Sobotnim rankiem mama weszła do pokoju i powiedziała:
-Wstawaj. Zobacz, jaki piękny dzień. Szkoda marnować czas na wylegiwanie się.- po tych słowach udała się spiesznie do kuchni.
Przeciągnęłam się i wyjrzałam za okno- rzeczywiście pięknie! Słońce świeci, ptaki śpiewają, a w powietrzu unosi się zapach nadchodzącego lata i tak długo oczekiwanych wakacji. Postanawiam nie marnować więcej czasu i jak najszybciej pójść na dwór. Ubrana idę do kuchni na śniadanie. Jest to niewielkie pomieszczenie, ale bardzo przytulnie urządzone, można powiedzieć- w stylu wiejskim. Moja mama starała się stworzyć tu jak najlepszy klimat; udało się.
-Co chcesz na śniadanie- grzanki czy zupę mleczną?- pytanie mamy przerywa moje rozmyślania.
-Może być zupa- odpowiadam i siadam przy stole.
Chcę jak najszybciej uporać się z jedzeniem i pójść do Justyny- mojej najlepszej koleżanki i przekazać jej fantastyczną nowinę- przyjeżdża do nas moja kochana babcia Janka. Nie odwiedzała nas przez długi czas i my nie jeździliśmy do niej. Pamiętam, kiedy byłam jeszcze brzdącem, wybierałyśmy się razem nad jezioro i na spacery po lesie. Tak za nią tęsknię i nie mogę się doczekać jej przyjazdu. Gdy wczoraj się o tym dowiedziałam, nie mogłam zasnąć przez pół nocy.
Zjadam spiesznie śniadanie i wychodzę przed dom. Cóż za zapach! Wciągam to wspaniałe, rześkie powietrze do płuc. Uwielbiam, jak wieś pachnie o poranku i jej zapach połączony z aromatem dzikich ziół i kwiatów polnych.
Podbiega do mnie Żarłok, mój pies kundel. Towarzyszy mmi wiernie przez całą drogę do Justyny. Jej dom znajduje się w centrum wsi, więc musimy przejść około dwóch kilometrów. Spacer upływa nam na „rozmowie”. Opowiadam Żarłokowi o Piotrku. Poznałam go podczas ferii zimowych; to była miłość od pierwszego wejrzenia. Obiecał, że będzie mnie odwiedzał, a jak na razie przyjechał tylko 3 razy. Miałam nadzieję, że przyjedzie dziś lub jutro tak, jak obiecywał, ale już raczej nie odwiedzi mnie. Wydaje mi się, że Żarłok słucha ze zrozumieniem i rozważa wszystko w swojej kosmatej głowie. W końcu docieramy na miejsce. Gdy podchodzę do drzwi, pies odchodzi. Przestrzegam go:
-Tylko się nigdzie nie szwendaj!
Ale odszedł za daleko, aby mnie usłyszeć i odpowiada mi tylko machnięcie ogona.
Już po pierwszym dzwonku drzwi otwierają się. Staje w nich wysoka roześmiana brunetka. To Justyna. Jesteśmy do siebie tak podobne, że czasami ludzie biorą nas za siostry, a nawet za bliźniaczki. Moim zdaniem to bardzo zabawne.
Wchodzę do holu, a potem do jej pokoju. Jest to jasne, słoneczne pomieszczenie. Siadamy na sofie; zaczynamy rozmowę. Mówię jej o przyjeździe babci i o tęsknocie za nią. Później opowiadam o mojej sympatii.
Rozmawiamy długo i nagle dzwoni telefon. Justyna podchodzi, odbiera.
-To do ciebie- mówi.
Biorę słuchawkę do ręki. To dzwoni moja mama. Okazuje się, że babcia nie przyjedzie. Smutno mi z tego powodu- tak się cieszyłam na jej przyjazd, a tu nic nie wyszło. Mama oznajmia, że przyjechał ktoś inny. To co prawda gość niespodziewany, ale wszyscy się cieszą z jego odwiedzin. Mama nie chce powiedzieć kto to- to ma być niespodzianka. Obiecuję, że zaraz pójdę do domu i kończę rozmowę. Odkładam słuchawkę i mówię Justynie:
-To była moja mama. Muszę jak najszybciej wrócić do domu. Przepraszam...
A ona kiwa tylko potakująco głową i odprowadza mnie do drzwi. Żegnam się z nią i wychodzę przed dom. Gwiżdżę na Żarłoka. Może mnie usłyszy? Ruszam szybkim krokiem i po chwili pies dołącza do mnie.
Po krótkim czasie wracamy do domu. Otwieram drzwi i... nie mogę uwierzyć! To Piotrek!! Uśmiech rozjaśnia moją twarz i jestem bardzo mile zaskoczona. Serce bije mi tak szybko, iż boję się, że wyskoczy z piersi i pęknie. Rzucam mu się na szyję i obejmuję go ramionami. Widzę i czuję, że on także cieszy się z tego spotkania. Spoglądam na jego twarz- jejku, jak się zmienił, jak wydoroślał!
-Jesteś bardzo przystojny- szepczę mu do ucha, gdy idziemy razem do kuchni na obiad.
-Ty też wypiękniałaś. Teraz podobasz mi się bardziej... –odpowiada mi również szeptem.
Siadamy przy stole i zaczynamy posiłek. Jestem tak szczęśliwa, że w ogóle nie czuję głodu, chociaż od śniadania nie miałam nic w ustach. Mimo to jem, aby nie sprawić przykrości mamie. Wszystko jest pyszne, dosłownie rozpływa się w ustach.
Po skończonym posiłku idziemy z Piotrkiem na pobliską łąkę. Mamy tyle spraw do omówienia. Po długiej rozmowie wracamy do domu.
Siadamy na tarasie i oglądamy zachód słońca. Jego piękny, złoty blask rozlewa się na wrzosowiskach. Siedzimy blisko siebie i trzymamy się za ręce, chłonąc ten fantastyczny krajobraz.
Ocena nauczyciela (polonistka): celujący(!)