć". "Scharnhorst" i "Gneisenau" zakończyły bardzo owocny wypad 22 marca 1941, zawijając do Brestu.
Rys. Tonący statek (patrz załącznik)
Błyskotliwe sukcesy, jakie zaczęła odnosić Kriegsmarine nad brytyjską żeglugą, skłoniły niemieckie dowództwo do ponowienia akcji korsarskich. Ale w maju 1941 r. stan okrętów III Rzeszy nie był najlepszy. "Gneisenau" został uszkodzony w kwietniu przez alianckie lotnictwo, a "Admiral Scheer" przechodził przegląd. Również "Scharnhorst" i "Admiral Hipper" nie były w stanie osiągnąć pełnej gotowości bojowej. W tej sytuacji Niemcom pozostały tylko dwa okręty: krążownik ciężki "Prinz Eugen" oraz najnowszy pancernik "Bismarck".
Bardzo brzemienny w skutki wypad tychże okrętów na ocean, który miał miejsca w maju 1941 roku, został szczegółowo przedstawiony w osobnym artykule pt. "Operacja Rheinübung".
Pakt Trzech
Latem 1940 roku Niemcy podjęli rokowania z Japonią w sprawie układu wojskowo-politycznego. Sfinalizowaniem podjętych rozmów było podpisanie 27 września 1940 roku w Berlinie trójstronnego układu politycznego, wojskowego i gospodarczego między III Rzeszą, Włochami i Japonią, zwanego Paktem Trzech. Przy podpisywaniu dokumentu, który wchodził w życie w trybie natychmiastowym, obecni byli m.in. Adolf Hitler, ambasador Japonii w III Rzeszy - Kurusu, ministrowie spraw zagranicznych Rzeszy i Włoch - von Ribbentrop i hrabia Ciano.
Rys. Podpisanie Patku Trzech 27 września 1940 r. (patrz załącznik)
W kontekście troski o utrzymanie "pokoju światowego" sygnatariusze paktu rozgraniczyli miedzy siebie strefy wpływów w Azji i Europie:
"Rządy Niemiec,
Włoch, Japonii uważają za warunek wstępny trwałego pokoju, aby każdy naród na świecie otrzymał przestrzeń, jaka mu się należy. Postanowiły one przeto pomagać sobie wzajemnie i współdziałać ze sobą w swoich dążeniach. Jeśli chodzi o Japonię, odpowiednio w Wielkiej Azji Wschodniej, a jeśli chodzi o Niemcy i Włochy - w rejonach europejskich (...). Ponadto trzy rządy pragną objęcia tą współpracą narodów w innych strefach świata, które skłonne są rozwijać swoje wysiłki w kierunku analogicznym do ich własnego, aby urzeczywistnić swój ostateczny cel - pokój światowy".
Układ ten przewidywał ponadto wszechstronną współpracę trzech mocarstw:
"Stosownie do powyższego Rządy Niemiec, Włoch i Japonii zgodziły się na to, co następuje:
Art. 1 Japonia uznaje i respektuje przywództwo Niemiec i Włoch w ustanowieniu nowego ładu w Europie.
Art. 2 Niemcy i Włoch uznają i respektują przywództwo Japonii w ustanawianiu nowego ładu w Wielkiej Azji Wschodniej.
Art. 3 Niemcy, Włochy i Japonia zgadzają się współpracować ze sobą w swych dążeniach opartych na ustalonych powyżej zasadach. Zobowiązują się one następnie pomagać sobie wszystkimi środkami politycznymi, gospodarczymi i politycznymi, jeżeli jedno z trzech umawiających się Mocarstw zostanie zaatakowane przez mocarstwo nie biorące obecnie udziału w wojnie (...)."
Artykuł piąty tego porozumienia stwierdzał, że dotychczasowe stosunki jego sygnatariuszy z ZSRR zostają nienaruszone. Postanowienia zawarte w pakcie miały obowiązywać przez kolejne dziesięć lat.
Rys. Przyjęcie z okazji przyjęcia Paktu Trzech 27.09.1940 r. (patrz załącznik)
Pakt Trzech był nieoficjalnym ostrzeżeniem dla Stanów Zjednoczonych, by nie stawały na drodze japońskiej ekspansji. W rozumieniu Japończyków mógł także posłużyć za zabezpieczenie przed ewentualnymi radzieckimi atakami z północy na zdobyte przez nich w Azji terytoria.
Dla Hitlera Pakt Trzech był kolejnym potwierdzeniem jego programu zdobycia "przestrzeni życiowej" dla Niemców. Zapewne planował nim również sprowokować USA do konfrontacji z Japonią na dalekich obszarach Pacyfiku i tym samym odwrócić ich uwagę od Europy i wspierania Wielkiej Brytanii. Za to Włosi zdawali sobie sprawę z tego, że trwałość i realna siła polityczna i militarna układu jest dosyć wątpliwa.
Do Paktu Trzech przystąpiły później: Węgry (20.11.1940 r.), Rumunia (23.11.1940 r.), Słowacja (24.11.1940 r.) oraz Bułgaria (01.03.1940 r.). Oczywisty koniec paktu wiąże się z rozpadem koalicji państw popierających Hitlera, a ostatecznie z kapitulacją Japonii 2 września 1945 roku.
Bitwa o Anglię
Przyczyny starcia
Po zdobyciu Francji, Adolf Hitler oczekiwał, że Wielka Brytania wycofa się z wojny, korzystając z niemieckiej oferty pokojowej i da Niemcom wolną rękę w działaniach w Europie. W początkowych planach niemieckich nie leżało natomiast zdobycie Wielkiej Brytanii. Wobec stanowczego odrzucenia niemieckich sugestii pokojowych przez rząd brytyjski pod przewodnictwem premiera Winstona Churchilla, Hitler zarządził przygotowania do inwazji morskiej na Wyspy Brytyjskie, pod kryptonimem Seelöwe (Lew Morski). Operacja inwazyjna, borykająca się z dużymi problemami logistycznymi po stronie niemieckiej, nieprzygotowanej do szybkiego zapewnienia licznych środków transportu morskiego, miała według dyrektyw być gotowa na połowę sierpnia. Warunkiem koniecznym do realizacji tego planu było osiągnięcie przewagi w powietrzu poprzez zniszczenie brytyjskiego lotnictwa w powietrzu i na ziemi, co stało się głównym celem niemieckim Bitwy o Anglię. W początkowych jej fazach celami ponadto było niszczenie brytyjskiej floty i żeglugi, zwłaszcza na kanale La Manche, a w środkowej, decydującej fazie, stało się nim niszczenie brytyjskiego przemysłu lotniczego. Ubocznym celem była izolacja Wielkiej Brytanii przez niszczenie transportu morskiego, wpływające na złamanie chęci oporu. Wobec nie osiągnięcia przewagi w powietrzu, począwszy od czwartej fazy (7 września 1940) głównym celem niemieckim stało się złamanie chęci oporu w społeczeństwie brytyjskim, zmierzające do wycofania się Wielkiej Brytanii z wojny.
Bezpośrednie przygotowanie i przebieg
Niemieckie lotnictwo Luftwaffe zostało do bitwy zgrupowane w 3 Floty Powietrzne (Luftflotten). Luftflotte 2, dowodzona przez marszałka (Generalfeldmarschall) Alberta Kesselringa była odpowiedzialna za bombardowanie południowowschodniej Anglii i Londynu, Luftflotte 3, dowodzona przez marszałka Hugo Sperrle miała bombardować południowo-zachodnią i północno-zachodnią Anglię, a Luftflotte 5, dowodzona przez Generaloberst Hansa-Jürgena Stumpff, rozmieszczona w Norwegii, miała atakować północą Anglię i Szkocję. Pod koniec kamapnii, umiarkowany udział w niej wziął również korpus lotnictwa włoskiego (Corpo Aereo Italiano). Początkowo Niemcy oceniali dlugotrwałość walk na cztery dni w celu pokonania lotnictwa myśliwskiego na południu Anlglii i dalsze cztery tygodnie na zniszczenie celów naziemnych w reszcie kraju, w tym przemysłu lotniczego. Ataki miały być skierowane najpierw na lotniska przy wybrzeżu, następnie przesuwane w głąb lądu w kierunku Londynu.
W kampanii tej obecnie historycy wyróżniają pięć faz, różniących się rodzajem i natężeniem działań: pierwsza od 10 lipca do 7 sierpnia, druga od 8 sierpnia do 23 sierpnia, trzecia od 24 sierpnia do 6 września, czwarta od 7 do 30 września i piąta od 1 do 31 października. We wcześniejszej historiografii bitwę dzielono na cztery fazy: 8 - 18 sierpnia, 19 sierpnia - 5 września, 6 września - 5 października i 6 - 31 października, lecz podział na pięć faz jest bardziej adekwatny do przebiegu kampanii i zmian rodzaju walk.
W pierwszej fazie od 10 lipca do 7 sierpnia miała miejsce początkowa próba odcięcia Wielkiej Brytanii przez niszczenie jej żeglugi na kanale La Manche oraz portów, jak również sondaż brytyjskiej obrony myśliwskiej. Druga faza, począwszy od 8 sierpnia do 23 sierpnia, cechowała się znaczną intensyfikacją niemieckich działań przeciw żegludze i podjęciem pierwszej próby zniszczenia brytyjskiego lotnictwa myśliwskiego. W tej fazie atakowano lotniska na południu Anglii oraz porty i konwoje morskie. Główne uderzenie niemieckie, o kryptonimie Adlertag (Orli dzień) było planowane na 10 sierpnia, lecz ostatecznie na skutek warunków pogodowych zostało przesunięte na 13 sierpnia. Uderzenie to nie zostało jednak skoordynowane i zostało odparte przez lotnictwo alianckie. Brytyjczycy zachowali lotniska w stanie używalności i utrzymali panowanie w powietrzu; straty niemieckie - 450 samolotów, brytyjskie - 153. Przekreśliło to szansę inwazji na Zjednoczone Królestwo, była ona zresztą od początku nierealna, jako że flota niemiecka podczas inwazji na Norwegię poniosła zbyt poważne straty by przerzucić przez Kanał La Manche wystarczającą liczbę wojsk. Trwająca od 24 sierpnia do 6 września trzecia faza miała na celu zniszczenie brytyjskiego lotnictwa w głębi kraju, zarówno w powietrzu, jak i jego zaplecza w postaci lotnisk i fabryk lotniczych. Celu tego nie osiągnięto; Brytyjczycy tracąc 219 samolotów, strącili 400 niemieckich.
Rys. Londyn po bombardowaniu (patrz załącznik)
Między 7 a 30 września miała miejsce czwarta faza bitwy, w której dowództwo niemieckie zmieniło priorytety strategiczne i podjęło bombardowania Londynu w celu osłabienia brytyjskiej woli obrony. Decyzja ta była spowodowana chęcią rewanżu Hitlera za atak bombowców brytyjskich na Berlin. Zdaniem niektórych historyków, taka zmiana celów niemieckich spowodowała przegraną Niemców, którzy byli już blisko osiągnięcia celu znaczącego osłabienia lotnictwa brytyjskiego, wykruszającego się w intensywnych walkach trzeciej fazy. Dziennie bomby zabijały kilkuset mieszkańców i raniły pięć razy tyle, ale pomimo łącznych strat 14 tysięcy cywilów nie została złamana wola walki Brytyjczyków. W ostatniej, październikowej fazie, niemieckie ataki osłabły i naloty dzienne wielkich formacji zostały zastąpione przez nękające ataki szybkich samolotów myśliwsko-bombowych w celu wyczerpania obrony. Wielka Brytania wygrała bitwę o Anglię i nie groziła jej już inwazja. Co więcej, Brytyjczycy podjęli działania ofensywne - bombardowali niemieckie porty i miasta, w tym nawet Berlin. Była to pierwsza duża, przegrana przez Niemców, kampania w toczącej się wojnie, co miało też duży wpływ psychologiczny na ludność podbitej Europy.
Straty
Łącznie Niemcy stracili 1733 samoloty, a ok. 650 zostało uszkodzonych - było to 52% stanu Luftwaffe z lipca 1940, straty ludzkie to 2500 poległych i wziętych do niewoli oraz 1000 rannych lotników. Brytyjczycy stracili 915 samolotów, a ok. 450 zostało uszkodzonych - wynosiło to ok. 135% stanu z lipca 1940. Śmierć poniosło 544 pilotów, a 500 zostało rannych. Ich przemysł pracował pełną parą - np. stracili więcej samolotów niż mieli w lipcu, ale straty błyskawicznie uzupełniali.
Operacja "Barbarossa"
Przyczyny wojny niemiecko-radzieckiej
23 sierpnia 1939 roku ZSRR i III Rzeszę połączył pakt Ribbentrop-Mołotow. Zgodnie z jego tajnym artykułem, we wrześniu 1939 r. państwa te wspólnie dokonały czwartego rozbioru Polski. W ten sposób rozpoczął się okres bliskiej współpracy między Hitlerem i Stalinem. Wkrótce zawarto kolejne układy: "o granicach i przyjaźni" oraz o współpracy gospodarczej. Jednak pakt dwóch krajów, nastawionych na agresywną politykę, był naturalnie czymś bardzo kruchym i po obu stronach liczono się z jego nietrwałością.
Rys. Mołotow w Berlinie, listopad 1940 r. (patrz załącznik)
Hitler wiedział, że wojna z ZSRR musiała prędzej czy później wybuchnąć, co zresztą miało pełne odzwierciedlenie w jego ideologii. Jednocześnie chciał wykorzystywać niepewnego sprzymierzeńca tak długo, jak to tylko było możliwe. Do Niemiec docierały z ZSRR wielkie transporty żywności i surowców. Jednak z czasem sprzeczności polityczne zaczęły narastać i stosunki między ZSRR i Rzeszą stały się chłodne. Wydarzeniem, które skłoniło Hitlera do podjęcia decyzji o ataku na ZSRR było wymuszenie przez Stalina na Rumunii oddania Besarabii i północnej Bukowiny. Było to oczywiste naruszenie postanowień paktu Ribbentrop-Mołotow i ingerencja w niemiecką strefę wpływów. Wizyta ministra spraw zagranicznych ZSRR Mołotowa w Niemczech w listopadzie 1940 roku uświadomiła obydwu stronom sprzeczności interesów i pogłębiła kryzys. Rosjanie wysuwali nowe roszczenia terytorialne, które dla Niemców były stanowczo nie do przyjęcia. Już 28 września 1940 r. Oberkommando der Wehrmacht nakazało rozpoczęcie przygotowań do wojny. 18 grudnia 1940 roku Hitler podpisał dyrektywę nr 21, zatwierdzając decyzję o ataku na ZSRR.
Równocześnie sytuacja polityczna stale się pogarszała i zdawała się coraz bardziej utwierdzać Niemców o słuszności dyrektywy nr 21. Rozwój stosunków radziecko-jugosłowiańskich po przewrocie wojskowym w Belgradzie 27 marca 1941 r. był bardzo niepokojący i stanowił kolejny dowód na ekspansywność stalinowskiej polityki i ostatecznie przypieczętował decyzję Niemców o rozpoczęciu wojny.
Cele polityczne i gospodarcze
Führer nazywał ZSRR "kontynentalnym mieczem" Wielkiej Brytanii. Zniszczenie imperium Stalina w błyskawicznej kampanii miało zabezpieczyć niemieckie tyły w Europie i pozwolić na przerzucenie wszystkich sił przeciwko najważniejszemu wrogowi - Wielkiej Brytanii. O takim planowaniu przebiegu wojny przez Niemców świadczy przyznanie najwyższych priorytetów produkcyjnych Luftwaffe i Kriegsmarine, a nie siłom lądowym. Ponadto podbój ogromnych terenów Rosji wiązał się ze zdobyciem wielkich zasobów surowców, tak bardzo potrzebnych machinie wojennej III Rzeszy. Nie można także zapominać o ideologicznym obliczu wojny z ZSRR. Zwycięstwo na wschodzie utorowałoby Hitlerowi drogę do zniszczenia raz na zawsze bolszewizmu, a ponadto zapewniłoby nową "przestrzeń życiową" dla Aryjczyków.
Cele militarne
Celem kampanii przeciwko ZSRR, nazwanej kryptonimem "Barbarossa", było zniszczenie Armii Czerwonej w zachodniej części Rosji. Zakładano zajęcie terytoriów do linii Wołga-Archangielsk, które stanowiłyby pas ochronny przed azjatycką Rosją. Granice Rzeszy miały się przesunąć na wschód o 1600 km (w stosunku do 1939 roku). Początek operacji planowano na maj 1941 r. Jej pomyślne zakończenie przewidywano przed nadejściem srogiej, kontynentalnej zimy. Jednak pierwotny termin rozpoczęcia operacji "Barbarossa" okazał się niemożliwy do zrealizowania z powodu zaangażowania się Rzeszy w wojnę na Bałkanach. Ostatecznie początek "Barbarossy" ustalono na 22 czerwca 1941 r. Nie był to dzień przypadkowy, bowiem dokładnie 129 lat wcześniej, 22 czerwca 1812 roku, Napoleon rozpoczął swoją kampanię przeciwko carskiej Rosji.
Ofensywne plany ZSRR i siły Armii Czerwonej
Rosjanie również liczyli się z możliwością wybuchu wojny, ale nie przygotowali planu obronnego, bo zamierzali uderzyć pierwsi (w ramach operacji "Burian"). Zgromadzili olbrzymie siły w zachodniej części Rosji: ok. 3 mln żołnierzy w 258 dywizjach, 23 000 czołgów, 9 000 samolotów, 116 000 dział i moździerzy. Najsilniejsze jednostki zostały skoncentrowane na terenach wysuniętych w głąb terytorium wroga. Nie uwzględniono możliwości ataku ze strony Rzeszy. Był to fatalny błąd, gdyż ofensywnie rozlokowane oddziały Armii Czerwonej mogły zostać szybko okrążone przez mobilne dywizje Wehrmachtu. Mimo wszystko Niemcy nie byli świadomi prawdziwej potęgi Związku Radzieckiego oraz tego, iż wyprowadzili swoje uderzenie wprost w ofensywnie rozwinięte sowieckie armie.
Rys. Niemieckie samoloty rozpoznawcze Ju 88D2 przed operacją Barbarossa
Stan Armii Czerwonej w przededniu wojny był słaby, co uwidoczniła jeszcze wojna z Finlandią w 1939 roku. Korpus oficerski został zdziesiątkowany podczas stalinowskich czystek, a nowe kadry były niedoświadczone i źle wykształcone. Ponadto jednostki sowieckie były w trakcie przezbrajania na nowocześniejszy sprzęt i pomimo dużej liczebności ich faktyczna wartość była o wiele mniejsza od ich niemieckich odpowiedników.
Siły niemieckie i plan uderzenia
Sztab Generalny Wojsk Lądowych Rzeszy planując operację "Barbarossa" popełnił bardzo duży błąd: nie docenił potęgi militarnej ZSRR. Taka postawa sztabowców wynikała ze zbytniej pewności siebie, która znajdowała swoje uzasadnienie w dotychczas zwycięskim marszu Wehrmachtu przez Europę. Kampanię przeciw ZSRR błędnie potraktowano jako kolejną wojnę błyskawiczną. Mimo wszystko Niemcy byli doskonale przygotowani do operacji zaczepnych. Podbój Europy pozwolił do perfekcji dopracować współpracę dywizji pancernych z lotnictwem. Ponadto w Wehrmachcie dowódcy niższego szczebla mieli możliwość samodzielnego podejmowania decyzji (oczywiście w ramach określonych przez wyższe dowództwo wytycznych), co w warunkach bojowych miało ogromne znaczenie.
Do przeprowadzenia operacji "Barbarossa" Niemcy przeznaczyli ponad 3 mln żołnierzy, 3 438 czołgów, 2 700 samolotów oraz 7 146 dział i moździerzy. Niemieckie siły wsparły ponadto kraje sojusznicze: Finlandia, Rumunia, Słowacja, Węgry, Włochy oraz ochotnicy z Belgii, Danii, Chorwacji, Hiszpanii, Francji i Norwegii. W sumie ok. 900 tys. żołnierzy.
Niemcy zorganizowali swoje siły w trzy Grupy Armii:
- GA "Południe" pod dowództwem feldmarszałka von Rundtstedta, licząca 38 dywizji, miała zająć Zagłębie Donieckie i Rostów. Jej trzonem uderzeniowym była 1. Grupa Pancerna gen. von Kleista oraz 4. Flota Powietrzna stacjonująca w Generalnym Gubernatorstwie i Rumunii.
- GA "Środek" feldmarszałka von Bocka (47 dywizji) miała zniszczyć Armię Czerwoną na Białorusi i w zachodniej części Rosji. Jej celem ostatecznym była Moskwa, od której z pozycji wyjściowych dzieliło Niemców 1088 km. GA "Środek" miała stosunkowo najtrudniejsze zadanie, dlatego też dysponowała aż dwoma Grupami Pancernymi - 2. gen. Guderiana i 3. gen. Hotha oraz najsilniejszą 2. Flotą Powietrzną.
- GA "Północ" dowodzona przez feldmarszałka von Leeba, mająca w swym składzie 26 dywizji, uderzyć miała w kierunku Leningradu wspierana przez 4. Grupę Pancerną gen. Hoepnera i 1. Flotę Powietrzną.
W sumie (licząc z dywizjami policyjnymi) Niemcy wystawili 120 dywizji w tym 19 pancernych i 16 zmotoryzowanych. W odwodzie mieli tylko 2 dywizje pancerne i 1 zmotoryzowaną, a ponadto 24 dywizje piechoty i 1 dywizję górską.
Uzbrojenie jednostek pancernych
Niemieckim dywizjom pancernym przydzielono 3438 czołgów. Główną rolę odegrać miały czołgi średnie PzKpfw III (w liczbie 965), PzKpfw IV (439) i Pz.Bf.Wag. na podwoziu PzKpfw III (230). Uzupełniały je czołgi lekkie typów: PzKpfw I (180), PzKpfw II (746), PzKpfw 35 (t) (106) oraz PzKpfw 38 (t) (772).Wsparcie artyleryjskie miało zapewnić 7000 dział oraz artyleria samobieżna złożona z dział szturmowych StuG III, samobieżnych haubic 15 cm slG 33 i samobieżnych dział przeciwpancernych PaK 47 (t). Dywizje pancerne mogły liczyć ponadto na wsparcie Luftwaffe, która do operacji "Barbarossa" wyznaczyła 2700 samolotów wszystkich typów.
Rys. Radziecki czołg ciężki KW - 1 (patrz załącznik)
Armia Czerwona dysponowała wielką przewagą ilościową w broni pancernej nad Wehrmachtem. Większość sowieckich czołgów stanowiły wprawdzie lekkie T-26, BT-5 i BT-7, ale Rosjanie dysponowali również nowoczesnymi czołgami średnimi T-34 oraz ciężkimi KW-1, o których istnieniu Niemcy nie wiedzieli. W czerwcu 1941 roku Armia Czerwona posiadała już 1100 T-34 i 500 KW-1, co stanowiło połowę wszystkich niemieckich czołgów (!). Uzupełnienie uzbrojenia radzieckich brygad pancernych stanowiły czołgi T-37, T-38, T-50, T-28, T-35. Artyleria samobieżna Armii Czerwonej miała na wyposażeniu pojazdy BT-5A, BT-7A, T-26A, KW-2, a także wyrzutnie pocisków rakietowych BM 13 ("Katiusze").
Wydaje się, że wobec tej potęgi niemiecki atak na ZSRR z góry skazany był na porażkę. Jednak 22 czerwca 1941 roku było już za późno na odwołanie "Barbarossy".
Wojna w Mandżurii
Tak doszło do "incydentu mandżurskiego" - jak w wyszukany sposób nazwano w Japonii wojnę o Mandżurię. Działania wojenne, rozpoczęte akcją sabotażową oficerów armii kwantuńskiej w dniu 18 września 1931 roku, były od razu prowadzone ze zwielokrotnioną mocą. Dlatego już na początku 1932 r. cała Mandżuria, kraina o powierzchni 886 tys. km², została opanowana przez armię japońską. Wielu Japończyków widziało podbój Mandżurii jako swego rodzaju rekompensatę za śmierć 100 tys. żołnierzy, którzy polegli w Mandżurii podczas wojny rosyjsko-japońskiej w latach 1904-1905. Faktem było również, że 75 % inwestycji zagranicznych w tym kraju leżało w rękach japońskich, a teren ten, bogaty przede wszystkim w węgiel i żelazo, był podstawą handlu z Chinami. Chińczycy próbowali za okupację Mandżurii odpowiedzieć bojkotem gospodarczym, na który z kolei armia i flota japońska zareagowały desantami. Kolejne ataki prowadziły oczywiście do wielkiej wojny z Chinami, którą rząd japoński, zdominowany przez nacjonalistów, rozpętał w roku 1937.
Strzały przy moście Marco Polo pod Pekinem dały początek zaciekłej i wyniszczającej wojnie. W grudniu 1937 roku Japończycy zdobyli Nankin - siedzibę chińskiego rządu. Chińczycy nie mieli wątpliwości co do zamiarów Japonii wobec ich kraju. By utworzyć front narodowy, przeprowadzono reorientację partii politycznych oraz zaniechano walk wewnętrznych. Po zdobyciu przez Japończyków Pekinu doszło do zbliżenia i zawarcia paktu o nieagresji miedzy Chinami i Związkiem Radzieckim, który udzielił Chinom zarówno dużych pożyczek, jak i oddał do ich dyspozycji setki samolotów i tysiące wojskowych specjalistów. Armia kwantuńska odpowiedziała na to napaściami na terytorium ZSRR i Mongolskiej Republiki Ludowej. Japończycy jednak przekonali się, że ich przeciwnik odmienił się od czasu wojny rosyjsko-japońskiej i dysponował teraz lepszą bronią i technologiami wojskowymi. Wynik wielomiesięcznych starć na granicy mongolskiej wywarł swój wpływ na późniejszy kierunek ekspansji japońskiej. Stwierdzono, że akcje wojskowe w tym kierunku nie wróżą pomyślnych perspektyw. Po tych starciach rozpęd japońskiej machiny wojskowej został przyhamowany. Opór armii chińskich wyczerpywał przecież impet japońskiego natarcia (straty sięgnęły 200 dział, 12000 karabinów, nie mówiąc już o zestrzelonych 660 samolotach). Chińczycy niszczyli nawet bez wahania własne zagrożone arsenały, by nie dostały się w ręce Japończyków. Niepowodzenia zmusiły przywódców japońskich do obrania nowej strategii. Ponadto w sierpniu 1939 roku zawarty został niemiecko-radziecki pakt Ribbentrop-Mołotow, w świetle którego wcześniejsze porozumienie Niemiec z Japonią (tzw. pakt antykominternowski), dające pierwszeństwo Japonii w tworzeniu "nowego" porządku w Azji, stawało się bezużyteczne.
Nowe ambicje imperialne
Japonia zaczęła pracować nad nowym sprzętem wojskowym, nowymi typami broni, położono nacisk na rozwój floty i lotnictwa morskiego. Na skutek ponoszonych porażek do głosu zaczęła dochodzić właśnie marynarka wojenna, która od początku nie była zachwycona planami podboju Chin, oraz kręgi dworu i grupa starszych polityków japońskich.
Japonia prowadziła także agresywną politykę na szerszej arenie międzynarodowej. W 1933 roku Japończycy wystąpili z Ligi Narodów, zdecydowanie odrzucając proporcje morskich sił zbrojnych, układane przez mocarstwa światowe. Nie chciano także wymiany informacji o nowych konstrukcjach okrętów, otwarcie bowiem mówiono, iż budowa floty jest krokiem do szybkiej ekspansji międzynarodowej Japonii. I to właśnie japońska flota przeżywała najburzliwszy rozwój po zerwaniu rozmów londyńskich, mimo iż mocarstwa światowe wzięły się sumiennie do poprawy standardów i liczebności swoich marynarek.
W Japonii zakładano budowę 88 okrętów wojennych. Główny akcent położono na pancerniki (użyte z wielkim powodzeniem pod Cuszimą), mające przewyższać pod każdym względem swoje odpowiedniki w innych flotach. Następnie przystąpiono do wielkiej rozbudowy lotnictwa morskiego. Powstało 10 lotniskowców, z których cztery największe mogły atakować łącznie prawie trzystoma samolotami. Flota japońska miała osiągnąć 82% tonażu całej amerykańskiej marynarki.
Nowe ambicje imperialne Japonii zostały skierowane na południe. Ważną rolę w zmianie kierunku działania mieli dowódcy morscy z admirałem Yamamoto na czele. Wskazywali oni, że celem podbojów Japonii powinny być kraje, które potrafiłyby uzupełnić braki surowcowe Japonii, dostarczając jej ropy naftowej, metali kolorowych i kauczuku. Ponadto sytuacja międzynarodowa zaczynała robić się dla Japonii niezwykle korzystna. Klęski wojskowe państw alianckich w Europie pociągnęły za sobą osłabienie ich terytoriów kolonialnych. A to było przecież obiektem zainteresowań państwa japońskiego.
Pierwsze odczuły nacisk francuskie Indochiny. Marszałek Petain, stojący na czele marionetkowego państewka Vichy, zgodził się na okupację północnych Indochin i przejęcie przez Japończyków trzech lotnisk wojskowych. Układ ten de facto uznawał rolę Japonii jako hegemona na Dalekim Wschodzie. Złotym jabłkiem dla Japonii były też kolonie holenderskie - raj surowcowy dla sił zbrojnych. Japończycy zażądali trzech milionów ton ropy z szybów naftowych Sumatry i Jawy w ciągu pięciu kolejnych lat. Bezczelnym żądaniom Japończyków Holendrzy się opierali, aż w końcu rozmowy zostały zerwane. Z pewną ostrożnością postępowała Japonia wobec Wielkiej Brytanii, czekając aż Niemcy ostatecznie się z nią rozprawią.
Zmieniając więc kierunki nacisku, Japonia natychmiast zaangażowała się pośrednictwo w zbrojnym sporze między francuskimi Indochinami i Syjamem o graniczne prowincje. Za swoje pośrednictwo Japonia kazała sobie rychło zapłacić. Syjam dał ryż, zaś rząd Petaina podpisał układ gwarantujący Japonii prawo stacjonowania wojsk w południowej części kraju, używania istniejących lotnisk i budowy nowych w okolicy Sajgonu (punkt ten miał niemałe znaczenie, bowiem z jego wielkiego lotniska można było łatwo sięgnąć po Singapur), oraz prawo używania bazy w Camranh.
Mając już prawie otworzoną drogę do bogactw południa należało się zabezpieczyć od wschodu i zachodu. W kwietniu 1941 roku zawarto pakt o nieagresji ze Związkiem Radzieckim, w Waszyngtonie zaś zmieniono obsadę dyplomatyczną. Brak sukcesów Niemiec wobec Wielkiej Brytanii przekreślał nadzieję Japonii na korzystniejszy dla niej obrót sytuacji. Hitler wysuwał żądania, by Japonia wreszcie zaatakowała ZSRR, lecz Japończycy nie mieli zamiaru tego czynić, zamierzając kontynuować parcie na południe.
Zaostrzenie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi
Postanowiono więc rozpocząć rozmowy z Amerykanami w Waszyngtonie, ale równocześnie zatwierdzono powołanie pod broń miliona ludzi, zamówienie w stoczniach nowych okrętów (o łącznej wyporności 180 000 ton) i zorganizowanie potężnej 11. Floty Powietrznej. Oznaczało to wzięcie kursu na zbrojne zabezpieczenie południowego kierunku ekspansji. Wkrótce Japonia zażądała zgody na wkroczenie swoich wojsk do Południowych Indochin. 21 lipca rząd Vichy kolejny raz ustąpił pod naciskiem - porozumienie japońsko-francuskie zostało podpisane.
Wiadomość ta została przyjęta przez Amerykanów z olbrzymim oburzeniem. Władze USA postanowiły działać i podjęły decyzję o zamrożeniu wszystkich japońskich aktywów finansowych. Oznaczało to dla Japonii koniec handlu z USA i koniec przewozu ropy naftowej, a przecież udział amerykańskiej ropy wynosił w japońskim imporcie nie mało, bo 64 %. Podobne restrykcje zastosowała Wielka Brytania, a także Holendrzy.
W tej sytuacji Szef Sztabu Marynarki Wojennej admirał Nagano wydał zalecenia przejęcia inicjatywy wojskowej. Dnia 28 lipca Japończycy zajęli dwa duże porty, Sajgon i bazę Camranh oraz osiem lotnisk w południowych Indochinach. Zostały więc zajęte pozycje wyjściowe do wojny.
Przygotowania do wojny
Próby dyplomatycznego rozwiązania były jeszcze podejmowane: Japonia oferowała jedynie wycofanie się z Indochin, ale po załatwieniu "chińskiego incydentu", co praktycznie usankcjonowałoby japońskie zdobycze w Chinach. Japończycy otrzymali ostrzeżenie przed próbami dalszych podbojów. Wojna była już jednak zaplanowana, mimo że japońscy admirałowie nie wierzyli w jej powodzenie. Chodziło w niej przede wszystkim o objęcie kontroli nad strefą Pacyfiku, która zapewniłaby Japonii samowystarczalność gospodarczą, i której należało bronić dopóty, dopóki Ameryka nie zmęczy się wojną. Liczono ponadto, że Niemcy zwyciężą w Europie, Rosja i Anglia upadną i Japonia będzie mogła zostać sam na sam z Ameryką.
10 listopada 1941 roku sformułowano plan podboju, który objął następujące punkty:
- równoległe lądowania sił amfibijnych na Luzonie, Guamie, Półwyspie Malajskim, w Hongkongu i w Miri,
- atak powietrzny z lotniskowców na Flotę Pacyfiku Stanów Zjednoczonych w Pearl Harbor,
- następnie szybkie zajęcie Manili, Mindanao, wyspy Wake, wysp Archipelagu Bismarcka, Bangkoku i Singapuru
- zajęcie Holenderskich Wschodnich Indii i kontynuacja wojny w Chinach.
Plan ten był emanacją jednego z czterech wariantów strategicznych rozważanych uprzednio przez japoński sztab. Koncentrował się on wokół zajęcia Malajów i Filipin, a następnie kleszczowego ataku z ich terytoriów na Indie Holenderskie. Uderzenie na bazę amerykańskiej Floty Pacyfiku w Pearl Harbor znajdowało się w każdym z wariantów, co wskazuje na to, jak wielkie znaczenie przypisywali mu japońscy sztabowcy.
Plan uderzenia na południe miał jednak jedno poważne "ale". Związek Radziecki trzymał bowiem na Dalekim Wschodzie silne garnizony graniczne, co zmuszało Japończyków do pozostawienia tam wojsk lądowych i lotnictwa, a co za tym idzie ograniczało to dyspozycyjność sił dla operacji na południu. Walka na dwa lub trzy fronty przekraczała możliwości wojskowe Japonii. W planowaniu uderzenia uwzględniono również pogodę - działania należało rozpocząć na początku grudnia, przed nadejściem północno-wschodniego monsunu na Morzu Południowochińskim i silnych sztormów na północnym Pacyfiku.
Amerykanie nadal chcieli uniknąć wojny. Rozważali nawet możliwość zaproponowania Japończykom trzymiesięcznego układu o tzw. modus vivendi (warunkach umożliwiających pokojowe stosunki), który właściwie sprowadzał się do tego, że sprzedano by Chiny Japonii.
Mimo wszelkich wątpliwości i obaw ofensywa przygotowana przez Japonię miała rychło nastąpić. W Cesarstwie bowiem przyjęło się od bardzo dawna, że racja, która wygrywa, zyskuje poparcie wszystkich, niezależnie od ich poprzedniego zdania. Tak właśnie było z admirałem Yamamoto, który również przystał na wojenne plany swojego kraju.
Japoński atak na Pearl Harbor
Japonia od dłuższego czasu przygotowywała się do rozpoczęcia wojny o hegemonię na Pacyfiku. Zawładnięcie tą strefą pozwoliłoby imperium na swobodną ekspansję. Ambicje japońskie kierowały się zwłaszcza ku południowi. Sztaby rozważały cztery różne warianty przeprowadzenia uderzenia w tym kierunku. Ostatecznie przyjęto czwarty wariant, zakładający jednoczesny atak na Malaje i Filipiny, a następnie przeprowadzenie kleszczowej ofensywy z tych krajów na Indie Holenderskie, bogate w ropę naftową. Każdy z czterech wariantów zawierał plan uderzenia na amerykańską Flotę Pacyfiku znajdującą się w bazie w Pearl Harbor, już w pierwszych godzinach wojny. Długość kampanii na Filipinach oceniono na 50 dni, na Malajach na 100 dni, a w Indiach Holenderskich na 150 dni.
Rys. Adm. Isoroku Yamamoto (patrz załącznik)
10 listopada 1941 r. adm. Isoroku Yamamoto, od sierpnia 1939 r. stojący na czele Połączonej Floty - trzonu sił morskich Japonii, zawarł z hrabią Terauchi (dowódcą Armii Południowej) centralne porozumienie określające dokładnie plan podboju. Jeden z punktów porozumienia mówił oczywiście o ataku powietrznym z lotniskowców na Flotę Pacyfiku Stanów Zjednoczonych w Pearl Harbor.
Adm. Yamamoto był przeciwny wojnie ze Stanami Zjednoczonymi. Wiedział, że walki na kilku frontach wyczerpią szybko Japonię. Mimo to podporządkował się racjom armii lądowej i fanatyków dążących nieuchronnie do tej wojny. Z właściwą sobie energią przystąpił do opracowywania planu wojennego, który zakładał atak na posiadłości i bazy Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Holandii, zarówno na Pacyfiku jak i morzach przyległych.
Powstanie planu i przygotowania
Plan wojny ze Stanami Zjednoczonymi ułożono w sztabie marynarki już w latach trzydziestych. Według niego, japońska marynarka miała czekać na macierzystych wodach na siły amerykańskie (tak jak w 1905 roku na flotę rosyjską). Losy wojny miały się rozstrzygnąć w jednej bitwie generalnej, w której dominować miały działa pancerników, wspierane przez lotnictwo pokładowe i stacjonujące na lądzie. Jednak w świetle napływających informacji wywiadowczych plan ten stał się nierealny. Zastąpiono go koncepcją przeniesienia generalnej bitwy z wód macierzystych Japonii do bazy przeciwnika. Bitwa miała rozegrać się na samym początku wojny. Zlikwidowanie amerykańskiej Floty Pacyfiku pozbawiłoby marynarkę japońską najsilniejszego wroga i pozwoliłoby na dużo swobodniejsze prowadzenie działań na południu.
Rys. Głównodowodzący floty Pacyfiku – adm. Husband Kimmel (patrz załącznik)
W nocy z 11 na 12 listopada 1940 r. startujące z lotniskowców samoloty brytyjskie dokonały ataku torpedowego na flotę włoską w Tarencie, w ciągu 20 minut posyłając na dno trzy pancerniki. Informacja o tym ataku szybko dotarła do adm. Yamamoto za pośrednictwem attachatu morskiego w Londynie z kmdr podporucznikiem Minoru Gendą na czele. Szybko wyciągnięto wnioski. W Tarencie głębokość wód portowych wynosiła 13 metrów, a mimo to atak torpedowy powiódł się. Dotychczas sądzono, że jest to zbyt płytko, by atak z powietrza mógł przynieść pożądane rezultaty. Teraz wystarczyło już tylko pójść za przykładem Brytyjczyków i założyć na torpedy specjalne drewniane stabilizatory.
Wieści z Tarentu dotarły także do Amerykanów. Jednak adm. Kimmel, dowodzący Flotą Pacyfiku, zbagatelizował zagrożenie, twierdząc, że założenie sieci przeciwtorpedowych w bazie w Pearl Harbor "ograniczyłoby ruch w porcie".
Do szczegółowego opracowania planu ataku na Pearl Harbor wyznaczono kontradmirała Takijuro Onishi. Wkrótce dołączył do niego kmdr podporucznik Minoru Genda. Stwierdził on, że atak powinien zostać przeprowadzony przez sześć lotniskowców - główną siłę uderzeniową Cesarskiej Floty na początku lat trzydziestych. Ogólny plan operacji był gotowy pod koniec kwietnia 1941r.
Rys. Komandor Mitsuo Fuchida (patrz załącznik)
Tymczasem starannie dobrani, najlepsi piloci, ćwiczyli ataki torpedowe z najniższej możliwie wysokości w zatoce Kagoshima na wyspie Kiusiu. Na wodach zatoki, gdzie głębokość była podobna do tej z Pearl Harbor, torpedy z zainstalowanymi drewnianymi statecznikami okazały się rzeczywiście skuteczne - żadna nie wbiła się w dno.
Wywiad japoński dostarczył także informacji, że pancerniki w Pearl Harbor cumują przy nabrzeżu parami, stąd też torpedami mogły być atakowane tylko te, które stały od zewnątrz. Okręty stojące bliżej brzegu musiały więc zostać zbombardowane. "Z myślą o nich" nakazano przerobić pociski morskie najcięższych dział 406 mm na bomby.
Japoński sztab musiał się zmierzyć jeszcze z jednym problemem - wyborem trasy przemarszu zespołu uderzeniowego na Hawaje. Była to kwestia bardzo istotna, bowiem utrzymanie tego rejsu w tajemnicy decydowało w dużym stopniu o uzyskaniu zaskoczenia, a tym samym powodzeniu całej akcji. Dlatego też ostatecznie zdecydowano się na trasę prowadzącą przez burzliwe, a co za tym idzie rzadko uczęszczane, wody północnego Pacyfiku.
W ataku na Pearl Harbor przewidziano również znaczny udział okrętów podwodnych. Pod koniec czerwca 1941 r. adm. Yamamoto przedstawił ogólny plan uderzenia na hawajską bazę dowódcy floty podwodnej - wiceadmirałowi Mitsumi Shimizu. Obok oceanicznych jednostek, w akcji miano wykorzystać również miniaturowe okręty podwodne, których celem było wdarcie się do samego portu w nocy, już po ataku lotniczym, i sianie dalszego spustoszenia wśród amerykańskiej Floty Pacyfiku. Niektórym z nich faktycznie udało się wedrzeć do bazy, lecz żadna z nich nie odniosła sukcesu. Akcję przeżyła tylko załoga łodzi chorążego Sakamaki.
13 września plan operacji był gotowy. 5 października, na flagowym lotniskowcu "Akagi", odbyła się odprawa pilotów wyznaczonych do akcji.
Ostanie przygotowania i skład Zespołu Uderzeniowego
5 listopada 1941 r. adm. Yamamoto wydał rozkaz operacyjny do ataku na Pearl Harbor. Dwa dni później określono datę ataku na niedzielę 7 grudnia. Nie był to dzień przypadkowy, gdyż z danych wywiadu wiedziano, że cała Flota Pacyfiku zbiera się w Pearl Harbor właśnie co niedzielę. Japończykom zależało, żeby w bazie było jak najwięcej jednostek amerykańskich, a zwłaszcza chodziło tu o trzy amerykańskie lotniskowce.
Dowódcą Zespołu Uderzeniowego mianowano wiceadmirała Chuichi Nagumo, który ostatnio dowodził lotniskowcami w Połączonej Flocie. Trzonem jego nowego zespołu było sześć lotniskowców: "Akagi", "Kaga", "Soryu", "Hiryu", "Zuikaku" i "Shokaku", z których największy był "Kaga" o wyporności 38 200 ton, zabierający na pokład 72 samoloty. Bezpośrednią osłonę lotniskowców stanowiła eskadra niszczycieli (wraz z krążownikiem lekkim "Abukuma"), a osłonę ogniową zespół złożony z dwóch pancerników ("Hiei" i "Kirishima") oraz krążowników ciężkich ("Tone" i "Chikuma"), pod dowództwem wiceadmirała Mikawy. W skład Zespołu Uderzeniowego wchodzić miały również trzy okręty podwodne (I-19, I-21, I-23) oraz osiem zbiornikowców i statków zaopatrzeniowych.
Rys. Wiceadmirał Chuichi Nagumo (patrz załącznik)
Jako pierwsze w morze, poczynając od 10 listopada, wyszło jednak 27 okrętów podwodnych wiceadmirała Shimizu, kierując się na wyspę Oahu. Właściwy Zespół Uderzeniowy opuścił swe bazy w Wewnętrznym Morzu Japońskim w dniach 10-18 listopada. Jednostki pojedynczo rozpływały się po oceanie, lecz po odpłynięciu na dostatecznie daleką odległość, obierały kurs na Wyspy Kurylskie, gdzie w zatoce Tankan, przy brzegach wyspy Etorofu, wyznaczono miejsce spotkania całego zespołu. Jednocześnie w bazie w Kure prowadzono wzmożony ruch w eterze, by Amerykanie nie zorientowali się o wyjściu dużych jednostek w morze.
25 listopada adm. Yamamoto wydał rozkaz okrętom wiceadmirała Nagumo, zgromadzonym już w zatoce Tankan, by następnego dnia wyruszyły w kierunku Pearl Harbor. Rozkaz zastrzegał możliwość odwołania operacji w razie pozytywnych rezultatów rozmów z Amerykanami. Nikt już jednak na to nie liczył.
Rejs do celu...
Wędrówce Zespołu Uderzeniowego Nagumo przez północny Pacyfik towarzyszyła trafnie przewidziana sztormowa pogoda. Wielu marynarzy zostało zmytych przez fale do oceanu, gdzie nie było już dla nich ratunku.
Wkrótce do wiceadmirała Nagumo dotarła depesza: "Wspinać się na górę Niitaka". Szyfr ten oznaczał, że atak na Pearl Harbor ma zostać przeprowadzony zgodnie z planem. Na okrętach Zespołu Uderzeniowego ogłoszono natychmiast drugi stopień gotowości bojowej.
Rys. Ranek 7.12.1941. Start japońskich maszyn. (patrz załącznik)
3 grudnia warunki pogodowe uległy poprawie, co wykorzystano na uzupełnienie paliwa z tankowców. Wieczorem Japończycy osiągnęli pozycję ok. 900 mil na północ od Midway. Zmieniono wówczas kurs ze wschodniego na południowo-wschodni. 6 grudnia wiceadmirał Nagumo otrzymał z Tokio najnowsze dane wywiadowcze o stanie floty w Pearl Harbor. W bazie znajdowało się siedem pancerników i tyleż samo krążowników. Nie było jednak najcenniejszej zwierzyny - lotniskowców.
O godz. 21 zespół osiągnął południk wyspy Oahu (158). Stąd do Pearl Harbor było już tylko 490 mil, a do punktu startu samolotów ponad 200 mil. Osiągnięcie tego południka uczczono wywieszeniem na maszcie flagowego lotniskowca "Akagi" flagi "Z", tej samej, która towarzyszyła adm. Togo w zwycięskiej bitwie pod Cuszimą w 1905 r. Na lotniskowcach dowódcy grup powietrznych wygłosili do swoich lotników krótkie przemówienia. Zespół Uderzeniowy zmienił kurs na południowy, a prędkość zwiększono do 26 węzłów. Na lotniskowcu "Akagi" rozbrzmiewała już hawajska muzyka, nadawana przez radiostację w Honolulu.
Około godziny 6.00, 7 grudnia, z krążowników "Chikuma" i "Tone" katapultowano wodnosamoloty rozpoznawcze, które miały zbadać sytuację w Pearl Harbor. Na lotniskowcach samoloty myśliwskie i bombowe zostały już wyciągnięte na pokłady i gotowe były do startu. Załogi maszyn zebrały się w kabinach odpraw. Pierwszą falę ataku poprowadzić miał kmdr Mitsuo Fuchida. Przed startem otrzymał on od obsługi pokładowej lotniskowca "Akagi" "hachimaki" - tradycyjny pas białego płótna dla obwiązania wokół głowy.
Lotniskowiec "Akagi" wykonał zwrot w lewo, tak by iść pod wiatr wiejący z północy. Do flagi "Z" dołączono wielką banderę bojową. Na pokładzie startowym zielona lampka opisała koło, dając tym samym sygnał do startu. Jako pierwsze wystartowały myśliwce. Start samolotów był utrudniony ze względu na duży rozkołys morza. Konieczne stało się skoordynowanie startów z podnoszeniem się dziobów okrętów na falach. Jednak dzięki doskonałemu wyszkoleniu Japończycy uniknęli strat i wszystkie ze 183 maszyn pierwszej fali ataku wzbiły się w powietrze. Start wszystkich myśliwców, bombowców nurkujących i horyzontalnych oraz samolotów torpedowych trwał w sumie 15 minut. Po sformowaniu szyku samoloty obrały kurs na południe, w kierunku Oahu i Pearl Harbor.
W drodze nad cel...
Warunki atmosferyczne były sprzyjające do przeprowadzenia ataku powietrznego, wiatr wiał z północy, widoczność była dobra. Wobec tego kmdr Fuchida uznał, że najlepiej będzie okrążyć wyspę od zachodu i przeprowadzić uderzenie od południa. O godz. 7.30 z samolotów ujrzano linię brzegową wyspy. Tymczasem japońskie zgrupowanie lotnicze zostało namierzone o godz. 7.02 przez stacje radarową na wzgórzu Opana. Obsługujący ją szeregowcy Joseph Locard i George Elliott o godz. 7.20 powiadomili o tym fakcie ośrodek alarmowy lotnictwa. Jednak porucznik Kermit Tyler, dyżurujący w ośrodku, uznał, że zgrupowanie lotnicze tworzyły bombowce B-17, mające właśnie przybyć ze Stanów Zjednoczonych.
Rys. Amerykańskie pancerniki po japońskim ataku (patrz załącznik)
O godz. 7.49 kmdr Fuchida rozkazał telegrafiście, by przekazał otwartym tekstem na inne samoloty rozkaz ataku. Zaś sam komandor nadał przez radio do dowództwa Zespołu Uderzeniowego, krążącego 200 mil od wyspy Oahu, sygnał "TORA...TORA...TORA...", czyli "Tygrys, Tygrys, Tygrys". Oznaczał on, że uzyskano pełne zaskoczenie. Później okazało się, że sygnał Fuchidy, wysłany przecież przez radiostację pokładową o słabym zasięgu, dotarł nie tylko do wiceadmirała Nagumo, lecz nawet do adm. Yamamoto, którego flagowy pancernik "Nagato" znajdował się w kotwicowisku z Zatoce Hiroszimskiej (!), oraz do Tokio.
7 grudnia 1941 r. w porcie w Pearl Harbor stało 8 pancerników, 2 ciężkie i 6 lekkich krążowników, 29 niszczycieli, 5 okrętów podwodnych, 1 kanonierka, 9 stawiaczy min, 10 trałowców oraz 24 okręty pomocnicze. Jedynym okrętem, który znajdował się w ruchu był niszczyciel USS "Helm".
Nadlatujące do ataku japońskie maszyny zostały początkowo uznane za amerykańskie, a jeden z marynarzy, spostrzegając czerwone znaki na skrzydłach samolotów, stwierdził, że bazę ma widocznie odwiedzić radziecki lotniskowiec. Jednak pierwszy wybuch bomby w rejonie bazy hydroplanów powoli otrzeźwił umysły Amerykanów. Wieża sygnalizacyjna w Pearl Harbor przesłała adm. Kimmelowi, który dopiero co wracał z porannego golfa, sygnał: "ENEMY AIR RAID - THIS IS NO DRILL" (Nieprzyjacielski nalot powietrzny - to nie ćwiczenia!). Dopiero teraz w porcie rozbrzmiały syreny alarmowe.
Atak
W Pearl Harbor na środku kotwicowiska znajdowała się niewielka wyspa - Ford Island. To właśnie przy jej południowo-wschodnim brzegu przycumowane były pancerniki. Pierwsze bomby spadły jednak nie na okręty, lecz lotniska Hickam Field i Wheeler Field. Dopiero potem do akcji weszli piloci samolotów torpedowych. Schodząc do ataku, mieli wszakże utrudnione zadanie z kilku powodów. Po pierwsze, załogi bombowców nurkujących źle zrozumiały sygnały dane przez dowodzącego kmdr Fuchidę i przystąpiły do ataku równocześnie z samolotami torpedowymi, czyniąc trochę zamieszania. Samoloty torpedowe bowiem potrzebowały miejsca do poderwania się w górę po przeprowadzeniu ataku torpedowego z bardzo niewielkiej wysokości. Po drugie, największe okręty amerykańskie, nie licząc pancerników USS "California" i USS "Nevada", stały parami, burta w burtę. Oznaczało to, że trafione torpedami mogły zostać tylko te z nich, które stały od zewnątrz. I tak oto cumujące bliżej Ford Island pancerniki USS "Maryland" i USS "Tennessee" były osłaniane od strony kanału przez inne okręty liniowe, odpowiednio USS "Oklahoma" i USS "West Virginia". Pancernik USS "Arizona" chroniony był zaś częściowo przez krótszy od niego o prawie 80 metrów okręt remontowy USS "Vestal".
Rys. Baza lotnictwa amerykańskiego po nalocie (patrz załącznik)
Pierwsze japońskie ciosy skoncentrowały się głównie właśnie na "Arizonie". Niemal jednocześnie pancernik został trafiony torpedą, która minęła okręt "Vestal" i uderzyła w dziób, oraz ciężką bombą. Trafiła ona za drugą wieżą działową, przebiła pancerz pokładowy i eksplodowała w komorze amunicyjnej. Potężny wybuch wstrząsnął Arizoną, a płomień wzniósł się na wysokość 150 m. Chwilę potem na okręt spadło kolejnych siedem bomb, które dopełniły dzieła. Spośród 1500 ludzi załogi zginęło 47 oficerów oraz 1056 podoficerów i marynarzy. "Arizona" poniosła najcięższe straty ze wszystkich okrętów Floty Pacyfiku. Jej wrak spoczywa w wodach Pearl Harbor po dziś dzień.
Pancernik "Oklahoma", osłaniający swym kadłubem "Maryland", w krótkim czasie otrzymał trafienia 5 torpedami. Okręt przewrócił się do góry stępką. Marynarze próbujący wydostać się z tonącego pancernika byli ostrzeliwani przez japońskie samoloty, stąd też starty wyniosły aż 415 zabitych i 32 rannych.
"Maryland" miał stosunkowo najwięcej szczęścia. Został ugodzony tylko dwa razy bombami, które zabiły 2 ludzi, a 14 raniły.
Między parą okrętów "Maryland"-"Oklahoma" i "Arizona"-"Vestal" cumowały pancerniki "Tennessee" i "West Virginia". Stojąca od zewnątrz "West Virginia" otrzymała bardzo silne ciosy - 6 lub 7 torped i dwie ciężkie bomby. Jednak akcja ratownicza na tym okręcie przebiegała bardzo sprawnie. Zalano przedziały na przeciwległej burcie, by zrównoważyć rosnący przechył. Dzięki temu pancernik łagodnie osiadł na dnie lewą stępką przyobłową i nie przewrócił się. Grupy przeciwpożarowe walczyły z ogniem, a obsady artylerii przeciwlotniczej musiały przerwać ogień, wyczerpawszy całą dostępną amunicję. Pożary ugaszono do południa przy współudziale okrętu pomocniczego. Straty na "West Virginii" wyniosły ok. 150 ludzi.
Osłaniany przez "West Virginię" pancernik "Tennessee" został trafiony dwiema bombami. Większe starty okrętowi zadały wszakże opadające szczątki z "Arizony" i wyciekająca z niej płonąca ropa. Straty wśród załogi były jednak niewielkie.
Rys. Koszaru po japońskim ataku (patrz załącznik)
Przed szykiem pancerników, w niewielkiej zatoczce w Ford Island, kotwiczył pancernik "California", za szykiem zaś stała "Nevada". California, jako okręt flagowy wiceadmirała Pye, dowódcy Battle Force, czyli sił liniowych floty Pearl Harbor, z zewnątrz był utrzymany w idealnym porządku. Jednak stan techniczny okrętu przedstawiał się dużo gorzej od pozostałych pancerników. Dlatego też wystarczyły tylko dwa trafienia torpedami, by okręt zaczął tonąć. Ponadto "Californię" ogarnęły płomienie, po tym jak została ugodzona bombą w magazyn artylerii przeciwlotniczej. Mimo energicznej akcji załogi okrętu nie dało się uratować i osiadł on na dnie, tak, że ponad lustro wody wystawały tylko nadbudówki i charakterystyczne maszty kratownicowe.
Pancernik "Nevada", stojący na drugim końcu szyku okrętów liniowych, zapisał chwalebną kartę w historii Pearl Harbor. Kapitan Francis Thomas z rezerwy marynarki, będący w chwili ataku najstarszym stopniem oficerem na "Nevadzie", szybko zorganizował skuteczną obronę przeciwlotniczą. Dzięki temu pancernik został trafiony tylko jedna torpedą, która nie uszkodziła najważniejszych części okrętu. Po tym, jak na "Nevadę" spadły dwie bomby, kpt. Thomas zadecydował o wypłynięciu okrętu z Pearl Harbor. Pancernik ruszył o 8.40, po błyskawicznie przeprowadzonych przygotowaniach, bez pomocy pilota i holowników. Przy okazji uratowano kilku rozbitków z "Arizony", stojącej tuż przed "Nevadą". Uciekający z piekła okręt szybko jednak zwrócił na siebie uwagę japońskich lotników. Pierwsze bomby padały niecelnie, jednak z ataku na atak Japończycy uderzali precyzyjniej. W końcu bomby zaczęły trafiać "Nevadę", która stanęła w płomieniach. Wysłano jej na pomoc dwa holowniki, które przyłączyły się do gaszenia pożarów i zapobiegły zatonięciu okrętu, osadzając go na płyciźnie Waipo Point. Na "Nevadzie" poległo 50 ludzi, a 109 odniosło rany.
Tymczasem nad Pearl Harbor przyleciały samoloty rozpoznawcze z powracającego lotniskowca USS "Enterprise". W momencie ataku był on 200 mil od bazy. Artylerzyści amerykańscy wpadli wszakże w zapał bojowy i strzelali do wszystkiego co się rusza, łącznie z samolotami z "Enterprise". Wiele z nich zostało także zestrzelonych przez japońskie myśliwce Zero.
Japoński nalot skoncentrował się przede wszystkim na pancernikach cumujących przy południowo-wschodnim brzegu Ford Island. Ataki Japończyków dotknęły jednak również innych okrętów. Po drugiej stornie Ford Island stał stary pancernik USS "Utah", przerobiony na okręt cel, krążowniki USS "Detroit" i USS "Raleigh" oraz transportowiec samolotów USS "Tangier". "Utah", trafiony dwiema torpedami, przewrócił się do góry stępką. Dzielnie broniły się oba krążowniki. "Raleigh" uderzony został torpedą i kilkoma bombami, z których jedna przebiła wszystkie pokłady i poszycie okrętu i eksplodowała dopiero przy dnie. Mimo to nie zatonął. "Detroit" zdołał uniknąć trafienia torpedą i bombami, dzięki silnej osłonie przeciwlotniczej, którą rozpostarły nad nim stojące w pobliżu niszczyciele. Krążownik wyszedł z walki absolutnie bez szwanku.
Rys. Pancernik Nevada próbuje zejść z Pearl Harbour (patrz załącznik)
Japończycy zaatakowali także stocznie marynarki wojennej, znajdujące się po drugiej stronie kanału, na południe od Ford Island. Na atak narażone były głównie zacumowane burta w burtę stawiacz min USS "Oglala" wraz z krążownikiem lekkim USS "Helena", stojącym od strony wyspy. Krążownik został trafiony jedną torpedą, która przy okazji uszkodziła również "Oglalę". Sprawna akcja ratunkowa na "Helenie" zapobiegła zatonięciu okrętu. Inny los czekał jednak stawiacz min, który trafiony dodatkowo dwoma bombami, poszedł na dno.
O godz. 8.40 nad Pearl Harbor nadleciała druga fala japońskich samolotów, dowodzona przez kapitana Shigekazu Shimazaki. W jej skład wchodziły 54 bombowce horyzontalne i 80 bombowców nurkujących, pod osłoną 36 myśliwców. Atak drugiej fali skoncentrował się na stojącym w suchym doku pancerniku "Pennsylvania" wraz z niszczycielami USS "Cassin" i USS "Downes". Pancernik został trafiony bombą, a niszczyciele dostały się pod grad bomb zapalających. Wobec wybuchu olbrzymiego pożaru, załogi musiały opuścić niszczyciele, a dok zalano. Na "Pennsylvanii" poległo 18 ludzi, dalszych 30 zostało rannych.
Celem ataku stały się również cztery krążowniki lekkie: USS "New Orleans", USS "San Francisco", USS "Honolulu", USS "Saint Louis", które zacumowane były w południowej części bazy. Okręty obroniły się, prowadząc zorganizowany ogień przeciwlotniczy. Jeden z krążowników - "St. Louis", pod dowództwem kmdr Rood´a, podjął nawet skuteczną próbę opuszczenia bazy. Wobec zaistniałych okoliczności dokonano tego w brawurowy sposób, z prędkością 22 węzłów.
W tym czasie lotniskowce z Zespołu Uderzeniowego wiceadmirała Nagumo zbliżyły się na dystans 190 mil od Oahu. Przekroczono tym samym wyznaczoną granicę zbliżenia. Obawiano się jednak, że wielu samolotom może zabraknąć paliwa na powrót. Po godz. 10.00 na lotniskowcu "Akagi" dostrzeżono pierwsze powracające z Pearl Harbor maszyny. W sumie nad amerykańską bazę, w dwóch falach, poleciały 353 samoloty. Na lotniskowce wróciły 324 maszyny. Straty wyniosły więc 29 samolotów zestrzelonych przez obronę przeciwlotniczą i amerykańskie myśliwce, których kilka zdołało poderwać się w powietrze i stanąć do walki. Jako ostatni z Pearl Harbor wracał kmdr Fuchida, lądując trzy godziny po pierwszych samolotach na lotniskowcu "Akagi".
Rys. Pancernik West Wirginia w płomieniach (patrz załącznik)
W dowództwie zespołu i wśród pilotów rozgorzała dyskusja, czy należy ponowić atak i dobić to, co zostało z Floty Pacyfiku. Ostatecznie przeważyły argumenty wiceadmirała Nagumo, który uważał, że atak spełnił swoje zadanie, a wyniki kolejnego stoją pod znakiem zapytania. Ponadto w trakcie drugiego uderzenia natężenie i skuteczność amerykańskiej obrony przeciwlotniczej znacznie wzrosła i kolejny atak mógłby przynieść zbyt wielkie straty. W końcu obawiał się zagrożenia ze strony lotniskowców, których położenie nie było znane, oraz samolotów stacjonujących na lądzie.
Tak więc o 13.30, ku niezadowoleniu większości załóg, nakazano odejście od Oahu z maksymalną prędkością z powrotem w kierunku północnym. Wysoką prędkość utrzymywano przez cały dzień i noc. Dopiero następnego dnia Zespół Uderzeniowy zwolnił do 15 węzłów. W drodze powrotnej, od zespołu odłączyły się dwa mniejsze lotniskowce "Soryu" i "Hiryu", eskortowane przez 2 krążowniki i 2 niszczyciele, by wesprzeć inwazję na atolu Wake. Pozostałe okręty kontynuowały przemarsz do Japonii, gdzie dotarły w dniach 24-25 grudnia.
Mimo wielkiego sukcesu jakim był atak na Pearl Harbor, wielu japońskich sztabowców nie było w pełni zadowolonych z jego rezultatu. Przede wszystkim nie udało się dosięgnąć najważniejszego przeciwnika - amerykańskich lotniskowców. Po drugie miano świadomość, że potencjał produkcyjny i remontowy Pearl Harbor jedynie osłabiono. Zapas paliwa, liczący prawie milion ton, pozostał nietknięty. Przyszłość miała już wkrótce pokazać, że wiele okrętów Amerykanie zdołają naprawić "na miejscu", właśnie przy pomocy hawajskiego zaplecza technicznego.
Podsumowanie
Mimo to straty zadane amerykańskiej Flocie Pacyfiku było ogromne. Zginęło 2403 ludzi, 1178 zostało rannych. Flota utraciła 80 samolotów, armia 122. Utracono 7 z 8 pancerników, z czego "Arizonę" bezpowrotnie. Reszta, po prowizorycznych naprawach, udała się na długie remonty do Stanów Zjednoczonych. W drodze do USA zatonęła "na dobre" także "Oklahoma". Japończycy mieli więc prawo mówić o taktycznym sukcesie.
Inaczej jednak sytuacja przedstawiała się od strony politycznej i strategicznej. Japoński atak, dokonany bez ostrzeżenia, ostatecznie wytrącił argumenty zwolennikom polityki izolacjonistycznej w Stanach Zjednoczonych. Naród amerykański oczekiwał srogiego rewanżu na Japończykach, gotów był już także wspomóc oficjalnie aliantów w Europie.
Rys. Wybuch na niszczycielu Shaw (patrz załącznik)
8 grudnia 1941 r. prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt wystąpił przed Kongresem z przemówieniem transmitowanym przez radio na cały kraj, które zaczynało się od słów: "Wczorajszy dzień, 7 grudnia 1941 roku, jest datą, która pozostanie naznaczona pieczęcią hańby". Prezydent wezwał Kongres do wypowiedzenia Japonii wojny, co nastąpiło dzień później. Również 8 grudnia wojnę Japonii wypowiedziała Wielka Brytania. W odpowiedzi na to Hitler i Mussolini wypowiedzieli wojnę Stanom Zjednoczonym. Światowy charakter tej wojny stał się faktem.
Powstała ostatecznie Wielka Koalicja Antyhitlerowska, składająca się z 26 państw, w tym Polski. 1 stycznia 1942 r. koalicjanci podpisali w Waszyngtonie Deklarację Narodów Zjednoczonych, która zobowiązywała jej sygnatariuszy do kontynuowania wojny aż do całkowitego zwycięstwa. Japończycy swoim atakiem rozbudzili kolosa, który miał rozstrzygnąć wojnę...
Zbrodnia katyńska
13 kwietnia 1943 roku o godzinie 9.15 czasu nowojorskiego niemieckie radio nadało audycję, w której świat po raz pierwszy dowiedział się, że polscy oficerowie zostali zamordowani przez Rosjan w Katyniu. Sowieckie Biuro Informacyjne 15 kwietnia zdementowało te wieści i wydało oświadczenie - polscy jeńcy zatrudnieni przy pracach na zachód od Smoleńska wpadli w ręce faszystów i zostali przez nich zamordowani.
Rys. Ekshumacja (patrz załącznik)
W lipcu 1941 roku las katyński został zajęty przez wojsko niemieckie. Oddziały niemieckie dokonały makabrycznego odkrycia w lutym 1943 roku. Groby zostały zabezpieczone przez niemiecką policję polową. Kiedy Niemcy ogłosili, że odkryli zbiorowe mogiły w Katyniu, nikt im nie uwierzył, a opinia publiczna zaczęła kierować oskarżenia w kierunku Niemców. Wobec tego rząd III Rzeszy zdecydował się zaprosić specjalistów medycyny sądowej z wielu krajów w celu zbadania miejsca mordu. Himmler i Goebbels chcieli wykorzystać tą sprawę, upatrując w niej szansy na zerwanie stosunków polsko-radzieckich, co mogło zaowocować konfliktem w całym obozie sprzymierzonych. Czerwony Krzyż zdecydował się wysłać grupę uczonych, którzy mieli stwierdzić, co tak naprawdę wydarzyło się w lasku katyńskim. Uczeni pochodzili między innymi z Belgii, Holandii, Chorwacji, Rumunii i Czech. Przewodniczącym komisji został doktor Orsos.
Międzynarodowa Komisja przybyła do Katania 28 kwietnia 1943 roku. Członkowie komisji mieli pełną swobodę działania. Przesłuchali okolicznych mieszkańców, przebadali blisko 1000 ciał i w końcu sporządzili ostateczny dokument podsumowujący ich działania. Tymczasem do Katynia przybył dziesięcioosobowy zespół lekarski Polskiego Czerwonego Krzyża. W zespole znajdowali się też członkowie AK, którzy przesłać mieli wyniki badań rządowi polskiemu w Londynie. Obok międzynarodowej i polskiej komisji Czerwonego Krzyża, działała też 3 grupa - niemiecka komisja. Członkowie wszystkich trzech komisji pracowali osobno, niezależnie. Opracowane zostały 3 raporty, które były zbieżne w kluczowych elementach śledztwa. W lesie katyńskim znaleziono osiem masowych grobów. Sposób pochowania ludzi w każdej mogile był podobny. Ogromną większość ofiar zabitych zostało jednym strzałem w tył głowy. W osobnych pojedynczych grobach odkryte zostały zwłoki dwóch polskich generałów w pełnym umundurowaniu. Wśród zidentyfikowanych ofiar było wielu nauczycieli, prawników, lekarzy, dziennikarzy i duchownych.
Najważniejszym zagadnieniem było ustalenie dokładnej daty mordu. Sowieci kontrolowali ten obszar do połowy lipca 1941 roku. Przybliżona liczba ofiar została ustalona i wynosiła 4443 osób. Po zestawieniu danych osobowych ofiar okazało się, że oficerowie zamordowani w lesie katyńskim pochodzili z obozu w Kozielsku. To byli ludzie, których poszukiwali Polacy w momencie tworzenie armii generała Andersa. Ekshumację zwłok zakończono 3 czerwca 1943 roku. Po wyzwoleniu tego obszaru spod okupacji niemieckiej do lasku katyńskiego przybyła sowiecka komisja. Sprawozdanie tej komisji mówiło, iż mordu dokonali Niemcy.
Rys. Zwłoki oficerów polskich w zbiorowym grobie (patrz załącznik)
30 stycznia 1944 roku, na polecenie władz sowieckich, I. Korpus Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR dowodzony przez Zygmunta Berlinga zorganizował uroczystość na grobach polskich oficerów. Prawdopodobnie wybudowano też ołtarz polowy. W okresie powojennym miejsce zbrodni zostało odizolowane od świata. Na teren lasu wjechał ciężki sprzęt i zniszczył urządzone wcześniej mogiły. Do roku 1988 roku parokrotnie ogradzano teren i wznoszono w lasku małe pomniki. 2 września 1988 roku na cmentarzu wzniesiono drewniany krzyż, podarowany przez prymasa Polski Józefa Glempa.
W kwietniu 1990 roku Agencja TAAS zakomunikowała, że polskich oficerów zamordowali członkowie NKWD. Było to przełomowe oświadczenie, ponieważ otwierało drogę do zbudowania cmentarza z prawdziwego zdarzenia. Po długoletnich rozmowach prowadzonych na linii Warszawa - Moskwa, w 60 rocznicę mordu, cmentarz był gotów. Został uroczyście otwarty w obecności najwyższych władz RP.
Powstanie w getcie warszawskim
Likwidacja gett
W 1942 r. Niemcy przystąpili do stopniowej likwidacji gett dla ludności żydowskiej w Generalnym Gubernatorstwie, co oznaczało wywiezienie Żydów do obozów zagłady i było równoznaczne z natychmiastową eksterminacją. Fala deportacji rozpoczęła się 17 marca 1942 r., gdy mieszkańców getta w Lublinie wywieziono do fabryki śmierci w Bełżcu. Podobny los spotkał w maju i czerwcu 1942 r. Żydów z Krakowa. Pierwsze działania zmierzające do likwidacji warszawskiego getta podjęto 21 lipca. Aresztowano kilkaset osób, a miejsce odosobnienia ludności żydowskiej otoczono kordonem policji niemieckiej, polskiej (tzw. granatowej) i ukraińskiej. Judenratowi, radzie zarządzającej gettem, postawiono zadanie dostarczania na Umschlagplatz, koło bocznicy kolejowej przy ul. Stawki, do 10 tys. ludzi dziennie. Co znamienne, wysiedlanym pozwolono niemal bez ograniczeń zabrać pieniądze i kosztowności.
Niemiecka propaganda działała bardzo sprawnie, głosząc, iż transporty ludności kierowane są do nowego miejsca osiedlenia, dzięki czemu w pierwszych dniach akcji dobrowolnie zgłosiło się do „deportacji” ok. 20 tys. Żydów. Informacje o rzeczywistym celu transportów – obozie zagłady w Treblince – szybko się jednak rozeszły wśród mieszkańców getta. Z tragicznego losu, który czekał ludność żydowską, zdawał sobie sprawę również Adam Czerniaków, prezes Judenratu. 23 lipca 1942 r. popełnił samobójstwo. Pozostawił po sobie list, w którym napisał: „Żądają ode mnie, bym własnymi rękami zabijał dzieci mego narodu. Nie pozostaje mi nic innego, jak umrzeć”.
Ponieważ rychło zabrakło ochotników do zajęcia miejsca w transportach, akcje wysiedleńcze kontynuowano siłą. Brały w nich udział policje: niemiecka, polska, ukraińska, litewska, łotewska, a także żydowska Służba Porządkowa. Funkcjonariusze tej ostatniej spodziewali się, iż za udzielenie pomocy w przeprowadzaniu deportacji, uda im się zachować życie. Były to jednak płonne nadzieje – 2 tys. służbistów wkrótce podzieliło los pobratymców, trafiając do Treblinki. 21 września 1942 roku zasadnicza część akcji wysiedleńczej dobiegła końca. W getcie pozostało jedynie 60 tys. osób, w tym blisko połowa nielegalnie.
Proces likwidacji gett nie zakończył się na Warszawie, lecz objął także m.in. Lwów, Radom, Mińsk Mazowiecki, Siedlce oraz Kielce. Do końca 1942 r. liczbę żydowskich skupisk ludności zmniejszono z 650 do 60. Wedle szacunków SS, na terenie Generalnego Gubernatorstwa zostało ok. 300 tys. Żydów, zaś na ziemiach wcielonych bezpośrednio do Rzeszy 235 tys. Wielu z nich było wykorzystywanych przez Niemców do pracy w fabrykach zbrojeniowych.
Powstanie ŻOB
Po przeprowadzeniu przez Niemców fali deportacji, w opuszczonych gettach pozostała głównie ludność najbardziej zaradna, potrafiąca radzić sobie z terrorem okupanta. Nie trzeba było długo czekać, by pojawiła się myśl o oporze. Wszyscy mieli bowiem świadomość, że prędzej czy później hitlerowcy przyjdą dokończyć rozpoczęte dzieło zagłady. 28 lipca 1942 r. w opustoszałym getcie warszawskim powstała najważniejsza z organizacji organizujących żydowski opór – Żydowska Organizacja Bojowa. Na jej czele stanął Mordechaj Anielewicz, a jednym z jego zastępców został Marek Edelman. Zaplecze polityczne ŻOB-u stanowiły: syjonistyczny Żydowski Komitet Narodowy, Żydowska Komisja Koordynacyjna, skupiająca ugrupowania syjonistyczne, „Bund”, a także nieoficjalnie PPR. Ponadto w getcie funkcjonował Żydowski Związek Wojskowy, skupiający syjonistów-rewizjonistów, współpracujących przed wojną z polskimi władzami wojskowymi.
Pierwszy opór i przygotowanie do ostatecznego starcia
Wkrótce Niemcy przystąpili do kontynuowania deportacji pozostałej na terenie getta ludności. Tym razem jednak, 18 stycznia 1943 wkraczający hitlerowcy napotkali pierwszy, spontaniczny opór ze strony Żydów. Po czterech dniach walk Niemcy podjęli decyzję o zawieszeniu akcji wysiedleńczej i wycofaniu się. Miało to wielkie znaczenie, przede wszystkim w wymiarze psychologicznym. Mieszkańcy getta zrozumieli, że Niemcom można stawić skuteczny opór. Przystąpiono więc do organizowania obrony, należało się bowiem spodziewać, że hitlerowcy zechcą ponownie uderzyć i to ze zwielokrotnioną siłą – porażka „rasy panów” w walce z żydowskimi bojownikami nie mogła wchodzić w rachubę. Żydzi zdawali sobie sprawę, że nie będą toczyć boju o swoje życie, lecz o prawo do godnej śmierci.
Podczas gdy Niemcy otrząsali się z porażki i koncentrowali siły do kontrataku, mieszkańcy getta budowali punkty oporu. Pod budynkami zaczęły powstawać doskonale zamaskowane bunkry i przejścia. Na bogatszą ludność nałożono kontrybucje, dzięki czemu zdobyto środki na zakup broni. Z ograniczoną pomocą do żydowskich organizacji wystąpiły także Armia Krajowa i PPR. Getto, z siedliska bezradnych mas, zmieniło się w najeżone pułapkami gniazdo zdecydowanych na wszystko bojowników.
Powstanie
19 kwietnia 1943 r. Niemcy wkroczyli ponownie do getta – tym razem w celu jego ostatecznej likwidacji. Na czele niemieckich sił stał - wyznaczony przez samego Himmlera - generał SS Jürgen Stroop. Pod jego rozkazami znajdowało się około 2 tys. żołnierzy z oddziałów Waffen SS, Wehrmachtu oraz litewskich, łotewskich i ukraińskich jednostek pomocniczych. Nacierający mogli liczyć ponadto na wsparcie artylerii, lotnictwa i pojazdów mechanicznych. Przeciwko nim stanęło około tysiąca źle uzbrojonych powstańców z ŻOB-u i ŻZW. Prowadzone przez bojowników walki partyzanckie przyniosły jednak efekty. Pierwszego dnia powstańcy powstrzymali natarcie wroga, niszcząc przy tym dwa pojazdy. Niemcy szybko zauważyli, że stosowana przez nich taktyka jest nieskuteczna. Poruszający się po ulicach niemieccy żołnierze byli łatwym celem dla Żydów, którzy czaili się w zabudowaniach. Ponadto doskonała znajomość terenu i umiejętne wykorzystywanie piwnic, kanałów i podziemnych przejść pozwala bojownikom uchodzić z obław.
Dużych kłopotów nastręczało Niemcom także odnajdywanie bunkrów, w których chronili się powstańcy. Do namierzania kryjówek zaczęto stosować psy policyjne, aparaty i sondy akustyczne. Te ostatnie wykazywały jednak przydatność tylko w nocy, gdy ustawały „odgłosy wojny”. Stosowane przez likwidatorów metody nie uszły wszak uwadze bojowników, którzy wprowadzili odpowiednie środki zaradcze. Mieszkańców bunkrów objęto nakazem zachowywania absolutnej ciszy. W niektórych przypadkach zabroniono także podgrzewania potraw, by ich woń nie naprowadzała na kryjówki psów policyjnych.
Wobec tych wszystkich trudności, Niemcy 23 kwietnia zmienili taktykę. Przystąpiono do systematycznego niszczenia zabudowań – dom po domu. Była to metoda powolna, ale skuteczna. Pozwalała na ograniczenie zagrożenia własnych oddziałów, a jednocześnie na stopniowe spychanie powstańców, poprzez pozbawianie ich kryjówek i możliwości manewru. Od początku dochodziło także do iście dantejskich scen – kobiety wyskakiwały ze swoimi dziećmi z okien podpalonych kamienic, a uciekający ludzie byli bestialsko mordowani przez Niemców i ich sojusznicze formacje.
Sytuacja powstańców pogarszała się z dnia na dzień. Szybko zaczęło brakować amunicji, a także wody i żywności. Niemcy zaczęli odcinać i izolować poszczególne punkty oporu, tak by rozbić sieć żydowskiej obrony. Od 28 kwietnia walki koncentrowały się w zasadzie już tylko wokół nich.
Zdobycie bunkra przy Miłej 18
8 maja Niemcy odkryli bunkier przy Miłej 18, w którym chronili się dowódcy ŻOB. Wbrew powszechnej opinii, nie była to jednak kwatera komendantury, lecz członków gangu żydowskiego i ich rodzin. Bojownicy byli tam tylko „sublokatorami”. Hitlerowcy otoczyli bunkier i zabezpieczyli wszystkie z jego pięciu wejść. Do likwidacji wykorzystano materiały wybuchowe. Spośród 200 przebywających w bunkrze osób schwytano 60, reszta zginęła w wyniku eksplozji lub popełniła samobójstwo. Wśród tych ostatnich był też najprawdopodobniej dowódca ŻOB – Mordechaj Anielewicz. Z Miłej 18 udało się zbiec pięciu bądź sześciu osobom, które wykorzystały jeszcze jedno, nieznane Niemcom wyjście. Według ustaleń świadków, a także raportu Jürgena Stroopa, wykrycie bunkra przy Miłej 18 nie było jednak dziełem sprawnego działania hitlerowskich oddziałów, lecz zdrady, której dopuścili się Żydzi. W meldunku Stroopa z 4 maja można wyczytać: „Jak wynika z zeznań Żydów, dzisiaj ujęto część kierownictwa tzw. Partii. Jeden z członków dowództwa bandy zostanie jutro użyty do zlikwidowania dalszych umocnionych bunkrów z uzbrojoną załogą”. 7 maja niemiecki dowódca napisał zaś, że „położenie bunkra tzw. ścisłego kierownictwa partyjnego jest już znane”. Wersję wydarzeń, mówiącą o zdradzie, wydaje się potwierdzać także tzw. „Album Stroopa” - fotograficzna dokumentacja zagłady getta. Serię zdjęć, przedstawiającą najprawdopodobniej likwidację bunkra przy Miłej 18, kończy fotografia, na której widnieje dwóch mężczyzn w towarzystwie SS-manów, podpisana przez Stroopa „Jüdische Verräter” – żydowscy zdrajcy. Tego określenia generał SS używał tylko wobec konfidentów, nie powstańców.
Bezczynność aliantów
Państwa koalicji antyhitlerowskiej były bardzo dobrze poinformowane o tym, co Niemcy czynią z ludnością żydowską, nie tylko w Warszawie, ale i w innych rejonach kraju, a to dzięki wysiłkowi polskich kurierów, takich jak Jan Karski. Mimo to, nie podjęto żadnych działań, które zmierzałyby do powstrzymania ludobójstwa dokonywanego na terenie warszawskiego getta. Wobec takiej postawy zachodnich mocarstw, Szmul Zygielbojm, członek Rady Narodowej z ramienia „Bundu”, popełnił 13 maja 1942 r. samobójstwo. Jednak nawet ta dramatyczna próba zwrócenia uwagi na los polskich Żydów nie przyniosła rezultatów. Powstanie w getcie gasło.
Koniec
Choć likwidacja pojedynczych punktów oporu rozsianych w ruinach getta zajęła Niemcom jeszcze kilka miesięcy, 16 maja dokonali oni symbolicznego zakończenia działań zbrojnych. Swoistym wyrazem tego było wysadzenie w powietrze dziewiętnastowiecznej synagogi przy ulicy Tłomackie. Według Jürgena Stroopa, do tego czasu hitlerowcy ujęli 56 065 Żydów, dalszych 10 tys. zastrzelili bądź spalili, a 2 tys. schwytali już poza gettem. W wyniku walk zginęło ok. 6 tys. Żydów i 300 Niemców.
Podsumowanie
Z wojskowego punktu widzenia, powstanie w getcie warszawskim od samego początku nie miało sensu i skazane było na porażkę. Żydowscy bojownicy pod każdym, poza motywacją, względem ustępowali swojemu przeciwnikowi. Wszyscy zdawali sobie jednak sprawę, że ta walka toczy się o coś znacznie ważniejszego niż pokonanie wroga – o odzyskanie wolności w ostatnich dniach, godzinach życia, o prawo do godnej, żołnierskiej śmierci. Jednakże nawet i to nie było dane wszystkim Żydom z warszawskiego getta. Ponad 50 tys. ludzi, którzy zostali schwytani przez Niemców, czekał ten sam los, co ich poprzedników – śmierć w komorach gazowych. Tylko nielicznym, z pomocą różnych sił polskiego podziemia, udało się przebić poza mury getta. Rok później, w sierpniu 1944 r., część z nich stanęła ponownie do walki, by stoczyć z innymi Polakami kolejny bój o Warszawę.
ZAKOŃCZENIE II WOJNY ŚWIATOWEJ
Do dnia dzisiejszego występują rozbieżności co do konkretnej daty zakończenia II wojny światowej w skali międzynarodowej.
7 maja 1945 roku - kapitulację w Reims (wschodnia Francja) podpisali w imieniu władz niemieckich generał Alfred Jodl oraz admirał von Friedeburg. Dla Europy Zachodniej 7 maja jest dniem zakończenia II wojny światowej.
8 maja 1945 roku o godz. 23.01 czasu środkowo - europejskiego nastąpiło przerwanie działań wojennych. Było to wynikiem podpisania 7 maja o godzinie 2.41 przez przedstawiciela admirała Dönitza aktu bezwarunkowej kapitulacji niemieckich sił zbrojnych. Ten akt kapitulacji został na żądanie dowodztwa wojsk sowieckich powtórzony w Berlinie. Tam podpisano go 9 maja, szesnaście minut po północy czasu wschodnio - europejskiego. Tak zakończyła się w Europie II wojna światowa.
Kapitulację poprzedziła ostateczna ofensywa wojsk alianckich, która doprowadziła Niemcy do wyniszczenia i beznadziejnej sytuacji militarnej oraz politycznej. Tydzień wcześniej, 30 kwietnia, Hitler mianował na swoje miejsce admirała Dönitza i popełnił samobójstwo w otoczonym Berlinie.
Dla Polski i Europy II wojna światowa skończyła się, choć trwały jeszcze intensywne walki na Dalekim Wschodzie. Wojna w sumie trwała 6 lat. Uczestniczyły w niej 72 państwa (ponad dwa razy więcej niż w I wojnie światowej), liczące około 1,7 mld mieszkańców. Działania wojenne przebiegały na terytorium 40 państw. Do wojska powołano ok. 110 mln ludzi, nie licząc uczestników ruchu oporu. Ogólne straty w ludziach były ponad 5 - krotnie wyższe niż w I wojnie światowej i wyniosły ponad 50 mln poległych, zamordowanych, zmarłych. II wojna światowa była największą i najkrwawszą wojną w historii ludzkości.
Polska straciła ponad 6 mln obywateli, w tym 644 tys. wskutek bezpośrednich działań wojennych. Straty te ujęte procentowo w stosunku do liczby ludności, były największe na świecie. Rezultatem wojny stało się też trwałe inwalidztwo ok. 600 tys. osób. Około 80% strat przypadło na ludność miejską, co w dużym stopniu wiązało się z eksterminacją skupionej w miastach ludności żydowskiej, która została wymordowana prawie całkowicie.
Polskie siły zbrojne uczestniczyły w większości kampanii wojennych i bitew II wojny światowej: w zachodniej i południowej Europie, w Afryce Północnej, a od końca 1943 roku również na froncie wschodnim, zadając Niemcom i ich sojusznikom wiele niszczacych ciosów.
W końcowych operacjach II wojny światowej w działaniach na wschodzie i na zachodzie łącznie brały udział 2 armie ogólnowojskowe, 3 różne korpusy oraz kilkadziesiąt samodzielnych związków taktycznych, oddziałów jak i pododdziałów; w sumie w początkach maja Polskie Siły Zbrojne na zachodzie liczyły ok 194 500 żołnierzy, a Wojsko Polske ok. 400 tys. żołnierzy.
II wojna światowa, oprócz ogromu strat materialnych i idących w dziesiątki milionów strat ludzkich, spowodowała ogromny wstrząs moralny. Ukazała z całą ostrością mroczną stronę ludzkich możliwości: stosowanie wymyślnych technik zabijania na masową skalę, terror i poniżenie ludzkiej godności. Pozostawiło to głębokie ślady w świadomości ocalonych.
W lipcu i sierpniu 1945 roku w Poczdamie przywódcy sprzymierzonej trójki (USA, ZSRR, Wielka Brytania) ustalili zasady polityki wobec Niemiec.
Kapitulacja położyła kres hitlerowskiemu imperializmowi, który kierował tym krajem od 12 lat.